Fot: własne

Huawei P9 po 1,5 roku – czy było warto?

Huawei P9 to było prawdziwe otwarcie marki w świecie topowych flagowców. Smartfony tej firmy były wcześniej osiągalne na rynku i nieraz cieszyły się sporą popularnością, jednak jeśli jest jakiś „kamień milowy”, który pomógł firmie w walce o serca polskich konsumentów, to dla mnie jest to bezapelacyjnie Huawei P9; urządzenie, które jest u mnie w domu od dnia premiery. Jesteście ciekawi, jak się miewa? Jeśli tak, to zapraszam dalej.

Jak się okazało, Huawei P9 jest w stanie dużo przetrwać

Huawei P9 to główny telefon mojej lepszej połówki. Urządzenie nie ma lekko w życiu, bowiem – jak pokazał czas – grawitacja i tajemnice moce damskiej torebki, to wyzwanie, które nie ustępuje wcale popularnym drop-testom czy innym wyszukanym próbom, jakim youtuberzy poddają wybrane urządzenia. Bez względu na poniższe, drastyczne zdjęcia, pamiętajcie o jednym – Huawei P9 to twardziel, jakich mało.

Zobaczyliście zdjęcia. Zakładam, że nie jednemu z Was usta wygięły się w lekkim grymasie. Każda ramka poobijana, trudno znaleźć jakieś duże fragmenty obudowy, które dalej są we wzorowej formie. Jest jeden chlubny wyjątek, ale o nim opowiem Wam dopiero za chwilę. Chcę natomiast wypunktować Wam kilka zdarzeń, które spotkały to urządzenie. Dzisiaj usiedliśmy z żoną i P9-tką na spokojnie, i po krótkiej rozmowie oboje przypomnieliśmy sobie takie zdarzenia, jak:

  • upadek z dachu samochodu na żwir na parkingu,
  • upadek z kieszeni podczas wycieczki górskiej,
  • upadek podczas biegania z tej specjalnej „kieszeni” dla osób, które uprawiają jogging,
  • lekkie zalanie herbatą,
  • wysypanie na część frontowej tafli i port ładowarki mąki do pieczenia ciasta ;)

Do tego dochodzi kilka anonimowych rys na pleckach, nieopodal skanera linii papilarnych, o których genezie ani ja, ani żona nic nie wiemy.

Sporo tego, prawda? Na dobrą sprawę być może zdołałbym jeszcze tę listę trochę wydłużyć, jednak ma ona obrazować jedną ważną dla Was cechę tego urządzenia – to twardziel, solidny zawodnik, który nie nawala. Wyświetlacz pozostał nienaruszony, jednak podejrzewam, że dużą rolę odegrała tu zwykła folia ochronna (obecnie już trzecia), którą postanowiliśmy dodatkowo zabezpieczyć ekran. Szczerze polecam, bowiem żywotność tego jakże ważnego modułu telefonu wzrasta zauważalnie. A jeśli nie wiecie, jaką wybrać, zapraszam do tego wpisu.

Jestem Wam jeszcze dłużny informację o tym jednym tajemniczym miejscu na obudowie, które pozostało nietknięte. Zapewne ucieszy Was fakt, że mówimy o pasku zabezpieczającym optykę aparatu od LEICA. Co jak co, ale to doskonałe wiadomości – nie od dziś wiadomo, że jedna ryska na szkle zabezpieczającym obiektyw aparatu, to wbrew pozorom wielkie zmartwienie dla posiadaczy telefonu. Huawei P9 okazał się być urządzeniem bardzo przemyślanym, bowiem chroniąca je powłoka jest wręcz rewelacyjna.

Wideorecenzja po półtora roku

System, wydajność i bateria

Huawei dba o swój produkt. Omawiany egzemplarz nie ma brandu operatora i muszę oddać, że przez ten cały czas urządzenie jest wspierane. W chwili pisania tekstu, ex-flagowiec pracuje pod kontrolą Androida Nougat zmodyfikowanego o nakładkę EMUI 5.0.1, a zabezpieczenia datowane są na październik. To świetna wiadomość, bowiem dla coraz to większej liczby użytkowników liczy się nie tylko aktualność oprogramowania w dniu zakupu, ale i polityka aktualizacji oraz szeroko rozumiany support. I mogę tu napisać, że Huawei pokazał się jako naprawdę dobry producent, który nie zapomina o urządzeniu ze swoim logo.

