Test Kia Sportage HEV. Nowoczesny SUV, którego nie bez powodu kochają Polacy

Kia Sportage jest najlepiej sprzedającym się w Polsce SUV-em. Postanowiłam sprawdzić o co chodzi z fenomenem tego samochodu. I już chyba wiem. 

Z reguły wszelkie testy samochodów przygotowuje dla Was Mateusz. Tym razem jednak zabrałam mu nieco pracy frajdy z jazdy nowym autem, ale zrobiłam to nie bez powodu. Wszystko dlatego, że jeszcze jakiś miesiąc temu sama byłam żywo zainteresowana wejściem w posiadanie Kia Sportage – dokładnie w takiej wersji, jaką dziś Wam przedstawię, czyli HEV.

Żeby nie trzymać Was w niepewności: ostatecznie zakup nie doszedł do skutku, ale bynajmniej nie dlatego, że auto zawiodło moje oczekiwania – zaproponowane finansowanie na poziomie 125% skutecznie mnie odrzuciło. Wybór padł na starsze i sporo tańsze auto i uważam, że na ten moment była to rozsądna decyzja.

Wracajmy jednak do Kia Sportage HEV.

Kia Sportage HEV
fot. Katarzyna Pura | tabletowo.pl

Z zewnątrz nowocześnie, wewnątrz – błyszcząco

Na kilkudniowe jazdy otrzymaliśmy klasyczną hybrydę (HEV). Jest to konkretnie Business Line z silnikiem 1.6 T-GDI 230 KM (180 KM z silnika benzynowego i 50 z elektrycznego) z napędem na przód, czyli nazwijmy to środkowa – jest jeszcze standardowa wersja L, a także najwyższa – w postaci GT Line.

Z zewnątrz mi się podoba – zwłaszcza w niebieskiej odsłonie (ale jestem nieobiektywna, bo to mój ulubiony kolor ;)). Charakterystyczny kształt lamp przednich (oczywiście światła LED-owe) i grill w postaci plastra miodu to miłe smaczki wizualne. Podobnie zresztą, jak przednia szyba, która jest u góry wycięta – coś czuję, że wymiana takowej do najtańszych nie będzie należeć. 

Ogólnie Sportage wygląda nowocześnie i zdecydowanie zwraca na siebie uwagę na ulicy. Podobnie zresztą, jak wystający element, znajdujący się na klamce, zdradzający, że mamy do czynienia z bezkluczykowym dostępem – wystarczy mieć kluczyk w kieszeni i dotknąć wspomnianego elementu, by otworzyć auto.

Jedyny zarzut? Wyjątkowe przyjmowanie wszelkich owadów na przednią szybę i tablicę rejestracyjną, w dodatku trudne do usunięcia – na myjni trzeba do tego nieco cierpliwości.

Kia Sportage HEV
fot. Katarzyna Pura | tabletowo.pl

A jak w środku? Twardo i błyszcząco. Twardo – wszelkie elementy, łącznie z konsolą środkową, wykonane są z twardego tworzywa sztucznego, przez co przy dłuższej jeździe oparte o nią kolano może pobolewać… przydałoby się coś miększego w tym miejscu lub zwężona w tym miejscu konsola.  Błyszcząco? Ano! Piano Black jest wszędzie – elementy sterujące w lewych i prawych drzwiach, górna część konsoli środkowej…

To chyba też dobry moment, by wspomnieć, że bagażnik ma 587 litrów pojemności, a złożenie tylnych siedzeń pozwala powiększyć przestrzeń do 1780 litrów. Jest sporo miejsca zarówno w nim, jak i na tylnej kanapie – spokojnie mogłabym jechać siedząc z tyłu za osobą o moim wzroście (178 cm).

Wyświetlacze to górna półka

Odpalając Kię Sportage, pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyświetlacze. Mamy tu dwa 12,3-calowe ekrany. Lewy to ekran wyświetlający cyfrowe zegary i wszelkie najbardziej potrzebne informacje, drugi natomiast – nawigację i wszelkie elementy interfejsu. 

Oba są dotykowe i zapewniają rewelacyjną jakość wyświetlanego obrazu – niezależnie od tego, czy jest ciemno, czy świeci pełne słońce. Oczywiście takie rozwiązanie ma ogromny minus – ekrany niesamowicie szybko łapią odciski palców, przez co nie wygląda to estetycznie. Plus jednak należy się za responsywność systemu – działa to zupełnie nieźle.

