Test Renault Austral. Świetny Android na kołach

Przy okazji testów Kia Sportage wspomniałam, że jego najgroźniejszym rywalem, w moich oczach, jest Renault Austral. Nie minęło dużo czasu, a ja miałam okazję nim pojeździć. I, nie ukrywam, jestem mocno zaskoczona, że auto tego koncernu było w stanie zrobić na mnie tak dobre wrażenie.

Na kilkudniowe testy wpadł do mnie Renault Austral w wersji iconic esprit Alpine. To najwyższa wersja w ofercie, powstała przy współpracy Renault i Alpine, co widać na każdym kroku.

Objawia się to nie tylko emblematem na karoserii, ale także – a może przede wszystkim – satynowym lakierem schiste satin, którego brud się nie trzyma, tapicerką z Alcantary z niebieskimi przeszyciami (wygląda to fenomenalnie!) czy sportową kierownicą.

Pozostałe wersje Australa wyglądają bardziej ubogo, co warto mieć na uwadze. Ale opcja iconic esprit Alpine sprawia, że oczka na jej widok się uśmiechają. Coś to auto w sobie ma takiego, co powoduje radość i zadowolenie z jazdy nim, pomimo zbierającej skrajne opinie skrzyni CVT czy silnika o pojemności zaledwie 1.3 i mocy 160 koni mechanicznych (w tym przypadku to mild hybrid).

Mnie jednak – standardowo – interesują głównie kwestie zastosowanych technologii i to właśnie im poświęcę niniejszy materiał. W wielkim skrócie zrobiłam to jakiś czas temu w ramach Tiktoka, czas teraz się nieco bardziej rozwinąć.

Android na kołach

Choć ten tekst właściwie dopiero się zaczyna, już dwukrotnie powtórzyłam to, co znajdziecie w podtytule. Wszystko za sprawą tego, że oprogramowanie Renault Austral to tak na dobrą sprawę Android na sterydach – czyli z dodanymi opcjami autorskimi producenta. Co to oznacza? Przede wszystkim świetną responsywność i kulturę pracy – próbowaliśmy z Kubą na wiele sposobów zaciąć system i, jak się domyślacie, bezskutecznie.

Jest to równoznaczne z faktem, że mamy do dyspozycji Asystenta Google, któremu można zlecić sporo rzeczy. Chcesz wyznaczyć trasę pod konkretny adres? Żaden problem. Obniżyć temperaturę w samochodzie? Bardzo proszę. A może usłyszeć typowego suchara? Da się zrobić.

Od razu też dodam, że Austral obsługuje CarPlay oraz Android Auto, w dodatku w obu przypadkach bezprzewodowo. Przy czym sens korzystania z Android Auto, mając (nomen omen) auto z Androidem, raczej mija się z celem.

Co ważne, nawigacja wyświetla się na ekranie znajdującym się przed kierowcą, więc nie trzeba kierować swojego wzroku ku konsoli środkowej. Dodatkowo do naszej dyspozycji jest Head Up, więc jeśli ktoś preferuje korzystać z takiej opcji, to ma taką możliwość – działa bez zarzutu. Wyświetla prędkość, ograniczenie prędkości oraz najbliższą wskazówkę z nawigacji.

Pochwalę też same ekrany, w które wyposażony został Renault Austral. Zarówno ten, znajdujący się przed kierowcą (12,3-calowy), jak i centralny (12-calowy), są bardzo dobrej jakości – zapewniają doskonały obraz i szybkość działania. Szkoda jedynie, że są błyszczące, ale trudno oczekiwać matowych – zwłaszcza w aucie z tego segmentu.

Co mi się podoba w Renault Austral?

Wygląd – od tego zdecydowanie trzeba by było zacząć, ale właściwie już to zrobiłam przy opisie modelu Alpine. Przy czym dodam jeszcze, że tu naprawdę wszystko gra. Fajne przetłoczenia na przedniej masce, nowoczesny grill, przemyślane reflektory przednie i tylne… Serio, trudno jest mi tu znaleźć element wizualny, który nie pasuje do reszty.

