Google Pixel Watch 4 to niepozorny smartwatch. W jego subtelnie prezentującej się konstrukcji drzemie jednak olbrzymi potencjał. Sprawia on, że jest to właściwie idealny zegarek na co dzień. I – choć nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem tej kategorii urządzeń – to z Pixelem na ręce czułem się wyśmienicie. Wcale to jednak nie oznacza, że jest to sprzęt pozbawiony wad. Zacznijmy jednak od początku…
4 tygodnie z Google Pixel Watch 4 – test zakończony
Google Pixel Watch 4 dotarł do mnie jakoś na początku października i zajął na moim nadgarstku miejsce po wcześniej testowanym zegarku Amazfit T-Rex 3 Pro. Te dwa urządzenia nie mogłyby się bardziej od siebie różnić. T-Rex to kobyła, która świetnie sprawdza się w zastosowaniach sportowych i outdoorowych. Z kolei Pixel Watch 4 jest minimalistycznym smartwatchem, który oczekiwaniom sportowca najpewniej nie sprosta, ale na co dzień spisuje się wyśmienicie.
O tym, że faktycznie tak jest, przekonałem się podczas trwającego cztery tygodnie testu. Zaraz podzielę się z Tobą szczegółami, ale na początek – zgodnie z tradycją – rzućmy okiem na najważniejsze dane techniczne.
Specyfikacja Google Pixel Watch 4:
- wyświetlacz LTPO AMOLED o średnicy ~1,3″, zagęszczeniu pikseli 320 ppi, częstotliwości odświeżania 1-60 Hz i jasności 1-3000 nitów, Always on Display, szkło 3D Corning Gorilla Glass 5,
- system operacyjny Wear OS 6.0,
- łączność: Bluetooth 6.0, WiFi 6 (2,4 / 5 GHz), GPS (dwupasmowy), łącze ultraszerokopasmowe, NFC,
- procesor Qualcomm Snapdragon W5 2. generacji + koprocesor Cortex-M55,
- 2 GB RAM,
- 32 GB pamięci na pliki (eMMC),
- kompatybilność z systemem Android 11 lub nowszym,
- czujniki: wysokościomierz, 3-osiowy akcelerometr, żyroskop, czujnik światła otoczenia, termometr, barometr, magnetometr, kompas,
- pomiary zdrowotne: stały pomiar tętna, saturacji krwi i temperatury skóry, monitorowanie snu i poziomu stresu,
- ponad 50 trybów treningowych i sportowych,
- wbudowane głośnik i mikrofon,
- płatności zbliżeniowe Google Pay,
- akumulator 325 mAh, czas pracy do 4 dni (tzw. normalnego użytkowania), szybkie ładowanie magnetyczne stykowe (0-100% w 45 minut),
- przyciski: 2 fizyczne (w tym obrotowa koronka),
- pasek: fluoroelastomerowy, szerokość 20 mm, obwód nadgarstka 130-210 mm,
- korpus: aluminiowy,
- wymiary: 41 × 41 × 12,3 mm,
- waga: 31 g (bez paska),
- wodoodporność do 5 ATM / IP68.
Do mnie na testy trafił Google Pixel Watch 4 ze srebrną obudową i lawendowym paskiem. A właściwie dwoma paskami, bo w pudełku znajdziesz właśnie dwa: jeden dopasowany do nadgarstków o obwodzie od 130 do 175 mm, a drugi – od 165 do 210 mm.
Pozostałe opcje to srebrna obudowa + porcelanowy pasek, złota obudowa + limonkowy pasek, czarna obudowa + obsydianowy pasek oraz satynowa obudowa + szary pasek.