Pod ekranem centralnym z reguły znajduje się sporo fizycznych przycisków. W Sportage ich liczba została ograniczona do… dosłownie dwóch. Są to dwie gałki, odpowiadające za różne funkcje, w zależności od danej chwili. ALE JAK TO?

Kia zdecydowała się na zastosowanie wąskiego panelu dotykowego, matowego, który wyświetla jeden z dwóch widoków – mogą to być funkcje związane z multimediami lub z klimatyzacją. To, czego dotyczą w danej chwili, zależy od jednej ikonki.

Początkowo trudno było mi uznać to rozwiązanie za intuicyjne, ale im dłużej jeździłam Kią Sportage, tym bardziej się z nim polubiłam. Nie twierdzę, że lepsze to niż fizyczne przyciski, ale jest to coś, do czego można przywyknąć. I – nie – nie zdarzyło mi się, żeby przypadkiem coś wcisnąć sięgając do ekranu głównego czy żeby nie trafić w to, w co chciałam.

Kia Sportage HEV
fot. Katarzyna Pura | tabletowo.pl

Bajery! 

Jesteśmy na Tabletowo, co oznacza, że interesuje mnie przede wszystkim technologiczny aspekt prezentowanego samochodu. Pozwólcie zatem, że teraz do tego przejdę, bo niektóre bajery są naprawdę fajne i przydatne.

@tabletowo.pl

#tabletowo #kia #sportage #suv #hev #moto #techmoto

♬ original sound – Tabletowo

Zacznę od widoku z kamer, wyświetlanego tuż za cyfrowymi zegarami, gdy tylko włączymy kierunkowskaz. Wtedy automatycznie włącza się podgląd z prawej lub lewej kamery, w zależności od tego, który kierunek wrzuciliśmy. Świetna rzecz, niesamowicie przydatna zwłaszcza teraz, gdy na drogi ruszyło mnóstwo motocyklistów i rowerzystów.

Kolejna rzecz to zdalne parkowanie z pilota, czyli możliwość autonomicznego wyjeżdżania z miejsca parkingowego czy też wjeżdżania na takowe, gdy zajdzie taka potrzeba. Znacie to, jak na parkingu w centrum handlowym ktoś stanie tak blisko was, że nie możecie wsiąść do auta? Tutaj ten problem nie istnieje. Sterowanie jest proste i odbywa się z kluczyka. Samochód w tym trybie może przejechać określony dystans, który nie jest długi – wystarczy na wyjechanie i wjechanie na miejsce, raczej na niewiele więcej.

Kamery 360° w samochodach tej klasy to raczej rynkowy standard, ale warto zaznaczyć, że są obecne na wyposażeniu (ale nie w każdej wersji – pamiętajcie, że piszę tu o Business Line; w podstawie ich nie ma). Co ważne, po otwarciu drzwi podgląd z umieszczonych w nich kamer nie wyłącza się (a tak właśnie jest w Volvo S60 z 2020, którym jeżdżę na co dzień).

Kia Sportage HEV
fot. Katarzyna Pura | tabletowo.pl

Trudno obsługę Android Auto i Apple CarPlay zaliczyć do bajerów, ale z pewnością warto wspomnieć, że obie usługi są dostępne, choć tylko w wersji przewodowej. Działają bezproblemowo, aczkolwiek mają jedną wadę – nie da się wymusić ich działania na ekranie przed kierowcą (choćby w postaci podpowiedzi nawigacji, jak ma to miejsce we wbudowanej w auto nawigacji).

Nie mogę też nie wspomnieć o aktywnym tempomacie, którego prędkość możemy regulować stopniowo co nawet 1 km/h, jak również o asystencie utrzymywania pasa ruchu i kierownicy. Nie myślcie sobie jednak, że możecie puścić kierownicę i zdać się na prowadzenie auta przez samo siebie. Co to to nie. Już po chwili, jeśli nie będziemy trzymać rąk na kierownicy, pojawi się na ekranie komunikat, by to zacząć robić, a gdy sytuacja nie zmieni się przez kolejnych kilka sekund – zacznie wydawać upominający nas sygnał dźwiękowy.

