Recenzja Valorant – jednej z najlepszych wieloosobowych strzelanek ostatnich lat

Valorant w końcu doczekało się swojej premiery, więc śmiało możemy zabrać się za podsumowanie tego, co Riot Games przygotowało dla graczy po dość długim okresie zamkniętej bety. Pojawiło się trochę nowej zawartości, a twórcy wcale nie zamierzają zwalniać z rozwojem swojej nowej produkcji. Czy to wystarczy, aby zagrozić potężnej konkurencji?

Valorant jest dostępne jedynie na komputerach osobistych, ale wszystko wskazuje na to, że w przyszłości może ukazać się również na urządzeniach mobilnych.

Znana, sprawdzona formuła

Od czasów zamkniętych beta testów rozgrywka nie uległa większym zmianom. Valorant jest taktyczną strzelanką, w której ścierają się ze sobą dwie pięcioosobowe drużyny. Pierwsza z nich ma za zadanie podłożyć bombę w wyznaczonym do tego sektorze lub wyeliminować przeciwników, a druga nie dopuścić do wykonania zadania atakujących, używając do tego wszelkich możliwych środków.

Rozgrywka w Valorant to oczywiście wariacja głównego trybu gry z Counter Strike’a, jednak z jedną, bardzo istotną różnicą. W nowej produkcji od Riot gracze rozpoczynając rozgrywkę wybierają jednego z na ten moment jedenastu dostępnych agentów, z których każdy znacząco różni się od siebie pod względem przypisanej roli, umiejętności, a także niektórych współczynników.

Podobieństw do konkurencji jest mimo wszystko więcej niż różnic. Model strzelania działa bliźniaczo podobnie do tego znanego graczom z hitu Valve czy innych gier chcących interpretować jego założenia, a pozostałe elementy rozgrywki, takie jak ekonomia gry czy projekt map, są właściwie żywcem przeniesione ze starszego brata Valorant, choć uległy one w większości przypadków usprawnieniom, o których wspomnę później.

Mam za to mieszane odczucia względem map, których na ten moment w grze znajduje się pięć, z czego jedna jest areną treningową.

Każda lokacja ma swój własny styl i element wyróżniający ją na tle innych (na przykład mechanikę zamykanych drzwi), więc o braku różnorodności nie ma mowy, jednak nie przypadła mi do gustu ich przekomplikowana budowa.

O ile należy docenić chęć stworzenia graczom jak największego pola do popisu przy okazji prowadzenia starć, to momentami miałem wrażenie, że niektóre wnęki i obiekty znalazły się w grze bez większego przeznaczenia. Zupełnie tak, jakby deweloperzy liczyli, że gracze może znajdą im za nich jakieś zastosowanie.

Niektóre takie obiekty faktycznie stwarzają nowe możliwości, ale spora część z nich zdaje się być wrzucona na siłę i zarówno ja, jak i moi współgracze, nie mogliśmy wpaść na sposób ich użycia w rozgrywce.

Hero shooter? Nie do końca

Zarówno pod pierwszymi wrażeniami z bety gry, jak i w trakcie dyskusji z użytkownikami na pewnej grupie na Facebooku, spotkałem się z zapytaniami, dlaczego porównuję Valorant do Counter Strike’a, a nie na przykład Overwatch, w którym również wybieramy swoich bohaterów w trakcie rozgrywki. Ano dlatego, że Valorant nie jest typowym przedstawicielem gier z gatunku hero shooter.

Kompozycja bohaterów nie stanowi tu trzonu rozgrywki i, choć umiejętności wnoszą sporo na pole bitwy, to niektóre z nich są najzwyklejszymi w świecie granatami przemianowanymi na pasujące do danego bohatera moce. Pierwsze skrzypce wciąż gra tu wymagający (w szczególności dla graczy niezaznajomionych z gatunkiem) model strzelania, komunikacja z zespołem i opanowanie poruszania się po lokacjach.

Największą różnicę robią tu ładowane przez kilka rund umiejętności specjalne, które przykładowo potrafią objąć toksyczną chmurą ogromny kawał mapy, albo sprowadzić na wrogą drużynę wiązkę laserową zadającą przepotężne obrażenia obszarowe. Choć niektóre ulty zdają się być z początku mocno przesadzone, to po dłuższej chwili spędzonej z grą całość wydaje się być całkiem nieźle zbalansowana.

Co ciekawe, poza standardowymi umiejętnościami „rzucanymi” znalazło się też miejsce na dużo ciekawsze i wymagające więcej wprawy i zdolności, na przykład sterowalne drony zwiadowcze, uniki, moce leczenia czy nawet wskrzeszenie.

To wszystko sprawia, że Valorant faktycznie jest różnorodne i, według mnie, prezentuje się dużo ciekawiej od konkurencyjnych strzelanek posiadających podobne założenia. Gdybym miał porównać nową grę Riot Games do istniejących wcześniej tytułów, to byłoby to prędzej Rainbow Six Siege niż Paladins czy wspomniane wcześniej Overwatch. Rozgrywka jest tu bardziej wymagająca i nie wybacza tylu błędów, co w bardziej sztampowych przedstawicielach gatunku hero shooter.

Choć ta wyrzutnia rakiet wygląda bardzo groźnie, to wymaga zaskakująco dobrej celności.

Riot Games rozumie graczy

Valorant nie jest grą przełomową czy nawet specjalnie innowacyjną. To twór złożony z doskonale znanych mechanik, które twórcy gry zinterpretowali tak, jak chcieliby tego gracze.

Największym problemem CS-a była jego popularność, która przełożyła się na rozleniwienie deweloperów. Gra stała w miejscu i rozwijała się bardzo mozolnie, oferując coraz więcej środków monetyzacji, a mniejszy potencjał na dalszy rozwój. Riot skorzystało z okazji i w swoim najnowszym produkcie zaimplementowali wszystko, o co nie mogli uprosić się wcześniej fani gatunku.

W rezultacie Valorant oferuje rozbudowany i przejrzysty system pingów, przyjazną współpracy pomiędzy graczami, ekonomię, serwery 128 tick rate, wbudowany w grę edytor celownika i wiele innych smaczków, których konkurencja nie wprowadziła wcale, albo zaimplementowała je byle jak i ich dopracowaniem musieli zająć się gracze.

Grze można zarzucić ogromną inspirację swoimi poprzednikami, ale nie jest to grzechem, jeśli opiewa ona o dopracowanie gatunku pod prawie każdym możliwym względem. Riot Games słynie ze świetnego podejścia do społeczności swoich fanów, więc nie dziwi mnie fakt, że i w tym przypadku to właśnie głos graczy miał największy wpływ na to, jak wyglądać będzie ostateczna wersja Valorant.

W Valorant najlepiej gra się z zespołem znajomych, ale rozgrywka z obcymi też sprawia masę frajdy.

Dobrze zoptymalizowana, ładna bajka

Oprawa graficzna Valorant przywodzi na myśl animacje dla najmłodszych i bynajmniej nie jest to skojarzenie mylne. Proste tekstury, ograniczone efekty specjalne i skromne oświetlenie tworzą całkiem ładną wizualnie produkcję, która raczej będzie działać przyzwoicie nawet na najsłabszym sprzęcie, co było jednym z głównych atutów, jakimi reklamowana była produkcja.

Gra faktycznie działa bardzo dobrze, choć nie miałem możliwości przetestować jej na komputerze z niższej półki i trudno mi ocenić jej optymalizację. Moja konfiguracja prezentuje się następująco:

  • procesor Ryzen 5 3600,
  • karta graficzna XFX RX 580 8 GB,
  • 16 GB pamięci RAM 3000 MHz.

Powyższy sprzęt bez problemu radził sobie z utrzymaniem gry powyżej 150 klatek na sekundę na najwyższych ustawieniach graficznych z uruchomionym w tle Discordem i przeglądarką Chrome.

Niestety, choć Valorant w trakcie rozgrywki działa naprawdę dobrze, to menu główne i ekran wyboru bohaterów lubią sobie przyciąć, co może nie ma wielkiego wpływu na odczucia płynące z gry, ale potrafi poirytować członków drużyny oczekujących aż wybiorę postać.

Niektóre tła są naprawdę pięknie zaprojektowane.

Ilość błędów godna wersji beta

Dopracowanie względem mechanik niestety nie oznacza wprowadzenia odpowiedniej liczby szlifów w każdym zakamarku kodu gry.

Wraz z grupką znajomych natknęliśmy się na liczne błędy, które głównie przeszkadzały w wykonywaniu celów misji z przepustki sezonowej. Jeden z moich towarzyszy rozgrywki mierzył się z niezaliczaniem postępów zadań pomimo ich wykonywania, a inny znajomy nie mógł odblokować nowej postaci, choć gra informowała go, że ma już taką możliwość.

Ja sam, poza wspomnianymi wyżej spadkami płynności w menu głównym, doświadczyłem dziwacznych zachowań interfejsu, a także resetowania blokady liczby klatek na sekundę pomimo zapisania zmian w ustawieniach. Nierzadko zdarzało się też, że umiejętności nie działały jak powinny, co miało wpływ na grę i zdecydowanie psuło wrażenia z zabawy.

Choć błędów nie jest przytłaczająco dużo, to są one w istocie irytujące i nie powinny znaleźć się w pełnej wersji gry. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że Valorant mogło zadebiutować nawet miesiąc lub dwa później i zostać w tym czasie doszlifowane w bardziej zadowalającym stopniu. W praktyce niestety gra momentami sprawiała wrażenie niedopracowanej od strony technicznej, co mimowolnie psuje odbiór produkcji.

Skórki, farby i inne breloczki

W grze nie mogło zabraknąć systemu progresji i elementów kosmetycznych, które są w dużym stopniu darmowe.

Każda postać ma swój własny poziom nazwany kontraktem, którego zwiększanie poprzez grę gwarantuje nam dodatkową zawartość kosmetyczną w postaci skórek do broni, graffiti i elementów dekoracyjnych do naszej karty gracza.

Valorant ma też sklepik ze skinami, które kupić możemy za prawdziwe pieniądze. Nie jest to jedyna możliwa do zakupu za gotówkę treść, bowiem twórcy przygotowali też znaną z podobnych produkcji przepustkę sezonową, która kosztuje około 50 złotych i nagradza regularne granie dodatkową zawartością kosmetyczną.

Mikrotransakcje to mocno subiektywny w odbiorze element każdej gry, więc wstrzymam się od komentarza w tej kwestii i ocenę stosunku ceny do jakości pozostawię wam i waszym portfelom.

Jeśli coś miałoby mnie nakłonić do zakupu przepustki, to byłby to ten piesek.

Kompletny produkt z wielkim potencjałem

Valorant nie jest tylko kolejną, niezłą taktyczną strzelanką. To odważny krok w przyszłość gatunku, który zmotywuje konkurencję do przyspieszenia rozwoju swoich gier i jestem niemal pewien, że utrzyma przy sobie ogromne grono użytkowników.

Do społeczności graczy Valorant dołączyło wielu profesjonalnych zawodników największych e-sportowych tytułów, którzy widzą w grze istny raj dla przedstawicieli swojego fachu. To właśnie ogromne turnieje będą siłą napędową gry przez następne lata, co nie oznacza, że nie ma w niej miejsca dla niedzielnych graczy. Sam nie przepadam za nabijaniem pozycji w rankingu i podchodzę do takich gier nieco inaczej niż większość osób, a bawiłem się znakomicie i zapewne będę regularnie wracał do świata Valorant.

Zabrakło mi tutaj niestety większego stopnia dopracowania i przed wszystkim interesującego uniwersum, jednak nie są to wady niewybaczalne i jestem pewien, że zostaną poprawione w nadchodzących miesiącach. Na ten moment uważam, że Valorant to pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku, ale także dla osób, które chcą spróbować swoich sił w kompetytywnych strzelankach.

Polecamy również: 

Riot Games stworzyło najlepszy auto battler na rynku – recenzja Teamfight Tactics

Recenzja Valorant – jednej z najlepszych wieloosobowych strzelanek ostatnich lat
Wnioski
Czekałem, no i się doczekałem. Valorant jest dokładnie tym, co Riot Games obiecywało graczom przy okazji pierwszych zapowiedzi. To świetna wieloosobowa strzelanka, która udoskonaliła znane elementy i jest swoistym świadectwem zrozumienia dla fanów gatunku. Pomimo swoich zalet, Valorant mogłoby zadebiutować troszkę później, aby zniwelować niedoskonałości.
Rozgrywka
9
Oprawa audiowizualna
8
Jakość wykonania
7
Wartość artystyczna
7.5
Potencjał
9
Ocena użytkownika2 głosy
7.6
Zalety
Znana formuła doprowadzona prawie do ideału
Przyjemna dla oka grafika
Różnorodność bohaterów
Potencjał na dalszy rozwój
Brak nachalnych mikropłatności
Wady
Błędy
Problematyczny dla niektórych graczy anti-cheat
Na ten moment ubogie uniwersum
8.5
OCENA