Podobnie jest w środku. Połączenie Alcantary i skóry wygląda doskonale. Niebieskie przeszycia cieszą oko (być może jestem nieobiektywna, bo to mój ulubiony kolor… ;)), a wygodne fotele potęgują przyjemność z obcowania z tym samochodem.

A skoro już o tym mowa, Renault Austral ma jedną rzecz, za którą od momentu oddania go producentowi zdarza mi się pomyśleć, a może nawet zatęsknić. To jest niesamowicie przemyślany podłokietnik, choć może raczej podnadgarstnik. W Australu mamy bowiem w konsoli środkowej podpórkę pod nadgarstek. 

Tak, wiem, brzmi to jak pierdoła, ale – wierzcie mi – to dokładnie przemyślany bajer ergonomiczny, który sprawia, że pokonywanie kolejnych kilometrów jest po prostu przyjemniejsze. Bo nie dość, że mamy gdzie oprzeć łokieć, to jeszcze jest gdzie położyć nadgarstek – jeśli lubicie opierać dłoń o gałkę zmiany biegów, to doskonale odnajdziecie się w tym rozwiązaniu.

Dodatkowo ta podpórka jest elementem funkcjonalnym (ma ładowarkę indukcyjną) i ruchomym. Przed nim znajduje się przestrzeń na dwa kubki oraz porty do ładowania, natomiast za nim – schowek na jakieś mniejsze rzeczy, które wolimy mieć zawsze gdzieś pod ręką.

To, że samochody mają aktywny tempomat, raczej nikogo już nie dziwi. To, że działają do prędkości autostradowych (140 km/h) – też raczej nie (może i nawet powyżej nich, ale nie sprawdzałam – w Polsce właśnie takie jest maksymalne ograniczenie prędkości, a przecież ja jeżdżę przepisowo ;)). To, co jednak nie jest standardem, to startowanie w korku od pełnego zatrzymania.

O jakież było moje zdziwienie, gdy – jadąc w korku, mając ustawiony aktywny tempomat – Austral nie dość, że wyhamował do zera, gdy była taka potrzeba, to jeszcze automatycznie ruszył, gdy samochod przed nim zrobił to samo. Jako ciekawostkę dodam, że w moim prywatnym Volvo S60 z ‘20 takiego bajeru nie ma.

Z rzeczy typowo użytkowych podobają mi się dobrej jakości kamery 360 (choć po otwarciu drzwi obraz się urywa) oraz klimatyzacja z odświeżaniem powietrza, które działa naprawdę szybko i sprawnie. Do tego brak dotykowych przycisków – wszystkie przyciski, które odpowiadają za sterowanie klimatyzacją, są fizyczne, co mnie bardzo cieszy (nie jestem zwolenniczką wszechobecnych powierzchni dotykowych, bo nie dość, że często są nieintuicyjne, to jeszcze szybko się brudzą, zbierając nasze odciski palców).

To, o czym muszę jeszcze wspomnieć, to system bezkluczykowy, do którego przyzwyczaiłam się szybciej, niż mi się wydawało – jest to bardzo wygodne i nie wymaga od nas sięgania po kluczyki, chcąc zamknąć czy otworzyć samochód. Wystarczy podejść do niego lub od niego odejść, w zależności od tego, co chcemy zrobić. Bardzo wygodna rzecz.

I ostatnia sprawa, ma miększe zawieszenie względem Kia Sportage, dzięki czemu moim zdaniem dużo wygodniej pokonywało się kolejne progi zwalniające czy kostkę brukową. 

Co mi się nie podoba w Renault Austral?

Renault Austral, jak chyba większośc nowoczesnych samochodów, wyposażony jest w system start – stop. Ale jeszcze nie spotkałam się z takim, którego działanie byłoby aż tak agresywne.

