W tegorocznej serii swoich flagowych smartfonów Google ewidentnie nie miało intencji wielkiej rewolucji, a raczej subtelnej ewolucji tego, co już dobrze znane. Podczas testów nowy Pixel 10 Pro XL przywoływał mi bardzo dużo skojarzeń z poprzednikiem, przy czym były to naprawdę miłe skojarzenia. Bo – w gruncie rzeczy – znów miałem do czynienia po prostu z bardzo fajnym smartfonem, a korzystanie z niego dawało mi nielada przyjemność.
Specyfikacja techniczna Google Pixel 10 Pro XL:
- wyświetlacz Super Actua OLED LTPO o przekątnej 6,8″, rozdzielczość 2992×1344 pikseli, adaptacyjna częstotliwość odświeżania 1-120 Hz, jasność szczytowa do 3300 nitów (HDR do 2200 nitów), 24-bit, Gorilla Glass Victus 2,
- procesor Google Tensor G5 (3 nm) z układem zabezpieczeń Titan M2,
- 16 GB RAM,
- 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0,
- system Android 16 z interfejsem Material 3 Expressive, 7 lat wsparcia aktualizacjami,
- Gemini Nano,
- aparat główny 50 Mpix (Octa PD, f/1.68, 1/1.3″, OIS+EIS) + ultraszerokokątny 48 Mpix (Quad PD, AF, 123°, f/1.7) + teleobiektyw 48 Mpix (Quad PD, 5x zoom optyczny, maks. 100x ProRes Zoom, f/2.8, OIS+EIS), laserowy autofocus LDAF,
- aparat przedni 42 Mpix (Dual PD, AF, 103°, f/2.2),
- WiFi 7 (802.11a/b/g/n/ac/ax/be), 2.4+5+6 GHz, 2×2 MIMO,
- 5G (sub-6) z eSIM, VoLTE i Wi-Fi Calling,
- dual SIM (nano SIM + eSIM/2x eSIM),
- Bluetooth 6.0,
- NFC,
- UWB,
- GPS, GLONASS, Galileo,
- Thread networking,
- głośniki stereo,
- ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych w ekranie,
- czujnik do pomiaru temperatury na wyspie aparatów,
- USB-C 3.2,
- akumulator o pojemności 5200 mAh, ładowanie przewodowe 45 W (USB PD 3.1 PPS) + bezprzewodowe Pixelsnap (Qi2.2) 25 W,
- wymiary: 162,8×76,6×8,5 mm,
- waga: 232 g,
- IP68.
Pixel 10 Pro XL w momencie premiery kosztował 5699 złotych za podstawowy wariant 16/256 GB, przy czym na chwilę publikacji recenzji można go kupić za 5299 złotych. Dostępne są jeszcze wersje z 512 GB i 1 TB pamięci wewnętrznej. Warianty kolorystyczne są cztery: Porcelanowy (biały), Obsydian (czarny), Jadeitowy (zielony) i Księżycowy szary.
Google Pixel 10 Pro XL

Wygląda identycznie, ale… czy to coś złego?
Względem swojego poprzednika, nowy Pixel 10 Pro XL zmienił się… prawie wcale. Serio, szukanie rozbieżności między nimi jest jak gra w znajdź różnicę na wysokim poziomie skomplikowania, bo w zasadzie jedyną widoczną zmianą są nowe wersje kolorystyczne.
I, z jednej strony, można zarzucić Google opieszałość w odświeżaniu wzornictwa swoich smartfonów, ale z drugiej, mamy do czynienia z designem, który może się podobać, przykuwa uwagę i jest na swój sposób unikatowy dla Pixeli. A to ostatnie nie zawsze jest takie oczywiste.
Pixel 10 Pro XL zbudowany jest wprost fantastycznie – dwie zupełnie płaskie tafle szkła Gorilla Glass Victus 2, a między nimi aluminiowa rama, która również jest niemal całkowicie płaska – ma tylko lekkie wyszlifowania na krawędziach. Dzięki temu telefon nie wbija się w dłoń, a przy tym – mimo gabarytów – leży w niej naprawdę pewnie.
Tu muszę niestety odnotować, że po ponad miesięcznych testach, ekran zdążył zebrać sporo rys, przez co raczej sugeruję jak najszybciej nakleić szkło lub folię ochronną. Ramki wokół wyświetlacza są dość smukłe (choć widziałem już dużo smuklejsze) i w pełni symetryczne, przez co front smartfona wygląda bardzo schludnie.
Odwracając telefon tyłem widzimy zmatowioną taflę szkła, która jest bardzo przyjemna w dotyku i – dosłownie – wcale się nie brudzi, zwłaszcza w moim białym (porcelanowym) wariancie. Jedynym połyskującym elementem jest lustrzane logo Google.


