Jedni powiedzą – wow, jaki ten robot jest wypasiony! Inni stwierdzą, że to jednak (drogi) przerost formy nad treścią. Mowa oczywiście o Dreame X50 Ultra, który wzbudza ogrom emocji, a który przez gros osób okrzyknięty został robotem ostatecznym. Czas sprawdzić kto ma rację i jaki ten odkurzacz automatyczny jest w rzeczywistości.
Dreame X50 Ultra vs Dreame X40 Ultra – co się zmieniło?
Patrząc na to, co potrafi Dreame X50 Ultra, właściwie można się zastanawiać co takiego jeszcze producenci robotów sprzątających upchną w tego typu sprzęcie. Mamy tu bowiem w konstrukcji o wymiarach 35 × 35 × 8,9 cm – poza wysuwaną szczotką boczną i wysuwanym ramieniem mopa, również chowaną wieżyczkę z LiDAR-em (przyda się, gdy trzeba będzie wjechać pod meble – z wysuniętą wieżyczką robot ma 11,1 cm wysokości, bez niej – 8,9 cm) czy – to bardziej ekstrawaganckie – nóżki, dzięki którym potrafi pokonywać progi wysokie na 6 cm.
Już Dreame X40 Ultra był świetnym sprzętem. Pomijając brak działania szczotki bocznej na dywanach (podobno zostało to dodane w jednej z aktualizacji) właściwie nie miałam się do czego przyczepić. Kolejna generacja przyniosła kilka zmian w podstawowej specyfikacji – dużo wyższą moc ssania (z 12000 do 20000 Pa) i wyższą temperaturę mycia mopów (z 70 do 80 stopni).
I, co najważniejsze z mojego punktu widzenia (właścicielki czterech kotów i długich włosów), domyślna szczotka główna nie jest pojedyncza a podwójna – HyperStream Detangling DuoBrush, co ma zapobiegać plątaniu się włosów. Do tego oczywiście jeszcze wrócę.

Czy zmieniło się coś jeszcze? Pomniejszych zmian jest tylko kilka – producent zwiększył bowiem pojemność pojemnika na kurz z 300 do 395 ml, jak również zmniejszył zbiornik na wodę – z 80 do 60 ml.
Dodatkowo przeprojektowano tackę, będącą dokiem dla podkładek mopujących. We wcześniejszym modelu była wyciągana, teraz jest wbudowana i, co więcej, ma opcję automycia.
Do testów dostałam Dreame X50 Ultra Complete, czyli w wersji z masą dodatkowych akcesoriów eksploatacyjnych. W zestawie sprzedażowym znajdziemy: trzy worki na śmieci, trzy filtry, dwie szczotki boczne, szczotkę główną, detergent oraz 12 podkładek mopujących.

No ładny jest to robot – nie można mu tego odmówić
Białe i błyszczące roboty (a jak są białe błyszczące to już w ogóle combo) już mi się przejadły. Do pewnego momentu większość tego typu sprzętu wyglądało podobnie i bardzo doceniam, gdy na rynku pojawiają się modele, które w jakikolwiek sposób się wyróżniają na tle konkurencji. Dreame X50 Ultra taki jest. Z dwóch powodów.
Po pierwsze – dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych (białej lub czarnej), co wcale nie jest często spotykane w przypadku odkurzaczy automatycznych. Po drugie – jego obudowa jest matowa, dzięki czemu prezentuje się naprawdę świetnie. W wersji czarnej wygląda fenomenalnie. Do czasu oczywiście aż się sam nie zakurzy – bo o ile na białym tego nie widać, tak na ciemnym… Sami wiecie jak jest.

Dodatkowo do białego robota dołączona jest stacja bazowa w kolorze białym, ale ze srebrną pokrywą pojemnika na nieczystości. Z czarnym robotem jest natomiast ciemna, przy czym – w przeciwieństwie do górnej części stacji, która ma pionowe wyżłobienia, jest gładka.
Na temat bazy wypada wiedzieć co najmniej kilka rzeczy. Oczywiście jej podstawowym zastosowaniem jest ładowanie robota oraz opróżnianie pojemnika na nieczystości do worka wewnątrz bazy. Oprócz tego ma też dwa pojemniki na wodę – czystą (z jonizatorem) i brudną, jak również miejsce do zostawiania mopów podczas samego odkurzania, ich prania i suszenia.





