Dziesięć lat temu Steve Jobs popchnął jeden klocek domina, który uruchomił istną lawinę, która totalnie zmieniła sytuację na rynku telefonów komórkowych, prowadząc nas do nowej ery – smartfonów. Dziś zapraszam Was do puszczenia wodzy fantazji i hipotetycznej dyskusji na temat tego, jak wyglądałaby ta branża bez iTelefonu w roli głównej.
Pierwsze minuty konferencji Apple. Wszyscy wiedzą, że ma się wydarzyć coś wielkiego. Na widowni Wozniak, a potentaci jak Nokia, Ericsson, Alcatel czy Motorola uważnie śledzą bieg zdarzeń. Jobs pokazuje urządzenie w bardzo wczesnym stadium zaawansowania, można powiedzieć, że to iPhone w wersji Alpha. Po kilku minutach, gdy tłum zaczął już ekscytować się telefonem przyszłości, coś poszło nie tak i na oczach całego świata prototyp w dłoniach wizjonera przestał działać, wyrzucając z siebie dziesiątki linijek kodu, a po chwili, nie robiąc sobie nic z obecności tłumów, wyłączył się.
Niezrażony Steve sięga po drugi egzemplarz, jednak ten także pada po kilku gestach wykonanych na ekranie. To koszmar perfekcjonisty, za jakiego w opinii wielu osób przez całe życie uchodził Jobs. Konferencja nie została przerwana. CEO Apple pokazał na niej kilka pomniejszych usług, jednak iPhone został zniszczony przez media branżowe do tego stopnia, że Jobs postanowił skupić się na dalszym rozwoju iPoda i komputerów stacjonarnych.
To oczywiście hipotetyczny scenariusz, który nie miał miejsca w rzeczywistości. Przyjmijmy jednak na potrzeby tego tekstu, że iPhone po prostu nigdy nie wszedł na rynek. Parę firm podchwyciło ideę, jednak technologia w połączeniu z wysokimi kosztami wytworzenia podobnego urządzenia, na jakiś czas odstraszyła wielu producentów.
https://youtu.be/-3gw1XddJuc
Zatem, na rynku cały czas nieprzerwanie królują telefony komórkowe z fizyczną klawiaturą. Mamy podział na slidery, typowe telefony z klawiszami, które zajmują 3/4 frontu urządzenia, są także w założeniu (nieco bardziej) kobiece komórki z klapką. Każde z tych urządzeń ma albo cztery klawisze funkcyjne odpowiadające za nawigację (lewo-prawo-góra-dół), albo działający na tej samej zasadzie joystick, albo też menu przewijane tylko i wyłącznie w osi pionowej.
Awangardą rynku są palmtopy i nieśmiałe, acz zaawansowane jak na swoje czasy urządzenia napędzane Windows Mobile. Mamy też szczątkowe ekosystemy dla prostszych telefonów, a Nokia pcha swój wózek z Symbianem, usiłując rozwinąć jego internetowość i chcąc przekonać nas wszystkich do Ovi Store. Młodszym czytelnikom podpowiem, że Ovi Store, to taki Google Play od Nokii w skali mikro.
Skoczmy w czasie o kilka lat do przodu. Wyobraźcie sobie, że w roku 2011 telefony z dużym, dotykowym ekranem to zaledwie kilka procent rynku. Nokia przetrwała w dobrej kondycji finansowej, umacniając swoją pozycję, bowiem w zgodnej opinii zrażonych klęską iPhone’a użytkowników, lepiej pozostać przy podziale na urządzenia wyspecjalizowane: albo super aparat, albo super dźwięk, albo Symbian. No i nikt nie tyka świętości, jaką jest bateria: 4 dni z dala od ładowarki to standard, tak samo jak każda z firm nadal stosuje swoje własne porty łączności. Chcesz naładować Sony Ericssona ładowarką od Nokii? Zapomnij :)
Za sprawą braku punktu odniesienia, Android musi obrać za swój cel mobilnego Windowsa, którego Microsoft nie zamierza w pełni przestawiać na interfejs dotykowy – rysik to podstawa komunikacji z nowoczesnym telefonem. Samsung próbuje szerzej zaistnieć w branży, jednak, tak samo jak Android, boryka się z problemem rywala, który wykracza ponad przeciętność, który mógłby stać się pewnego rodzaju inspiracją i celem do przegonienia.
Walka o rynek wygląda niczym wojna okopowa, gdzie wszystkie strony konfliktu mają swoje ustalone pozycje i nie mogą wykonać tego decydującego natarcia, które zniszczy stagnację, nudę i monotonię w świecie, gdzie największą innowacją jest wodoodporność, nowy aparat i przebudowany joystick nawigacyjny. Co odważniejsi próbują wdrażać nieco bardziej zaawansowane modyfikacje systemu, jednak nawigacja bazująca na fizycznych klawiszach nie daje większego pola do popisu.
Idąc za ciosem, w świecie bez iPhone’a ani jego protoplasty wyprodukowanego przez inną korporację, trudno też o unowocześnionego iPada, a także ultrabooki i usługi sieciowe w chmurze, jaką dziś znamy – nie potrzeba miniaturyzacji, bowiem internet w telefonie to tylko dodatek do łączności sieciowej opartej o pecety i zwykłe laptopy napędzane w większości przez Windowsa i Linuxa.
Dziwnie się to czyta, prawda? Nigdy nie byłem zwolennikiem Apple’a, jednak nawet taki ignorant jak ja musi dostrzec, że iPhone zmienił rynek w sposób diametralny. Przyczyniając się do „śmierci” Nokii (która miała potencjał, aby uprzedzić Jobsa, ale bała się innowacji) iTelefon pchnął na nowe tory nie tylko takie firmy jak Samsung i LG, które bardzo chciały stać się pewnego rodzaju odpowiednikami Apple, ale też pozwolił wyewoluować planom rozwoju Androida oraz Windows Phone.
Pokochaliśmy ekrany dotykowe, a po kilku latach zrozumieliśmy, że można wyjść ponad schemat i wdrożyć w te urządzenia także i nowoczesne, wydajne aparaty oraz nagłośnienie stereofoniczne. Uczymy się usprawniać pracę baterii, jednak – o ironio – główne założenia urządzeń bazują cały czas na tym starym, poczciwym protoplaście, jakiego dostarczył nam Jobs.
Z perspektywy czasu, warto zdać sobie sprawę z tego, że ta „emejzing” konstrukcja otworzyła rynek urządzeń mobilnych na niespotykaną wcześniej skalę. Dzięki Steve ;)
P.S: A jak Wy sądzicie? Czy smartfony jakie znamy i uwielbiamy wyewoluowały by bez iPhone’a? Napiszcie w komentarzach, jak Waszym zdaniem mogła by wyglądać tego typu ewolucja i czy w jej efekcie rok 2017 oferowałby nam smartfony o takich samych bądź zbliżonych parametrach, jak te, które dla Was na Tabletowo.pl każdego dnia opisujemy :)