A skoro o pleckach, trudno nie wspomnieć też o wyspie aparatów, chociaż opis ten mógłby sprowadzić się do tego, że jest ona po prostu identyczna jak w poprzedniku. Mimo to, wciąż stanowi charakterystyczny element tego designu, cechuje się podłużną bryłą z zaokrąglonymi bokami i umiejscowieniem w poziomie.
Podobnie jak w dziewiątce Pro XL, wysepka jest zbudowana z metalu, natomiast obiektywy pokryte są jedną taflą szkła. Tuż obok nich, na metalowym elemencie, znalazła się dioda doświetlająca i… czujnik do pomiaru temperatury. Nie jest to jednak żadna nowość, bowiem mieliśmy z nim już do czynienia w dwóch poprzednich generacjach.
Tak jak w zeszłym roku, rama smartfona wykończona jest na wysoki połysk. I, przyznaję, osobiście zawsze mam raczej dość ambiwalentne odczucia co do tego rozwiązania.
Bo niby nadaje to eleganckiego wyglądu, ale jest szalenie niepraktyczne przy użytkowaniu bez etui (tak, wiem, że prawie nikt nie używa tak smartfona ;)). Już jedno króciutkie chwycenie telefonu w rękę powoduje pojawienie się ogromu smug na ramie. Przy tym, czyszczenie tego nawet nie ma większego sensu, bo po chwili znów widać zabrudzenia.
Tu od razu dwa słowa o tym, co na krawędziach. Górna mieści slot karty nanoSIM, dolna głośnik i mikrofon, a pomiędzy nimi port USB-C. Lewa strona jest pusta, z kolei na prawej umieszczono przyciski, ale – jak na Pixela przystało – są one na odwrót, a więc wyżej jest klawisz wybudzania, a niżej ten do sterowania głośnością. W pierwszych dniach użytkowania dość mocno irytowała mnie ta inna kolejność, bo – omyłkowo – chcąc ściszyć multimedia wygaszałem ekran.



Wyświetlacz na piątkę
Wiele mniej lub bardziej pozytywnych rzeczy można powiedzieć o Pixelu 10 Pro XL, ale z całą stanowczością nie można odmówić mu wprost rewelacyjnego ekranu.
Będąc bardziej precyzyjnym, mamy do czynienia z 6,8-calowym wyświetlaczem Super Actua OLED o rozdzielczości 2992×1344 pikseli. Za sprawą technologii LTPO cechuje się adaptacyjnym odświeżaniem 1-120 Hz, z kolei szczytowa jasność wynosi 3300 nitów oraz do 2200 nitów w trybie HDR.
Niezależnie od tego, który aspekt rozpatrujemy, po prostu trudno się do niego przyczepić. Kolorystyka wygląda świetnie, jest odpowiednio nasycona, kąty widzenia bardzo dobre, a jasność absolutnie nienaganna – minimalna jest na tyle niska, by nie razić w nocy, a szczytowa bez zarzutów spisuje się nawet w pełnym słońcu. Problemów nie sprawia również automatyczna regulacja, bowiem z reguły reakcja jest szybka, a zmiana jasności odbywa się płynie.

W efekcie, wszystko to sprawia, że – pod kątem wrażeń wizualnych – Pixel 10 Pro XL spisuje się naprawdę bardzo dobrze, zarówno podczas zwykłego użytkowania i przeglądania sieci, jak i oglądając na nim wszelkiego rodzaju wideo.
Sekcja ustawień pozwala nam zmienić sposób wyświetlania barw (do wyboru są dwa tryby – adaptacyjne i naturalne), kontrast kolorów, włączyć automatyczne dostosowywanie temperatury barwowej i w razie potrzeby wyłączyć płynne wyświetlanie, obniżając wówczas odświeżanie z adaptacyjnych 120 Hz do 60 Hz (domyślnie jest ono aktywne). Jest też opcja zmiany rozdzielczości ekranu, przy czym fabrycznie, od wyjęcia z pudełka, ustawiona jest niższa, czyli Full HD.
Do pełni szczęścia nie zabrakło także Always on Display. W tegorocznych modelach Pro i Pro XL może się ono wyświetlać z przyciemnioną tapetą ekranu blokady w tle. Wciąż jednak Google nie umożliwia zmiany czasu wyświetlania – AoD może wyświetlać się tylko przez cały czas i gaśnie dopiero po schowaniu telefonu do kieszeni albo odłożeniu ekranem do dołu. Trochę szkoda.







