Recenzja Elden Ring Nightreign. Jak smakuje rogalik w sosie z soulsów?

Od kilkunastu lat FromSoftware zajmowało się głównie grami fantasy RPG o wysokim poziomie trudności oraz tytułami, w których mamy okazję wsiąść do wielkich mechów. Wszystkie te gry łączyło jedno – były one skalibrowane pod fabularyzowaną rozgrywkę jednoosobową. Tymczasem Elden Ring Nightreign kładzie nacisk na inne elementy.

Przepis na sukces

Ramy soulslike’ów, narzucone w 2009 roku przez Hidetakę Miyazakiego i FromSoftware, przez 16 lat stanowiły gatunkowy fundament, którego nikt do tej pory nie planował podważać. Gracz trafiał zatem do świata, w którym ginie się nie raz, każda wizyta przy punkcie odpoczynku odnawia wrogów na posterunku, a wysoki poziom trudności był równie surowy, co sprawiedliwy (przynajmniej w większości przypadków).

Tak, jak strzelanki nie mogły w nieskończoność powtarzać mechanizmów z Gears of War i – obok cover shooterów – od kilku lat obserwujemy rozwój boomer shooterów, tak w ostatnich latach widać, że przy soulslike’ach zaczynają majstrować nestorzy gatunku. O ile jednak otwarty świat Elden Ringa nosi w sobie znamiona małej rewolucji, o tyle spin-off Nightreign to w oczach najbardziej konserwatywnych fanów prawdziwa herezja.

Po pierwsze, nie jest to już przygoda dla jednego gracza, a tytuł nastawiony na zabawę sieciową. Po drugie – stabilność i niezmienność świata ustąpiła miejsca losowości. Ostatnią zmianą, być może najbardziej kontrowersyjną, jest to, że rozgrywka ma więcej wspólnego z roguelite’ami i Fortnitem niż soulsami.

Czy taki misz-masz posmakuje fanom Dark Souls i Elden Ringa?

elden ring nightreign pierwsze wrażenia
Elden Ring Nightreign (screen: FromSoftware | Steam)

Cel: Władcy Nocy

Nie bądźmy naiwni – fabuła w grach sieciowych jest najczęściej formą przynęty na te osoby, które potrzebują nadać potyczkom i misjom szerszy kontekst. Gra poradziłaby sobie i bez tego elementu, a gracze nie odczuliby różnicy. Testy sieciowe Elden Ring Nightreign na początku 2025 roku nie rzucały dużo światła na ten aspekt. Znaliśmy podstawowe założenia pokroju miejsca akcji, jakim jest Pogroblin (ang. Limveld) czy celu ostatecznego – pokonania Władców Nocy.

Okazuje się jednak, że osoby odpowiedzialne za fabułę nie chciały, aby fani, którzy uwielbiali zaczytywać się w opisach przedmiotów i znali zawiłości fabularne gier FromSoftware, zostali na lodzie. Oprócz przerywników i rozmów z innymi mieszkańcami Twierdzy Okrągłego Stołu – huba, w którym przygotowujemy się na kolejne wyprawy – każda postać otrzymała własną historię, którą możemy poznać w trakcie rozgrywki.

Ale to nie wszystko. Historie, które możemy w każdej chwili przeczytać w dedykowanym miejscu w twierdzy, czasami wymagają od nas odwiedzenia wspomnień danej postaci. Sprowadza się to do znalezienia kogoś/czegoś i wysłuchania kilku linijek dialogów. Nagrodą może być odblokowanie kolejnego rozdziału lub otrzymanie zadania, które należy wykonać w trakcie wyprawy. Warto tylko pamiętać, że nie da się zrobić kilku questów za jednym zamachem i jeden wypad oznacza możliwość wykonania jednego zadania.

Całość nie jest może najbardziej ambitnym dodatkiem fabularnym do gry sieciowej, ale z powodzeniem wytrąca argument osób sceptycznych wobec Elden Ring Nightreign, że gra nie ma jakiejkolwiek fabuły, więc z automatu nie jest warta ich uwagi.

Weekend w Pogroblinie

Sprawdziliśmy podstawowy skład Twierdzy i wiemy, jakie jest nasze zadanie. Pozostaje zatem wybrać Trygłowa (pierwszy i jedyny dostępny na start Władca Nocy) przy stole i rozpocząć wyprawę. Po wybraniu, czy wolimy spróbować sił solo, czy może w trzyosobowej drużynie (FromSoftware zapowiedziało, że w najbliższym czasie pojawi się także tryb dwuosobowy) przenosimy się już na właściwe pole bitwy przypominające Pogrobno z podstawki.

