(fot. Aston Martin)

Elektryczny Aston Martin anulowany? To prawdopodobny scenariusz

Aston Martin Rapide E miał wyglądać świetnie, zapewniać sportowe wrażenia z jazdy i oferować 610 KM. Cóż, najnowsze informacje sugerują, że samochód jednak nie trafi do klientów.

Nietrafiony projekt Astona Martina?

Według założeń, które usłyszeliśmy podczas oficjalnej prezentacji Astona Martina Rapide E, firma planowała wprowadzić na rynek wyłącznie 155 egzemplarzy. Samochód miał być drogi, limitowany i przeznaczony dla wąskiego grona odbiorców. Jak jednak donosi serwis Autocar, opierając się na źródłach będących blisko brytyjskiej firmy, całe przedsięwzięcie zostało anulowane.

Elektryczny Aston Martin finalnie stanie się tylko projektem badawczym, przeznaczonym do wewnętrznych testów. Zebrane doświadczenie ma pozwolić na lepszą elektryfikację oferty w przyszłości. Producent chce obecnie skupić się na sprzedaży modelu DBX – luksusowego SUV-a, z którym wiąże wielkie nadzieje. W założeniach ma on pozwolić na poprawę obecnej sytuacji finansowej.

(fot. Aston Martin)

Należy zaznaczyć, że mamy do czynienia z nieoficjalnymi informacjami. Mimo tego, nie brakuje głosów, że faktycznie Aston Martin inwestuje w inne, bardziej dochodowe projekty niż wdrożenie elektrycznego samochodu. Na elektryki będziemy musieli jeszcze poczekać.

Serwis The Verge postanowił skontaktować się z przedstawicielami firmy. Rzecznik w odpowiedzi poinformował wyłącznie, że nie będzie komentował spekulacji na temat produktów i nie może powiedzieć nic więcej. Wymijająca odpowiedź sugeruje, że Rapide E mógł okazać się samochodem, który przerósł obecne możliwość brytyjskiego producenta.

Co miał oferować elektryczny Aston Martin?

Aston Martin Rapide E miał zapewniać 610 KM i aż 950 Nm momentu obrotowego. Maksymalna prędkość to 250 km/h, a pierwszą setkę na zegarach mieliśmy zobaczyć po około 4 sekundach. Wyniki jak najbardziej sportowe, chociaż trzeba zauważyć, że na rynku dostępne są szybsze samochody elektryczne i spalinowe.

Nie zachwycał pakiet akumulatorów. Pojemność 65 kWh w optymalnych warunkach miała przełożyć się na niezbyt imponujący zasięg 320 KM według normy WLTP. Przy bardziej sportowej jeździe, rezultat z pewnością byłby jeszcze niższy.

W środku, zamiast klasycznych zegarów, zamontowany miał zostać 10-calowy wyświetlacz. Nie zabrakło także mobilnej aplikacji na smartfony, która miała służyć do zdalnego monitorowania kluczowych informacji, w tym zasięgu, stanu baterii i czasu ładowania.

Polecamy również:

Jeździłem BMW X5 – potężny SUV, który sam wyjedzie ze ślepej uliczki (test)

źródło: The Verge, Autocar