Wydajność – jaki w końcu jest ten Tensor G5?
W zasadzie co roku jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów nowych Pixeli jest ich wydajność. Komentujący dzielą się wtedy na dwa obozy – tych, którzy uważają, że cyferki nie mają znaczenia, oraz tych, którzy twierdzą, że bez suchej mocy obliczeniowej nie ma dobrej wydajności.
Toteż tą sekcję podzielimy na dwa podejścia – najpierw teoria, a więc cyferki i wyniki benchmarków, a potem praktyka, czyli wrażenia wydajnościowe stricte z codziennego użytkowania. Zacznijmy jednak od danych.
Za wydajność Pixela 10 Pro XL odpowiada procesor Google Tensor G5 z koprocesorem zabezpieczeń Titan M2. Do współpracy dostał 16 GB RAM oraz 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0 i jest to bazowy wariant.
Przy tym Tensor G5 to pierwszy układ z tej serii, który został wyprodukowany przez TMSC, a nie – jak do tej pory – przez Samsunga. Wiele osób wiązało w związku z tym duże nadzieje, że nowy Tensor będzie wreszcie oferował wydajność bliższą flagowym procesorom. Niestety, chyba jeszcze nie teraz.
Choć – według zapewnień – ma on oferować o 34% lepszą wydajność (a sam układ TPU aż do 60%), wciąż okazuje się być to trochę zbyt niskimi osiągami, by doskoczyć do konkurencji. Wyniki benchmarków plasują się mniej więcej na poziomie średniopółkowych smartfonów, tudzież ex-flagowców. To może powodować pewien zgrzyt, bo kupując smartfon za tą cenę, mimo wszystko chcielibyśmy dostać trochę wyższą wydajność, która może wówczas lepiej rokować na długodystansowe płynne działanie.














No dobrze, cyferki cyferkami, a życie życiem. Jak więc Pixel 10 Pro XL spisuje się na co dzień? Naprawdę bardzo dobrze, niekiedy wprost świetnie i mówię to absolutnie bez cienia ironii. Pisałem o tym w materiale z pierwszymi wrażeniami, mogę powtórzyć to także i tutaj. O ile na wyniki benchmarków można utyskiwać, tak na optymalizację podczas codziennego użytkowania nie mają one już żadnego wpływu i ze smartfona korzysta się niemalże nienagannie.
Pixel 10 Pro XL reaguje na wydawane polecenia szybko, interfejs systemu praktycznie przez cały czas pozostaje płynny, a aplikacje odpalają się wręcz błyskawicznie, bez żadnej widocznej zwłoki. Na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których podczas ponad miesiąca testów doświadczyłem spowolnień działania, a i te były zaledwie drobnymi incydentami w postaci lekkich szarpnięć animacji, np. przy wychodzeniu z apki aparatu po zrobieniu zdjęć.
Tym, co udało się poprawić, jest kultura pracy. W efekcie, Pixel 10 Pro XL w większej ilości sytuacji pozostaje w relatywnie niskiej temperaturze. Podczas codziennego użytkowania, przeglądania mediów społecznościowych, internetu, oglądania filmów, telefon jest zupełnie chłodny.
W momencie, gdy zaczynamy szybciej żonglować aplikacjami, robimy serię dużej ilości zdjęć pod rząd albo nagrywamy wideo, smartfon potrafi zrobić się nieznacznie cieplejszy, ale jest to naprawdę – dosłownie – lekko wyczuwalne. Trochę wyższe, bardziej odczuwalne temperatury, pojawiają się w sytuacji intensywnego korzystania z telefonu z włączonym internetem 5G.

System, oprogramowanie
Nad pracą całości czuwa system Android 16 w czystej Pixelowej wersji, który w najnowszej odsłonie zyskał odświeżony interfejs graficzny Material 3 Expressive. I, generalnie – jeśli chodzi o funkcje typowo systemowe – nie mamy tutaj szalenie ogromnej liczby nowości. Tych więcej pojawiło się w zakresie sztucznej inteligencji (o czym za chwilę) oraz właśnie w kwestii wyglądu.
Nie jest też jednak tak, że wprowadzono tutaj drastycznie nowe wzornictwo systemu. Zmiany są dość widoczne, całościowo interfejs wygląda bardzo schludnie i zyskał też trochę więcej niż dotychczas możliwości personalizacji, zwłaszcza w obrębie ekranu blokady.
I, przyznam szczerze, że zawsze mam trochę mieszane odczucia co do systemu w Pixelach. Z jednej strony, korzysta się z niego – jak zawsze – tak samo przyjemnie, ale – z drugiej strony – jest on uboższy w funkcje od tego, co oferują nakładki systemowe wielu innych producentów. Trudno mi jednak odmówić świetnej optymalizacji i ogólnej stabilności działania.
Tym, za co znów zdecydowanie można pochwalić Google, jest deklarowana długość wsparcia. Pixel 10 Pro XL – podobnie jak reszta braci – ma obiecanych siedem lat aktualizacji, zarówno w zakresie poprawek bezpieczeństwa, nowych funkcji w systemie (tzw. Pixel Drop), no i oczywiście nowych wersji Androida.