Pętla, na jakiej opiera się każda rozgrywka zakłada, że musimy wytrwać dwa dni i dwie noce zakończone walką z bossem, aby móc na początku trzeciego dnia stanąć oko w oko z Władcą Nocy. Aby nie wrócić do Twierdzy już pierwszej nocy musimy znaleźć lepszy oręż, levelować postać i pokonywać mocniejszych przeciwników w nadziei na zdobycie losowego wzmocnienia.

„Losowość” stanowi słowo-klucz, które grubą kreską oddziela Nightreign od całego soulsowego dorobku FromSoftware. Od momentu pierwszego lądowania w Boletarii w Demon’s Souls byliśmy panami własnego losu – każdy przeciwnik, skrzynia i kawałek pancerza miał swoje miejsce w świecie i tylko materiały do wytwarzania przedmiotów czy pojedyncze bronie miały procentową szansę pojawienia się przy truchle wroga.

Wszystko to sprawiało, że to my byliśmy okrętem, kapitanem, sterem i kotwicą statku – porażka wynikała z naszych błędów, a sukces ze zrozumienia mechanik, zachowań przeciwników i wyszlifowanych umiejętności. Sieciowy Elden Ring zrywa z tą tradycją w wielu miejscach, począwszy od miejsca lądowania, przez przedmioty pojawiające się w trakcie wyprawy po dwa mechanizmy, które warto szerzej omówić.

Pierwszy to relikwie, czyli rodzaj przedmiotów, które przypisujemy postaciom przy kapliczce w Twierdzy, aby wzmocnić je przed wyprawą. Kamienie występują w kilku kolorach i możemy władować maksymalnie trzy. Z czasem zyskamy dostęp do nowych kielichów umożliwiających montaż innych kombinacji.

Drugi element to zjawisko „ruchomej ziemi”. Zabijanie bossów pod koniec wyprawy odblokowuje kataklizmy, które zmieniają fragment mapy. W ten sposób może pojawić się np. krater, lodowe szczyty czy całe miasto, które po oskryptowanym pojawieniu się po raz pierwszy wpadają do puli losowych zdarzeń zmieniających Pogroblin przed wyruszeniem na wyprawę.

Nic dziwnego, że konserwatywni fani mogą patrzeć z niechęcią na Nightreign – kilkanaście godzin w Pogroblinie uświadomi każdego, że nigdy nie można być pewnym zwycięstwa. Raz okaże się, że w trakcie obranego kursu nie pojawiła się ani jedna broń odpowiadająca naszej postaci, innym razem drużyna straci czas na walce ze smokiem i zwyczajnie zabraknie jej siły na większych, obowiązkowych bossów lub okaże się, że gracze nie do końca jeszcze opanowali wybranego przez siebie bohatera.

Ośmiu wspaniałych

Weterani soulsów wiedzą, że wybór klasy na początku był najczęściej detalem niewpływającym na resztę rozgrywki – w każdej chwili możliwa była zmiana systemu, w jakim przydzielamy punkty i tym samym transformacja wojownika z mieczem dwuręcznym w maga była jak najbardziej możliwa.

Nightreign przypomina w tej kwestii klasyczne i bardziej casualowe RPG. Po kilku ekspedycjach i poszperaniu w Twierdzy w pewnym momencie otrzymujemy dostęp do ośmiu archetypicznych postaci – każda otrzymuje inną broń startową i zestaw umiejętności podpowiadający, jak należy nią grać. Dodatkowo z każdym poziomem nie przydzielamy już pojedynczo każdego punktu do konkretnej statystyki w miejscu łaski – gra automatycznie dodaje odpowiednią wartość zależną od wartości skalowania przypisanej do bohatera. Wisienką na torcie jest zestaw umiejętności składający się z jednej zdolności pasywnej, ładującego się z czasem pomniejszego ciosu i mocnego ataku, którego pasek wypełnia zadawanie obrażeń.

Koniec końców, próba uczynienia czarodziejki wojowniczką nie ma zatem sensu, ponieważ nawet jeżeli wręczycie jej rzadki topór, to na dziesiątym poziomie będzie zadawała nim mniej obrażeń, niż robi to klasa stworzona do walki bronią białą i dodatkowo nie wykorzysta potencjału swoich umiejętności. Oczami wyobraźni widzę, że dla fanów poznawania lore wewnątrz gry może to być pewien problem. Nie każdemu musi bowiem pasować gra łucznikiem, a bez poznania mocnych i słabych stron postaci oraz nauczenia się efektywnego wykorzystywania umiejętności daleko nie zajedziemy.