Wszystkie te autonomiczne funkcje działają łącznie z prędkościami autostradowymi (140 km/h), a podobno i przy większych prędkościach dają radę, ale tego już nie sprawdzałam. Serio!

Kia Sportage HEV
fot. Katarzyna Pura | tabletowo.pl

Całości dopełnia system awaryjnego hamowania i monitorowanie martwego pola. Ach, no i oczywiście jest coś takiego, jak automatyczne otwieranie i zamykanie pokrywy bagażnika korzystając z przycisku. I wentylowane przednie fotele… Tak, to zdecydowanie bajer ;)

Do bajerów wypadałoby też zaliczyć aplikację Kia Connect. Za jej pomocą możemy sprawdzić aktualny przebieg samochodu, poziom paliwa w baku, status samochodu, jak również otworzyć zdalnie auto, włączyć klimatyzację, wentylację foteli, podgrzewanie kierownicy, tylnej i przedniej szyby czy wreszcie sprawdzić historię ostatnich podróży (kiedy, ile przejechaliśmy i z jaką średnią i maksymalną prędkością – ale bez informacji o spalaniu, a szkoda!).

Pozwala także wyszukać żądany adres i wysłać ustaloną trasę do samochodu. Tu za każdym razem pojawia się zabawny błąd – zatwierdzenie transferu trasy jest w obcym języku.

fot. Katarzyna Pura | tabletowo.pl

Co mi się podoba w Kia Sportage?

Uwaga, będę chwalić! Bo kilka rozwiązań, zastosowanych w Kia Sportage, mi się bardzo podoba. Pomijając oczywiście rzeczy, o których wspomniałam wyżej, bo przecież nie będę się bezsensownie powtarzać.

Zacznę od takiej pierdółki – po jednym porcie USB C, umiejscowionym w boczkach foteli przednich – każdy z pasażerów może w trakcie jazdy podładować telefon, co jest naprawdę fajną opcją, zwłaszcza w obecnych czasach.

Druga rzecz to tył zagłówka z miejscem do powieszenia marynarki – super sprawa. Kolejna rzecz – 15-Watowa ładowarka indukcyjna ze sporą przestrzenią dookoła, co oznacza ni mniej, ni więcej, że nawet największe telefony da radę za jej pomocą ładować (łącznie z Samsungiem Galaxy S23 Ultra czy Huawei P60 Pro).

Fotele! W testowej wersji z tapicerką materiałowo – skórzaną (z zaznaczeniem, że jest to skóra ekologiczna) w jasnym kolorze beżowym. Sam wygląd spoko, ale najbardziej cieszy wygoda i pozycja za kierownicą. Wiadomo, jest to SUV, więc będziemy siedzieć sporo wyżej niż w sedanie czy hatchbacku. 

Najważniejszy jest dla mnie fakt, że siedzenia – mimo, że na pierwszy rzut oka twarde – są naprawdę wygodne. Przejechaliśmy nim z Kubą prawie tysiąc kilometrów w dwa dni i tego w ogóle nie odczułam.

Co mi się nie podoba w Kia Sportage?

Chyba nic nie irytuje w samochodzie bardziej niż nieaktualne mapy – oczywiście jeśli ktoś z nich nagminnie korzysta. Ale jeszcze bardziej potrafi wkurzyć fakt, że wbudowana nawigacja nie ma standardowej wyszukiwarki. Znaczy… ma, ale strasznie ubogą. Wyobrażacie sobie, że z poziomu ekranu w samochodzie nie można znaleźć konkretnego adresu (miasto, ulica, numer), tylko jakieś wybrane POI?

Możliwość wyszukiwania konkretnego adresu dostępna jest, owszem, ale tylko w aplikacji mobilnej Kia Connect z poziomu telefonu. Tam można go znaleźć i przesłać do samochodu, by następnie zaakceptować na ekranie centralnym.

Mam też problem z oceną intuicyjności korzystania z… radia. Aby móc się przełączać pomiędzy stacjami radiowymi za pomocą przełącznika w kierownicy, najpierw trzeba zdefiniować ulubione stacje radiowe. I niby fajnie, ale mając na przykład takowe trzy, będąc na kompletnej wiosce ich nie znajduje – i żeby przełączyć się na coś lokalnego, trzeba znowu wchodzić w pełną listę stacji. No nie wiem, coś mi tu nie pasuje.

