Przed nami jedna z najgłośniejszych premier w tym roku, czyli Assassin’s Creed Shadows. W ostatnich dniach miałem okazję ogrywać ten tytuł, który jest… całkiem ciekawy i wciągający. Czy warto zagrać w Assassin’s Creed Shadows? A może Ubisoft dał ciała i nowa produkcja z uniwersum Assassynów nie jest warta uwagi?
Assassin’s Creed Shadows ma wiele do zaoferowania
Niewątpliwie trzeba przyznać, że Assassin’s Creed Shadows to bardzo głośny tytuł. Nie tylko dlatego, że jest z bardzo znanego uniwersum, jednocześnie będąc flagowym produktem Ubisoftu. Twórcy tym razem oparli rozgrywkę o niemałą kontrowersję, serwując graczom ciemnoskórego samuraja (lub wojownika, jeżeli uznamy, że to nie samuraj). Yasuke, bo tak zwie się ów wojownik, ma jednak ciekawą i nieco bardziej złożoną historię, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Niemniej wielu osobom najzwyczajniej w świecie nie podoba się ten fakt. Nie będę w tej recenzji go oceniał, podobnie jak nie uświadczycie tutaj spoilerów fabularnych. Nadmienię jedynie, że historia pokazana w Assassin’s Creed Shadows jest… bardzo interesująca. Serio.
Osobiście uważam, że z gier z tego uniwersum jest to jedna z najlepiej opowiedzianych historii. Mamy tutaj zbudowane relacje pomiędzy postaciami, drugie, a nawet trzecie dno, odkrywanie historii dwóch rodzin, a także kilka wzruszających momentów.
Jeżeli jesteście w stanie przymknąć oko na pewne niedoróbki lub głupie decyzje, to chociażby dla samej historii warto dać szansę Assassin’s Creed Shadows.
Na wstępie nadmienię jeszcze, że ja swoją kopię otrzymałem na PlayStation 5, gdzie do wyboru są dwa tryby rozgrywki: jakość lub wydajność. Jakość oferuje 30 FPS w skalowanym 4K, z kolei wydajność to 60 FPS w skalowanym 4K. Do tego tryb wydajności ma jedynie wybrane funkcje Ray Tracing, zaś tryb jakości pełne.
Co jednak ważne, gra działa płynnie na zwykłym PlayStation 5. Mam tutaj na myśli to, że zdarzały mi się tytuły, które miały spadki FPS pomimo trybu wydajności lub nie trzymały nawet tych 30 klatek na sekundę w trybie jakość. W Assassin’s Creed Shadows ani razu nie uświadczyłem czegoś takiego.
Z kolei w przypadku PlayStation 5 Pro możecie liczyć na rozszerzony Ray Tracing w trybie jakości i standardowy w trybie wydajności, ale liczba FPS będzie taka sama jak w przypadku PS5.

Assassin’s Creed Shadows to podróż, czasem w przeszłość
Wspomniałem, że historia w Assassin’s Creed Shadows jest świetnie opowiedziana. Cóż, ona już od pierwszych minut rozgrywki niesamowicie wciąga. Nie ma tutaj przydługiego i nudnego samouczka – zamiast tego jesteśmy rzuceni w akcję od samego początku.
Pamiętam, jak długo akcja się rozkręcała w Assassin’s Creed Odyssey. Dzięki bogu tutaj jest o wiele lepiej pod tym kątem. Zresztą, w pierwszych dwóch godzinach rozgrywki już mamy kilka ckliwych momentów, a także lepiej poznajemy motywacje kroczące za obojgiem głównych bohaterów.







