(fot. Ford)

Mustang Mach-E miał być początkiem końca marki… a sprzedaje się świetnie

Mimo kontrowersji, licznych negatywnych komentarzy, Mustang Mach-E cieszy się sporym zainteresowaniem. Tak, klienci chętnie sięgają po elektrycznego SUV-a, należącego do jednej z najbardziej kultowych marek w motoryzacji.

„To nie jest prawdziwy Mustang!”

Z pewnością premiera w pełni elektrycznego Mustanga wzbudziła sporo emocji. Nie tylko pod maską nie znalazł się mocarny silnik V8, ale również sylwetka w ogóle nie przypominała popularnego pony cara. Ford postawił bowiem na SUV-a.

Wielu fanów motoryzacji szybko wydało opinie, że Mach-E to początek końca marki i profanacja rozpoznawalnego logo z galopującym, dzikim koniem. Cóż, okazuje się, że decyzja o wykorzystaniu marki Mustang tak naprawdę była bardzo dobrym posunięciem marketingowym.

Mustang Mach-E
Mustang Mach-E (fot. Ford)

Ford pochwalił się wynikami sprzedażowymi na amerykańskim rynku. Mustang Mach-E zaliczył naprawdę dobry start, a co więcej, elektryczny SUV zapewnił firmie rekord sprzedaży samochodów zelektryfikowanych.

Dowiedzieliśmy się, że elektryczny Mustang w lutym osiągnął wynik na poziomie 3739 egzemplarzy i stanowił 40% wszystkich sprzedanych modeli zelektryfikowanych (BEV i hybrydy). Wzrost zainteresowania zauważono także w przypadku hybryd, które łączą silniki spalinowe z elektrycznymi – F-150 PowerBoost Hybrid, a także Escape i Explorer Hybrid.

Łącznie, biorąc pod uwagę zarówno samochody w pełni elektryczny, jak i również hybrydy, Ford odnotował 56,1% wzrost względem analogicznego okresu w 2020 roku.

Mustang Mach-E to jeden z ciekawszych elektryków

Dla fanów motoryzacji, którym w żyłach płynie benzyna, z pewnością znacznie atrakcyjniejszym wyborem będzie bardziej klasyczny Mustang GT. Trzeba jednak przyznać, że jego elekryczny kuzyn jest naprawdę ciekawym samochodem.

Mustang Mach-E
Mustang Mach-E i Mustang GT (fot. Ford)

W topowej odmianie otrzymujemy 465 KM i moment obrotowy na poziomie 830 Nm. W połączeniu z napędem na wszystkie koła, pozwala to na sprint od 0 do 100 km/h w czasie krótszym niż 5 sekund. Kolejną zaletą jest spory zasięg na w pełni naładowanych akumulatorach – zależnie od wybranego wariantu, może on sięgać nawet do 600 km według normy WLTP.

Do tego chodzi całkiem atrakcyjna cena. W Polsce za podstawową wersję musimy zapłacić 216 tys. złotych – 269 KM, zasięg 440 km i napęd RWD. Natomiast za 250 tys. otrzymujemy już 294 KM i możliwość przejechania nawet 610 km na jednym ładowaniu. Warianty z napędem AWD są tylko nieznacznie droższe.