Warto też nadmienić, że zegarek dostępny jest w dwóch rozmiarach: (testowanym) 41 mm oraz 45 mm. Ten drugi – poza większym ekranem i dłuższymi paskami (na nadgarstki o obwodzie od 150 do 215 mm) – cechuje się też akumulatorem o większej pojemności (455 mAh). W pozostałych kwestiach ich specyfikacja jest taka sama.
A ceny? Tu różnica jest duża. Testowany model w rozmiarze 41 mm kosztuje 1699 złotych, a większy (45 mm) został wyceniony na 1949 złotych.
Google Pixel Watch 4 (41 mm)
Poza urządzeniem i wspomnianym kompletem pasków w pudełku znajdziemy jeszcze tylko ładowarkę z wbudowanym przewodem USB typu C o długości 1 m oraz dokumenty. Ale to już chyba czas, by pogadać o konkretach, a te przedstawiają się tak, że…
Google Pixel Watch 4 jest nieziemsko wygodny, ale…
Nowy Pixel Watch jest leciutki i niesamowicie wygodny. Zaraz po założeniu zapomina się, że w ogóle ma się go na ręce. Od czasu do czasu przypominają o tym jedynie delikatne wibracje, informujące o nadejściu powiadomień. Szczególnie że zegarek jest też bardzo smukły, dzięki czemu nawet długie i przylegające rękawy nie stanowią problemu.
Nie jestem jedynie miłośnikiem zapięcia zaproponowanego przez firmę Google. Nie jest złe, ale jednak klasyczna klamra jest dla mnie po prostu wygodniejszym rozwiązaniem. Przynajmniej, jeśli chodzi o proces zapinania, bo sam brak twardych elementów przy codziennym użytkowaniu trudno jest mi ocenić inaczej niż na plus.


No dobra, nie tylko do zapięcia mam pewne zastrzeżenia. Uważam, że elementy sterujące również mogłyby zostać opracowane lepiej. Nie mam jakichś szczególnie grubych palców, a jednak korzystanie z koronki jest dla mnie średnio wygodne, bo jest ona po prostu za mała. Szkoda, bo samo jej działanie jest perfekcyjnie – przewija zgodnie z tym, czego bym oczekiwał, a efekt haptyczny jest przyjemnym smaczkiem.
Za mały i za mocno osadzony jest także – w moim odczuciu – dodatkowy przycisk umieszczony nad koronką. Jego wciskanie nie jest zbyt wygodne, choć – ponownie – do samego działania trudno mieć zastrzeżenia. Gdybym mógł coś polecić projektantom, zasugerowałbym przyjrzenie się właśnie tym dwóm elementom.

Tyle dobrze, że korzystanie z przycisków na co dzień nie jest konieczne, bo wszystkie zadania da się też zrealizować korzystając z dotykowego wyświetlacza. A ten jest fenomenalny.
Wyświetlacz? Nie mam uwag
Od razu postawię sprawę jasno: wyświetlacz jest niezaprzeczalnie jednym z największych atutów zegarka Google Pixel Watch 4. To AMOLED, więc doskonałej czerni, wysokiego kontrastu i intensywnych kolorów można się było spodziewać, ale efekt i tak robi doskonałe wrażenie. Nie bez znaczenia w tym kontekście jest zaokrąglona tafla, czyniąca z ekranu, ale i całego zegarka, swoiste dzieło sztuki. Wiem, że może to brzmieć jak pijarowy bełkot, ale co poradzę, że właśnie takie są moje odczucia.


Obraz jest w dodatku ostry jak brzytwa, dzięki bardzo wysokiej rozdzielczości. Do tego po stronie plusów należy również zapisać czytelność w pełnym słońcu. Przy jasności sięgającej 3000 nitów trudno żeby było inaczej.
Pomocny kompan na co dzień
Zacznijmy od tego, jak producent podszedł do tematu poruszania się po zegarkowym interfejsie. Pojedyncze wciśnięcie koronki otwiera menu główne z aplikacjami, podwójne wciśnięcie pozwala przejść do płatności, a przytrzymanie uruchamia menu zasilania (w ten sposób na przykład wyłączymy urządzenie, jeśli jest taka konieczność). Obracając koronkę na ekranie głównym przejdziemy zaś do panelu szybkich ustawień lub listy powiadomień (w zależności, czy przewiniemy w dół, czy w górę).






