Apple logo
(fot. Kartikey Das | pexels.com)

Apple jest nam winne wyjaśnienia. Przetrzymuje nasze… usunięte zdjęcia

Gdy usuwasz zdjęcia z telefonu, to liczysz na to, że… ich nie będzie. Niby słusznie, ale – jak się okazuje – jest to raczej myślenie życzeniowe. Firma Apple przypomniała nam wszystkim, że w cyfrowym świecie nic nie ginie. Na tym jednak kończą się pochwały.

Anka lubiła robić zdjęcia swoim iPhone’em. Robiła ich tysiące. Nie ze wszystkich była dumna, części po prostu się wstydziła, a niektóre z czasem zaczęły jej przypominać przykre chwile. Regularnie zaglądała do aplikacji Zdjęcia i usuwała fotografie, których nie chciała już więcej oglądać. Była świadoma, że przez 30 dni będzie je można jeszcze odzyskać, lecz po tym czasie znikną na dobre.

Dziś Anka nie jest już tą samą osobą, którą była kilka lat temu. Dorosła, zostawiła przeszłość za sobą i wymazała z pamięci wstydliwe sytuacje. Wciąż ma jednak tego samego iPhone’a, na ostatnio zaktualizowała system. Gdy uruchomiła aplikację Zdjęcia, poczuła się, jakby dostała od przeszłości cios prosto w twarz. Album pełny był fotografii, od których myślała, że się uwolniła. Szybko usunęła je ponownie i w duchu dziękowała tylko za to, że była w tym momencie sama i nikt inny nie patrzył na ekran jej telefonu.

Zdjęcia zombie powróciły z zaświatów

Anka jest postacią fikcyjną, ale sprawa – jak najbardziej prawdziwa. Kilka dni temu użytkownicy iPhone’ów zaczęli donosić, że (teoretycznie) usunięte zdjęcia z biblioteki iCloud ponownie pojawiły się w aplikacji na telefonie po aktualizacji systemu iOS do wersji 17.5. Nierzadko były to setki starych fotografii i zdarzały się nawet ujęcia sprzed kilkunastu lat. Lądowały u samej góry albumów – jako nowe zdjęcia.

Fikcyjna bohaterka naszej opowiastki i tak miała farta. Po pierwsze dlatego, że przywrócone zdjęcia widziała tylko ona, po drugie – bo wciąż miała swojego iPhone’a. Jeden z użytkowników serwisu Reddit napisał, że jego fotografie pojawiły się ponownie w albumie na urządzeniu, które sformatował zgodnie z zaleceniami Apple i korzystając z oficjalnych narzędzi, a następnie sprzedał swojemu znajomemu. Niestety link do tej publikacji jest już nieaktywny.

aplikacja zdjęcia iPhone
(fot. Mateusz Budzeń | Tabletowo.pl)

Co na to Apple? Pochwalić należy szybką reakcję – naprawiająca ten błąd aktualizacja systemów iOS i iPadOS oznaczona jako 17.5.1 została już wypuszczona i można ją zainstalować na swoich urządzeniach. Poza tym jednym faktem jednak trudno powiedzieć (czy napisać) coś pozytywnego. Amerykanie nie odpowiadają na prośby o komentarze, ewidentnie starając się zamieść sprawę pod dywan.

Apple uczy, jak zamiatać

Nie tylko nie pojawiły się żadne przeprosiny, ale nie doczekaliśmy się nawet wyjaśnień. W związku z tym nie wiadomo, co powodowało ten problem i czy faktycznie związany był on z chmurą iCloud czy może raczej z niedoskonałym systemem usuwania danych z pamięci wewnętrznej urządzeń. Problem rozwiązany – sprawy nie ma? Cóż, nawet jeśli częściowo można wybaczyć brak komunikacji, to odpowiedź na jedno pytanie musi w końcu paść: jak to możliwe, że zdjęcia, które miały zniknąć na dobre, zostały przywrócone w pełnej krasie?

Zdjęcia, które użytkownik usuwa, powinny nie istnieć. Kropka. Nieważne, czy w chmurze, czy w pamięci wewnętrznej. Po prostu nie powinno ich być. Tymczasem wszystko, co Apple ma do powiedzenia w tej sprawie, to „[nasza poprawka] rozwiązuje rzadki problem, w wyniku którego zdjęcia […] mogły pojawić się ponownie w bibliotece, nawet jeśli zostały usunięte”. Aha.