AI na pokładzie, czyli nie dla nas kwitnie ananas
No dobra, może trochę przesadziłem, ale prawda jest taka, że część z tych co fajniejszych rozwiązań opartych o sztuczną inteligencję, którymi chwaliło się Google podczas premiery – niestety – nas omija. Częściowo przez ograniczenia na terenie Unii Europejskiej, częściowo przez brak wsparcia języka.
I mam tu na myśli przede wszystkim Call Assist (Asystent Połączeń), na którego składa się szereg funkcji związanych z rozmowami telefonicznymi. Dzięki opcji Call Screen, asystent AI potrafi odebrać za nas połączenie z nieznanego numeru i spytać rozmówcę, w jakim celu dzwoni, a my, widząc transkrypcję z tej rozmowy, możemy zdecydować, czy chcemy odebrać, odrzucić albo przekazać sugerowaną odpowiedź.
Oprócz tego, Asystent Połączeń może – między innymi – wyręczyć nas w długim czekaniu na linii na połączenie z konsultantem (funkcja Hold for Me), tworzyć notatki z rozmów i ich podsumowania. Fajne, ale nie dla nas. Po polsku nie uświadczymy również funkcji tłumaczenia połączeń telefonicznych, przynajmniej na razie. A szkoda. Innym z rozwiązań, które nas omija, jest aplikacja Pixel Studio, służąca do generowania grafik z użyciem sztucznej inteligencji.
Z czego zatem możemy korzystać? Przede wszystkim z edytora zdjęć AI, który został zaszyty w aplikacji Zdjęcia, czyli systemowej galerii. Jak łatwo się domyślić, pozwala on na manipulowanie fotkami, a konkretniej usuwanie z nich i przenoszenie wybranych rzeczy oraz generowanie dodatkowych elementów z użyciem AI.
Funkcje te działają w większości przypadków naprawdę nieźle, przy czym – jak to zwykle bywa – wszystko zależy od stopnia skomplikowania operacji wymazania albo generowania danego elementu.












Poza tym, mamy oczywiście dostęp do funkcji stricte powiązanych z Gemini, w tym ciągłej rozmowy Gemini Live wraz z udostępnianiem ekranu i obrazu z kamery oraz Circle to search, czyli wyszukiwania w Google zawartości, która wyświetla nam się na ekranie poprzez zakreślenie interesującej nas rzeczy.
Ciekawostką jest zaszyta w aplikacji dyktafonu możliwość tworzenia muzyki w różnych stylach z wykorzystaniem nagrań głosowych. Przyznam jednak, że sięgnąłem do tej opcji tylko raz i efekt był – dyplomatycznie mówiąc – mierny. Możemy więc bez żalu pominąć jej opis.





Zaplecze komunikacyjne
Raczej nie powinno być żadnym zaskoczeniem to, że flagowy smartfon ma kompletne, a wręcz możliwie wymaksowane moduły łączności. Toteż, Pixel 10 Pro XL oferuje obsługę sieci 5G, trzyzakresowe WiFi 7, Bluetooth 6.0, NFC, GPS, łączność ultraszerokopasmową (UWB) i Thread.
W kwestii sieci komórkowych, warto wspomnieć też o wsparciu dla połączeń WiFi Calling i VoLTE, a także obsłudze wirtualnych kart eSIM, dzięki której mamy tu tryb dualSIM. Przy czym Pixel 10 Pro XL jest wyposażony w slot na tylko jedną fizyczną kartę nanoSIM, zatem drugą może być wyłącznie eSIM. Alternatywnie, możemy użyć dwóch eSIM.
A jak wypada działanie całego obecnego na pokładzie zaplecza komunikacyjnego? Absolutnie bez zarzutów. Podczas tego naprawdę długiego okresu użytkowania, żaden z aspektów łączności nie dał mi powodów do utyskiwania.
Uzyskiwane prędkości WiFi były niemal zbieżne z pełną przepustowością mojej sieci, odbiór zasięgu komórkowego odbywał się bez zarzutów, podobnie jak szybkość internetu 5G i jakość połączeń telefonicznych. Nienaganne było również działanie Bluetooth, NFC oraz pozycjonowania GPS.