Grając Naoe czasem zajrzymy do przeszłości poprzez medytację i dzięki temu dowiemy się, jak zabójczyni nauczyła się poszczególnych umiejętności oraz co wydarzyło się przed główną akcją opowiadaną w grze. Z kolei Yasuke odblokuje swoją pamięć poprzez rozmowy z odpowiednimi osobami – w obu przypadkach działa to dość podobnie.
Warto robić też poboczne wątki, bo dzięki nim poznamy historie z drugiego planu, które o dziwo nie są zwykłą zapchajdziurą. Okej, schemat zadań jest bliźniaczo podobny – idź tam, sprawdź notatki i zrób śledztwo lub wyeliminuj jednego czy drugiego watażkę i wróć po nagrodę, ale ma to często drugie dno. Podobnie jak główna linia fabularna, gdzie nie brak zwrotów akcji, zdrad, plam na honorze samurajów czy zawiązywania sojuszy.
Dwa różne style rozgrywki w Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows oferuje dwa różne style rozgrywki. Tylko kilka zadań (nie licząc wprowadzenia) nie pozwala na wybór kim chcemy grać – Naoe czy Yasuke. Cała reszta daje Ci możliwość, czy chcesz działać z ukrycia i pojedynczo eliminować cele, czy wolisz wywarzać drzwi niczym byk i zwracać na siebie uwagę całego zamku na czele z kilkunastoma samurajami.
Naoe normalnie korzysta m.in. z katany lub zestawu sztyletów, ale jej arsenał jest znacznie większy. Może działać z ukrycia, dokonując skrytobójstw za pomocą wysuwanego, charakterystycznego dla Assassynów ostrza, albo rzucać sztylecikami w rywali. Poruszając się w cieniu lub trawie jest niewidoczna i w prosty sposób może infiltrować zamki i obozy rywali, co często jest potrzebne, żeby sprawnie wykonać zadanie. Naturalnie Naoe też o wiele prościej i szybciej dostanie się w niektóre miejsce. Jest zwinniejsza, a – co za tym idzie – lepsza do eksploracji lokacji. Do tego potrafi się również wdrapać na rzeczy, na które Yasuke nie jest w stanie.
A Yasuke? Cóż, Yasuke po prostu wchodzi z buta (dosłownie). Szarżując może wyważyć nawet zamknięte drzwi czy bramę. Jest znacznie silniejszy i wytrzymały niż Naoe, a jego ciosy ważą znacznie więcej. Zadaje więcej obrażeń i ma inny arsenał dostępnych broni – może użyć np. buławy lub naginaty. Ta druga opcja wydaje się być kuszącą alternatywą dla katany, gdy musimy zmierzyć się z większą liczbą wrogów.
Ode mnie jednak drobna porada – w przypadku Yasuke nie ma nic lepszego na bossy niż dobra, tradycyjna katana. Umiejętności, których można użyć korzystając z niej, dają ogromną przewagę. Podobnie jest w przypadku Naoe, ale tu polecam sztylety – na kilkanaście sekund można być niewrażliwym na ataki, bo postać automatycznie wykonuje uniki. Super sprawa i jest to nie tylko efektywne, ale i efektowne.








Assassin’s Creed Shadows zapewnia dobre 30-35 godzin zabawy, jeżeli mówimy o głównym wątku, i zapewne kolejnych 15-20, jeżeli chcielibyśmy wykonać wszystkie aktywności poboczne. Przez ten czas, nie licząc wprowadzenia i dosłownie kilku misji, mogłem swobodnie przełączać się pomiędzy Yasuke a Naoe. W kluczowych momentach gra też pyta, kim chcemy akurat sterować.
Jest to całkiem przemyślane rozwiązanie, ponieważ obie postacie mają nie tylko różne postury i bronie, ale też gwarantują odmienne wrażenia z walki. Yasuke jest ociężały, ale zadaje ogromne obrażenia, zaś Naoe bardzo zwinnie „tańczy” pomiędzy rywalami. Generalnie nie ma lepszej lub gorszej opcji na całą grę – raczej skłoniłbym się na Waszym miejscu do wybierania postaci w zależności od rodzaju zadania, a także przeciwnika.
Podczas przygody napotkacie różnych rywali – od zwykłych chłopów uzbrojonych w pałki, przez shinobi, samurajów i ciężkozbrojnych obrońców, aż po bossów. Szczególną uwagę zwróciłbym na tych ostatnich, ponieważ zostali ciekawie zaprojektowani. Tych jest 14, a do tego kilka mini-bossów. Walki z nimi stanowią nie lada wyzwanie, zwłaszcza gdy źle dobierzecie postać. Przeciwnicy różnią się stylem walki, więc to również warto wziąć pod uwagę.

