Crash Team Racing Nitro-Fueled – właśnie tego oczekiwali fani (recenzja)

Nie będę ukrywał, że gdy jakiś miesiąc temu wychodziłem z zamkniętego pokazu Crash Team Racing Nitro-Fueled miałem dość mieszane uczucia wobec tej produkcji. Jednak dziś, po rozegraniu mnóstwa wyścigów, mogę napisać tylko jedno – remake CTR: Crash Team Racing jest spełnieniem marzeń fanów tej kultowej ścigałki, ale i świetną propozycją dla osób nieznających serii.

Od zawsze byłem fanem Mario Karta, dla mnie jest to ścigałka wręcz idealna i to pod każdym względem. Z tym, że Mario Kart 8 Deluxe ma już na karku dwa lata (a wersja z Nintendo Wii U nawet 5!) i przez ten czas konkurencji dla wąsatego hydraulika praktycznie nie było. Dopiero w tym roku na przestrzeni miesiąca, pojawiły się dwie gry, które mogą zagrozić maskotce Nintendo w byciu najlepszym kart racerem na rynku. Recenzję pierwszej z nich, Team Sonic Racing, mogliście przeczytać dwa tygodnie temu, teraz czas na Crash Team Racing Nitro-Fueled.

Powrót jamraja i spółki

To, co jest najważniejsze w CRT, jak i to, co najbardziej interesuje fanów serii, to oczywiście model jazdy. Beenox wywiązało się z tego punktu wręcz wzorowo i postanowiło zachować ducha oryginału, ale jednocześnie lekko unowocześniło jego formułę. Tak więc nadal wszystko kręci się wokół powerslidingu i „duszeniu silnika” w odpowiednich momentach, do tego stopnia, że jeśli nie będziemy z nich korzystać, to ukończenie wyścigu na wysokiej lokacie jest wręcz niemożliwe, no, chyba, że gramy na poziomie łatwym – co polecam tylko najmłodszym.

Crash Team Racing Nitro-Fueled jest z pewnością najbardziej „skillową” ścigałką, gdy porównamy go do Sonica czy Mario. Jest to zarówno zaleta, jak i wada tej gry. Dobrą stroną jest to, że rozgrywka jest dużo bardziej skomplikowana i ukończenie wyścigu na pierwszym miejscu nie jest tak łatwe, „hardkorowi” gracze będą w wniebowzięci i docenią ten aspekt. Niestety, ceną jest to, że niedzielni gracze mogą czuć mniejszą satysfakcję z gry, moim zdaniem przez to CRT sprawdzi się gorzej jako gra imprezowa, zestawiając go z Sonic Team Racing lub Mario Kart. Próg wejścia jest po prostu dużo wyższy niż u konkurentów.

Power-upy nie zmieniły się znacząco od tego co znamy z oryginału.

W grze obecny jest tryb fabularny, krótki, ale za to treściwy, przy okazji tłumaczący podstawowe mechaniki gry. Niestety, zabrakło polskiej wersji językowej, nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że jest to gra skierowana również do najmłodszych. Innych trybów jest tu od groma, między innymi próby czasowe, zbieranie kryształów na czas czy najzwyklejszy szybki wyścig.

Jak widać, z początku do naszej dyspozycji oddano zaledwie garstkę postaci.

Jeśli chodzi o kwestię postaci, tych jest aż 25 i większość z nich musimy odblokować, oczywiście przy pomocy postępu w grze, a nie mikrotransakcji. Każdy z kierowców ma swoje własne statystyki (podzielono ich na trzy typy), dodatkowo w nasze ręce oddano bardzo obszerny edytor – przy jego pomocy możemy zmienić wygląd zarówno samej postaci, jak i bolidu (nie wpływa to na osiągi pojazdu). Tras jest – uwaga – 31, a dodatkowo znajdziemy tu 12 aren do bitew. Liczby te robią wrażenie, dodatkowo postacie są świetnie wymodelowane i animowane, a trasy różnorodne, kolorowe i są świetnym odwzorowaniem tego, co znamy i kochamy z klasycznych części Crasha – naprawdę trudno się tu nudzić.

Co oczywiste, w grze znajdziemy możliwość lokalnej rozgrywki do 4 osób na jednym ekranie, ale do CRT zawitała również gra po sieci – coś, o czym na PS1 można było pomarzyć. Początkowo wszystko działało dość ociężale i daleko było do ideału, z czasem jednak sytuacja się poprawia i już teraz można grać dość komfortowo z graczami z całego świata. Co na duży plus to to, że zawartość dalej będzie rozbudowywana przez twórców przy pomocy aktualizacji – a przynajmniej tak obiecano.