Zabezpieczenia biometryczne
Pod tym względem, Pixel 10 Pro XL należy do absolutnego topu wśród wszystkich smartfonów na rynku. Dlaczego? Został on bowiem wyposażony w ultradźwiękowy skaner odcisków palców, stanowiący technicznie najlepsze rozwiązanie, lepsze od czujników optycznych, bo jeszcze szybsze i bardziej bezbłędne.
Google zdecydowało się na zastosowanie tego typu czytników już w zeszłym roku (Pixel 9 Pro XL też go miał), a – poza Pixelami – możemy spotkać je jeszcze chociażby we flagowych Samsungach Galaxy S (np. najnowszym Galaxy S25 Ultra), Vivo X200 Pro czy OnePlusie 13.
Działanie czytnika wypada absolutnie rewelacyjnie. Linie papilarne rozpoznawane są błyskawicznie, po zaledwie lekkim i szybkim muśnięciu opuszkiem pola skanera. Błędy odczytu niemalże się tu nie zdarzają, bo na ponad miesiąc testów, ilość sytuacji, w których musiałem ponowić skanowanie, mogę – dosłownie – policzyć na palcach jednej ręki.
Opcją alternatywną jest – a jakże – rozpoznawanie twarzy, realizowane w formie skanu 2D, czyli z wykorzystaniem samej przedniej kamerki. Jego funkcjonowanie oceniam w gruncie rzeczy pozytywnie, przy czym sprawność tego rozwiązania zależy w ogromnej mierze od ilości światła padającego na naszą twarz.
Oznacza to, że im jaśniej, tym proces skanowania rys twarzy odbywa się szybciej, ale już gdy znajdujemy się w ciemnym pomieszczeniu, cała weryfikacja wyraźnie się wydłuża. Sprawia to, że – osobiście – zdecydowanie bardziej wolę korzystać z czytnika linii papilarnych.





Głośniki i wibracje
Jak przystało na dobry, współczesny smartfon, Pixel 10 Pro XL został wyposażony w głośniki stereo. Zaimplementowano je w dość typowej konfiguracji – jeden na górze, umieszczony na krawędzi nad ekranem, w miejscu głośnika do rozmów, drugi w maskownicy na dolnej ramie, obok portu USB-C.
Może i Pixel 10 Pro XL nie jest najlepszym smartfonem na rynku w aspekcie głośników, ale zdecydowanie mogę określić go mianem bardzo, bardzo dobrego. Audio, które się z nich wydobywa, jest – po pierwsze – bardzo donośne, a przy tym utrzymuje dużą czystość dźwięku, także na wysokiej głośności. Co też istotne, oba głośniki wybrzmiewają tak samo głośno, przez co słychać pełną symetrię.
Strojenie brzmienia również nie pozwala przesadnie narzekać. Wysokie tony są czyste, środek bliski z niezłą rozdzielczością i odpowiednio wyeksponowanymi głosami, a niskie tony wybrzmiewają selektywnie, ale jednocześnie nie są anemiczne. Mogłoby być ich więcej, ale – z drugiej strony – i tak potrafią nawet nieco zawibrować na obudowie telefonu.
Nie ma tu, niestety, wsparcia dla Dolby Atmos, co też sprawia, że nie jesteśmy w stanie odtwarzać dźwięku w tym formacie, np. w serwisach streamingowych Apple Music i Tidal. W ustawieniach audio jest co prawda funkcja o nazwie dźwięk przestrzenny, jednakże nie wnosi ona drastycznych efektów poza odrobinę większą głębią. Brakuje też szerszych ustawień dźwięku, jak choćby podstawowego korektora.
Jeżeli zaś chodzi o wibracje – te stoją na topowym poziomie. Pixel 10 Pro XL oferuje jedną z najlepszych odpowiedzi haptycznych spośród wszystkich flagowców na rynku. Nie dość, że siła haptyki jest właściwie wypośrodkowana, na tyle, by była wyczuwalna przy nadejściu powiadomienia, ale też nie za mocna w komunikatach, przy których możemy trzymać smartfon w ręku.