Dla niektórych wadą będzie też brak Head Upu. Osobiście jednak nie uważam, by była to rzecz dyskwalifikująca samochód. Bardziej irytujący jest system czytający ograniczenia prędkości – jadąc po drodze szybkiego ruchu często potrafi zebrać dane z drogi alternatywnej, biegnącej obok.

No dobrze, a ile pali Kia Sportage?

Klasyczne hybrydy mają to do siebie, że najlepiej czują się w miejskiej jeździe. Tam, gdzie nie ciśniemy silnika i musimy się dostać z punktu A do punktu B najczęściej w mniejszych lub większych korkach. I to właśnie tutaj Kia Sportage najchętniej korzysta z silnika elektrycznego, pozwalając na największe oszczędności. Nie udało mi się nigdy przejechać po Warszawie 100 km bez skoków za miasto, więc mój test jest niemiarodajny, ale na odcinkach 15 km Sportage HEV pokazywał spalanie ok. 5-5,5 l / 100 km. 

Jestem jednak mile zaskoczona osiągami w trasie. Kilka przykładów, jeśli chodzi o wyniki, jakie udało nam się uzyskać:

  • 6,6 l / 100 km na łącznej trasie 605,3 km – tryb mieszany, trasa Nadarzyn – Warszawa – Janowiec nad Wisłą – Kazimierz Dolny – Warszawa – Ełk, 
  • 8,1 l / 100 km przy stałej prędkości 120 km/h.

Bak paliwa ma 52 litry pojemności i wystarcza w teorii na przejechanie ok. 768 km (tak pokazuje komputer pokładowy po zatankowaniu do pełna).

Sportage HEV ma dwa tryby jazdy. Pierwszy to ECO, w którym przejechaliśmy zdecydowaną większość tras oraz Sport, w którym odczuwalnie inaczej prowadzi się to auto – nie przełącza się na silnik elektryczny, biegi zmienia na wyższych obrotach, a już po samej kierownicy czuć, że jest sztywniej, a pedał gazu reaguje dużo żwawiej.

W trybie ECO, czyli niejako dedykowanym dla tego auta, brakuje mi nieco większej elastyczności zawieszenia. Sam prześwit, wynoszący 17 cm, też mógłby być większy. A tak, otrzymujemy fajne autko, będące takim, hmm, SUV-em do miasta z kocimi łbami ;)

Dlaczego do miasta? Bo przy prędkościach od ok. 120 km/h robi się nieprzyjemnie głośno – brakuje tu lepszego wygłuszenia.

Podsumowanie

Kia Sportage w wersji HEV jest naprawdę ciekawym samochodem – wręcz naszpikowanym technologicznymi rozwiązaniami. Opcje związane z bezpieczeństwem to jedno, ale dodatkowe bajery – w postaci widoku z kamer w miejscu zegarów czy możliwość wyjechania z miejsca postojowego z kluczyka – są dla mnie naprawdę ciekawe. Może nie do końca podoba mi się kultura jazdy (twardy hamulec, ociężały gaz), ale do tego trzeba się przyzwyczaić w klasycznej hybrydzie. Ale i czerpać z oszczędności, które płyną z korzystania z silnika elektrycznego, który uruchamia się momentami nawet jadąc z prędkością autostradową.

Koszt wersji Business Line zaczyna się od 179900 złotych w bazowej wersji. Za kolor, pakiet premium, obsługę wyjazdu z kluczyka i kilka innych bajerów, jakie znajdziemy w testowym egzemplarzu, trzeba nieco dopłacić – ostatecznie zamykamy się w niecałych 200 tysiącach złotych. Przy czym nie jest to najdroższa opcja – tą jest GT Line z kolejnymi bajerami i dodatkami.

Gdybym teraz stawała przed wyborem SUV-a za ok. 200 tysięcy złotych, spojrzałabym w stronę Kia Sportage lub Renault Austral (przy czym wersje hybrydowe tego drugiego będą dostępne dopiero za ok. pół roku, jeśli ktoś poluje tylko na takowe). Z zaciekawieniem czekam też na odświeżoną Toyotę Rav 4 z nowym infosystemem, którego premiera ma się odbyć w tym roku (w aktualnej formie wygląda mocno przestarzale).