Odnośnie aplikacji, jest na bogato. Widać to zresztą na nagraniu. Spokojnie mogę stwierdzić, że aplikacji jest po prostu dużo, a urządzenie raczej nie jest perfekcyjnie konserwowane. Czasem je sobie uruchomię, przejrzę ustawienia systemowe, zoptymalizuję wydajność i wyczyszczę RAM, ale takie porządki zdarzają się nie częściej niż raz na dwa-trzy miesiące.

Odnośnie używanych aplikacji, z miejsca wskażę na programy do social-media poza Twitterem. Do tego dochodzi popularny komunikator, chyba wszystkie obecne na polskim rynku usługi VOD oraz dedykowane programy wiodących serwisów zakupowych i aukcyjnych. Są też gry. Tak, kobiety też grają na smartfonie ;). W przypadku mojej lepszej połówki są to co ciekawsze platformówki, w których – nad czym staram się pracować – nie mam do niej startu. Po prawdzie, w rankingach Google Play widzę, że chyba lepiej odpuszczę.

Najważniejsza sprawa – telefon znosi pracę pod obciążeniem naprawdę wzorowo. Jedyna sytuacja, kiedy rozbudowane platformówki zwalniają, to stan rozładowania baterii, kiedy urządzenie wchodzi w tryb oszczędzania energii. To jednak dla mnie coś normalnego i w pewnym sensie wręcz naturalnego. W żadnej innej sytuacji Huawei P9 nie dał ciała i nie lagował ani nie męczył się jakoś zauważalnie podczas pracy pod obciążeniem. Co może cieszyć, mimo metalowej bryły, temperatura zazwyczaj również trzymana jest w ryzach.

Idąc dalej, muszę pochwalić skaner. Ulokowanie nie faworyzuje ani leworęcznych, ani praworęcznych osób. Jest na pleckach, w centralnej części, w doskonałej odległości od aparatu, który podczas wybudzania urządzenia pozostaje zawsze w bezpiecznej odległości. Moduł ten to jednocześnie rasowy sprinter, który potrzebuje zaledwie ułamku sekundy, aby odblokować urządzenie.

Huawei lubi dorzucać „funkcje ekstra” i za takie właśnie cechy tego modułu można uznać kilka rozwiązań, w tym nawigowanie po galerii czy odblokowywanie bądź wyciszanie połączeń przychodzących. Na skaner naprawdę nie można powiedzieć żadnego złego słowa. To dla mnie konstrukcja kompletna, chyba nawet lepsza aniżeli moduł, który odnajdziemy na froncie nowszego Huawei P10.

Na łączności mieszanej (LTE – WiFi) telefon zazwyczaj spokojnie daje radę przepracować półtora dnia. Jasność ekranu ustawiona na około 60%, synchronizacja danych w tle, sporo rozmów telefonicznych, maili, SMS-ów i mediów społecznościowych. Czas na ekranie spokojnie potrafi przekroczyć wartość sześciu godzin, także bateria Huawei P9 to również jego spory atut, który można docenić mimo upływu czasu.

Multimedia, czyli realne starzenie się produktu

Po czym poznać, kiedy telefon powinien przejść na emeryturę? Część z Was pewnie powie, że po wydajności systemu. Owszem, jest w tym toku myślenia nieco racji, jednak ostatecznie system zawsze można wyczyścić, dane prywatne zapisać i nieco sztucznie wydłużyć okres pierwszej świeżości naszego urządzenia. Ta sztuczka nie przejdzie jednak w warstwie multimedialnej, która na dobrą sprawę jest tą częścią każdego smartfona, która starzeje się najszybciej.

Aparat prawdę Wam powie. Jeśli jest pikseloza, znaczy, że stary i zły. Jeśli fotki wykonywane z zoomem są zamazane, to pora myśleć o zmianie. A jeśli po półtora roku telefon dalej umie zachwycić pięknymi zdjęciami? No, to może oznaczać tylko jedno – nie dość, że produkt był wart swojej ceny w dniu zakupu, to jeszcze producent miał na tyle rozumu, aby wybiec w przyszłość i założyć, że nie każdego stać na nowego flagowca raz do roku. Taką firmą jest dla mnie Huawei – właśnie za aparat w P9-tce.

Poniżej przykładowe zdjęcia od Kasi ;)

Pierwsza podwójna LEICA dalej się broni. Daruję sobie specyfikację, bo to nie cyferki wykręcają zdjęcia, a świetnie spasowany z nim soft. Ostre, nasycone zdjęcia, rozmazane tło, płynny HDR i intuicyjna aplikacja aparatu z rozbudowanym trybem Pro, to najprostszy, ale i najbardziej precyzyjny opis możliwości ex-flagowca. Wszystko, co powinniście wiedzieć o jakości zdjęć zawiera się właśnie w kilku zdaniach w tym akapicie.