Jeśli zaś chodzi o dodatkowy przycisk umieszczony nad koronką, to pojedyncze wciśnięcie pozwala podejrzeć ostatnio otwierane aplikacje, a podwójne – szybko przełączać się pomiędzy nimi. Przytrzymanie tego guzika uruchamia zaś wirtualnego asystenta Gemini i może to od niego właśnie wypadałoby rozpocząć omówienie funkcjonalności zegarka Pixel Watch 4.
Gemini na każde zawołanie
Firma Google aktualnie ma bzika na punkcie sztucznej inteligencji i dała temu wyraz także w swoim najnowszym smartwatchu. Z pomocy jej asystenta Gemini możemy skorzystać w każdej chwili, albo przytrzymując boczny przycisk na ramce, albo też klikając ikonę z czteroramienną gwiazdą na ekranie głównym.
Po aktywacji Gemini możemy wypowiedzieć pytanie, by po chwili uzyskać konkretną odpowiedź. Działa to całkiem nieźle, przy czym trzeba pamiętać, że sztuczna inteligencja Google nie jest doskonała i często zdarza jej się podawać nie do końca prawidłowe informacje i wyciągać błędne wnioski. W przypadku mniej skomplikowanych zapytań raczej jednak można jej zaufać.




Co ciekawsze, asystent jest także w stanie wykonywać rozmaite zadania na zegarku. Możesz mu na przykład zlecić ustawienie minutnika na 3 minuty, poprosić o uruchomienie tej lub innej aplikacji czy zainicjować nawigację do określonej lokalizacji. Na pytanie o to, czy w Katowicach będzie dziś padać, nie tylko odpowie twierdząco lub przecząco, ale też uruchomi aplikację pogody, by zapewnić szybki dostęp do bardziej szczegółowych informacji.
Gemini na Pixel Watchu działa szybko. Dobrze radzi sobie z rozumieniem polskiej mowy (zarówno samych słów, jak i kryjącego się za nimi sensu), odpowiedzi podaje z bardzo niewielkim opóźnieniem, a zadania wykonuje niemalże błyskawicznie. Jest to wszystko imponujące. Szkoda tylko, że jeśli chcemy o coś dopytać już po uzyskaniu odpowiedzi, to konieczne jest ponowne kliknięcie ikonki z mikrofonem, przez co rozmowa z botem nie jest tak płynna, jak mogłaby być.
W aplikacji możemy aktywować jeszcze trzecią opcję uruchamiania asystenta pod tytułem Unieś i mów. Dzięki temu wystarczy zbliżyć zegarek do ust i wypowiedzieć pytanie, by po chwili poznać odpowiedź. Tyle teoria, ale to akurat działa średnio – nierzadko nie chce się aktywować pomimo ewidentnej próby zadania pytania.
Powiadomienia, wiadomości i połączenia
Zegarek w dużej mierze ogranicza konieczność sięgania po telefon. Umożliwia sterowanie odtwarzaczem muzycznym (i działa to wspaniale), daje dostęp do aplikacji stopera, minutnika, kalendarza czy prognozy pogody, no i – przede wszystkim – wyświetla powiadomienia i informuje o nich – domyślnie za pomocą wibracji, ale można też aktywować komunikaty dźwiękowe. Nie doświadczyłem żadnych problemów z działaniem – powiadomienia przychodzą natychmiastowo, a sposób ich prezentacji jest bezbłędny.
W przypadku wiadomości poprawnie wyświetla się nie tylko tekst, ale też dodatkowe treści multimedialne, takie jak obrazy czy emoji. Dzięki zintegrowanej aplikacji Wiadomości możemy także przejść do trybu konwersacji i przeglądać starsze esemesy, aby lepiej rozumieć cały kontekst rozmowy. Świetna sprawa.




Poza odczytywaniem mamy również możliwość wysyłania wiadomości – zarówno odpowiadania, jak i inicjowania nowych czatów (cała nasza książka kontaktów jest dostępna z poziomu zegarka, dzięki integracji z aplikacją Kontakty). Tekst możemy wprowadzać zarówno przy użyciu mikrofonu, jak i klawiatury QWERTY. Trafienie palcem w odpowiedni klawisz bywa trudne ze względu na rozmiar, ale sytuację ratują podpowiedzi oraz obsługa swipe’owania. Ostatecznie jest więc całkiem wygodnie. Jeśli zaś chodzi o zamianę mowy na tekst – działa prawie perfekcyjnie, nawet jeśli mówi się dość cicho.
Podobnie jak z wiadomościami jest też z połączeniami – można je bezproblemowe zarówno odbierać, jak i wykonywać. W tym przypadku integrację z Kontaktami szczególnie warto docenić (wielu konkurentów wszak pozwala tylko zapisać parę ulubionych kontaktów – tu zaś mamy dostęp do wszystkich).
Jeśli chodzi o jakość rozmów, nie jest ona wybitna, ale jak najbardziej da się zrozumieć rozmówcę, a i rozmówca nie powinien mieć problemów z tym, by zrozumieć nas.








