Recenzja Amazfit Pace – pozytywne zaskoczenie i rozczarowanie w jednym

sdr

Lubię mieć kontrolę nad powiadomieniami pojawiającymi się na smartfonie, ale jednocześnie nienawidzę być ich więźniem. Zegarek inteligentny to dla mnie świetne rozwiązanie – pomaga odsiewać rzeczy ważne od mniej istotnych (te nieważne, żeby nie było, mam całkowicie powyłączane). Przez ostatnie tygodnie na nadgarstku towarzyszył mi Amazfit Pace, zegarek, który w ubiegłym roku wielu nazywało „pierwszym zegarkiem od Xiaomi”, co tak naprawdę niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Najważniejsze jest, jak się spisywał podczas codziennego użytkowania – a właśnie o tym dziś będzie. Zapraszam do zapoznania się z recenzją Amazfit Pace – fajnego smartwatcha, który pod pewnymi aspektami pozytywnie zaskoczył, pod innymi – rozczarował…

Wzornictwo, jakość wykonania

Nie ukrywam, że Amazfit Pace „kupił” mnie swoim wyglądem już od momentu wyjęcia z pudełka. Wszystko za sprawą tego, że świetnie komponuje na swoim pasku dwa kolory – czarny z czerwonym, co po prostu praktycznie zawsze dobrze wygląda. To zagranie sprawiło, że zegarek prezentuje się naprawdę dobrze, choć, gdy jest założony na rękę, czerwona barwa tylko nieznacznie przebija zza otworów czarnego, silikonowego paska. A pasek, o czym warto od razu wspomnieć, można bezproblemowo wymienić – zapina się go na standardowe teleskopy, więc proces ewentualnej wymiany trwa dosłownie chwilę.

W pasku mieści się 15 otworów, dzięki czemu zegarek można zapiąć na nadgarstek o obwodzie od 12 do 21 cm (ja zapinam na siódmą). Jest też oczywiście szlufka, która sprawia, że pozostała część paska po zapięcia nie zwisa po drugiej stronie.

Sama tarcza jest okrągła, ale nie mogę powiedzieć, by była to potężna busola – jej wymiary są na tyle optymalne, że dobrze wygląda nawet na damskiej ręce. Z przodu mamy ekran (1,34″ i rozdzielczości 320×300 pikseli) z przebitą oponą (podobnie jak w Moto 360), na której to znajduje się czujnik światła. Z tyłu natomiast umieszczony został pulsometr oraz czteropinowe złącze do ładowania – Amazfit Pace ładuje się za pomocą dedykowanej ładowarki, podpinanej przez microUSB (jeśli zapomnicie jej na jakiś wyjazd, niestety, zostaniecie bez zegarka).

Aha, jeszcze jedna ważna kwestia – producent zapewnia, że Amazfit Pace jest wodoszczelny – spełnia normę IP67. Teoretycznie powinien być zatem odporny na słodką wodę, czego potwierdzeniem niech będzie fakt, że prysznice ze mną przetrwał bez problemu. Ale na zakończonym niedawno wyjeździe postanowiłam sprawdzić czy zegarek ten poradzi sobie z wodą słoną… Efekty, ku mojej uciesze, były pozytywne – kontakt z wodą w Atlantyku nie spowodował zakończenia jego żywotności. Zegarek dalej działa, od tamtego momentu nie pojawiły się żadne problemy, których nie miałby wcześniej. Egzamin wodoszczelności zatem w pełni zdany.

Wyświetlacz

Ostatni tydzień spędziłam na Teneryfie. Wiecie, ostre słońce, ok. 27 stopni, bezchmurne niebo… generalnie takie klimaty, które są wręcz idealne do testowania wszelkiego rodzaju sprzętu elektronicznego, a właściwie jego wyświetlaczy. I tu muszę z całą stanowczością stwierdzić, że ekran w Amazfit Pace to jego największa zaleta. Spisywał się wyśmienicie, niezależnie od panującego wokół mnie nasłonecznienia.

Wszystko za sprawą tego, że jest to wyświetlacz typu e-papier, który nie dość, że pobiera niewiele prądu, to jeszcze doskonale radzi sobie z widocznością w pełnym słońcu. Niezależnie od tego, co chcesz zrobić – sprawdzić godzinę czy odczytać powiadomienie, podnosisz rękę, ekran się podświetla do odpowiedniego poziomu i jest naprawdę niesamowicie dobrze widoczny, nawet w południe, nawet na Teneryfie, nawet przy bezchmurnym niebie i lejącym się z niego żarze.

