Cztery lata – tyle Apple musiało czekać na tak dobre wyniki sprzedaży iPhone’ów, by móc przegonić Samsunga w dziedzinie, w której dotąd niepodzielnie królowali Koreańczycy.
To nie może być pomyłka
Apple stało się pod koniec 2020 roku największym sprzedawcą smartfonów na świecie. Samsung, choć dzielnie się bronił, zdołał zachować jedynie drugą pozycję, uginając się pod ciężarem popularności iPhone’ów 12. Zgodnie z raportem Gartnera, pierwszy raz od czterech lat gigant z Cupertino stanął na szczycie podium i mógł popatrzeć z góry na Samsunga i jego smartfony Galaxy.
Apple pomogły dwie rzeczy: wzrost zainteresowania produktami firmy (o 3,3%), co odbiło się na sprzedaży iPhone’ów, ale także mocne osłabienie Samsunga. Koreańczycy sprzedali w końcówce roku o 14,6% mniej smartfonów w porównaniu z ostatnim kwartałem 2019 roku. W ujęciu rocznym Samsung nadal zakończył 2020 rok na pozycji lidera, ale tylko ze względu na mocniejsze wcześniejsze kwartały.
Potwierdzają to wcześniejsze statystyki od Canalys, IDC czy Counterpoint. Lepsza sprzedaż urządzeń w końcówce roku była swego rodzaju poduszką bezpieczeństwa – gdyby nie to, rynek urządzeń mobilnych mógłby skręcić sobie kark. W całym 2020 roku sprzedaż smartfonów spadła aż o 12,5%. Nic dziwnego, że Samsungowi się oberwało.
Apple mogło zarobić znacznie więcej
Popyt na iPhone’y był bardziej rozbuchany niż Apple przypuszczało, i wyraźnie większy niż moce przerobowe fabryk. Z powodu pandemii koronawirusa, pojawiły się opóźnienia w dostawach komponentów, przez co kolejne partie smartfonów trafiały do sklepów po wstępnie wyznaczonych terminach. Gdyby nie to, Apple dosłownie zniszczyłoby Samsunga w ostatnim kwartale 2020 roku. Dobra passa Tima Cooka trwa.