Aplikacja Dreame Home
To jest ten moment recenzji, w którym standardowo skupiam się na aplikacji Dreame Home. Tym razem jednak nie będę rozwodzić się na temat wszystkich oferowanych przez nią funkcji, bo te znacie już z testów wcześniejszych robotów sprzątających Dreame – to wciąż ta sama, dobra, przejrzysta aplikacja.
Wspomnę jednak o kilku wybranych funkcjach, a zwłaszcza o… możliwości włączenia bocznej szczotki, by działała na dywanach. Domyślnie bowiem opcja ta jest wyłączona. Co więcej, funkcja została ukryta tak mocno, że początkowo w ogóle nie sądziłam, że gdziekolwiek jest dostępna (nastawy dywanowe – podnoszenie mopa – szczotka boczna obraca się na dywanie).


Swoją drogą, to przedziwne, że szczotka od wyjęcia z pudełka nie działa na dywanach i trzeba to włączyć ręcznie. Do tego jednak jeszcze wrócę przy okazji omawiania skuteczności sprzątania.
Druga rzecz, na którą chciałabym zwrócić Waszą uwagę, jest Dynamiczne czyszczenie przeszkód (też domyślnie wyłączone). Po aktywowaniu robot wraca do miejsc pominiętych z powodu unikania osób i zwierząt, czyszcząc je na koniec zadania. W przypadku moich czterech sierściuchów sens istnienia takiej funkcji jest przeogromny. Przy okazji mogę potwierdzić, że odkurzacz wykrywa zwierzęta prawidłowo i omija je.







Jeśli chodzi o mopowanie, tutaj najbardziej warto przyjrzeć się funkcjom MopExtend, odpowiedzialnym za działanie wysuwania nakładki mopującej. Przedłużenie mopa do czyszczenia szczelin i Intensywne czyszczenie nóg mebli zdecydowanie mogą pomóc w skuteczności sprzątania, choć paradoksalnie producent zaznacza, że może się nieco zmniejszyć wydajność czyszczenia. Ciekawe.
W przypadku pokonywania przeszkód (progów) do dyspozycji są dwie opcje: w stylu biegu przez płotki – polecane przy przesuwnych drzwiach z szyną oraz synchroniczne pokonywanie przeszkód – dla pomieszczeń oddzielonych progiem.











Dodam jeszcze dla świętego spokoju, że robota można udostępnić innym domownikom, dzięki czemu każdy z nich może uruchomić go ze swoimi ustawieniami kiedy tylko chce. Dostępny jest również harmonogram, który umożliwia automatyczne włączanie odkurzania zgodne z zaplanowanymi godzinami i dniami.




Jak sprawdza się Dreame X50 Ultra w praktyce?
Trudne warunki
Kto ma za sobą lekturę recenzji choć jednego odkurzacza automatycznego mojego autorstwa, ten wie, że moje mieszkanie stanowi dla nich ogromne wyzwanie. Wszystko za sprawą wszechobecnych pudeł po testowym sprzęcie (również po odkurzaczach), dywanie w salonie i wykładzinie w biurze czy wreszcie kotów, które przenoszą na łapkach żwirek i zostawiają po sobie masę sierści (zwłaszcza dwa ragdolle; plus moje włosy). Istne pobojowisko.
Wychodzę z założenia, że z odkurzaniem gresu czy paneli poradzi sobie każdy robot sprzątający. Schody zaczynają się właśnie na dywanach i wykładzinach, zwłaszcza, gdy mamy w domu czworonogi. W moim przypadku oznacza to konieczność odkurzania co najmniej raz dziennie – bo już chwilę po odkurzeniu pojawiają się pierwsze kłębki sierści czy żwirek.

Skuteczność sprzątania
Jak zatem Dreame X50 Ultra sprawdza się w praktyce? Niewystarczająco dobrze – pomyślałam, gdy robot zakończył pierwszy cykl sprzątania. Bardzo zasmuciła mnie szczotka boczna, która działała i wysuwała się zawsze, gdy sytuacja tego wymaga, ale nie obracała się na dywanach. A sama skuteczność odkurzania, cóż, była zaledwie OK – ale nie tego spodziewałam się po odkurzaczu, którego moc ssania wynosi aż 20000 Pa.