Ekran wyświetla godzinę przez cały czas, oczywiście gdy nie jest używany, jest wygaszony. W momencie, gdy podniesiemy rękę (wykonamy gest zerknięcia na zegarek), wyświetlacz podświetla się, dzięki czemu staje się bardziej czytelny dla użytkownika. Przechodząc jednak dalej… bo po wychwalaniu samego ekranu przyszła teraz pora na skarcenie systemu, w jaki się go wybudza, by wszedł w jakąkolwiek interakcję z użytkownikiem.

Bo wiecie, ogólnie jest tak, że nawet, jeśli ekran zegarka się podświetli, nie jest on aktywny. Dopóki nie naciśniemy przycisku fizycznego, który znajduje się na prawej krawędzi, ekran jest nieaktywny i nie reaguje na żadne próby wydawania mu poleceń. Jest też druga opcja aktywacji ekranu, ale dużo mniej skuteczna niż przycisk – w ustawieniach można włączyć, by ekran aktywował się po podwójnym tapnięciu na niego; niestety, z doświadczenia mogę napisać, że działa to w kratkę – raz reaguje bez problemu, innym razem nie chce w ogóle.

Działanie, oprogramowanie

A skoro już o działaniu mowa, Amazfit Pace z dwurdzeniowym procesorem o częstotliwości taktowania 1,2GHz z 512MB RAM, działa w kratkę. Dosłownie. Raz nie mogę przyczepić się wcale, innym razem oprogramowane zamula tak, że zanim przeniesie mnie z jednej karty na drugą, mogę iść zaparzyć herbatę. Jasne, trochę wyolbrzymiam, ale sytuacja nie jest zbyt ciekawa – od zegarka za ok. 650 złotych wymagałabym jednak, żeby ciągle działał niezawodnie, a nie „jak mu się podoba”.

Samo sterowanie zegarkiem jest bardzo proste i trochę przypomina to, jak obsługuje się smartwatche z Android Wear. Mamy gesty – lewo, prawo, góra, dół. Z poziomu ekranu głównego, czyli wyświetlanej godziny, możemy przejść do góry, gdzie znajdziemy najważniejsze ustawienia – tryb samolotowy, tryb nie przeszkadzać, podświetlenie ekranu (konkretny poziom lub automatyczne) oraz przejście do ustawień ogólnych; jest też informacja o stanie baterii i połączenia z telefonem, a także o pogodzie i dacie. Przejście w dół to przegląd powiadomień – możemy je przeczytać albo odrzucić (gestem przesunięcia palca po ekranie w prawo).

Główne menu składa się z: aktywności (wybrane dyscypliny sportowe, archiwum aktywności oraz ustawienia), tarczy głównej (można pobierać motywy i zmieniać z poziomu aplikacji Amazfit Watch), pogody, liczby kroków, pulsometru, muzyki, alarmu, kompasu, stopera, monitorowania snu oraz studia treningowego.

Zegarek łączy się ze smartfonem przez Bluetooth. W większości przypadków połączenie jest stabilne, aczkolwiek kilka razy podczas ostatnich prawie trzech tygodni zdarzyło się, że zostało samoistnie przerwane – pomogło ponowne wejście w aplikację, wtedy następowało automatyczne ponowne łączenie.

Aha, i jeszcze jedna sprawa. Aby korzystać z Amazfit Pace, należy założyć konto w aplikacji, o której kilka słów przeczytacie poniżej. Nie mam bladego pojęcia kto to wymyślił, ale dane z tego programu nie synchronizują się nigdzie na koncie, przez co po przesiadce z jednego telefonu (Moto G5 Plus) na drugi (Honor 8 Pro), niestety, wszystkie wcześniejsze dane straciłam… Ale takie są właśnie losy testera sprzętu.

Amazfit Pace działa w połączeniu ze smartfonami z Androidem od wersji 4.4 oraz z iOS – od iOS 7.0.

Aplikacja Amazfit Watch

Jak to w przypadku wszystkich smartwatchy bywa, także i tutaj do obsługi Amazfit Pace potrzebna jest aplikacja. W tym przypadku mamy do czynienia z Amazfit Watch (Android, iOS), programem bardzo podstawowym, zapewniającym dostęp wyłącznie do najważniejszych funkcji zegarka. Jest na tyle ograniczony, że nawet wszelkie aktywności musi wyświetlać w zewnętrznej aplikacji, którą jest… Strava. I żadna inna. Tak, dobrze widzicie, aktywności nie można synchronizować z innymi aplikacjami sportowymi niż Strava (można jedynie wyeksportować plik .gpx i później importować np. w Endomondo, ale to zupełnie niepotrzebna zabawa…). Żeby było jeszcze ciekawiej, nie zawsze synchronizacja ta w ogóle chce działać, przez co nie wszystkie treningi będziecie mogli zobaczyć z jej poziomu.