Płatności zbliżeniowe
Pixel Watch 4 ma też wbudowany moduł NFC i umożliwia dokonywanie wygodnych, a zarazem bezpiecznych płatności zbliżeniowych. Wykorzystuje w tym celu system Google Pay i aplikację Portfel Google. To sprawia, że skorzystać z tej technologii może praktycznie każdy, bo obsługiwane są karty płatnicze Visa i MasterCard wydawane przez praktycznie wszystkie banki i fintechy w Polsce. Dodatkowo można dodać inne środki płatnicze, takie jak karty podarunkowe czy lojalnościowe.
A jak to działa w praktyce? Po skonfigurowaniu usługi wystarczy w momencie dokonywania płatności dwukrotnie wcisnąć koronkę, wybrać interesującą nas kartę, po czym zbliżyć zegarek do terminala. Działa to dokładnie tak jak powinno.
Monitoring zdrowia i aktywności
Google Pixel Watch 4 zdecydowanie nie jest zegarkiem sportowym. Oferuje jednak podstawowe funkcje związane z monitoringiem zdrowia i aktywności. Pozwala skorzystać z kilku trybów treningowych, a niektóre aktywności (takie jak spacer czy bieg) bez większych problemów potrafi samodzielnie wykrywać (choć musi trwać co najmniej 15 minut – konkurenci wykrywają ruch zdecydowanie szybciej, przykładowo mój Huawei Watch Fit 4 robi to w 8 minut).




Nie ma co liczyć na niesamowicie szczegółowe raporty, ale aplikacja Fitbit dostarcza najważniejszych informacji, pozwalających na analizę treningów i planowanie dalszych działań. Hardkorowi sportowcy raczej będą zawiedzeni, ale dla osób, które po prostu chcą zadbać o swoją kondycję i zdrowie, może to być w zupełności wystarczające.
Zwykłym śmiertelnikom spodoba się też pewnie przejrzyste informowanie o podstawowych parametrach zdrowotnych, takich jak puls czy natlenienie krwi. Dodatkowo mamy stały dostęp do wskaźników aktywności: liczby spalonych kalorii, przebytych kilometrów, pokonanych pięter czy też postawionych kroków. Jedynie te trzy ostatnie miałem możliwość zweryfikować i oceniam podawane przez zegarek dane jako wiarygodne.












Pozytywnie na precyzję monitoringu niezaprzeczalnie wpływa cała masa sensorów, w jakie firma Google wyposażyła swój smartwatch. Mamy tu wysokościomierz, 3-osiowy akcelerometr, żyroskop, termometr, barometr, magnetometr i kompas, a także dwupasmowy moduł GPS. Ten ostatni świetnie radzi sobie z lokalizacją – zarówno na zewnątrz, jak i w pomieszczeniach. Pozwala też na nawigację do celu (zakręt po zakręcie)




Dla nikogo nie będzie raczej zaskoczeniem, że Google Pixel Watch 4 monitoruje również czas i jakość snu. Robi to w zbliżony sposób do konkurencyjnych zegarków, choć oferuje znacznie mniej szczegółowe raporty. Dowiadujemy się, ile przebywaliśmy w poszczególnych fazach snu i otrzymujemy podsumowujący to wykres, ale na więcej w sumie nie ma co liczyć.