Ciekawy system rozwoju postaci
W Assassin’s Creed Shadows mamy do czynienia z przemyślanym systemem rozwoju. Oprócz ogólnych, unikalnych drzewek dla Yasuke i Naoe, mamy do czynienia też z osobnym drzewkiem dla każdej z broni. Punktów nie ma wystarczająco, żeby na bieżąco odblokować wszystko, więc trzeba dobrze przemyśleć, w co chce się zainwestować punkty umiejętności. Te z kolei dostajemy za robienie zadań i wbijanie poziomów – ot, standard.
To, co jednak wyróżnia tego Assassyna, to fakt, że w trakcie walki możemy swobodnie przełączać się pomiędzy dwoma broniami, a ulepszona kryjówka pozwala nam na stworzenie setów, które dowolnie można wymieniać (już poza walką). To pozwala stworzyć nam ciekawe kombinacje, a te – w połączeniu z umiejętnościami – robią rzeź na polu walki.
System rozwoju postaci jest oparty nie tylko o punkty umiejętności, ale również wiedzy. Te dostajemy za wykonanie aktywności oznaczonych na mapie czerwonym znaczkiem. Są to np. zebranie 3 zaginionych stron w danej świątyni czy też przejście całej drogi męstwa. Rodzajów pobocznych zadań jest kilka i nie ma tu nudy. Punkty wiedzy są potrzebne, żeby odblokować wyższy poziom umiejętności.
Całość na pierwszy rzut oka wydaje się nieco skomplikowana, ale w rzeczywistości tak nie jest. A, co najważniejsze, to nie jest to kolejny żmudny i nudny zapychacz, sztucznie wydłużający rozgrywkę. Zdecydowaną większość rzeczy można zdobyć po prostu robiąc zadanie z głównej linii fabularnej.





Zadania poboczne? Przyjemność, a nie obowiązek
Tak, jak wspomniałem, zadania poboczne to przyjemność, a nie obowiązek. Valhalla pod tym względem niesamowicie wynudziła graczy, a w przypadku Shadows mamy do czynienia z przemyślanym rozplanowaniem aktywności. Robiąc głównie zadania fabularne w grze spędziłem 30-kilka godzin. W tym czasie miałem tylko jeden moment, gdzie musiałem zrobić kilka zadań pobocznych, żeby dobić poziom potrzebny mi do popchania dalej fabuły. Trwało to może z godzinę, maksymalnie półtorej. Akceptowalna rzecz.
Same zadania poboczne jednak zostały zrobione tak, że w trakcie testów zrobiłem ich więcej. Ukończyłem łącznie 4 poboczne linie zadań, każda związana z inną krainą. O dziwo każda z nich różniła się historią i opowiadała problemy związane z danym miejscem. Nie są to generyczne zapchajdziury, chociaż takie też się znajdą, bo w grze dostępna jest tablica zleceń. Opis nie zachęca, fabuły tutaj nie ma, więc wykonałem jedno takie zadanie i dałem sobie spokój. Po prostu nie ma to większego sensu.

Assassin’s Creed Shadows oferuje przepiękne widoki
W sieci znajdzie się wiele osób, które narzekają na Assassin’s Creed Shadows jeszcze przed premierą. Bo samuraj nie taki, bo dziwne animacje skradania, bo Ubisoft, bo to, bo tamto. Dyskusje nie milkną i zawsze znajdzie się sporo powodów do marudzenia.
Niemniej, pomimo tego wszystkiego, nie można odmówić twórcom jednej rzeczy – Assassin’s Creed Shadows to niesamowicie ładna gra. Serio. Mamy tutaj różne pory roku, piękną grę światłem, ładne widoki, odbicia światła, cienie, przemyślane lokacje czy wreszcie dopracowane detale. Patrzcie zresztą sami:












Ba, cutscenki czy lokacje podczas walki z niektórymi bossami robią takie wrażenie, że nie raz i nie dwa, zatrzymywałem się, żeby na to popatrzeć. Scenarzyści na serio przemyśleli co i w jaki sposób chcą pokazać. Przypomnę również, że pomimo bardzo ładnych widoków, nie miałem momentów, w których gra by mi się przycinała na zwykłym PlayStation 5, co wcale nie jest takie oczywiste.
Ubisoft czerpie garściami z Simsów
Trudno nie odnieść wrażenia, że na pewnym etapie projektowania Assassin’s Creed Shadows i ustalania, czym tak właściwie ma się wyróżniać ta gra, ktoś w zespole wpadł na pomysł „hej, a może zapożyczymy coś z Simsów?”. Nie da się inaczej nazwać systemu rozbudowy kryjówki, który jest… zły. Po prostu. W samych swoich założeniach totalnie nie pasuje do tego, czym jest seria AC.
Jasne, rozbudowę kryjówki mieliśmy już w Assassin’s Creed 2, ale nigdy nie zrobiono z tego czegoś na styl city buildera czy właśnie Simsów. A tak to niestety wygląda w Assassin’s Creed Shadows. Samo wykonanie pomysłu jest okej, bo działa to bez zarzutów, ale idea nie pasuje do gry. Mamy tutaj możliwość postawienia różnych budynków, które rozwiną możliwości w grze. Umieszczamy je wedle naszego gustu na siatce posiadłości, a następnie dekorujemy. Można wybrać dach, ogrodzenie, ścieżki czy dekoracje. Serio!
Moim zdaniem twórcy mocno przestrzelili z tym pomysłem, a poświęcony na to czas i zasoby mogli spokojnie spożytkować, żeby dopracować inne elementy rozgrywki. Zwłaszcza, że nikt nie oczekiwał od nich niesamowicie rozbudowanego rozwoju kryjówki.




Assassin’s Creed Shadows ma swoje wady
Assassin’s Creed Shadows to nie jest gra idealna. Ma swoje wady – tych nie brakuje. Poczynając od tego, że w zasadzie to z 5-6 razy wyrzuciło mi krytyczny błąd gry i zamknęło ją, kierując do „pulpitu” PlayStation 5. Dobrze, że autozapis działa sprawnie, bo w innym wypadku, np. gdybym musiał przez to nadrabiać 30 minut rozgrywki, niesamowicie by mnie to zirytowało.
Oprócz tego gra ma kilka detali wymagających dopracowania, jak lewitujące bambusy i drzewa w niektórych miejscach czy też blokujący się koń o drzewa lub kamienie, co wygląda na nie do końca poprawnie wdrożoną kolizję obiektów. Podobnie jest zresztą z animacją jeżdżenia na koniu, gdyż ta jest niesamowicie drewniana.
Niezmiennie irytuje mnie również niedopracowanie Yasuke oraz walki. Samuraj nie ma problemu wspiąć się na 2,5-3 metrowy budynek, za to płot o tej samej wielkości to już przeszkoda nie do pokonania. Oskryptowane do bólu i totalnie nielogiczne. A z kolei jeżeli chodzi o walkę, kilka razy zdarzyło mi się, że – pomimo posiadania energii oraz wciskania odpowiedniej kombinacji klawiszy – Yasuke lub Naoe nie używali swoich przypisanych umiejętności.
To są rzeczy, które można poprawić jedną łatką, nawet w dniu premiery, ale musicie wiedzieć, że na moment testowania rozgrywki one występowały i były dość uciążliwe. Podobnie jak błędy w tłumaczeniu wskazówek do zadań. Nie raz i nie dwa zostały źle przetłumaczone instrukcje, gdzie szukać danego elementu zadania, a zamiast wschodu był np. zachód.

Czy warto zagrać w Assassin’s Creed Shadows?
Pytanie zadane w śródtytule nie wzięło się z niczego. W sieci jest od zatrzęsienia dyskusji zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi zachwycają się niezłymi trailerami, drudzy zaś wskazują na ciemnoskórego samuraja i niedopracowanie niektórych elementów.
Jeżeli interesuje Was ciekawa historia, wciągający oraz rozbudowany świat, a także przemyślany i przede wszystkim rozbudowany system walki, nie patrzyłbym na opinie w sieci i po prostu zagrał w Assassin’s Creed Shadows.
Zwłaszcza, że jak dołożymy do tego świetną grafike, klimatyczną oprawę muzyczną oraz przemyślane walki z bossami i poboczne detale, dostajemy dobrą grę. Taką, która zasługuje na mocne 7/10. Do dychy tutaj jednak trochę brakuje, bo na ten moment mamy nieco błędów czy niepotrzebny system simsów, a także fatalnie zaprojektowane wspinanie się u Yasuke.
Assassin’s Creed Shadows możecie dorwać za 289,90 złotych na Steam oraz za 349 złotych na PlayStation 5 i 349,99 złotych na Xbox Series X/S. Gra jest również dostępna w abonamencie Ubisoft+ Premium, który kosztuje 17,99 euro miesięcznie (około 75 złotych).