Czas pracy Pixela 10 Pro XL
Podobnie jak Samsung, Google ewidentnie nie zamierza siłować się z chińskimi producentami smartfonów na wielkość baterii. I, o ile we flagowcach – na przykład -Vivo, OnePlusa czy Oppo znajdziemy akumulatory o pojemności co najmniej 6000 mAh, tak Pixel 10 Pro XL oferuje znacznie skromniejszą wartość, wynoszącą 5200 mAh.
Dobrze jednak wiemy, że dane na papierze to jedno, a optymalizacja to druga, nierzadko bardziej istotna kwestia, co dobrze pokazało porównanie czasu pracy Xiaomi 17 Pro Max oraz iPhone’a 17 Pro Max. Jak więc w prawdziwym życiu spisuje się bohater naszej recenzji? Ku mojemu – miłemu – zaskoczeniu, naprawdę solidnie.
Nie jest to może smartfon, który posłuży nam przez dwa dni bez ładowania (no chyba, że będziemy go bardzo mało używać), ale cały dzień od wczesnego ranka do wieczora, a niekiedy nawet do nocy, zdecydowanie da się uzyskać i to – nierzadko – przy dość intensywnym użytkowaniu.
Zazwyczaj, telefon odłączony rano, około godziny 8:00, podłączenia do prądu domagał się w okolicach 23:00-24:00 i był to wysoce powtarzalny scenariusz. W momencie, gdy dzień rozpocząłem dużo wcześniej, bo chwilę po 6:00 i przez cały czas korzystałem z telefonu poza domem na sieci 5G, rozładowanie do 1% nastąpiło o 18:00. Była to jednak pojedyncza sytuacja.













Oczywiście, nie mógłbym nie wspomnieć też o wynikach SoT, czyli czasu włączonego ekranu. Przy niemalże całodniowym wykorzystaniu WiFi, czas ten wynosił od 7,5 do ponad 8 godzin, z kolei w cyklu mieszanym (łączonym użyciu WiFi i 5G), było to już bliżej 7-7,5 godzin. Jeśli przez zdecydowaną większość dnia posiłkowałem się 5G i LTE, mogłem liczyć na Screen on Time maksymalnie w granicach 6-6,5 godzin.
Pixel 10 Pro XL obsługuje ładowanie przewodowe o mocy 45 W w standardzie PD 3.1 PPS (nie jest to więc zwykłe Power Delivery). Google deklaruje, że ma ono pozwolić osiągnąć do 70% naładowania w około 30 minut, zatem na papierze wypada to – de facto – tak samo, co w poprzedniku, w którym maksymalna moc wynosiła 37 W.
Podczas testów posiłkowałem się uniwersalnym, 100-watowym adapterem Power Delivery. Zaczynając od 1%, uzyskanie 50% zajęło 24 minuty, a po 30 minutach Pixel 10 Pro XL osiągnął 63%. Uzupełnienie baterii do pełna zajęło dokładnie godzinę i 19 minut. Nie należy to zatem do wybitnie szałowych wyników, ale – wedle moich pomiarów – ładowanie odbywa się o około 10-15 minut szybciej od Pixela 9 Pro XL.




Nowość stanowi magnetyczne ładowanie bezprzewodowe Pixelsnap, bazujące na standardzie Qi2.2, którego maksymalna moc wynosi 25 W. Google przygotowało szereg akcesoriów zgodnych z Pixelsnap, w tym ładowarkę ze stojakiem, uchwyt z pierścieniem oraz silikonowe etui Pixelsnap.
Zabrakło natomiast opcji indukcyjnego, zwrotnego oddawania energii, choć dla wielu osób raczej nie będzie to przesadnie duża strata.

Aparat – jakie zdjęcia robi Pixel 10 Pro XL?
Od strony stricte specyfikacyjnej, Pixel 10 Pro XL został wyposażony w dokładnie identyczny zestaw aparatów, co jego poprzednik. Mowa tu zatem o trzech obiektywach: główny o rozdzielczości 50 Mpix ( f/1.68, 1/1.3″) z optyczną stabilizacją obrazu, ultraszeroki kąt to 48 Mpix (f/1.7) z autofocusem i polem widzenia 123° oraz peryskopowy teleobiektyw 48 Mpix ( f/2.8, OIS+EIS) oferujący 5-krotny zoom optyczny.
Będąc szczerym, podobnie jak w kwestii specyfikacji, tak i w aspekcie jakości zdjęć, nie widzę przesadnie dużych zmian. Ani na lepsze, ani na gorsze. Oznacza to, że Pixel 10 Pro XL ponownie oferuje wręcz świetny aparat, ale wciąż nie aż tak fantastyczny, by określić go mianem najlepszego na rynku.
Zdjęcia z Pixela 10 Pro XL cechują się miłą dla oka plastyką, żywą kolorystyką i świetną rozpiętością tonalną w pakiecie z wysoce skutecznym Ultra HDR. W efekcie, podczas testów bardzo mało było sytuacji, w których zrobione zdjęcie kategorycznie by mnie zawiodło tym, jak wyszło.
Główny obiektyw to – jak zawsze – ten najlepszy z braci. Nie brakuje mu wysokiej szczegółowości, celnego i sprawnie działającego autofocusa oraz bardzo dobrze wyglądającego rozmycia tła w przypadku zdjęć obiektów znajdujących się na pierwszym planie.
Jednocześnie, przy zbyt małej odległości ostrzenie z głównego oczka często kończy się niepowodzeniem, a telefon sam przełącza się wówczas na tryb makro z ultraszerokiego kąta.
































