Google przeglądarka wyszukiwarka logo tablet Samsung Android
fot. PhotoMIX Company / Pexels

Google zrobiło, to co chciała Unia, ale mówi, że to złe

Google, jako podmiot funkcjonujący w Unii Europejskiej, musiało dostosować się do nowych zasad, które narzucił Akt o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act; DMA). Firma z Mountain View krytycznie jednak ocenia jego skutki.

Po co wprowadzono Akt o rynkach cyfrowych w Unii Europejskiej?

W dużym skrócie, Akt o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act; DMA) ma osłabić dominującą pozycję gigantów technologicznych, aby mniejsze przedsiębiorstwa mogły konkurować z nimi jak równy z równym. Do tej pory było bowiem tak, że najwięksi gracze „zamykali” użytkowników w swoim ekosystemie lub usługach, a do tego promowali swoje rozwiązania.

To wszystko, w połączeniu z ogromną popularnością ich usług i dominującą pozycją na rynku, stawiało na de facto przegranej pozycji mniejsze firmy i ich produkty. Akt o rynkach cyfrowych ma to zmienić, przynajmniej w Unii Europejskiej, choć i w innych częściach świata włodarze zaczynają myśleć o tym, aby w końcu ukrócić zapędy takich gigantów, jak Google, Apple, Microsoft czy Amazon.

Google krytycznie ocenia Akt o rynkach cyfrowych

Zapisy Aktu o rynkach cyfrowych obowiązują wszystkich tzw. strażników dostępu na terenie Unii Europejskiej od początku marca. Google postanowiło podsumować jego wpływ po pierwszym miesiącu zarówno na użytkowników, jak i firmy. Ocena nie jest jednak pozytywna.

W związku z wdrożeniem Aktu o rynkach cyfrowych firma z Mountain View musiała usunąć – jak sama to określa – przydatne funkcje wyszukiwarki Google dotyczące lotów, hoteli i firm lokalnych. I chociaż okazało się to korzystne dla niewielkiej liczby internetowych agregatorów podróży, to jednocześnie w opinii Amerykanów szkodzi szerszej grupie linii lotniczych, operatorów hoteli i małych firm, którym obecnie trudniej jest bezpośrednio dotrzeć do klientów.

Według Amerykanów usunięte funkcje miały ułatwić użytkownikom dotarcie do „dokładnych informacji”, a teraz wyszukanie lotu w wyszukiwarce Google „wiąże się z większymi problemami” i istnieje większe ryzyko, że trafisz na witrynę turystyczną reklamującą niską cenę, która pojawia się tuż przed dokonaniem zakupu i zawiera komunikat w stylu „ta taryfa nie jest już dostępna”.

Gigant z Mountain View przytacza też obserwacje branży hotelarskiej, która odnotowała mniejszą liczbę kliknięć w ramach rezerwacji bezpośrednich. Przez to hotele muszą „łączyć się z klientami” poprzez pośredników, którzy zwykle pobierają wysokie prowizje, podczas gdy ruch z Google był darmowy. To oznacza, że klienci muszą zapłacić więcej, aby pokryć prowizję pośrednika. Podobne obserwacje mają również europejskie linie lotnicze i lokalne biznesy.

Ponadto Amerykanie zwracają uwagę, że użytkownicy z Unii Europejskiej narzekają na zmiany w wyszukiwarce Google, związane z Mapami Google. Najbardziej widoczną zmianą jest to, że górnego paska zniknął kafelek z odnośnikiem do Map, aby nie zarzucano im promowania własnej usługi.