Recenzja Sony Xperia XA

Sony Xperia XA

Limonkowy, złoty, miedziany – takie i jeszcze więcej określeń słyszałam na temat koloru telefonu, który ostatnio gościł w moich rękach. Mowa o Sony Xperia XA, najtańszym smartfonie japońskiego koncernu spośród zaprezentowanych w tym roku. Oprócz nich, o czym pewnie pamiętacie, zadebiutowały: Xperia XA Ultra, Xperia X (już przeze mnie przetestowana) i Xperia X Performance. Pora sprawdzić, jak podczas codziennego użytkowania radzi sobie najtańszy z modeli.

Parametry techniczne Sony Xperia XA:

Cena w momencie publikacji: ok. 1200 złotych

Wideorecenzja

Wzornictwo, jakość wykonania

Z Sony Xperia XA pierwszy raz miałam styczność podczas targów MWC 2016 w Barcelonie – na początku bieżącego roku. Już wtedy smartfon przyciągnął moją uwagę niesamowicie cienkimi ramkami przy krawędziach ekranu, czym mnie mocno zaintrygował. Ale o ile w rzeczywistości są one faktycznie prawie niezauważalne, dzięki czemu sam smartfon jest wyjątkowo wąski, tak przestrzeń nad i pod ekranem jest zdecydowanie większa, przez co urządzenie jest po prostu nad wyraz wysokie. A nie musiałoby takie być, gdyby nie niezagospodarowana przestrzeń pod wyświetlaczem, którą umieszczono tam zapewne wyłącznie po to, by zachowana została symetria względem górnej części. A gdyby tak zmniejszyć nieco zarówno dolną, jak i górną przestrzeń? No nic, nie ma co gdybać, bo ostatecznie jest jak jest. Czyli wąsko i wysoko. Wąska obudowa i 5-calowy ekran sprawiają, że urządzenie łatwo jest obsłużyć jedną dłonią. Ale przyznajcie sami, że byłoby łatwiej, gdyby było niższe…

Wzornictwem smartfon nawiązuje do pozostałych członków rodziny Xperia X. Żeby nie było zbędnych wątpliwości – podobnie jak Xperia X, model Xperia XA nie jest wodoszczelny (przypomnę, że taki jest jedynie najdroższy – Xperia X Performance). Ma zaoblone krawędzie, zaokrąglone rogi, plastikową klapkę chroniącą sloty kart microSD i nanoSIM oraz charakterystyczny, okrągły włącznik na krawędzi. Ogólnie w mojej ocenie Xperia XA może się podobać. Zwłaszcza, że jest dostępna w kilku nietypowych barwach, jak limonkowy czy łososiowy.

Rzućmy okiem na krawędzie. Na prawej umieszczono włącznik, przyciski do regulacji głośności oraz fizyczny spust migawki. Na dole – port microUSB, mikrofon i głośnik mono. Na lewym boku mamy zaślepkę chroniącą slot kart nanoSIM i microSD. U góry natomiast znalazło się miejsce dla 3.5 mm jacka audio i drugiego mikrofonu.

Z tyłu, w lewym górnym rogu, umieszczono obiektyw aparatu z diodą doświetlającą – takie miejsce sprawia, że robiąc zdjęcie, możemy niechcący zasłonić go palcem – warto o tym pamiętać. Z przodu z kolei, nad taflą 5-calowego ekranu, mamy obiektyw kamerki przedniej, głośnik do rozmów, czujnik światła oraz diodę powiadomień, która świeci na dwa kolory – zielony, gdy przyjdzie powiadomienie oraz czerwony – gdy telefon się rozładowuje.

Jakości wykonania Xperii XA nie mogę zupełnie nic zarzucić. Mimo że obudowa jest w całości z plastiku, czuć w rękach, że jest to tworzywo sztuczne dobrej jakości. Nic nie skrzypi, nie ugina się pod palcami, a poszczególne elementy obudowy są ze sobą odpowiednio spasowane. Pod tym względem Sony spisało się wzorowo.

