Wiceminister cyfryzacji, Michał Gramatyka, udzielił wywiadu, w którym zapowiedział, że dostawcy usług internetowych będą musieli blokować dostęp do wybranych treści.
Patologia była w internecie zawsze, ale teraz jest na wyciągnięcie ręki
Internet niemal od samego początku obfitował w patologiczne treści, lecz przez długi czas nie były one tak powszechne jak dzisiaj, a przynajmniej nie były dostępne na wyciągnięcie ręki. Dziś szczególnie filmy, których bohaterowie zachowują się w urągający człowiekowi sposób, można znaleźć na popularnych platformach w ciągu kilku chwil. Zwłaszcza że wiele osób – z niezrozumiałych powodów – zyskało popularność, tworząc tak odrażające treści, pozbawione jakiejkolwiek wartości.
Jedną z takich osób, która zyskała miano „patostreamera”, jest Robert Pasut, wcześniej znany jako członek grupy chłopaków z kanału Abstrahuje, który przed laty był ogromnie popularny w Polsce. Został on przywołany w wywiadzie, przeprowadzonym przez wnp.pl z wiceministrem cyfryzacji, Michałem Gramatyką, przy okazji poruszenia tematu blokady wybranych treści w internecie.
Patologia nie zniknie z internetu, ale będzie trudniej dostępna
Wiceminister cyfryzacji, Michał Gramatyka, sprawuje pieczę nad projektem przepisów, które mają na celu utrudnienie nieletnim dostępu do treści dla nich nieodpowiednich. Inicjatywa ta nie jest nowa, ponieważ pomysł blokowania pornografii pojawił się jeszcze za kadencji poprzedniego rządu w 2022 roku.
W rozmowie z wnp.pl wiceminister Gramatyka powiedział, że jego resort zebrał wszystkie uwagi i aktualnie trwają prace nad kolejną wersją tekstu, a przede wszystkim podejmowane są próby zdefiniowania „treści szkodliwych”. Wstępnie określono, że będą to:
Materiały prezentowane w internecie, przedstawiające zachowania sprzeczne z powszechnie obowiązującymi normami społecznymi, mające charakter demoralizujący, mogące negatywnie wpływać na rozwój psychiczny, fizyczny i społeczny małoletnich. Z wyłączeniem treści o charakterze naukowym, edukacyjnym, artystycznym oraz treści stanowiących przestępstwo.
Należy jednak zaznaczyć, że nie jest to finalna definicja. Ponadto projekt ma być jeszcze poddany konsultacjom społecznym i zostanie zaopiniowany przez inne ministerstwa. Michał Gramatyka bierze pod uwagę możliwość, że finalnie przepisy ograniczą się wyłącznie do pornografii.
Jak będzie w praktyce?
Ograniczenie dostępu do nieodpowiednich treści jest potrzebne, ponieważ internetowi patoinfluencerzy mają ogromny wpływ na rozwój młodych ludzi. Niestety dla nich i ich otoczenia, nie przekazują im dobrych wartości, tylko normalizują patologiczne zachowania, które w przyszłości mogą doprowadzić nawet do tragedii.
Dziś często dzieci wychowuje internet, a nie rodzice, więc ograniczenie małoletnim, nierozwiniętym jeszcze wystarczająco emocjonalnie i społecznie osobom dostępu to patologicznych i pornograficznych treści może przynieść pozytywne skutki. Z drugiej strony, realizacja tego w praktyce może być bardzo trudna.
O ile zablokowanie dostępu do stron typowo pornograficznych (jak „pomarańczowy youtube”) jest relatywnie proste, o tyle do wszystkich nieodpowiednich treści wymaga stworzenia nowych mechanizmów, które analizowałyby treść lub stronę przed jej wyświetleniem nieletniemu – w końcu pojawiają się one również na YouTube czy TikToku, nie wspominając już o porno-reklamach na Facebooku.
Przykładowo, co w sytuacji, gdy dziecko chce obejrzeć film lub wejść na stronę z treściami dla dorosłych w domu za pośrednictwem internetu stacjonarnego, z którego korzysta też dorosły? Jak rozróżnić osoby? Dość łatwo nałożyć blokadę w przypadku internetu mobilnego na konkretnym numerze, ale jak identyfikowani będą użytkownicy internetu domowego, używanego przez wiele osób? Za pomocą konta Google albo Apple ID? To już podchodziłoby pod naruszenie prywatności.
Chyba że rodzice musieliby dodać urządzenie dziecka (które już łatwo zidentyfikować) na specjalną listę, dzięki czemu operator wiedziałby, że powinien zablokować na nim dostęp do nieodpowiednich dla małoletnich treści. Nie każdy opiekun zapewne umiałby to jednak zrobić, więc nie gwarantowałoby to powszechnej blokady. A wtedy wystarczyłoby, żeby do Janka przyszli koledzy, by wspólnie pooglądać porno na smartfonie czy tablecie kolegi.
Nie można wykluczyć scenariusza, że finalnie przepisy nie powstaną albo po ich wdrożeniu niewiele się zmieni, gdyż ich realizacja będzie bardzo trudna i kosztowna (aczkolwiek rząd PiS rozważał rekompensaty dla operatorów). Nawet jeśli cel jest szczytny.
Może jednak, zamiast zakazywać, edukować najmłodszych i wpajać im odpowiednie wzorce zachowań w świecie realnym i wirtualnym – w domu i szkole? Trzeba bowiem brać pod uwagę możliwość, że zablokowanie dostępu wywoła przynajmniej u części dzieciaków jeszcze większą ciekawość i chęć obejrzenia nieodpowiednich treści w internecie. A jak ktoś naprawdę chce, to prędzej czy później dotrze do „zakazanego owocu”.