Źródło: Bandai Namco

Recenzja Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections – nieruchomi shinobi

Choć przygody Naruto Uzumakiego w wydaniu anime zakończyły się 6 lat temu, świat wykreowany przez Masashiego Kishimoto wciąż żyje. Dowodem na to jest nowa gra z serii Ultimate Ninja.

Nowy Ninja na rejonie

Od ponad 10 lat seria UItimate Ninja nie ogranicza się do zabawy na konsoli. Pierwszym tytułem, który przeniósł serię bijatyk z Naruto na komputery osobiste, był Ultimate Ninja Storm 3 z 2013 roku. Od tego momentu na generację konsol przypadała jedna gra, gdzie mogliśmy śmiało prać się po pyskach ulubionymi postaciami z mangi oraz anime.

Po Ultimate Ninja Storm 4 w 2016 roku, dedykowanemu PlayStation 4 i Xbox One (oraz PC, oczywiście), na kolejną część przyszło czekać 6 lat. Naruto x Boruto Ultimate Ninja Storm Connections każdym słowem znajdującym się w tytule próbuje przekonać, że oto nadchodzi połączenie starego z nowym i udowodnienie, że ostatni odcinek Shippudena nie był końcem pewnej ery w świecie „chińskich bajek”.

Źródło: Bandai Namco

Opowiedz mi to jeszcze raz

Naruto od kilku lat jest zakończone zarówno w formie mangi, anime, jak i gry, a Boruto nie może pochwalić się aż taką popularnością, jak oryginalne przygody shinobi z Konoha-gakure. Co zatem może zrobić studio odpowiedzialne za tytuł w uniwersum, aby przekonać do siebie starych wyjadaczy, jak i świeżą krew? Zaoferować zarówno kampanię-retrospekcję, jak i niezależną historię. Skupmy się na razie na tym drugim.

Najbardziej przystępną formą zapoznania się z jakąś historią z Japonii jest anime. Gdyby komuś przyszło dziś do głowy nadrobić całą historię Naruto, może obejrzeć część pierwszą Naruto oraz drugą (Shippuden), które liczą łącznie ok. 720 odcinków. Tak, wiem, że wliczam w to również sztuczne zapełniacze, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi. Odliczając openingi i endingi to jakieś 240 godzin materiału. Rozbijając to na kilka odcinków dziennie, nadrobienie wszystkiego zajmie niewtajemniczonym sporo czasu.

Tymczasem „Historia” w Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm to 8 kampanii, w których weźmiemy udział w najważniejszych wydarzeniach z życia Naruto. Na każdą kampanię składa się kilka pojedynków oraz plansz, wyjaśniających ewentualne luki fabularne. Średnio rozgarnięta osoba jest w stanie ukończyć jedną z części „Historii” wraz z lekturą w ok. godzinę. Resztę matematyki pozostawiam Wam.

Interaktywny sposób zaznajomienia się z historią, na której wychowały się dzieciaki w latach 2002-2017, okazał się świetnym sposobem na streszczenie dziejów Naruto, choć nie obyło się bez kilku zgrzytów na poziomie dziadersko-fanbojowym.

Dziaderskim, ponieważ nie trafia do mnie aspekt social-mediowy po odbytej walce. Oglądanie słupków, ile osób zasmuciła, a ile zszokowała walka z Haku czy odpowiadanie na pytania typu „Z którą historią shinobi bardziej się identyfikujesz?” nie wnoszą kompletnie nic do zabawy i brzmią jak zapychacz, dodany tylko po to, aby opisać to jako „NOWOŚĆ” na pudełku z grą czy na karcie gry w cyfrowym sklepie.

Fanbojowym, bo gra próbuje aż za bardzo streścić całą historię, przez co niektóre skróty mogą wymusić na ciekawskich zaglądanie na internetowe fanpejdże. Przykład pierwszy z brzegu: W trakcie walki Naruto z Shukaku podczas końcowej fazy przywołujemy wielką żabę – Gamabuntę. Skąd on się tam wziął? Czy to istota o wolnej woli czy część jakiejś techniki? Zaszyta w grze encyklopedia opisuje wyłącznie postacie oraz używane przez nich w grze ataki specjalne, więc odpowiedzi na to musicie poszukać na własną rękę.

Nowe zagrożenie

Pod hasłem „Specjalna Opowieść” w menu kryje się natomiast osobna historia, która dzieje się w czasach nowej Drużyny 7. Aby uniknąć jak największej liczby spoilerów powiem tylko, że nad scenariuszem pracował Masashi Kishimoto, na potrzeby fabuły wprowadzono nowe postacie i… gameplayowo jest to krok wstecz względem Ultimate Ninja Storm 3 i 4.

Z ogrywania „trójki” pamiętam bowiem, że na główny wątek składały się zarówno walki 1v1, małe lokacje, które mogliśmy zwiedzać, jak i fragmenty kojarzące się z grami z gatunku beat ’em up. Nie miałem okazji zagrać w czwartą część, ale obejrzenie kilku materiałów wideo na YouTube podpowiedziało mi, że studio uznało obecność fragmentów z eksploracją za zbyteczne. Zamiast tego mieliśmy dwie ścieżki fabularne do zbadania, a walki „jeden na wielu” wciąż okazjonalnie były miłą odskocznią od klasycznych pojedynków.

Nowa fabuła wywala niemal wszystko do kosza i oferuje wyłącznie walki przeplatane animowanymi przerwynikami. Aby zatem obejrzeć napisy końcowe pobocznej historii z Boruto jako głównym bohaterem, potrzebujemy stoczyć kilkadziesiąt walk i wykazać się ogromną wytrzymałością psychiczną.

Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm w „Specjalnej Opowieści” co chwila przerywa 2-3 minutowe przerywniki pytaniami, czy chcemy przejść dalej i raczy kolejnymy ekranami ładowania. Poznając historię czułem się, jakbym ogrywał grę mobilną, w której zniechęca się mnie przed łykaniem kolejnych epizodów na raz. Nic, tylko czekać, aż wyskoczy komunikat „zużyłeś dzienny limit obejrzanych przerywników, zużyj zdobyte ryo, aby odnowić pasek limitu”.

Nie ma żadnych bocznych ścieżek, walk innych niż 1v1, QTE, eksploracji. Na całą kampanię może 2 walki wyróżniają się przeciwnikiem lub warunkami zwycięstwa. Całość ostatecznie sprowadza się do schematu „przerywniki-ładowania-walka-ładowanie-przerywniki”. I tak przez kilka godzin. Komizmu dodaje fakt, że w pewnym momencie musimy stoczyć pojedynki podobne do tych z „Historii”, jednak w mocno skompresowanej formie. To już nie dało się połączyć jakoś jednego z drugim?

(Źródło: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

Szkoda, że w miejscu, w którym twórcy mogliby zaskoczyć fanów Naruto, dopieszczając rozwijane od lat mechaniki, dostaliśmy sklejony na szybko gameplay, przetykany przerywnikami z irytującymi ekranami ładowania co chwilę. Zwłaszcza, że od strony zabawy Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections to najbardziej przystępna odsłona serii.

Da się jeszcze łatwiej

Sterowanie shinobi w grach z serii Ultimate Ninja Storm od zawsze cechowało się niskim progiem wejścia. Nie musieliśmy uczyć się skomplikowanych kombinacji, parowanie nie polegało na wyuczeniu się animacji przeciwnika co do klatki, a część ataków wystarczająco długo się „odpalała”, aby nie odczuwać frustracji. CyberConnect2 udało się jednak sprawić, że stoczenie pierwszego, zwycięskiego pojedynku, to już nie jest niski próg, a przejście z podłogi na dywan.

W grze pojawia się bowiem uproszczone sterowanie, usuwające potrzebę planowania kilku ruchów. Kiedy nic nie wciskamy, czakra sama się ładuje, za podstawowe ninjutsu odpowiada jeden guzik, sekretne techniki wykonuje się o jedno wciśnięcie przycisku mniej, a szybkie doskoki aktywujemy tym samym przyciskiem, co podstawowe ataki bliskiego zasięgu.

Jeżeli gracz odczuwa, że niektóre ułatwienia są już mu niepotrzebne lub czuje, że odbierają mu za dużo kontroli nad postacią, część wspomagaczy można wyłączyć w opcjach, m.in. automatyczny pęd czakry, asysta serii ninjutsu lub przebudzenia. Jeżeli ktoś odmówił Wam kiedyś sesji w Naruto Ultimate Ninja Storm „bo za trudne”, to uproszczony tryb może przekonać jego/ją do zabawy.

Nowością w serii jest również 2 ninjutsu na postać. W połączeniu z pojedynkami, w których dobieramy 3-osobową drużynę oznacza to posługiwanie się 6 umiejętnościami podczas walki. Zdolności przypisane są na sztywno do danej postaci – nie jest to zatem mocne pogłębienie systemu walki, ale wprowadza nieco więcej uroku do pojedynków i w rozgrywce sieciowej zawodnicy spędzą trochę czasu rozpracowując, czego się spodziewać po danej drużynie. Walk online niestety nie miałem okazji sprawdzić.

Pozostało zatem sprawdzić się w trybie Swobodnej Walki. Wszystko tu jest na swoim miejscu – możemy trenować, walczyć w pojedynkę lub drużynowo, urządzić sobie turniej lub wypełnić kilka zadań ze specjalnymi warunkami (brak bloków, rzuty zadają więcej obrażeń itp.). Jeżeli dobra zabawa w Naruto Ultimate Ninja Storm oznacza dla Was zabawę głównie z komputerem, jest z czego wybierać.

Legenda Siódmego Hokage wiecznie żywa

Graficznie Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections nie zmieniło się dramatycznie względem poprzedniczek. Zresztą, grom inspirowanym mangą i anime nie potrzeba ray-tracingów i fotorealizmu, aby dobrze się bawić. Przynajmniej leciwy komputer powinien poradzić sobie z zaoferowaniem płynnej rozgrywki.

Jest też jeszcze inna zaleta zachowawczości CyberConnect2 wobec wprowadzania drastycznych zmian graficzno-gameplayowych – nie muszą martwić się o błędy i optymalizację. Choć w przypadku zabawy przed aktualizacją w dniu premiery irytuje mnie, że próba zapisania ustawień wyrzucała mnie za każdym razem do pulpitu, przez co zostałem zmuszony grać z angielskim dubbingiem. Na opcję ustawiania sposobu sterowania na szczęście znalazłem sposób, co widać na materiale wideo poniżej.

Osobną kwestią jest niespójne tłumaczenie na język polski. Z jednej strony mamy terminy, takie jak nazwy wiosek, np. Konoha-gakure, co można tłumaczyć jako „Wioska Ukryta w Liściach, czy Kekkei Genkai („Ograniczenie Krwi”), które nie zostały przetłumaczone. Z drugiej strony słyszymy, jak w angielskim dubbingu część ninjutsu pozostaje w oryginalnej, japońskiej formie – Chidori pozostaje Chidori, nie zamienia się w „Tysiąc Siewek”, a Tsukuyomi to nadal Tsukuyomi, nie „Bóg Nocy”.

Jest też trzecia opcja – język polski zachowuje japońską pisownię, a w angielskim udało się termin przetłumaczyć. Nukenin słyszymy w tłumaczeniu jako „Rogue Ninja”, wersja polska korzysta natomiast z japońskiego terminu. Idąc tropem angielskiej translacji sprawę załatwiłby zwrot „Zbuntowany Ninja”.

Nie znam przyczyn takiego działania, jednak warto być w tłumaczeniach konsekwentnym. Albo nazwy własne pozostają w oryginale, albo podmieniamy wszystko.

Kekkei Genkai, ale już Bóg Nawałnic, a nie Susanoo. Pomieszane z poplątaniem (Źródło: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections – ani postęp, ani regres

Jeżeli robisz krok naprzód, a następnie krok w tył, oznacza to dwie rzeczy – albo tańczysz, albo w odniesieniu do swojej pozycji stoisz w miejscu. Nowemu Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections bliżej do tej drugiej opcji. Super, że na start otrzymujemy 130 postaci bez potrzeby odblokowywania ich w trybie fabularnym lub za wewnętrzną walutę – podejrzewam jednak, że bohaterowie pojawiający się w nowej historii staną się grywalni dopiero wtedy, kiedy sypniemy groszem w cyfrowym sklepie na możliwe DLC.

Fabularnie miło jest ponownie przeżyć przygody Naruto, jednak historia skupiona wokół Boruto wygląda na stworzoną po linii najmniejszego oporu. Nowy system sterowania obniża próg wejścia, więc jeszcze łatwiej jest zaakceptować grę jako tytuł imprezowy na spotkaniu, gdzie część zaproszonych lubi bijatyki na podstawie anime.

Odnoszę wrażenie, że pomimo obecności trybu przetrwania twórcy potraktowali singlowego gracza nieco po macoszemu, przez co większość tego, co robimy w pojedynkę, wygląda jak wstępniak do trybu sieciowego. Trudno mi zatem polecić Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections jako uniwersalny tytuł dla wszystkich fanów świata shinobi.

Jeżeli jednak dotychczas kupowaliście gry z serii Ultimate Ninja Storm z myślą o graniu ze znajomymi, do pojedynków multiplayerowych lub zwyczajnie potraficie przymknąć oko na braki, możecie szykować się do przesiadki z „czwórki” na Connections.

Recenzja Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections – nieruchomi shinobi
Wnioski
Zalety
Bogata lista postaci
Nowy, łatwiejszy tryb sterowania
Streszczenie fabuły Naruto w postaci trybu "Historie"
Wady
Specjalna Opowieść jest zwyczajnie słaba
Okrojony tryb dla pojedynczego gracza w porównaniu z poprzednikami
Poplątane tłumaczenie
7
Ocena