Wyświetlacz

1200 złotych za smartfon z ekranem 5 cali i rozdzielczości 1280 x 720 pikseli (HD)? Drogie Sony, biorąc pod uwagę, że w tej cenie mamy już na przykład Huawei P9 Lite (5,2” 1920 x 1080 pikseli), zastosowanie HD jest dość zaskakujące. Z drugiej strony, po pierwsze, wyższa rozdzielczość negatywnie odbiłaby się na – i tak już bardzo krótkim – czasie pracy. Po drugie natomiast, HD na pięciu calach dla większości użytkowników i tak jest w zupełności wystarczające. Choć oczywiście ci bardziej wymagający dostrzegą lekkie poszarpanie czcionek czy ikon, co jest spowodowane zagęszczeniem pikseli na cal na poziomie 294 ppi (w przypadku przywołanego wyżej konkurencyjnego produktu Huawei jest to 424 ppi – różnicę widać gołym okiem).

Z bardzo dobrej strony pokazała się jasność ekranu – zarówno minimalna (3 nity), jak i maksymalna (515 nitów), choć akurat w jej przypadku największą rolę odgrywają wszelkie refleksy (wady błyszczących ekranów) i upodobanie do zbierania odcisków palców, co nieco uprzykrza korzystanie z telefon w pełnym słońcu. Oczywiście do dyspozycji jest czujnik światła, dzięki czemu manewrowanie jasnością ekranu możemy zostawić automatyce lub, jeśli wolimy, zmieniać ją ręcznie za pomocą standardowego suwaka.

Jeśli chodzi o najważniejsze aspekty dotyczące wyświetlacza, nie mam większych zastrzeżeń. Jasność na plus, kąty widzenia bardzo dobre, a reakcji na dotyk nie mogę zupełnie nic zarzucić – jest natychmiastowa i precyzyjna.

W ustawieniach wyświetlacza jest kilka rzeczy, na które warto zwrócić uwagę. Najważniejsze jest, przede wszystkim, zdefiniowanie, z jakiego trybu wyświetlania obrazu będziemy chcieli korzystać. Dostępne są trzy: zwykły (bez różnego rodzaju ulepszeń), Mobile BRAVIA Engine 2 oraz tryb superżywych kolorów (jak się dowiadujemy z opisu, maksymalizacja natężenia kolorów podczas wyświetlania zdjęć i wideo nadaje obrazom surrealistyczny, żywy wygląd). Ja korzystałam z Xperii XA bez włączonego żadnego z dodatkowych trybów.

Kolejną rzeczą jest możliwość ustawienia balansu bieli, co jest coraz częściej stosowane przez producentów, jak również zmiana wielkości wyświetlanych czcionek (cztery poziomy).

W Xperii XA tekst wprowadzamy za pomocą klawiatury SwiftKey, którą albo się kocha, albo nienawidzi. Jeśli czytaliście recenzję Xperii X mojego autorstwa, wiecie zapewne, że w jej przypadku często zdarzało mi się, że podczas pisania standardową metodą (klikając na poszczególne litery danego słowa), klawiatura interpretowała to mimo wszystko jako jeżdżenie po niej (swype’owanie), przez co było to powodem mojej irytacji. Tu jednak, przy Xperii XA, podobne sytuacje nie występowały z tak dużą częstotliwością, co przy droższym modelu. Ale, tak, wciąż się zdarzały. Oczywiście klawiaturę można zmienić z domyślnej na inną – wystarczy pobrać wybraną aplikację z Google Play.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs. Głośnik
3. Zaplecze komunikacyjne. Aparat. Akumulator. Podsumowanie

Działanie, oprogramowanie

Dostałam telefon do testów. Wyjęłam z pudełka. Naładowałam. Przełożyłam swoją prywatną kartę. Włączyłam. Skonfigurowałam. Nie minęło pięć minut, a ja już miałam ochotę skończyć testy Xperii XA, zanim je na dobre rozpoczęłam. Urządzenie zupełnie nie chciało ze mną współpracować, niemiłosiernie lagowało i zacinało się, a czas uruchamiania aplikacji to był mało śmieszny żart. Na szczęście okazało się, że po podłączeniu do sieci WiFi pokazała się dostępna aktualizacja oprogramowania, a po jej zainstalowaniu – jeszcze jedna. I to był lek na całe zło. Dosłownie. Po zainstalowaniu obu aktualizacji Xperia XA wreszcie zaczęła działać. Choć nie bez sporadycznych problemów w postaci samo-zamykających się aplikacji:

Oczywiście Xperia XA działa na tyle, na ile pozwalają jej podzespoły, czyli ośmiordzeniowy procesor Mediatek Helio P10 MT6755 o częstotliwości taktowania 2GHz z Mali-T860, 2GB pamięci operacyjnej RAM oraz system Android w wersji 6.0 Marshmallow, przykryty nakładką od Sony. A pozwalają na typowe korzystanie z telefonu podczas codziennych zadań – bez fajerwerków, niesamowitej szybkości i wydajności. Pamiętajmy bowiem, że Xperia XA nie została stworzona dla entuzjastów nowych technologii, a dla osób, które chcą w relatywnie niskiej cenie kupić dobrze wyglądający sprzęt, który jeszcze dodatkowo dobrze działa. I ten model japońskiego koncernu taki właśnie jest, co zresztą potwierdzają wyniki uzyskane w testach syntetycznych.

Benchmarki:
AnTuTu: 48517
Quadrant: 17029
3DMark:
Ice Storm: max
Ice Storm Extreme: 6866
Ice Storm Unlimited: 11141

Test pamięci systemowej – AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 242,87 MB/s
– szybkość ciągłego zapisu danych: 66,52 MB/s
– szybkość losowego odczytu danych: 21,98 MB/s
– szybkość losowego zapisu danych: 9,72 MB/s

W grach Xperia XA nie zawodzi. Asphalt 8: Airborne czy Dead Trigger 2 uruchamiają się automatycznie na najwyższych ustawieniach graficznych, a rozgrywka stoi na wysokim poziomie. W przypadku dłuższego grania trzeba liczyć się jednak z tym, że obudowa telefonu staje się wyraźnie ciepła, ale na szczęście wyłącznie w okolicy obiektywu aparatu.

Jeśli interesuje Was warstwa oprogramowania, zbyt wiele się tu nie dzieje. Interfejs jest typowy dla urządzeń Sony – przejrzysty, kolorowy i intuicyjny, czyli tak na dobrą sprawę nic nowego. W ustawieniach warto zwrócić uwagę na takie rzeczy, jak: kopia lustrzana ekranu, przesyłanie ekranu, możliwość tworzenia kont użytkowników czy inteligentne sterowanie podświetleniem (automatycznie wykrywa czy smartfon jest w naszej dłoni; ekran jest podświetlony dopóki nie odłożymy telefonu).

Aplikacja muzyka i głośnik. Pisząc o interfejsie koniecznie trzeba zwrócić uwagę na aplikację muzyka, czyli odtwarzacz muzyczny. Tu bowiem dzieje się wiele. Przede wszystkim mamy korektor graficzny, dzięki któremu możemy nieco spersonalizować odtwarzany dźwięk, ale jest także dynamiczny normalizator (minimalizuje różnicę w głośności pomiędzy utworami). Najbardziej istotna, w mojej opinii, jest funkcja ClearAudio+, która automatycznie optymalizuje ustawienia dźwięku – to rozwiązanie dla osób, które nie chcą lub nie potrafią korzystać z korektora (który, jeśli włączymy CA+, nie jest dostępny). Po uruchomieniu tej funkcji okazało się, że z tego małego głośniczka można wyłuskać nieco więcej niż by się mogło wydawać.

Wciąż jednak nie twierdzę, by dźwięk wydobywający się z głośnika był świetny. Jest przeciętnej jakości, choć nie jest tak metaliczny i spłaszczony, jak w wielu smartfonach tej klasy. Należy też pamiętać, że głośnik jest jeden, a więc mono, w dodatku umieszczony na dolnej krawędzi, co sprawia, że trzymając telefon poziomo (np. podczas grania czy oglądania wideo) często będzie się zdarzać, że będziemy zagłuszać wydobywający się z niego dźwięk – podobnie, jak po włożeniu do większości uchwytów samochodowych.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs. Głośnik
3. Zaplecze komunikacyjne. Aparat. Akumulator. Podsumowanie

Zaplecze komunikacyjne:

Aparat

Sony Xperia XA: 13 Mpix z tyłu, 8 Mpix z przodu. Najbardziej pozytywny aspekt dotyczący aparatu w Sony Xperia XA? Obecność fizycznego spustu migawki! I na tym mogłabym zakończyć swoją entuzjastyczną wypowiedź na ten właśnie temat. A wszystko przez to, że – jak w przypadku typowego średniaka za ok. 1200 złotych – aparat jest, bo jest i robi zdjęcia podobnej jakości, co większość modeli z tej półki cenowej. Czyli… bez rewelacji. Być może uznacie, że dość krytycznie podeszłam do oceny sytuacji, ale to – jak zawsze – możecie zweryfikować sami, oglądając zdjęcia załączone do recenzji, standardowo, w oryginalnej rozdzielczości.

Dostrzeżecie na nich, że fotografie powstałe w słoneczny dzień mogą się podobać – choć kolory, w mojej opinii, są mało plastyczne i nie do końca dobrze odwzorowane. Zdjęcia wychodzą też nieco ciemne, a złapanie ostrości na dziecku, które jest dość ruchliwe, nie jest może niemożliwe, ale zależy od sporej dawki szczęścia. Z kolei zdjęcia zrobione w słabych warunkach oświetleniowych lub przy sztucznym świetle, cóż, są bardzo kiepskie i trudno tu napisać cokolwiek innego – załączone przykłady wyłącznie to potwierdzają.

Przykładowe zdjęcie wykonane aparatem Sony Xperia XA:

Akumulator

Nie spodziewajcie się, że jest to akapit, w którym będę wychwalać Xperię XA. Już patrząc na samą pojemność akumulatora tego smartfona, czyli 2300 mAh, można przecież wywnioskować, że nie będzie to długodystansowiec. Moje testy wyłącznie to potwierdziły.

Podczas zupełnie typowego użytkowania okazało się, że dzień pracy (tj. włączenie telefonu rano, rozładowanie wieczorem) to dla Xperii XA czasem nieosiągalne wyzwanie. Jak pewnie wiecie, testuję sobie Huawei P9 Plus, którego czas pracy jest naprawdę bardzo przyzwoity (no dobra, nawet bardzo dobry). I gdy drugiego dnia od odłączenia go od ładowarki rozładowywał się, przerzucałam kartę do produktu Sony i… i tak rozładowywał się wieczorem, gdy korzystałam z niego naprawdę intensywnie.

W moich rękach Sony Xperia XA wytrzymywał średnio kilkanaście godzin, z czego na włączonym ekranie (SoT – screen on time) ok. 3 godzin – raz więcej, raz mniej. Czas ten ulegał dodatkowemu skróceniu, gdy włączony był GPS i/lub Bluetooth, a sam smartfon działał na LTE, więc warto o tym pamiętać i mieć pod ręką powerbank lub ładowarkę samochodową – zwłaszcza w dłuższej trasie.

Oczywiście można skorzystać z trybu oszczędzania energii Stamina, ale nie możecie się łudzić, że rozwiązanie to jest bardzo korzystne – niestety, nie jest tak.

Czas ładowania Xperia XA, ładowarką dołączaną do zestawu z telefonem, wynosi dwie godziny.

Podsumowanie

Sony Xperię XA bardzo trudno jest jednoznacznie ocenić. Wszystko za sprawą tego, że jest to po prostu poprawny telefon, który może się podobać wizualnie. Problem w tym, że poprawnych smartfonów na rynku dostępnych jest mnóstwo, a konkurencja w cenie wynoszącej ok. 1200-1300 złotych jest wprost ogromna.

Bez dwóch zdań najsłabszym ogniwem Xperii XA jest bateria, która np. w Huawei P9 Lite czy Honorze 7 Lite wypada o wiele, wiele lepiej. Gdy cena Xperii XA spadnie, będzie to przyjemny smartfon dla mniej wymagających osób. Ale w tej chwili, w mojej opinii, jest po prostu za drogi.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs. Głośnik
3. Zaplecze komunikacyjne. Aparat. Akumulator. Podsumowanie

Smartfon do testów dostarczył Sferis. Dzięki!

Exit mobile version