Recenzja taniego Huawei Y7 2019, który wygląda na droższego niż jest

Jakie smartfony sprzedają się w Polsce najlepiej? Ano takie, które kosztują 1000, maksymalnie 1500 złotych. Cena testowanego dziś Huawei Y7 2019 aktualnie wynosi ok. 849 złotych i to właśnie ona jest czynnikiem, który sprawia, że urządzenie to znajduje się w kręgu zainteresowań wielu osób, zwłaszcza patrzących na tanie modele w najniższych abonamentach. Na tle konkurencji smartfon ten wyróżnia się głównie gradientową obudową i akumulatorem o pojemności aż 4000 mAh. Czy to jednak wystarczy, by zainteresować sobą potencjalnych klientów?

Parametry techniczne Huawei Y7 2019:

  • wyświetlacz IPS 6,26″ o rozdzielczości 1520 x 720 pikseli,
  • ośmiordzeniowy Qualcomm Snapdragon 450 z Adreno 506,
  • 3 GB RAM,
  • Android 8.1 Oreo,
  • 32 GB pamięci wewnętrznej,
  • aparat 13 Mpix f/1.8 + 2 Mpix f/2.4,
  • kamerka 8 Mpix f/2.0,
  • dual SIM,
  • LTE,
  • WiFi,
  • GPS, Glonass,
  • Bluetooth,
  • port microUSB,
  • slot kart microSD,
  • 3.5 mm jack audio,
  • akumulator o pojemności 4000 mAh,
  • wymiary: 159 x 76,6 z 7,9 mm,
  • waga: 168 g.

Cena Huawei Y7 2019 w momencie publikacji recenzji: 849 złotych.

Wzornictwo, jakość wykonania

Jakże się cieszę, że czasy, w których wszystkie tanie smartfony wyglądały tak samo nudno, odeszły w zapomnienie. Wreszcie doczekaliśmy chwili, w której te tańsze modele czerpią garściami rozwiązania znane często nawet z flagowców. Jednym z nich jest oczywiście gradientowa obudowa, która w mojej konkretnej wersji, tj. niebieskiej, prezentuje się według mnie świetnie. Jasne, nie jest to ani aluminium, ani szkło, ale w tej półce cenowej to może nawet lepiej – często te tanie smartfony lądują w rękach naszych pociech, przez co są narażone na obijanie, upadki, etc., a jednak to właśnie tworzywo sztuczne jest na takie scenariusze bardziej odporne, więc nie można z góry negować tego rozwiązania. Zwłaszcza, że Huawei Y7 2019 wygląda po prostu dobrze – design sugeruje, że jest to nieco droższy smartfon, niż jest w rzeczywistości.

Lustereczko, powiedz przecie… ;)

Schodząc już na ziemię muszę jeszcze dopowiedzieć, że obudowa ma wielką tendencję do zbierania odcisków palców, przez co bardzo szybko się brudzi. Niestety, równie nieodporna jest na zbieranie rys – już po kilku pierwszych dniach z telefonem, dojrzałam na nim kilka pomniejszych zadrapań. Tu warto natomiast pochwalić producenta za zartosowanie na ekranie fabrycznie przyklejonej folii ochronnej, dzięki czemu nie musimy się martwić o rysy na ekranie.

Samo zagospodarowanie przedniego panelu może nie jest najlepsze, ale patrząc na to przez pryzmat ceny optyka nieco się zmienia. Ramki wokół ekranu może nie są przesadnie wąskie, ale faktem jest, że w tej półce cenowej ekrany typu Full View (tu znane jako Dewdrop) wciąż są raczej mało popularne i warto pochwalić Y7 2019 za obecność takowego. Co więcej, w tym przypadku z małą “łezką” zamiast dużego notcha – za to ode mnie spory plus.

Za jedno chwalę, za inne karcę – jak np. za port microUSB na dolnej krawędzi. Jasne, rozumiem, że jest to smartfon kosztujący poniżej tysiąca złotych, jednak przyszłościowym standardem micro z całą pewnością trudno określić. Z drugiej strony, mam pełną świadomość tego, że wiele osób stwierdzi, że po prostu się czepiam i całkowicie pominą fakt, jakiego rodzaju port do ładowania mają w swoim smartfonie.