Żeby nie było tak kolorowo, przestrzegam miłośników wideo kręconych z rąsi. Jest słabo, bo funkcja stabilizowania obrazu nie istnieje. Trzęsienie się kadru, podatność na łapanie wiatru w mikrofon, to ta ciemna strona matrycy, o której także trzeba powiedzieć. W tym ujęciu Huawei P10 wciąga starszą wersję nosem. Bez żadnego wręcz wysiłku. Tak więc, jako telefon do zdjęć – jak najbardziej. Jako telefon do wideo? Da się, ale nawet średnio wymagający użytkownicy na przełomie 2017 i 2018 roku mogą być tą jakością plików wideo jednak rozczarowani.

Zamykamy podsumowanie tego rozdziału informacją o pojedynczym głośniku. Pojedynczy, więc wiadomo, że dłonią można go zakryć i stłamsić dźwięk. To wada, zwłaszcza dla miłośników układów stereofonicznych. Muszę jednak dopowiedzieć, że jakość dźwięku oraz jego głośność potrafi zaskoczyć jak najbardziej pozytywnie. Nie ma również najmniejszych kłopotów w kwestii jakości audio na głośnikach – to dalej bardzo dobry poziom.

Podsumowanie i dylematy

Wiecie, jaką każdy idealny bądź pozornie idealny smartfon ma wadę? Trudno dla niego znaleźć godnego zastępcę. Miałem tak samo po sprzedaży mojej Xperii Z3, która dalej dla mnie pozostaje synonimem konstrukcji wzorowej. Żona tak samo ma z Huawei P9, ktoś z Was być może z jakimś Samsungiem, HTC czy produktem od Apple. To indywidualne i nie da się tego zmierzyć w żadnej skali.

Zmierzam do tego, że od jakiegoś czasu szukamy zastępcy dla P9-tki. Nie dlatego, że coś z nim nie tak (no może poza pokiereszowaną obudową ;)) ale dlatego, że kończy się umowa u operatora i grzechem byłoby nie skorzystać, skoro coś tam fajnego pewnie zaproponują. I jest to realny problem, bo lepsza połówka nie umie wskazać następcy, który w jej oczach byłby następcą tak udanej konstrukcji, jak Huawei P9.

O P10 nawet nie chce słyszeć, a Mate 10 Pro przegrał tym, że optyka aparatu wystaje ponad obudowę ;). Nie oceniam, każdy z nas ma takie swoje warunki graniczne, z których nie zejdzie bądź idąc na kompromis, nie będzie do produktu w pełni przekonanym. Intuicja podpowiada mi, że żona być może skieruje się w stronę Apple albo poczeka na Huawei P11, jednak najważniejszą informacją jest fakt, że po raz pierwszy od dawna moja żona może czekać na swój nowy telefon bez irytacji i zbędnego pośpiechu. Bo Huawei P9 po tak długim czasie to naprawdę urządzenie świetne. To smartfon, którego ząb czasu nie nadgryzł w niemal żadnym aspekcie i praca z nim to wielka przyjemność dla użytkownika. Kropka.

… zatem kupować czy nie?

Sprawa jest trudna. Jest takie pojęcie jak polityka wsparcia produktu. O ile teraz Huawei ładnie aktualizuje oprogramowanie P9-tki, o tyle śmiem wątpić, czy ta polityka potrwa jeszcze kolejne dwa lata. Powiem więcej. Z rynkowego punktu widzenia byłoby to po prostu… dziwne. Nie wiem więc, czy nadal warto kupić to urządzenie, czy warto pchać się w produkt o tak długim stażu.

Ex-flagowy rodowód daje bogate możliwości, jednak na Waszym miejscu poważnie bym się zastanowił. Zwłaszcza, jeśli zdacie sobie sprawę z faktu, że oto niedawno na rynek wszedł Huawei Mate 10 Lite. To ciekawa opcja, którą można już nabyć za zbliżone kwoty. Jest to jednocześnie smartfon nowszy, więc polityka aktualizacji – przynajmniej w teorii – pozwoli Wam dłużej cieszyć się aktualizacjami Androida.

Huawei P9 jest dostępny w sprzedaży m.in. w Komputroniku.