Powrót legendy. Motorola razr to jest to, czego oczekiwaliśmy od składanych smartfonów

O ponownych narodzinach składanej Motoroli Razr mówiło się od długich miesięcy. Nadszedł czas rozliczenia się z przeciekami i plotkami, bo oto pierwsza składana Motka została zaprezentowana. I jest świetna.

Choć prawdą jest, że Motorola utrzymała w jakiejś formie nazwę „Razr” w czasach rozkwitu Androida, to dopiero z tą konstrukcją wkracza w nową erę – epokę smartfonów ze składanych ekranem. Model razr stara się uchwycić odrobinę magii bazowego modelu, zachowując jego charakterystyczne cechy. Powoduje to jednak pewne odczucie poczynionego kompromisu między nowoczesnością w formie oraz hołdem złożonym pamiętnemu protoplaście. Motorola nie wypada na tle innych składanych smartfonów najlepiej – zwłaszcza pod względem specyfikacji. Ma jednak to coś. Czar lat minionych zamknięty w nowej formie, przez który podoba mi się bardziej od innych „składańców”.

https://youtu.be/FC5FcfZf7xw

Szacunek dla klasycznej Motoroli Razr

Z wyglądu nowy razr całkiem przyjemnie oddziałuje na zmysły z powodu zamierzonej symetrii. Nie ma żadnych „bocznych” notchy ani nie przyciąga uwagi dziwnie osadzonym ekranem dodatkowym, jak to ma miejsce w Samsungu Galaxy Fold. Główny wyświetlacz nie wywija się na zewnątrz, jak w Huawei Mate X – forma urządzenia to klasyczny telefon z klapką. Wydaje się więc, że ma ono swój ponadczasowy urok. Nie niepowtarzalny, bo przecież dotąd widzieliśmy już dziesiątki podobnych konstrukcji. Tyle że nie z elastycznym ekranem, wypełniającym po rozłożeniu większość przedniej części Motki.

To 6,2-calowy ekran pOLED o proporcjach 21:9, niestety, tylko w rozdzielczości HD (2142 x 876 pikseli). Traci sporo na prezencji, kiedy spojrzeć na wielką „brodę”, która się pod nim znajduje, gdzie umieszczono czytnik linii papilarnych, antenę, głośnik i port USB-C. Trochę szkoda, że ten element tak psuje odbiór sprzętu, choć z drugiej strony ładnie wpasowuje się w bryłę Motoroli, kiedy klapka jest zamknięta. Nad ekranem znajduje się oczko aparatu przedniego z matrycą 5 Mpix i o świetle f/2.0. Mały smutek, że trzeba było notcha, by ją tam zmieścić.

 

Ciekawostką jest to, że duży ekran ma tryb „Retro Razr”, który imituje wygląd metalicznego panelu alfanumerycznego z klasycznego Razr. Widać w tym pewną pieczołowitość u projektantów Motoroli i wielką miłość do starego designu. Zabieg ten to krok w całkiem inną stronę niż „zabawna” bananowa Nokia 8110 4G, której niewiele charakteru pozostało z wzorca, noszonego przecież przez samego Neo w Matriksie.

Mechanizm otwierania i zamykania klapki wygląda nieźle na animacjach i filmach promocyjnych. Ciekawe, jak będzie sprawować się w praktyce. Wielu z nas pewnie pamięta, że to właśnie on sprawiał najwięcej problemów pierwszemu wydaniu Samsunga Galaxy Fold. Odpoczywając w złożonej postaci grubość obudowy razr nie przekracza 14 mm, więc nie jest spasionym grubaskiem jak Galaxy Fold czy Mate X. Kieszenie nostalgicznych geeków będą szczęśliwe.

Po złożeniu Motki oczom właściciela ukazuje się 2,7-calowy ekranik gOLED o proporcjach 4:3 i rozdzielczości 600 x 800 pikseli. Na nim wyświetlane są powiadomienia i komunikaty, z jego poziomu wywołamy Asystenta Google, a i może służyć także za ekran pomocniczy przy robieniu zdjęć selfie. Patrząc na niego naprawdę można poczuć tchnienie przeszłości.

Pojedyncza, 16-megapikselowa kamera obsługuje zarówno zdjęcia autoportretowe jak i „zwykłe”. Matryca o wielkości pikseli 1,22um, ze światłem f/1.7, laserowym autofokusem i elektroniczną stabilizacją obrazu ma być wystarczająca do wykonywania ładnych zdjęć nawet w gorszych warunkach oświetleniowych. Obawiam się, że nie jest to najmocniejszy punkt specyfikacji Motoroli razr, i że w celu zachowania stosunkowo cienkich wymiarów, zastosowano obiektyw niezbyt wysokich lotów. Cóż, byłoby to chyba zgodne z tradycją, bo jak sięgam pamięcią, klasyczna Motka Razr też nie miała się czym zbytnio chwalić pod kątem jakości fotografii.

Specyfikacja jak u smartfona ze średniej półki

Motorola razr nie wytrzymuje wydajnościowych porównań ze składanymi smartfonami konkurencji. Zapewne względy oszczędności energii zadecydowały, że w telefonie zainstalowany jest procesor Qualcomm Snapdragon 710 (2,2 GHz) z 6 GB RAM-u i 128 GB pamięci wewnętrznej, co raczej nie zaskakujące – bez możliwości rozszerzenia kartą microSD. Potrzeba oszczędności na zajmowanym miejscu sprawiła, że smartfon nie ma fizycznego portu SIM. W tym modelu – tylko eSIM.

Nie poskąpiono na szczęście podstawowych modułów łączności – Motka ma Bluetooth 5.0 i NFC. Nie wspomniano nic o głośnikach stereo, więc trzeba założyć, że mamy do czynienia z głośnikiem mono. Sprzęt ma cztery mikrofony pomagające w komunikacji, również z Asystentem Google. Całość zarządzana jest przez Androida 9.0 Pie i zasilana przez dwudzielną baterię o pojemności 2510 mAh z szybkim ładowaniem 15W.

Obudowa jest odporna na zachlapania wodą dzięki zastosowanej nanopowłoce. Kiedy smartfon jest rozłożony, jego wymiary wynoszą 72 x 172 x 6,9 mm. Złożony mierzy 72 x 94 x 14 mm. Waga urządzenia to 205 g.

Pewną ciekawostką jest też pudełko, z którego nabywcy wyjmą zakupioną Motorolę razr. W większości przypadków to zbędny karton, a tutaj może służyć ono jako stojak dla smartfona i wzmacniacz pogłosu dla głośników. Pomysłowe!

Cena jak za zmaterializowane wspomnienia

Motorola razr nie będzie dostępna w sprzedaży przynajmniej do stycznia 2020 roku. Cena, jaką trzeba będzie wydać na ten sprzęt jest wysoka – 1500 dolarów. Mam jednak wrażenie, że znajdzie się na niego więcej chętnych niż na Galaxy Folda za 9000 zł czy Huawei Mate X, za którego trzeba będzie dać pewnie podobną kwotę.

Aktualizacja: - 2019.11.18Motorola razr będzie kosztować w Europie 1599 euro (równowartość ~6850 złotych).

W przypadku Motoroli razr nie płacimy jednak za procesory czy aparaty z najwyższej półki a za ten charakterystyczny klik ekranu składanego jedną ręką. To coś, co jeszcze przez dłuższy czas będzie domeną tylko odrodzonej legendy, i bardzo mi się to podoba.

Hello, Moto.

źródło: Motorola, xataka.com, gizchina.com, GSMarena