Elden Ring Nightreign
Wy już dobrze wiecie, co się czai za tymi wrotami – srogi wpier… (screen: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

W krainie weteranów

Oczywiście to nie jest tak, że soulsiarze krzyczą ze strachu na widok uproszczonego systemu rozwoju postaci czy większej losowości – niewykluczone, że dla wielu mogą to być rzeczy do przełknięcia. Tym, co powstrzymuje część graczy od zakupu Elden Ring Nightreign jest fakt, że na pierwszym miejscu gra przemyślana jest jako tytuł wieloosobowy – opcja odbycia wyprawy samemu stanowi raczej dodatek, który ma udobruchać samotników chętnych na zwiedzanie Pogroblina.

Okazuje się, że sceptycy mieli trochę racji – kilka tygodni rozgrywanych meczy po premierze udowodniło mi, że po Nightreign sięgają nie tylko znawcy gatunku, ale i osoby, które zdążyły już nieco rozgryźć grę. Nadawali tempo rozgrywce i ekspedycji, a o towarzyszach przypominali sobie wyłącznie podczas starć z bossami, gdzie powalenie całej trójki przez bossa kończy się przegraną.

Dlaczego jednak takie osoby nie idą na wyprawy dla jednego gracza? To proste – nawet po pierwszych aktualizacjach balansujących tryb jest pieruńsko trudny. Choć robiłem kilka podejść i z każdą godziną poznawałem kolejne sztuczki, pokonanie pierwszego Władcy Nocy solo przyszło dość późno. Nie ma się oczywiście co oszukiwać i zapewne za kilka tygodni znajdzie się ktoś, kto na pierwszym poziomie postaci dotrze do samego końca zastępując kontroler elektrycznymi skrzypcami.

Elden Ring Nightreign
Jak można być blisko wygranej? Chociażby o promil zdrowia bossa. (screen: Bartosz Kaja | Tabletowo

Kilka wypraw w pojedynkę uświadomi jednak wielu graczom kolejną kwestię, której mogli wcześniej nie zauważać. Elden Ring Nightreign w porównaniu z klasycznymi soulsami prezentuje zupełnie inne flow z zabawy i „poczucie sprawiedliwości”. Pomijając pojedyncze przypadki, nowsze tytuły FromSoftware rzadko każą nam powtarzać dłuższe sentencje walk z pomniejszymi przeciwnikami przed walką z bossem – w ten sposób porażka nie zawsze jest dotkliwa i nie wyprowadza z równowagi.

W Nightreign – w zależności od tego jak długo zajmie Wam walka z bossem – jeden dzień trwa około 15-20 minut czasu rzeczywistego. Przegrana pod koniec drugiego dnia potrafi zatem zniwelować nawet 40 minut postępu. Nie będę ukrywał, że jest to frustrujące, kiedy czując się doświadczonym soulsiarzem dostajesz oklep i musisz przestawić się na myślenie, że grasz w coś, co ma więcej wspólnego z Risk of Rain 2 niż z Elden Ringiem.

Mam jednak przeczucie graniczące z pewnością, że jeśli znajdziecie sobie 1-2 osoby do zabawy, możecie się świetnie bawić w Nightreign – przegrana w drużynie boli mniej i ma w sobie więcej czarnego humoru, który jest nieodłączoną częścią soulsowego dorobku FromSoftware.

Elden Ring Nightreign
Najlepsze smaki w 2025 roku – biały monster, czekolada dubajska i wygrana solo w Nightreign (screen: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

Dawno się nie widzieliśmy, Artoriasie

Tym, co może podzielić fanów soulsów na dwa obozy o odmiennych poglądach, jest nie tylko rozgrywka trzyosobowa czy „zrogalikowanie” formuły – warto również zaliczyć do niej fanserwis występujący w Nightreign.

To, że gra będzie oparta w większości na lore Elden Ringa, wiadomo było od początku. Wiele osób wychwyciło jednak z pierwszego zwiastuna, że w grze zobaczymy także znajomych wrogów. Teraz wiemy, że oprócz Nameless Kinga jest szansa na spotkanie Freji, Centipede Demona czy Dancer of the Boreal Valley, a dzięki dostępnym w garderobie skórkom nie zdziwcie się, jak spotkacie Artoriasa i Solaire’a w drużynie.

Z jednej strony takie puszczanie oka do weteranów gatunku wygląda na miły gest ze strony FromSoftware. Z drugiej strony cały czas miałem wrażenie, że ogrywam specyficzne DLC do Elden Ringa, a nie pełnoprawny tytuł.