Do rozmieszczenia przycisków na obudowie nie mam większych zastrzeżeń, choć smartfon jest na tyle wysoki, że zestawowi regulacji głośności i włącznika nie zaszkodziłoby, gdyby znalazł się nieco niżej – przy 159 mm wysokości manewrowanie telefonem staje się dość uciążliwe, ale i do tego można się przyzwyczaić. Podobnie jak do komfortowego korzystania z Huawei Y7 2019, bo trzeba mieć świadomość, że jest to smartfon o naprawdę sporych wymiarach, w którym dosięgnięcie górnej belki systemowej czy pierwszego rzędu ikon bez zsuwania telefonu w dłoni nie jest w żaden sposób możliwe.

Z pozostałych rzeczy warto zauważyć, że 3.5 mm jack został umieszczony na górnej krawędzi, podobnie jak jeden z mikrofonów. Na przeciwległej krawędzi mamy port microUSB, głośnik mono i mikrofon, znajdujący się w maskownicy identycznej jak głośnik, co może sprawiać mylne wrażenie, że głośniki są stereofoniczne. Na lewym boku telefonu znajdziemy jedynie szufladę z dwoma slotami nanoSIM i dodatkowo microSD, co bardzo się chwali. Na prawym, jak już wspomniałam, przyciski do regulacji głośności i poniżej włącznik.

Tył telefonu jest dość minimalistyczny, a jego nieskazitelność bryły zakłóca jedynie czytnik linii papilarnych zatopiony poniżej poziomu obudowy oraz moduł podwójnego aparatu z pojedynczą diodą doświetlającą. Nie zabrakło też znaków towarowych, ale na nich nie ma sensu się skupiać. Z przodu mamy 6,26-calowy wyświetlacz, nad nim głośnik do połączeń telefonicznych, diodę do powiadomień i przedni aparat, natomiast pod – logo producenta.

Podsumowując, Huawei Y7 2019 wygląda lepiej niż wskazuje na to jego cena, niemniej już po wzięciu go w dłoń czuć, gdzie producent znalazł sposób na oszczędności. Jedni plastik zaakceptują, inni poszukają alternatywy – a wybór smartfonów w podobnej cenie jest przecież ogromny.

Wyświetlacz

Po pozytywnym wrażeniu spowodowanym niezłym designem telefonu, nadszedł czas rozczarowania. Pierwsze włącznie Huawei Y7 2019 i już widzę, co się święci. Dosłownie widzę, bo w grę wchodzi niskiej jakości wyświetlacz zastosowany w tym modelu.

Pierwszą rzeczą, która aż bije z tego ekranu, jest bardzo niski kontrast, co mnie osobiście bardzo od niego odepchnęło. Nic nie przeszkadza mi w smartfonach jak to właśnie. Wyświetlacz może mieć niską rozdzielczość i jestem to w stanie przeboleć, jeśli tylko uzasadnia to cena, ale parametr kontrastu jest dla mnie kluczowy i – niestety – nie da się go w żaden sposób zmienić w ustawieniach, więc jesteśmy na niego po prostu skazani.

Wspomniana już rozdzielczość też nie zasługuje na pochwałę. 1520 x 720 pikseli na 6,26 calach to strasznie mało, co przekłada się na niskie zagęszczenie pikseli na cal. Przekładając to na ludzki język – patrząc na ekran Y7 2019 widać wyraźnie, że czcionki nie są do końca ostre, a poszarpane. Osoby mniej wymagające mogą tego nawet nie zauważyć, ale ci, którzy zwracają uwagę na takie kwestie, mogą dość mocno narzekać. Jakkolwiek, HD+ w tej cenie jeszcze jakiś czas temu uznałabym za standard, ale od dłuższej chwili w okolicach tysiąca złotych można kupić modele z Full HD+, których komfort codziennego użytkowania jest dużo wyższy.

Kąty widzenia są niezłe, reakcja na dotyk bez zarzutu. Z całkiem dobrej strony pokazała się jasność ekranu – minimalna jest w porządku (spodziewałam się wyższej), a maksymalna bez szału, ale w tej cenie raczej standardowa. Czujnik światła natomiast działa odpowiednio, choć momentami można zauważyć większe opóźnienie względem zmiany oświetlenia naszego otoczenia i zmianę jasności stopniowo, a nie płynnie.

W ustawieniach ekranu znajdziemy filtr światła niebieskiego (ukryty pod hasłem Ochrona wzroku), możliwość zmiany temperatury barwowej oraz opcję personalizacji notcha / łezki, która ogranicza się do wykorzystywania pełnego ekranu w obsługiwanych aplikacjach lub przyciemnienia przestrzeni po bokach, aby ukryć wcięcie. Na upartego jest jeszcze Inteligentna rozdzielczość, której zadaniem jest zmniejszanie rozdzielczości ekranu w celu oszczędzania energii, ale… trudno jest zmniejszyć HD+ do jeszcze niższej wartości, a sama opcja nie jest klikalna, by móc zobaczyć cokolwiek więcej czego ta funkcja dotyczy (trudno zatem określić czy w ogóle działa).