Pogrzebałam w ustawieniach. Okazało się (o czym już wiecie), że szczotka boczna jednak może się obracać, co automatycznie podniosło skuteczność odkurzania w moim biurze, gdzie leży wykładzina, pełna zawsze kociej sierści i żwirku. Później doszło do tego powracanie w miejsca wcześniej pominięte z powodu wykrycia kota czy innych przeszkód (a wykrywa naprawdę skutecznie i omija bezproblemowo). Do tego automatyczne podnoszenie mocy na dywanach i… wreszcie zaczęło to wyglądać naprawdę dobrze. Zwłaszcza, gdy robot dwukrotnie wykona cykl sprzątania z maksymalną mocą ssania. A najlepiej radzi sobie włączając tryb CleanGenius – wtedy naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
A skoro już o mocy ssania mowa – gdyby nie oficjalne informacje na temat mocy ssania na poziomie ok. 20000 Pa (pudełko zdradza, że to dokładnie 19500 Pa), nie powiedziałabym, patrząc po efektach sprzątania (są zbliżone do tych z X40 Ultra), jak i głośności pracy w najwyższym trybie Max+, że jest ona aż tak wysoka. Te dwadziesia tysięcy Paskali widać natomiast po śladach zostawianych przez odkurzacz na wykładzinie.

Szczotka główna vs sierść i włosy
Normalne jest, że co jakiś czas wypada zajrzeć do robota i go przeserwisować. To dość górnolotne słowo, ale sprowadza się do sprawdzenia stanu technicznego urządzenia i usunięcia włosów oraz sierści ze szczotki głównej. W poprzedniej generacji mieliśmy do czynienia z pojedynczą szczotką główną, na końcach której osadzały się włosy i sierść z uporem maniaka. Problem można było rozwiązać zmieniając szczotkę na akcesorium zewnętrzne – podwójną szczotkę TriCut Brush 2.0.
W Dreame X50 Ultra domyślnie zainstalowana jest podwójna szczotka HyperStream DuoBrush, której budowa niejako wymusza wciąganie wszelkich włosów i sierści bezpośrednio do pojemnika zamiast ich osadzania się na szczotce. I, rzeczywiście, po kilkunastu cyklach sprzątania dopiero zajrzałam jak tam mają się sprawy z tym związane. Szczotka wyglądała tak:


A zatem – jak sami widzicie – radzi sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Ten niewielki kłębek na końcu jednej ze szczotki jest powierzchowny i bardzo łatwy do usunięcia.
Wjeżdżanie pod meble, przejeżdżanie przez progi
Poza szafą w korytarzu, mającą na dole szczelinę na buty, nie mam w mieszkaniu mebli, pod które potrzebowałabym wjechać odkurzaczem, by posprzątać. Wspomniana szczelina najczęściej wypełniona jest butami, więc jej odkurzanie jest sporadyczne. Wyobrażam sobie jednak, że sporo z Was posiada podwieszaną szafkę RTV i tam bajer w postaci chowanej wieżyczki LiDAR (z nawigacją VersaLift) jak najbardziej okaże się przydatny.
Zwłaszcza, że działa to naprawdę świetnie – robot określa czy jest w stanie wjechać w daną przestrzeń (musi mieć między 89-130 mm wysokości), chowa wieżyczkę, wjeżdża, odkurza, wyjeżdża, wysuwa wieżyczkę. Sekwencja może i skomplikowana, ale dzięki temu nie musimy później poprawiać po robocie odkurzaczem ręcznym, bo tam nie wjechał – świetna rzecz.




Niewątpliwym bajerem, aczkolwiek w mojej osobistej ocenie nie aż tak przydatnym jak chowana wieżyczka, jest możliwość pokonywania progów (o wysokości do 6 cm w przypadku podwójnych lub 4,2 cm pojedynczych), dzięki systemowi ProLeap. Wygląda to naprawdę imponująco.
Czekam aż roboty będą mogły wspinać się po schodach, by sprzątać piętrowe mieszkania czy domy ;) Jednocześnie obawiam się o wielkość tych odkurzaczy i ograniczony czas pracy… Coś za coś. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.