Ultraszeroki kąt nie ustępuje głównemu aparatowi – może się pochwalić wysoką zbieżnością kolorystyczną z nim i równie dobrą, nie pozwalającą narzekać szczegółowością obrazu. Nie widać też żadnych nieostrości, zarówno w centrum, jak i na krawędziach kadrów.
Zbliżenia możliwe są dzięki peryskopowemu teleobiektywowi, który ponownie oferuje 5-krotny zoom optyczny. Bez większego zaskoczenia, za sprawą wysokiej rozdzielczości matrycy, oferuje on bardzo dobrą jakość i wysoki poziom detali. Zdarza się jednak, że bywa on nieco niespójny barwowo z pozostałymi dwoma obiektywami, ale nie są to drastyczne odchyły.
Osobiście ubolewam nad faktem, że teleobiektyw ten nieprzesadnie nadaje się do fotografii makro. Ma on bowiem problemy z łapaniem focusa na niewielkie obiekty, i jeśli już mu to się uda, potrafią być one nie w pełni wyostrzone (tylko np. częściowo), a bokeh nie zawsze wygląda tak spektakularnie, jak u konkurentów.
Maksymalna wartość zoomu cyfrowego to 100x – i to jest spora zmiana względem Pixela 9 Pro XL, który oferował przybliżenia do 30x. Jest to jednak wyłącznie sprawka poprawionego oprogramowania i algorytmów, wszakże samo oczko jest takie samo. No właśnie, trzeba bowiem wiedzieć, że zoom w Pixelu 10 Pro XL napędzany jest AI, a nazwa tego rozwiązania to ProRes Zoom.



































Zanim przejdziemy dalej, zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy tych zbliżeniach. Otóż, ProRes Zoom w Pixelu 10 Pro XL – jak już wspomniałem – wspomagany jest algorytmami sztucznej inteligencji. Oznacza to, że każde zdjęcie wykonane z przybliżeniem od 30x w górę, przetwarzane jest przez AI celem odszumienia i przywrócenia detali.
W galerii zdjęć każda taka fotografia jest opatrzona stosowną ikoną i podpisem Profesjonalny zoom, a gdy wejdziemy w jej podgląd, możemy też sprawdzić, jak wygląda kopia tego zdjęcia sprzed ingerencji algorytmów i ewentualnie nadpisać ją zamiast poprawionej wersji.
I, jeśli mamy do czynienia z fotką np. budynku czy jakiegokolwiek innego, większego elementu krajobrazu, ProRes Zoom radzi sobie naprawdę zaskakująco skutecznie, a z pewnością lepiej niż przypuszczałem. Jasne, widać, że mamy do czynienia z bardzo przetworzonym obrazem, ale – mimo wszystko – efekt jest zupełnie niezły.
Prawdziwe schody zaczynają się wtedy, gdy na zdjęciu znajduje się tablica informacyjna, tudzież cokolwiek, co obejmuje napisy nadrukowane mniejszą czcionką. Wówczas, algorytmy ProRes Zoomu zaczynają – kolokwialnie mówiąc – kompletnie zmyślać. W efekcie, niekiedy powstają jakieś absolutnie nieczytelnie (choć teoretycznie wyostrzone), komicznie wyglądające hieroglify.










A gdy zapada noc, wtedy do akcji wchodzi tryb nocny. Ten załącza się automatycznie i z reguły – faktycznie – dzieje się to celnie. Jeśli chcemy, możemy go wyłączyć, choć musimy wówczas trochę się naklikać, bo zostało to lekko zagmatwane w interfejsie (podobnie jak ponowne jego włączenie). Jest on również wydzielony jako osobny tryb foto, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by w dowolnej sytuacji wymusić go ręcznie.
I, tu w zasadzie mógłbym się powtórzyć, bo zdjęcia nocne z Pixela 10 Pro XL są bardzo dobre, ale – ponownie – do najlepszych na rynku odrobinę brakuje. Generalnie, mają one naturalny klimat, nie są nadmiernie prześwietlone, ale jednocześnie bywają sytuacje, w których niektóre źródła światła mogłyby zostać lekko przygaszone dla lepszej czytelności.
Niemniej jednak, algorytmy zazwyczaj radzą sobie skutecznie, fotki są dobrze odszumione (choć zdarzają się pomniejsze szumy w ciemnych punktach) i nie wyglądają sztucznie. Co ważne, nawet podczas robienia zdjęć po zmroku załącza się wspomniany ProRes Zoom.
