Pixel Watch 4 jako zegarek do monitorowania snu ma też jeden olbrzymi atut oraz jeden spory minus. Ten pierwszy to fakt, że jest nieziemsko wygodny – bardzo nie lubię spać w zegarku, ale Pixel nie przeszkadzał mi w ogóle… przynajmniej jeśli chodzi o wygodę noszenia. Tu dochodzimy bowiem do wady, jest ona mianowicie taka, że teoretycznie zegarek sam wykrywa nocny odpoczynek i przechodzi wówczas w tryb nocny, w którym nie rozświetla ekranu, ignorując ruchy nadgarstka. No… nie działa to tak jak powinno. Wielokrotnie już na wpół śpiący budziłem się przez jego ekran.
Dwie aplikacje
Możesz nazwać to czepialstwem z mojej strony, ale niezbyt odpowiada mi też to, że do obsługi zegarka Google Pixel Watch 4 trzeba tak naprawdę zainstalować dwie aplikacje na swoim telefonie:
- pierwszą jest Watch – z jej poziomu możemy zmienić ustawienia zegarka, a także spersonalizować jego wygląd (np. poprzez wybór i modyfikację tarczy);
























- drugą jest Fitbit – tutaj znajdziemy podsumowania naszej aktywności oraz wszelkie informacje na temat kondycji i zdrowia.








Nie jest to koszmar, ale ktoś taki jak ja, kto ceni sobie minimalizm i porządek na liście aplikacji, może być rozczarowany.
Czas pracy. Tragedii nie ma, ale o zachwyt też trudno
Producent na oficjalnej stronie deklaruje, że jego nowy smartwatch wytrzymuje maksymalnie 2 dni typowego użytkowania. Albo mocno nie doszacował, albo za typowe użytkowanie uważa maniaczenie, bo podczas testu przekonałem się, że…
Przy normalnym, całodobowym użytkowaniu, Google Pixel Watch 4 jest w stanie wytrzymać 3-4 dni na jednym ładowaniu. Przy bardziej intensywnym korzystaniu albo też po aktywacji trybu z zawsze włączonym ekranem czas działania spada do 2-3 dni, a dopiero przy połączeniu obu tych zmiennych – do ok. 1,5 dnia. Jest więc dużo lepiej niż obiecuje producent.
I ogólnie są to wartości jak najbardziej akceptowalne, choć dla mnie osobiście optymalny scenariusz zakłada konieczność ładowania zegarka nie częściej niż raz na tydzień.
Sytuację ratuje tu fakt, że ładowanie jest dosłownie błyskawiczne. Wystarczy pięć minut, by uzyskać 20%, a osiągnięcie 75% nie zajmuje nawet 20 minut. Później przyrost wyraźnie zwalnia, ale i tak uzupełnianie energii do 100% nie zajmuje więcej niż 45 minut. Dzięki temu naładować zegarek do pełna (lub prawie pełna) da się nawet w czasie przygotowywania się do wyjścia z domu.

Podsumowanie. Czy Google Pixel Watch 4 jest warty zakupu?
Google Pixel Watch 4 to naprawdę fajny zegarek. Niesamowicie wygodny i wyposażony w rewelacyjny wyświetlacz, na który chce się patrzeć. Równocześnie interfejs nie jest zbyt absorbujący, dzięki czemu na wpatrywanie się w niego nie marnuje się więcej czasu niż jest to konieczne.
Trudno też odmówić mu funkcjonalności. Nie jest to wprawdzie idealny zegarek do sportu, ale w codziennym monitoringu zdrowia i aktywności sprawdza się bez zarzutu. Wyśmienicie działające powiadomienia, poprawne połączenia głosowe i kompletny system wiadomości, pełen zestaw podstawowych aplikacji, a do tego świetne sterowanie odtwarzaczem muzycznym i możliwość dokonywania płatności zbliżeniowych – no, jest tu wszystko, czego może oczekiwać przeciętny użytkownik.
Ostatecznie więc wystawiam mu notę 9,2/10. Wysoką, a byłaby jeszcze wyższa, gdyby czas pracy był nieco dłuższy albo cena trochę niższa. Nie jestem bowiem przekonany, czy 1699 złotych to adekwatna kwota jak za to, co otrzymujemy. Szczególnie biorąc pod uwagę brak funkcji eSIM. I – żeby było jasne – nie uważam, że nie jest godny takiego wydatku. Uważam jednak, że tańszy o dwie stówki byłby kilerem.