Czas pracy i ładowania
W robocie umieszczono akumulator o pojemności 6400 mAh, który – według zapewnień producenta – powinien działać do 207 minut (w przypadku poprzednika było to, co ciekawe, do 260 minut). Oczywiście wszystko zależy od wybranego trybu pracy (zapewne testy przeprowadzane były na najniższym), ale w żadnym wypadku nie udało mi się zbliżyć do tego wyniku.
Podczas dwukrotnego odkurzania mieszkania w trybie Max, powierzchni 22 m2, po 43 minutach zostaje jeszcze zapas 57% energii, co oznacza, że spokojnie mogłabym od razu taki cykl sprzątania powtórzyć.
Sytuacja zmienia się, gdy uruchomię CleanGenius z dogłębnym czyszczeniem. Po godzinie odkurzanie zostaje zakończone, robot ma 50% baterii i jedzie opróżnić zbiornik na kurz i zmoczyć podkładki mopujące. Ostatecznie, po kolejnych 36 minutach, zakończył mopowanie z zapasem 37%, po czym po doładowaniu dokończył czyszczenie powtórne 27 minut później, ale nie upilnowałam z jakim wynikiem procentowym.
Jeśli chodzi o ładowanie, robot ładuje się dość wolno – od 57% do 99% w ok. 105 minut.

Mopowanie z użyciem Dreame X50 Ultra
Odnoszę wrażenie, że najmniej uwagi Dreame w modelu Dreame X50 Ultra poświęciło funkcji mopowania. Trochę się temu nie dziwię i… pójdę podobną drogą w niniejszej recenzji, bo prawda jest taka, że właściwie musiałabym się w całości powtórzyć względem recenzji Dreame X40 Ultra.








Jedyna zmiana, jaka zaszła pomiędzy tymi dwoma generacjami, to wprowadzenie systemu AceClean DryBoard, czyli samoczyszczącej się deski myjącej gorącą wodą o temperaturze 80 stopni. Dzięki temu nie trzeba jej wyciągać i myć samodzielnie – kolejna rzecz, która sprawia, że odkurzacz, a właściwie jego stacja, staje się właściwie bezobsługowa.
Sam proces mopowania, wysuwania ramienia mopującego MopExtend czy wreszcie skuteczność mopowania – wszystko to pozostało bez zmian i stoi na bardzo wysokim poziomie.



Podsumowanie
Nie mam wątpliwości co do tego, że Dreame X50 Ultra jest świetnym odkurzaczem. Niewątpliwie też jest jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym robotem automatycznym dostępnym w sprzedaży (po piętach depcze mu Roborock Saros 10R z jeszcze niższą konstrukcją 7,89 cm, bez wieżyczki z LiDAR-em, wspinający się na progi do 4 cm i, póki co, bez działającej szczotki na dywanach – to ma zostać dodane w aktualizacji).
Jednocześnie trochę nie rozumiem podejścia producenta do tej problematycznej szczotki bocznej i jej działania na dywanach. Moim zdaniem powinna być to funkcja włączona domyślnie, a nie ukryta naprawdę głęboko w ustawieniach.
Bajer z chowaną wieżyczką bardzo przypadł mi do gustu, choć nie jestem w stanie wykorzystać potencjału tego rozwiązania. Podobnie zresztą, jak tego, że robot potrafi pokonywać progi. I to jest chyba największy problem Dreame X50 Ultra – zastosowano w nim takie technologie, które dla wielu osób będą przerostem formy nad treścią, jedynie zwiększającym cenę urządzenia.
Osoby, które wspomnianych bajerów nie potrzebują, spokojnie mogą spojrzeć w stronę poprzedniego modelu, który znacznie staniał względem premierowej ceny, a – jeśli mają koty czy psy – wymienić szczotkę główną na TriCut Brush i zaoszczędzić sporą dawkę gotówki.
Testowany sprzęt kosztuje bowiem ok. 6000 złotych – zależnie od sklepu odrobinę więcej lub mniej, a Dreame X40 Ultra w wersji Complete można wyrwać za nawet ok. 4099 złotych.
Dreame X50 Ultra to zacny sprzęt, ale zdecydowanie nie dla każdego. I wygląda na to, że Dreame doskonale to rozumie – stąd premiera Dreame L50 Pro Ultra, który na start kosztuje 4599 złotych, a który (względem testowanego modelu) pozbawiony został dużych kół bocznych, co stanowi nie jedyną, ale główną różnicę pomiędzy nimi, przekładającą się na dużo niższą cenę.