Elden Ring Nightreign
Zanim zasłużymy sobie na dodatkowe skórki będziemy musieli odbyć sporo wypraw – screen: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl

Wyglądasz i brzmisz jak Elden Ring

Trzy lata to najczęściej zbyt krótki okres, aby wprowadzić rewolucyjne i widoczne na pierwszy rzut oka zmiany w oprawie graficznej. Ogrywając Nightreigna na PC nie zauważyłem, aby tytuł prezentował się lepiej niż baza z 2022 roku. Co się tyczy zapierających dech w piersiach widoczków, do jakich przyzwyczaił mnie Elden Ring, sprint po terenach Pogroblinu potrafi wprawić zachwyt. Jeżeli jednak macie za sobą kilka podejść do „oryginału”, najprawdopodobniej wszystkie widoczki będą dla Was znajome.

Podobna kwestia tyczy się ścieżki dźwiękowej. Trójka kompozytorów w postaci Yuki Kitamury, Shoi Miyazawy i Taiego Tomisawy dostarczyła garść utworów, które nigdy nie wybiegają na pierwszy plan, a zarazem podkreślają najważniejsze momenty rozgrywki. (Dajcie znać, czy dla Was „The Shrouded Roundtable Hold” także ma w sobie coś z klimatu „Majula” ze ścieżki dźwiękowej Dark Souls II.)

Elden Ring Nightreign
screen: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl

Co się tyczy stabilności klatek, wymagań sprzętowych i kodu sieciowego – tytuł ogrywałem na PC o poniższej specyfikacji:

  • GPU: Nvidia RTX 3060 Ti 8 GB,
  • CPU: AMD Ryzen 7 5800X,
  • RAM: 16×2 GB DDR4,
  • SSD: Samsung 970 EVO PLUS.

Wszystkie ustawienia przełączone na wysokie (nie maksymalne) przy rozdzielczości 4K oznaczały bardzo sporadyczne 45 klatek na sekundę. Przez większość czasu tytuł bez problemu trzymał się średnio 50 FPS-ów, choć w sytuacji, w której cała drużyna i boss wyrzuca z siebie czary z ogromną ilością efektów, klatkaż potrafił polecieć nieco niżej.

Po FromSoftware, mającym problem z synchronizacją w sieci, również nie ma śladu – nie spotkałem się z opóźnieniami sprawiającymi, że ataki w przeciwników nie trafiały lub towarzysze po przecięciu ostrzem powietrza zadawali obrażenia bossowi.

Elden Ring Nightreign
screen: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl

Podsumowanie

Elden Ring Nightreign to odejście FromSoftware od tradycji i chęć spróbowania czegoś nowego w celu przyciągnięcia do formuły kogoś więcej niż konserwatywnych fanów. Nawet, jeżeli uważam, że nie jest to najlepsza gra Japończyków, to nadal reprezentuje sobą wysoki poziom. Nie oferuje kosmetycznych mikrotransakcji, świetnie smakuje w trzyosobowym zespole i ma zdecydowanie wyższy fun z powtarzania „tego samego” niż inne Soulsy.

Trudno jest jednak przejść obojętnie obok faktu, że przez wtórność assetów czuję się, jakbym odpalił album „The Best Of”, a nie zupełnie nowe i odświeżające doświadczenie, a uczucie braku balansu zarówno w samotnych wyprawach, jak i trzyosobowej drużynie, czasami dawało się we znaki.

Nightreign ma jednak sporo szczęścia. Kiedy kilka miesięcy temu uważałem, że 169 złotych to duża cena jak na tytuł tego typu, Mario Kart World i The Outer Worlds 2 zasugerowały, że drogie wysokobudżetowe gry za prawie 300 złotych mogą stać się wkrótce standardem. Trudno jest zatem traktować cenę nowego Eldena za wadę.

Mam tylko nadzieję, że FromSoftware nie straci zainteresowania grą po roku i tytuł będzie otrzymywał mniej lub bardziej regularne duże aktualizacje, które na dłuższą metę zaważą o żywotności tytułu.

Recenzja Elden Ring Nightreign. Jak smakuje rogalik w sosie z soulsów?
Zalety
Odświeżająca formuła stawiająca na pierwszym miejscu roguelike'owe elementy
Frajda w trzyosobowych ekspedycjach
Brak mikrotransakcji
To nadal wymagające soulsy
Wady
Za mało nowej zawartości względem pierwowzoru
Brak balansu (głównie bossowie z ogromnymi paskami zdrowia)
Ekspedycje solo potrafią być frustrujące
Brak crossplayu
Sporadyczne problemy z siecią
7.5
Ocena