Mam na myśli to, że aż się wyrywa spod świateł, gdy tylko wciśniemy pedał gazu. Przy czym nie jest to wcale przyjemne doświadczenie. Jasne, da się do tego przyzwyczaić, ale najchętniej wyłączyłabym to raz na zawsze (ale nie znalazłam w ustawieniach, by to się dało zrobić…).

Jeżdżąc nowym autem jestem przyzwyczajona do sprawnie działającego systemu wykrywania samochodów w martwym polu. Tu też takowy jest obecny, ale diody, które umieszczone są w lusterkach, są tak małe w stosunku do wielkości lusterek, że momentami trudno jest je dostrzec.

Sporo czasu zajęło mi też przyzwyczajenie się do kierownicy, która jest sportowa i ma nieregularny kształt, za to dość szybko opanowałam zarówno wajchy za kierownicą (a są trzy!), jak i wszelkie przyciski funkcyjne, znajdujące się bezpośrednio na niej. Jedyne co, to mogłoby być ich tam nieco mniej, bo ich liczba (zwłaszcza w pierwszej chwili) wręcz przeraża.

Mój szwagier zauważył też, że Austral wyposażony jest w same porty USB C (dwa z przodu i dwa z tyłu) – nie ma żadnego USB A. Rozumiem, że to nowoczesne auto, idące z duchem czasu, ale choć jedno pełnowymiarowe USB by się przydało, bo wciąż z większością smartfonów sprzedawane są przewody USB C – USB A, a nie USB C – USB C. To taka mała rzecz, ale warta odnotowania.

Ile pali Renault Austral?

Po zrobieniu 253 km (Warszawa – Ełk) ze średnią prędkością 75,3 km/h średnie zużycie paliwa wyniosło 7,2 l / 100 km. Wracając, na tej samej trasie, na odcinku 168 km, ze średnią prędkością 88,4 km/h, udało mi się zejść do 6,6 l / 100 km.

Przy jeździe bardziej miejskiej, ze średnią prędkością 52 km/h, średnie zużycie wyniosło w moim przypadku 7,8 l / 100 km. Z kolei na krótkim odcinku w korkach, po przejechaniu 8,1 km, ze średnią prędkością 17,6 km / h, średnie zużycie pokazało na poziomie 11,9 l / km – jasne, dystans niewielki, ale daje obraz tego, że w mieście trudno będzie nazwać Australa ekonomicznym SUV-em.

Jako ciekawostka mogę dodać, że podczas całych testów przejechaliśmy z Kubą 809,5 km, ze średnią prędkością 74,7 km/h (w większości poza miastem), a średnie zużycie paliwa wyniosło 7,5 l / 100 km.

Podsumowanie

Renault Austral zaskoczył mnie pod wieloma względami. Zaczął od nowoczesnego wyglądu, przeszedł przez ciekawy design wnętrza, świetne oprogramowanie Renault OpenR Link, bazujące na Android Automotive, i dopracowany aktywny tempomat, na oparciu na nadgarstek kończąc. Jasne, może ma skrzynię CVT i (dla wielu – tylko) 160 KM, i może w mieście pali za dużo, ale w ogólnym rozrachunku to naprawdę fajne auto.

A – wierzcie mi – nie spodziewałam się, że będę w stanie coś takiego napisać o aucie Renault, bo jakoś do tej pory nie miałam z tymi samochodami zbyt dobrych wspomnień. Australa będę bardzo miło wspominać i, nie ukrywam, czekam teraz na możliwość pojeżdżenia pełną hybrydą – a ta ma się pojawić na rynku już jakoś niebawem.

Renault Austral w testowanym wariancie kosztuje ok. 205 tysięcy złotych. Cena podstawowego wariantu iconic esprit Alpine zaczyna się jednak od 180 tysięcy złotych. Najtańszy Austral na rynku, tj. evolution, startuje natomiast z poziomu 135 tysięcy złotych.

Exit mobile version