Z poziomu aplikacji możemy:

I to właściwie wszystko, co oferuje ta aplikacja.

Powiadomienia

Nie ukrywam, że w moim przypadku największą zaletą każdego zegarka inteligentnego jest wyświetlanie powiadomień z telefonu. Tak, jak wspomniałam we wstępie, po prostu lubię mieć kontrolę nad tym, czy dana rzecz może chwilę poczekać, czy wymaga ode mnie natychmiastowej reakcji (a wiecie, prowadząc własną działalność, tym samym będąc ciągle w pracy, tych drugich sytuacji jest zdecydowanie więcej). I tu muszę przyznać, że Amazfit Pace w swojej roli spisywał się wyśmienicie.

Bo nie dość, że bezproblemowo i dosłownie w mgnieniu oka wyświetlał powiadomienia z podłączonego do niego smartfona (najpierw Moto G5 Plus, później Honora 8 Pro, więc nakładka systemowa nie robiła na nim żadnego wrażenia), to jeszcze ten niesamowicie czytelny ekran umożliwiał mi swobodne zapoznanie się z jego treścią.

Powiadomienia, jak już wspomniałam, wyświetlane są z dokładnie każdej aplikacji, jaką mamy zainstalowaną na smartfonie. Oczywiście pod warunkiem, że nie dodaliśmy jej wcześniej do listy programów zablokowanych – wtedy na ekranie zegarka pojawiać się nie będą.

Zegarek o przychodzącym powiadomieniu daje znać wibracją – w ustawieniach, bezpośrednio w Amazfit Pace, można zmienić ich intensywność. Ja korzystałam ze średniej i muszę przyznać, że była dla mnie w zupełności wystarczająca, aczkolwiek bierzcie pod uwagę, że każdy ma inną tolerancję na wibracje. Zresztą, podczas budzenia za pomocą ustawionego w zegarku budzika również u mnie daje radę (i tu kolejna wada – budzika nie da się ustawić z poziomu aplikacji na telefonie!).

Jeśli chodzi o konkretne powiadomienia, muszę tutaj dodać, że gdy mamy połączenie telefoniczne, można je z poziomu zegarka albo odrzucić, albo odebrać – wtedy jednak rozmowa odbywa się normalnie przez telefon, nie przez zegarek (ten nie ma głośnika). Co godzinę wyświetla się też powiadomienie o bezczynności (można wyłączyć, żeby się nie pojawiało).

Monitorowane aktywności, GPS, pulsometr

„Technology for Runners” – takie hasło towarzyszyło wprowadzeniu na rynek Amazfit Pace kilka miesięcy temu. I wszystko byłoby super, gdyby… faktycznie można było go nazwać smart zegarkiem dla biegaczy. Tymczasem jak dla mnie jest to smartwatch, owszem, ale który zaawansowani biegacze powinni raczej, niestety, omijać.

Zacznę od rzeczy tak prostej, jak synchronizacja danych z aplikacjami sportowymi. Jak w międzyczasie wspomniałam, w przypadku Amazfit Pace nie ma możliwości wymuszenia działania z jakimkolwiek innym programem sportowym, typu Endomondo czy Runtastic. Jest tylko i wyłącznie Strava. A jak ktoś tej aplikacji nie lubi, to ma problem. Żeby było jeszcze zabawniej, w samym programie Amazfit Watch, nie wyświetlają się żadne informacje dotyczące aktywności biegowej, rowerowej czy chodzenia – są wyłącznie same kroki; żeby pokazało się więcej informacji, należy przejść do Stravy, która… nie zawsze chce synchronizować dane. I kółko się zamyka.

Kolejna rzecz – GPS. Testowałam go w terenie niezabudowanym (chyba można tak nazwać plaże na Teneryfie? ;)), jak i zabudowanym (w Kielcach i Warszawie). I o ile w pierwszych przypadkach działał dobrze, odpowiednio zliczając przebyty dystans i rejestrując go na trasie (wspinałam się na Montana Roja, nic wielkiego, ale zawsze to jakaś aktywność), tak w pozostałych widać było odchyły od normy – zwłaszcza jeśli chodzi o dokładność rejestrowanej trasy – według zapisu trasy na Strava, zdarzyło mi się chodzić po budynkach. Jeśli zatem biegacie w miastach, Amazfit Pace może się w swojej roli nie sprawdzić. Wspomnę jeszcze, że na dystansie siedmiu kilometrów średnio zaniża dystans o ok. 200-300 metrów.