Tak więc w warstwie rozgrywki i zawartości trudno mi się do czegokolwiek przyczepić. Osobiście bawiłem i nadal bawię się świetnie, często po napisaniu recenzji jakiejś gry średnio mam ochotę do niej potem wracać. Spowodowane jest to tym, że niejednokrotnie trzeba dany tytuł „wymęczyć” w dość krótkim czasie, by rzeczowo przygotować recenzję, przez co najzwyczajniej w świecie potem trudno do takiej gry się wraca. W przypadku nowego Crasha jest zupełnie inaczej, w ciągu ostatnich dni czymś „naturalnym” było dla mnie odpalenie CRT po uczelni/pracy ot, tak w formie relaksu. Myślę, że też po tym możemy odróżnić grę dobrą od bardzo dobrej. Crash Team Racing Nitro-Fueled jest więc tym, czego oczekiwali fani klasycznych części, ale przy tym mamy tu do czynienia z grą, przy której osoby nieznające oryginału też będą się świetnie bawić. Można więc powiedzieć, że uzyskano tu złoty środek.

Strona techniczna

Posłodziłem, pozachwycałem się, a teraz pora w końcu trochę się popastwić – tak samo, jak i przy pierwszych wrażeniach z nowego CRT, tak i teraz w recenzji przyczepić muszę się do tych nieszczęsnych 30 klatek na sekundę. Moim zdaniem blokada FPS na zaledwie trzydziestu negatywnie wpływa na rozgrywkę i czuję dużą różnicę względem konkurencji. Twórcy co prawda starali się to jakoś zamaskować, dodając do gry masę filtrów, ale efekt można nazwać co najwyżej średnim.

Modyfikatory graficzne zdobywamy między innymi za zdobyte w grze monety.

Na domiar złego wszystkie te „mołszyn blury” i inne bajery powodują, że z gry nie da się praktycznie zrobić niezamazanego screenshota, więc zachęcam do obejrzenia któregoś z filmów. Niestety, zabrakło też trybu fotograficznego. Jednak oddać muszę na koniec, że – co jak co – ale Crash Team Racing Nitro-Fueled jest grą ładną, chyba nawet najładniejszą ze wszystkich dostępnych obecnie kart racerów na rynku. Gdyby tylko nie to 30 klatek…

Jednak największą piętą achillesową są tu ekrany ładowania, wyścigi trwają tu przeważnie kilka minut, zaś loadingscreeny potrafią trwać nawet powyżej 30 sekund – wszystko zależy od platformy. Liczę, że twórcą uda się chociaż trochę skrócić czas wczytywania. Do gry zapowiedziano już kilka dużych aktualizacji z zawartością, liczę więc, że i przy okazji uda im się „uciąć” trochę sekund z ekranów ładowania.

Podsumowanie

Fanom CRT tej gry nie muszę polecać – najpewniej już ją mają i grają w najlepsze. Jeśli natomiast jesteście osobami nieznającymi oryginału i wahacie się, czy Crash Team Racing Nitro-Fueled jest warte zakupu to… przestańcie się wahać. CRT Nitro-Fueled to gra z ogromną ilością zawartości, dobrym (i wiernym oryginałowi) systemem jazdy i świetną oprawą audiowizualną. To po prostu zabawa na masę godzin – w szczególności ze znajomymi na jednej kanapie.

Przy okazji dodam, że w najbliższym czasie przygotuję luźny tekst porównujący Mario Kart 8, Team Sonic Racing i Crash Team Racing Nitro-Fueled.

Team Sonic Racing – wąsaty hydraulik w końcu ma konkurencję (recenzja)

Crash Team Racing Nitro-Fueled – właśnie tego oczekiwali fani (recenzja)
Grywalność
9
Grafika
8
Udźwiękowienie
8.5
Wykonanie
8
Zawartość
9.5
Ocena użytkownika0 głosów
0
Zalety
Zatrzęsienie postaci, modyfikacji wizualnych, trybów i tras
System jazdy mocno wzorowany na oryginale
Niezła oprawa graficzna
Dobre udźwiękowienie
Wady
Blokada klatek na zaledwie 30
Długie ekrany wczytywania
Brak polskiej wersji językowej
Brak trybu fotograficznego
8.5
OCENA