Jeśli natomiast jesteście ciekawi, jak Pixel 10 Pro XL wypada na tle flagowej konkurencji, to z przyjemnością zachęcam Was do zerknięcia na niedawną recenzję Huawei Pura 80 Ultra. Znalazły się w niej zdjęcia porównawcze właśnie z Pixela 10 Pro XL i Pura 80 Ultra, a także Vivo X200 Pro oraz iPhone’a 17 Pro.
Przedni aparat oferuje rozdzielczość 42 Mpix, autofocus i pole widzenia na poziomie 103°. Jak to zwykle bywa, z uwagi na ten ostatni parametr, w interfejsie mamy do wyboru szerszy i węższy kąt robienia zdjęcia. Nie mogło zabraknąć również trybu portretowego.
Nie ma sensu rozwodzić się przesadnie nad selfie – ich jakość jest po prostu bardzo dobra. Przy czym, odnoszę wrażenie, że kolor skóry bywa niekiedy trochę zbyt ciepły, ale poza tym, dobrze wypada tu zarówno szczegółowość, rozpiętność tonalna, jak i rozmycie tła w trybie portretu.





W zakresie nagrywania wideo, Pixel 10 Pro XL może pochwalić się maksymalną rozdzielczością 8K w 30 klatkach na sekundę i – co ciekawe – nawet wtedy nadal możemy używać wszystkich trzech obiektywów, a także przełączać się między nimi podczas kręcenia. Uważam jednak, że wybór 8K jest sztuką dla sztuki i zdecydowanie bardziej wolę nagrywanie w 4K 60 kl./s dla większej płynności filmu.
Możemy nagrywać również w HDR, a oprócz tego dostępna jest funkcja ulepszonej jakości wideo, w której algorytmy poprawiają kolory, światła i stabilizację. Przy czym, po włączeniu tej funkcji nie działa ostrzenie w trybie makro podczas nagrywania, a z kolei po jej dezaktywacji niedostępny jest HDR.
Podobnie jak w przypadku zdjęć, tak również i filmy nagrywane Pixelem 10 Pro XL wypadają podobnie, jak te z poprzednika – są więc po prostu bardzo dobrej, wysokiej jakości. Szczegółowość obrazu stoi na świetnym poziomie, kolorystyka jest nasycona, a reakcja autofocusa zazwyczaj celna i szybka (przynajmniej do momentu ostrzenia na bliskie obiekty).
Bardzo dobrze wypada też stabilizacja obrazu, choć jeśli w grę wchodzi większa dynamika, zdarzają się pojedyncze szarpnięcia. Niemniej jednak, przy umiarkowanie szybkich ujęciach, spisuje się ona niemalże nienagannie i kadr pozostaje bardzo płynny.

Podsumowanie – jaki jest Pixel 10 Pro XL?
Odpowiadając na powyższe pytanie: po prostu bardzo fajny. To już kolejny Pixel, który może i nie kręci oszałamiających wyników w AnTuTu, ale jest po prostu całościowo na tyle dobrze zestrojonym urządzeniem, że korzysta się z niego wprost świetnie. Co równie ważne, czuć tu obcowanie z solidnym flagowym smartfonem.
Zalet mu nie brakuje. Zaliczam do nich – przede wszystkim – świetny ekran, bardzo dobre głośniki, równie dobrą baterię z ładowaniem Pixelsnap, nienaganną wydajność na co dzień oraz obietnicę długiego wsparcia. Aparat jest bardzo dobry i równie wszechstronny, ale znów nie mogę go nazwać bezwzględnie najlepszym na rynku.
A co mogło pójść lepiej? Choć płynność działania na co dzień nie pozwala narzekać, to – mimo wszystko – sucha wydajność nie stoi na tak wysokim poziomie, jak w konkurencyjnych flagowcach. Po drugie, z części ciekawszych rozwiązań AI nie możemy korzystać, a szybkość ładowania nie rzuca na kolana.
Upływ czasu wpływa mocno na korzyść Pixela 10 Pro XL – przynajmniej z perspektywy kupującego. W momencie premiery pod koniec sierpnia, jego cena zaczynała się od 5699 złotych, zresztą, nadal widnieje ona w Google Store. Tyle, że w Media Expert (a więc u oficjalnego dystrybutora), zdążył stanieć i można go kupić już za 5299 złotych, czyli o bagatela cztery stówki mniej.
I, śmiem twierdzić, że w najbliższych miesiącach będziemy obserwować kolejne spadki ceny, które sprawią, że Pixel 10 Pro XL będzie jeszcze bardziej opłacalnym wyborem. Choć – w moim odczuciu – już teraz warto się nim zainteresować.
A jeśli zdecydowanie bardziej interesuje Was podstawowy Google Pixel 10 – jego recenzja, autorstwa Karola, również niedawno pojawiła się na Tabletowo.