Podobnie jest zresztą z samym pulsometrem. Dopóki sprawdzamy liczbę uderzeń na minutę siedząc, dopóty wyniki są naprawdę dokładne (pomyłki względem ciśnieniomierza o 1-2 uderzenia). Ale jeśli tylko poluzujemy nieco pasek zegarka lub zaczniemy biegać, wyniki zaczynają być przekłamywane… Niestety, pod tym względem również testowany zegarek nie zdaje egzaminu.

Jeśli jednak nie zamierzacie wykorzystywać Amazfit Pace do śledzenia aktywności sportowych, a jedynie liczenia kroków, tu mam dobrą wiadomość – sprawdza się wyśmienicie. Serio, liczy idealnie, co do kroku. Ilekroć postanowiłam policzyć kroki na jakimś dystansie i skonfrontować to z licznikiem na zegarku, tylekroć razy się nie pomylił ani o krok. Nawet, gdy w grę wchodziły schody. Za to spory plus dla tego urządzenia.

A, jest jeszcze jedna rzecz, o której napisać po prostu trzeba. Do pamięci wewnętrznej Amazfit Pace (4GB) można wgrać swoją muzykę. Niestety, na tym jego możliwości multimedialne się kończą. Oznacza to, jak już się pewnie domyślacie, że zegarek nie oferuje opcji sterowania muzyką włączoną na smartfonie podłączonym do niego przez Bluetooth.

Monitorowanie snu

Nie ukrywam, że pozytywnie zaskoczyła mnie funkcja monitorowania snu, która działa… naprawdę dobrze. Za każdym razem, gdy kładłam się spać, specjalnie patrzyłam na godzinę, by sprawdzić, czy znajdzie pokrycie na zapisanym później wykresie. W większości przypadków dokładnie tak było. I, tak, ten dzień, w którym widać, że spałam prawie 14 godzin… to naprawdę miało miejsce. Ale zauważcie, że nie ma danych z poprzedniego dnia. To chyba już tłumaczy, skąd tak długi sen dzień później? Nie pytajcie, co robiłam ;) No dobra, miałam samolot o 6 rano, więc postanowiłam tej nocy po prostu nie spać i wykorzystać na nocne zwiedzanie El Medano!

Czas działania

Amazfit Pace nie należy do największych zegarków, przez co nie spodziewajcie się, że znalazło się w nim ogromne ogniwo. Ale nie jest z nim wcale aż tak źle. Pod obudową zegarka znajdziemy akumulator o pojemności 280 mAh, który oferuje przeróżny czas działania. Ale tak naprawdę bardzo skrajny, że aż trudno to opisać słowami.

Początkowo z czasu pracy Amazfit Pace byłam bardzo zadowolona, bo pierwszy cykl działania trwał pięć dni – i to był naprawdę świetny wynik. Ale później było tylko gorzej. Czas pracy spadł do trzech dni i był to wynik całkiem powtarzalny – ani krótszy, ani dłuższy. W dodatku niezależnie od ilości przychodzących powiadomień oraz aktywności.

Samo ładowanie odbywa się za pomocą dedykowanej ładowarki podłączanej do czteropinowego gniazda z tyłu zegarka. Pełny proces ładowania trwa niecałe dwie godziny.

Podsumowanie

Nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć to, co napisałam w tytule niniejszej recenzji. Amazfit Pace to naprawdę ciekawy smartwatch, ale niekoniecznie dla biegaczy. Po przeczytaniu tego tekstu wiecie już, że zegarek dobrze wygląda (i ma możliwość wymiany pasków), jest wodoszczelny, do tego ma rewelacyjny ekran, GPS (najlepiej działający poza miastem) i pulsometr (który sprawdza się głównie w spoczynku) oraz świetnie radzącą sobie funkcję monitorowania kroków i snu.

Ale z drugiej strony barykady mamy niedokładnie działający GPS w miastach, słabe działanie pulsometru podczas treningów oraz możliwość synchronizacji wyłącznie z aplikacją Strava. Do tego dochodzi jeszcze brak wybudzania ekranu dopóki nie wciśniemy małego i dość słabo wyczuwalnego przycisku oraz często powolne działanie zegarka, co nie powinno mieć miejsca w przypadku urządzenia kosztującego ok. 650 złotych.

Zegarek do testów dostarczył sklep Banggood.

Exit mobile version