Huawei Mate 10

Huawei Mate 10 Pro jest tym wszystkim, czym iPhone obawiał się zostać

Od premiery urządzeń z rodziny Mate minęło już trochę czasu. Atmosfera zdążyła opaść, jednak sam smartfon z uporem godnym lepszej sprawy cały czas nie daje nam o sobie zapomnieć. W sumie, im dłużej przeglądam internet i weryfikuję interesujące mnie informacje o Huawei Mate 10 Pro, tym pod większym wrażeniem kunsztu Huawei jestem.

W tytule wpisu wspominam o Apple, jednak nie bądźcie zdziwieni, jeśli nazwa tej firmy pojawi się w tekście zaledwie kilka razy. Ostatecznie bowiem, tylko jeden producent postanowił zagrać odważnie i pokusić się o wypuszczenie na rynek urządzenia, które wnosi naprawdę całkiem sporo świeżości. Oczywiście, nie można tu lekceważyć iPhone’a X, jednak należy wyjść przy tym z założenia, iż jest to bardziej dodatek do portfolio, a nie główny rozgrywający, który ma zapewnić Apple doskonałe wyniki sprzedażowe. Czy tego chcemy czy nie, „koniem pociągowym” był, jest i będzie iPhone 8 i jego większa wersja.

Mate 10 Pro wnosi sporo dobrego w branżę mobilną. Po raz kolejny spotykamy się z ekranem o proporcjach 18:9, który na dodatek może pochwalić się świetnie zagospodarowaną przestrzenią frontowego panelu, oferując przy tym więcej niż satysfakcjonującą przekątną sześciu cali. Całość stylowo wykonanej, szklanej (a jakże!) obudowy zwieńcza rzekomo świetna optyka, która bazuje na 12-megapikselowej matrycy głównej ze światłem F/1,6, która pracuje w asyście 20-megapikselowej matrycy monochromatycznej.

Można podejrzewać, że jest to po prostu znacząco podciągnięta optyka firmowana przez LEICA, którą można było oglądać w P10-tce tego producenta. Warto też zauważyć, że w rankingu DxOMark, optyka z Mate’a 10 Pro wskoczyła już na drugie miejsce, pokonując przy tym ósmego iPhone’a, o czym szerzej możecie przeczytać tutaj. Tyle słowem wstępu.

Zatem, niby dlaczego Huawei Mate 10 Pro to tak wielka rewolucja? Co czyni ten telefon lepszym od produktów Apple? Wydaje mi się, że słowo klucz to odwaga i śmiałość w podejmowaniu decyzji. Huawei na przestrzeni ostatnich czterech-pięciu lat pokonał bardzo długą drogę, aby obecnie móc ścigać się z niemal każdym producentem smartfonów o globalnej rozpoznawalności.

Oglądając premierę produktów od Apple miałem wrażenie, że znajduję się w ekskluzywnym lokalu, gdzie ktoś usiłuje sprzedać mi rzekomą nowość, która kosztuje krocie, a na dobrą sprawą jest tylko i wyłącznie rozwinięciem doskonale nam wszystkim znanego schematu, który Apple tylko i wyłącznie ulepsza od mniej więcej dwóch lat, dodając kilka pomniejszych zmian, które spokojnie można uznać za zmiany natury kosmetycznej.

Huawei wniósł coś nowego. Nie dość, że zrównali do najlepszych w kwestii ekranu 18:9 (bo nie samgo zagospodarowania obszaru roboczego – z tego seria Mate znana jest od dawna), to jeszcze dorzucili pewną cechę, która może sprawić, że urządzenie okaże się być pierwszym od dawna „zabójcą flagowców”. Nie, nie chodzi o aparat ze światłem F/1,6, a o baterię o pojemności 4000 mAh. Na tle konkurencji to niemal deklasacja, choć trzeba jeszcze odrobinę poczekać na niezależne testy (w tym również Kasi, która już korzysta z Mate 10 Pro), które odpowiedzą na kluczowe pytanie: czy tak imponująca pojemność przekuwa się na iście topową wydajność konstrukcji? Na to pytanie odpowiedź poznamy już niebawem i oby Mate 10 Pro uciągnął oczekiwania (spojler od Kasi: jest naprawdę dobrze!).

Huawei Mate 10 Pro

Zwieńczeniem jest rzekomo świetnie sobie radząca sztuczna inteligencja, która ma pchnąć skostniałą od dłuższego czasu branżę mobilną na nowe tory, a także wycena. Niecałe 3500 złotych za tak mocny telefon, to brzmi jak promocja. Zwłaszcza, jeśli dokładnie zagłębimy się w specyfikację techniczną urządzenia. Należy spodziewać się także rychłego wprowadzenia urządzenia do ofert operatorskich, co również może całkiem pozytywnie wpłynąć zarówno na jego dostępność, jak i na czas, po którym urządzenie zejdzie z ceny o kilkaset złotych.

Jeśli ktoś spodziewał się po tym felietonie hejtu na Apple, to przepraszam, bo zawiodłem. Wydaje mi się jednak, że podsumowujące akapity powinny wyglądać w taki sposób: Huawei usiłuje być marką premium i robi, co może, aby równać do najlepszych, czego Mate 10 Pro jest wręcz idealnym przykładem. Niestety dla miłośników firmy, logo konkurenta z Cupertino cały czas elektryzuje i wydaje mi się, że bez względu na to, czego w swoje smartfony nie włożyłby Huawei, to każda kolejna generacja iPhone’ów nadal będzie globalnym sprzedażowym hitem.

Przynajmniej do czasu. I bardzo cieszy mnie to, że era powielania tego samego schematu konstrukcyjnego za sprawą takich marek jak Huawei, LG, Xiaomi czy Samsung wreszcie odchodzi do lamusa. Potrzebujemy kolejnej udanej rewolucji mobilnej i szczerze mówiąc, przeczuwam, że tym razem może ona nadejść z Azji, z Chin. Oby więcej tak odważnych urządzeń!