Recenzja Huawei Mate 10 Pro – nie bez powodu ma „pro” w nazwie

Odnoszę wrażenie, że Huawei ma swoje pięć minut. Zaprezentowane w zeszłym miesiącu smartfony z serii Mate na polskim rynku zostały przyjęte niezwykle entuzjastycznie. I nie mówię tu wyłącznie o tańszym Mate 10 Lite, którego wyceniono na 1499 złotych (już testujemy!), a też o Mate 10 Pro, o którego recenzję pytacie zniecierpliwieni od wielu dni. A skoro właśnie ruszyła jego sprzedaż… zapraszam do zapoznania się z recenzją Huawei Mate 10 Pro!

Parametry techniczne Huawei Mate 10 Pro:

  • wyświetlacz OLED, Full View 6” 2160 x 1080 pikseli, 18:9,
  • ośmiordzeniowy procesor Kirin 970 (4x Cortex A73 2,36 GHz + 4x Cortex A53 1,8 GHz) z Mali-G72 MP12,
  • Android 8.0 Oreo z EMUI 8.0,
  • 6 GB RAM,
  • 128 GB pamięci wewnętrznej,
  • aparat 16 Mpix RGB f/1.6 + 20 Mpix monochromatyczny, OIS,
  • kamerka 8 Mpix f/2.0,
  • dual SIM (2x nanoSIM),
  • LTE,
  • GPS, Glonass,
  • NFC,
  • WiFi 802.11 a/b/g/n/ac 2,4&5 GHz,
  • Bluetooth 4.2,
  • port podczerwieni (irda),
  • USB typu C, DisplayPort 1.2,
  • czytnik linii papilarnych,
  • akumulator o pojemności 4000 mAh,
  • IP67,
  • wymiary: 154,2 x 74,5 x 7,9 mm,
  • waga: 178 g.

Cena w momencie publikacji recenzji: 3499 złotych. Smartfon w Polsce jest dostępny w trzech wersjach kolorystycznych: niebieskiej, czarnej i brązowej.

Wideorecenzja Huawei Mate 10 Pro

Wzornictwo, jakość wykonania

W obliczu tego, że aktualnie praktycznie wszystkie smartfony wyglądają podobnie do siebie, bardzo cieszy fakt, że Huawei postanowił czymś się wyróżnić. Tym „czymś” jest tutaj pionowe ułożenie obiektywów aparatów, ale w przeciwieństwie do iPhone’a X, który też tak ma (ale przy lewej górnej krawędzi), tutaj zostały one umieszczone w górnej części obudowy, na środku. Aby je jeszcze bardziej wyeksponować, producent pokusił się o wyróżnienie tego miejsca innym odcieniem koloru niż znajdziemy na całej powierzchni tylnej obudowy. Muszę przyznać, że zabieg ten bardzo przypadł mi do gustu. Faktem jest jednak, że spośród wszystkich trzech wersji kolorystycznych, jakie są dostępne w Polsce (niebieska, czarna i brązowa), najbardziej podoba mi się pierwsza z nich, aczkolwiek każda coś w sobie ma i może się podobać.

Mate 10 Pro jest urządzeniem premium – nie tylko na papierze, nie tylko pod względem parametrów, ale też wzornictwa i jakości wykonania. Urządzenie wygląda świetnie, a dodatkowo pomaga mu fakt, że szklana obudowa bardzo ładnie załamuje światło, w którym to z kolei można dostrzec, że jej kolor wygląda nieco inaczej pod różnym kątem. Niestety, szkło, poza tym, że wygląda dobrze, ma też swoje złe strony – zbiera odciski palców jak oszalałe; na szczęście można je szybko i łatwo usunąć. Padnie pewnie pytanie czy obudowa się rysuje. Z mojego kilkutygodniowego doświadczenia wynika, że jeśli pojawiają się rysy, to tak naprawdę są to mikroryski, które widoczne są tylko pod odpowiednim kątem i w dodatku pod światło – znalazłam taką u siebie jedną. Niestety, jestem świadoma tego, że obudowa Mate’a 10 Pro po kilku miesiącach, a później latach użytkowania, może wyglądać dużo gorzej. O same obiektywy aparatów przyznaję, że sama się obawiałam, tymczasem szkło szafirowe sprawdza się w swojej roli – nie udało mi się ich przypadkiem zarysować.

