smartfon Huawei P9 smartphone

Recenzja Huawei P9 – smartfona, który ma szansę zagościć w moich rękach na dłużej

Przed weekendem minął miesiąc odkąd eksploatuję Huawei P9. Był ze mną w Londynie, Bazylei i Nowym Jorku. Zwiedził, zleciał i zjechał ze mną kawał świata. Jeśli po tak intensywnym miesiącu z P9 jako prywatnym telefonem nie chciałam wyrzucić go przez okno (lub, po prostu, nie zrobiłam tego), wniosek może być tylko jeden: Huawei P9 dobrym smartfonem jest. Choć oczywiście nie obyło się bez wad i kilku chwil zwątpienia.

Parametry techniczne Huawei P9 (EVA-L09):

  • wyświetlacz 2.5D 5,2″ 1920 x 1080 pikseli,
  • ośmiordzeniowy procesor Kirin 955 (4x Cortex A72 2,5GHz + 4x Cortex A53 1,8GHz) z Mali-T880 MP4,
  • Android 6.0 Marshmallow z EMUI 4.1,
  • 3GB RAM,
  • 32GB pamięci wewnętrznej,
  • Bluetooth 4.2,
  • LTE Cat. 6 (odbieranie do 300 Mbit/s, wysyłanie do 50 Mbit/s),
  • WiFi a/b/g/n/ac 2.4&5GHz,
  • GPS, Glonass,
  • NFC,
  • slot kart microSD (do 128GB),
  • podwójny aparat 12 Mpix f/2.2,
  • kamerka 8 Mpix f/2.4,
  • czytnik linii papilarnych,
  • wymiary: 145 x 70,9 × 6,95 mm,
  • waga: 144 g.

Cena w momencie publikacji: 2399 złotych.

Wideorecenzja

Wzornictwo, jakość wykonania

Już podczas premiery w Londynie, w której miałam okazję uczestniczyć, stwierdziłam, że chętnie przygarnęłabym P9 w kolorze Titanium Gray – choćby na dłuższe testy. Okazało się jednak, że Huawei dużo bardziej zadbał o dziennikarzy przybyłych na miejsce i każdemu trafiła się sztuka na własność. Nie myślcie jednak, że to w jakikolwiek sposób wpływa na ocenę produktu – nic z tych rzeczy. Ale czytając Tabletowo i znając mnie, doskonale już chyba wiecie, że do przekupnych nie należę.

Huawei P9 dostępny jest w kilku różnych wersjach kolorystycznych, ale właśnie Titanium Gray, w mojej opinii, wygląda najlepiej. Wszystko za sprawą tego, że w pozostałych edycjach podwójny obiektyw wyróżnia się na tle obudowy, a tutaj jest ładnie zamaskowany, dzięki czarnej wstawce w górnej jej części.

huawei-p9-recenzja-tabletowo-17

Niezależnie jednak od koloru Huawei P9 zdecydowanie może się podobać. O Mate 8 pisałam to samo… Ale w P9 aluminium jest nieco inaczej ścięte na krawędziach, a sam ekran jest 2.5D, co sprawia, że wygląda jeszcze lepiej. Nie spotkałam się z żadnym słowem krytyki pod adresem właśnie wzornictwa ze strony osób, którym pokazywałam P9 w ostatnich tygodniach. Wszyscy zgodnie twierdzili, że P9 jest elegancki i gustowny, a jego smukłość (6,95 mm) i błyszczące krawędzie załamujące światło dodają uroku. Co więcej, część z tych osób dziwiła się nawet, że… jest to Huawei, czyli producent, który wciąż kojarzy im się z kiepską jakością wykonania, o której zarówno tutaj, w P9, jak i w ostatnich smartfonach Huawei nie może być mowy.

No dobrze, ale jak Huawei P9 zniósł próbę czasu? Korzystam z niego bardzo intensywnie – zwłaszcza na wspomnianych we wstępie wyjazdach dałam mu solidny wycisk. Użytkuję go dokładnie tak samo, jak każdy inny telefon, który przechodzi przez moje ręce – nie naklejam żadnych folii ochronnych i nie noszę w etui, ale jednocześnie nie rzucam po pokoju. Po miesiącu aluminiowa obudowa na pierwszy rzut oka wygląda jak nowa – dopiero po naprawdę czujnym przyjrzeniu się można dostrzec dwie mikrorysy. Uwielbia też zbierać brud i odciski palców, ale oprócz tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Te mam patrząc na ochronę obiektywów aparatu, czyli górną część obudowy, która – niestety – rysy przyjmować lubi bardzo. Doliczyłam się dwóch całkiem sporych rys (i odnoszę wrażenie, że powstały nie z mojej winy podczas użytkowania, a przy transporcie z serwisu) i czterech mniejszych. Szczęście w nieszczęściu, że żadna z nich nie jest bezpośrednio na obiektywie.

huawei-p9-recenzja-tabletowo-09

Z rzeczy wizualnych, które mniej lub bardziej rzucają się w oczy – między szkłem a krawędzią w górnej części obudowy od wyjęcia telefonu z pudełka miałam delikatnie uszczerbioną ramkę. Idąc dalej, same krawędzie telefonu wyglądają jak nowe, natomiast zeszlifowane jej części widać, że miejscami przyjęły kilka pomniejszych rysek. Nie jest to jednak nadzwyczajny powód do niepokoju – podczas mocnej eksploatacji każdy smartfon, niezależnie od marki, zaczyna nosić większe lub mniejsze ślady użytkowania. Wciąż jednak, gdybym miała podsumować, w jakim stanie wizualnym jest mój P9, powiedziałabym, że w bardzo dobrym. Nie idealnym, bo te ryski przy aparacie jednak irytują (gdy już się wie, że one tam są).  Sam ekran natomiast jest lepem na odciski palców, ale (tfu, tfu!) rys żadnych nie złapał.