To sprawa, której nie można po prostu zamieść pod dywan. Chodzi wszak o prywatność i o to, jak Apple o nią dba (nie dba?). Z jednej strony – jasne, elektroniczny zapis danych jest stworzony tak, że teoretycznie żaden plik nie jest do końca usunięty, do czasu aż nie zostanie nadpisany. To prawda, ale z drugiej strony – obietnica trwałego usunięcia zdjęć powinna zakładać – cóż – trwałe ich usunięcie (czyli także nadpisanie), jak słusznie zauważa redakcja The Verge.

Co poszło nie tak?

Prawdą jest też, że luki i błędy zdarzają się każdemu (stare powiedzenie mówi, że nie myli się wszak tylko ten, kto nic nie robi). Niemniej firma przechowująca takie ilości prywatnych danych, powinna wziąć za tę sytuację pełną odpowiedzialność. Bo naprawa to jedno, ale użytkownikom należą się także wyjaśnienia.

(fot. Apple)

Co mogło pójść nie tak? Redakcja serwisu Wired zapytała o to Patricka Wardle’a, współzałożyciela startupu DoubleYou. Według niego problem może leżeć na przykład w niewłaściwie ustawionych metadanych albo też w wadliwym systemie usuwania zdjęć. Bez konkretnych informacji ze strony amerykańskiego giganta poruszamy się jednak w przestrzeni gdybań i domysłów.

Zwróciłem się do Apple z prośbą o komentarz, lecz do momentu publikacji nie otrzymałem odpowiedzi. Jeśli się to zmieni, to wpis zostanie zaktualizowany.

Usuwanie to iluzja

Zostawmy więc na razie tę kwestię i przejdźmy do drugiej. Cała ta sytuacja dobitnie przypomina bowiem, że usuwanie czegokolwiek z sieci czy nawet pamięci wewnętrznej urządzenia na dobrą sprawę często jest mitem. To dlatego właśnie warto się trzy razy zastanowić, zanim opublikuje się coś w internecie, a nawet zanim zrobi się jakiekolwiek zdjęcie – także wtedy, gdy nie zamierza się go wrzucać na Facebooka, Instagrama czy inny portal społecznościowy.

Tak jak już wspominałem, nawet z dysku twardego w komputerze plików nie usuwa się tak do końca – na dobre znikają dopiero wtedy, gdy zostaną nadpisane. O ile jednak mówimy o danych przechowywanych lokalnie, to problem może być stosunkowo niewielki. Rzecz w tym, że żyjemy w dobie internetu i usług chmurowych. Każdy powinien mieć świadomość, że w związku z tym „usunięcie czegokolwiek” jest iluzją.

Z głową w chmurach

W 2011 roku firma Apple wprowadziła usługę iCloud, a kilka lat później uruchomione zostały chmurowe Zdjęcia Google. Obaj amerykańscy giganci co rusz zachęcają do trzymania fotografii właśnie na dyskach internetowych, aby mieć do nich dostęp z każdego urządzenia i każdego miejsca na świecie. Piękna wizja, ale – jak dobitnie pokazała ta sytuacja – jest tak do czasu.

iCloud Apple
iCloud (fot. Tabletowo.pl)

Korzystając z dysku w chmurze, nie jesteśmy jego właścicielami, a jedynie „wypożyczamy” trochę przestrzeni od Apple lub innego giganta technologicznego. Ten zapewnia nas, że mamy pełną kontrolę, ale możemy tylko wierzyć (lub nie wierzyć) mu na słowo.

„Na poziomie koncepcyjnym dysk twardy i chmura działają tak samo” – powiedział wspominany tu już Wardle redakcji Wired. „Chmura to po prostu komputer kogoś innego”.

Decyzja należy do Ciebie

Ostatecznie to Ty decydujesz. Czy zrobić to zdjęcie? Czy zapisać je w chmurze? Czy opublikować je w mediach społecznościowych? Jeśli jednak na którekolwiek z tych pytań odpowiesz twierdząco, to wiedz, że może zdarzyć się tak, że nigdy nie zniknie ono na dobre.

Nie powinno się tak dziać, bo jesteśmy zapewniani o możliwości trwałego usunięcia zdjęcia i Apple musi wyjaśnić, co poszło nie tak. Nawet pomimo tego, że jedynym winnym jest tu producent z Cupertino, to konsekwencje ponosisz Ty. Musisz mieć jednak świadomość, że reguły gry są jasno ustalone (nawet jeśli giganci mówią Ci coś innego) i ostatecznie – podkreślę to raz jeszcze – decyzja za każdym razem należy do Ciebie.