Jeszcze jedna ważna kwestia, jeśli mówimy o wyglądzie Mate’a 10 Pro – tu sporą rolę odgrywa oczywiście front telefonu, który według mnie prezentuje się fenomenalnie. 6-calowy ekran oblany dookoła bardzo wąskimi ramkami robi swoje. Choć faktem jest, że trzeba się przyczepić, że poza ramkami obudowy, wokół ekranu jest minimalnie widoczna dodatkowa czarna ramka, co nie przystoi smartfonowi za 3,5 tysiąca złotych.

Mimo zastosowanego ekranu o przekątnej 6 cali, Mate 10 Pro jest dość kompaktowych wymiarów (jeśli można tak powiedzieć o 6-calowym modelu). Wymiary wynoszące 154,2 x 74,5 x 7,9 mm plus lekkie zaoblenia krawędzi bocznych sprawiają, że smartfon ten dobrze dopasowuje się do dłoni, aczkolwiek korzystania z niego jedną ręką raczej nie polecam – jego obudowa jest dość śliska, przez co wystarczy chwila nieuwagi, by telefon wyślizgnął nam się z rąk.

Wartym odnotowania jest fakt, że Mate 10 Pro jest pierwszym smartfonem Huawei, który spełnia normę odporności IP67. Oznacza to, że jest odporny na zakurzenia i na kontakt z wodą (w teorii zanurzenia w słodkiej wodzie przez pół godziny na głębokości do 1,5 metra nie są mu straszne). Trzeba jednak mieć świadomość, że Huawei zaznacza na swojej stronie internetowej, że „uszkodzenia urządzenia przez wodę nie są objęte gwarancją”.

Jeśli chodzi o zagospodarowanie krawędzi, na prawej mamy przyciski do regulacji głośności i włącznik. Na lewym boku z kolei umieszczono wyłącznie miejsce na dwie karty nanoSIM (slotu kart microSD tu nie uświadczymy). Na górnej krawędzi znajdziemy port podczerwieni, będący miłym dodatkiem, a na dolnej – port USB typu C oraz jeden z głośników (drugi jest nad ekranem). A skoro już o tym, co nad ekranem: głośnik, kamerka, czujnik światła i dioda powiadomień. Z tyłu, na obudowie z kolei, mamy dwa obiektywy aparatów, podwójną diodę LED oraz czytnik linii papilarnych.

Wyświetlacz

Wszyscy idą w bezramkowe wyświetlacze, to Huawei nie mógł postąpić inaczej (i nazwał je Full View). Choć faktem jest, że każdy wcześniejszy przedstawiciel serii Mate charakteryzował się i tak wąskimi, jak na tamte standardy, ramkami – tyle że przy ekranie o „zwykłych” proporcjach. Tymczasem nastała moda na 18:9, której chiński koncern również uległ, przez co w testowanym urządzeniu zastosowano ekran o przekątnej 6 cali i rozdzielczości 2160 x 1080 pikseli (gęstość pikseli na cal na poziomie 402 ppi – całkowicie wystarczająca).

Matryca zastosowana w Mate 10 Pro to OLED, co – nie ukrywam – bardzo mnie cieszy, bo jestem zwolenniczką ekranów akurat tego typu. Czego możecie się spodziewać po wyświetlaczu w tym smartfonie? Przede wszystkim doskonałych czerni, świetnej jasności maksymalnej i braku najmniejszych problemów w reakcji na dotyk. Ważną rzeczą jest fakt, że Mate 10 Pro ma powłokę oleofobową na ekranie (w przeciwieństwie do P10), zatem wszelkie odciski palców usuwane są natychmiast, a ślizg palca jest odpowiedni. Nie ma też problemów z korzystaniem z ekranu tego modelu w okularach polaryzacyjnych.

Wspomnę jeszcze, że w ustawieniach, poza oczywiście możliwością włączenia automatycznej jasności ekranu, jest także możliwość zmiany temperatury barwowej, rozmiaru tekstu oraz rozdzielczości ekranu (standardowo jest Full HD+, ale można zmniejszyć do HD+, czyli 1440×720 pikseli). Jest też ochrona wzroku, czyli tryb, w którym eliminowane jest wyświetlanie światła niebieskiego.

W Mate 10 Pro znajdziemy też coś na wzór Always on Displa, ale jest strasznie głęboko ukryty i przy okazji też ograniczony. Znajdziemy go idąc ścieżką: Ustawienia -> Bezpieczeństwo i prywatność -> Blokada ekranu i hasła -> Informacje zawsze wyświetlane. Niestety, wyświetla tylko godzinę, datę i stan naładowania baterii; powiadomień nie pokazuje.

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośniki
3. Czytnik linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Huawei Mate 10 Pro możecie kupić oczywiście w Komputroniku!