Mając obok siebie dwa najważniejsze urządzenia z portfolio Huawei: P9 i Mate 8, można dostrzec, że ten drugi ma węższe ramki wokół ekranu – zwłaszcza nad i pod. Mimo to oba prezentują się naprawdę dobrze.

Szybki rzut oka po krawędziach? Proszę bardzo. Prawa skrywa w sobie gładkie przyciski do regulacji głośności i chropowaty włącznik, dobre rozwiązanie, bo zastosowana faktura nie pozwoli nam ich pomylić między sobą. Dół został zagospodarowany na głośnik mono, USB typu C i 3.5 mm jack audio (moim zdaniem to plus, wolę, jak kabel leci z dołu niż z góry). Lewa krawędź byłaby pusta, gdyby nie szufladka na slot microSD i nanoSIM. Na tyle mamy dwa obiektywy, dwukolorową diodę LED, laserowy autofokus oraz czytnik linii papilarnych. Z przodu z kolei umieszczono obiektyw kamerki frontowej, głośnik do rozmów telefonicznych, czujnik światła i diodę powiadamiającą.

Przy tej ostatniej warto się chwilę zatrzymać. Umieszczono ją w maskownicy głośnika, z prawej strony. Fakt ten sprawia, że gdy telefon leży na płaskiej powierzchni, a dioda pulsująco świeci w celu powiadomienia o połączeniu, wiadomości lub innym wydarzeniu oczekującym na telefonie, trudno jest ją dostrzec. Problem ten nie występuje, gdy P9 stoi np. w jakimś stojaku (jak u mnie przy laptopie) – zawsze widzę, kiedy dioda informuje mnie o powiadomieniu. Swoją drogą, wtedy zawsze świeci na zielono. Gdy procent naładowania spada do poziomu, w którym telefon zaczyna to sygnalizować odpowiednim komunikatem (14%), zaczyna migać na czerwono. Podłączenie do ładowarki skutkuje zmianą koloru ponownie na zielony (co dziwne, od początku ładowania, nie dopiero przy końcu).

huawei-p9-recenzja-tabletowo-07

Wyświetlacz

Odkąd pamiętam CEO Huawei negatywnie wypowiada się o stosowaniu ekranów QHD w smartfonach i stale kontynuuje politykę firmy, która jest temu po prostu przeciwna (nie zdziwię się jednak, jeśli któryś z kolejnych smartfonów będzie taki ekran oferował – w ramach np. eksperymentu czy badania rynku). Przez ten fakt właśnie, zarówno w Mate 8 (który ma ekran przecież aż 6-calowy), jak i P9 z przekątną 5,2”, mamy nie QHD (2560×1440), a Full HD (1920 x 1080 pikseli). Zabieg ten – w połączeniu oczywiście z dobrze zoptymalizowanym systemem i procesorem – pozwala na wydłużenie czasu pracy akumulatora, który w dzisiejszych czasach jest wręcz kluczowy dla użytkowników smartfonów.

Full HD przy przekątnej 5,2” przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal wynoszące 423 ppi. To sprawia, że czcionki wyświetlane na ekranie telefonu są ostre i czytelne. Do samego wyświetlacza trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Jest odpowiednio ciemny w nocy (minimalna jasność: 5 nitów) i odpowiednio jasny w dzień (maksymalna jasność: 600 nitów). Do tego oferuje bardzo dobre kąty widzenia i możliwość zmiany temperatury barwowej w ustawieniach (zimniejsze, cieplejsze lub zdefiniowane przez użytkownika). Dodatkowo w ustawieniach można zmienić rozmiar wyświetlanej czcionki – na mały, normalny, duży, ogromny i superduży, więc jeśli ktoś ma problemy ze wzrokiem lub po prostu nie odpowiada mu domyślna wielkość czcionki, w każdej chwili może ją zmienić na inną.

Klawiatura ekranowa jest czterorzędowa, zatem aby wprowadzić cyfry należy albo przejść do widoku drugiej zakładki lub dłużej przytrzymać litery z górnego rzędu. Domyślnie obsługuje wprowadzanie tekstu za pomocą przeciągania palcem po kolejnych literach danego słowa (Swype). Jest też możliwość dyktowania treści – sama ikona mikrofonu znajduje się w takim miejscu, tuż przy spacji, że jeśli z niej nie korzystamy, to najlepiej wyłączyć jej pokazywanie się, jak ja to robię za każdym razem, bo w innym wypadku często lubi wskakiwać zamiast spacji. Jest także pismo odręczne, ale ta metoda sprawdza się najsłabiej.

Ekran naprawdę świetnie reaguje na nawet najlżejsze muśnięcia palcem, a jednocześnie jest odporny na przypadkowe tapnięcia na stronach internetowych czy w menu. Co ciekawe jednak, czasem zdarza, podczas wpisywania tekstu standardową metodą, że klawiatura interpretuje to, jakbym swype’owała, czego w danym momencie w ogóle nie robię – jest to dość irytujące, ale występuje sporadycznie.

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Jakość wykonania, wzornictwo. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs
3. Moduły łączności. Głośnik. Aparat
4. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy. Podsumowanie