Działanie, oprogramowanie

Przy smartfonach z tej półki cenowej parametry procesora często odkrywają kluczową rolę, a jeszcze częściej są bagatelizowane przez potencjalnych nabywców. Warto zatem wiedzieć, że Qualcomm w swojej ofercie ma, oczywiście w dużym uproszczeniu, procesory mobilne z rodziny 2xx, 4xx, 6xx i 8xx, a im wyższy numerek, tym wyższa wydajność urządzenia. Kierując się szybką dedukcją można dojść do wniosku, że Snapdragon 450 do tych najlepszych procesorów należeć nie będzie. I faktycznie tak jest w rzeczywistości, a gdy dodamy do tego 3 GB RAM i Androida 8.1 Oreo, nic nadzwyczajnego z tego nie otrzymamy.

Wchodząc w posiadanie Huawei Y7 2019 trzeba mieć świadomość tego, że jest to smartfon, który działa… po prostu wolno, żeby nie użyć słowa “ociężale”. Niech idealnym przykładem tego będzie choćby sytuacja, w której wpisuję czterocyfrowy pin w aplikacji bankowej, a telefon nie nadąża za jego wprowadzaniem. Często widać, że telefon potrzebuje chwili zastanowienia, by wykonać jakąś akcję, dość długo otwiera aplikacje i przełącza się pomiędzy nimi, a o trzymanie programów w RAM-ie trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego. Na pocieszenie dodam, że naprawdę lwią część tej recenzji napisałam bezpośrednio na klawiaturze Y7 2019, więc nie jest aż tak tragicznie – działać działa, ale zdecydowanie nie jest to poziom, który by mnie satysfacjonował – również w tej cenie. I z jednej strony nie sądzę, by po Huawei Y7 2019 sięgały osoby, które wymagają czegoś więcej, a z drugiej wiem, że modele ze średniej półki z zeszłego roku już zdążyły stanieć do ceny podobnej do tej, w jakiej oferowany jest teraz testowany model. Wybór jednak zależy do Was.

O kiepskiej wydajności świadczą też wyniki uzyskane w testach syntetycznych – spoglądając na nie zdecydowanie można wyciągnąć odpowiednie wnioski. Oto najpopularniejsze benchmarki:

  • Antutu: 73758
  • Geekbench:
  • single core: 749
  • multi core: 3661
  • 3DMark:
  • Ice Storm: 12444
  • Ice Storm Extreme: 7818
  • Sling Shot: 810

Z graniem w gry jest kiepsko. Jasne, da się, ale najbardziej komfortowa rozgrywka jest możliwa na niskich detalach, czego warto mieć świadomość.

Jeśli chodzi o oprogramowanie, Huawei Y7 2019 działa pod kontrolą starszej wersji systemu Android, tj. 8.1 Oreo z nakładką EMUI 8.2. Pod względem interfejsu mamy raczej standard. Pierwszy ekran domowy z lewej to Google Feed, w którym otrzymujemy skrót wiadomości mogących nas interesować. Z ekranu głównego możemy przejść do ustawień za pomocą belki systemowej wysuwanej z góry, z kolei wszystkie aplikacje są porozrzucane po poszczególnych ekranach – domyślnie nie ma szuflady aplikacji (tzw. app drawera), ale można to zmienić w ustawieniach wyświetlacza.

Co mi się bardzo podoba to fakt, że w tanim modelu producent nie ogranicza nas wyłącznie do konieczności korzystania ze standardowych przycisków Androida na dolnej belce systemowej, a udostępnia również gesty, znane przecież z jego droższych braci. Przełączając się jednak na gesty trzeba liczyć się z tym, że działają nieco wolniej niż przyciski systemowe (dużo wolniej niż w droższych smartfonach Huawei).

W ustawieniach znajdziemy między innymi drukowanie z telefonu, obsługę jedną ręką (miniaturowy podgląd ekranu i przesuwanie klawiatury) czy podstawowe sterowanie ruchem (odwróć, by wyciszyć, podnieś, by wybudzić i zrzut ekranu przez przesunięcie trzech palców po ekranie w dół). Jest też tryb prosty, w którym ikony oraz wszystkie elementy interfejsu są powiększone względem standardowego tak, by mogły go obsłużyć osoby starsze lub niedowidzące.

Co warto zauważyć, telefon oferuje radio (które działa oczywiście po podłączeniu słuchawek przewodowych).

Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie