Diablo II Resurrected - grafika tytułowa

Beta-test Diablo II Resurrected – odrodzenie upadłego diabła

Legenda drugiej części Diablo wlecze się już za mną odkąd tylko dostałem swój pierwszy komputer. Do dziś nie zapomnę ekscytacji jednego z moich kolegów w gimnazjum, który opowiadał o tym, jak Diablo II jest najlepszą grą komputerową, w jaką miał okazję zagrać. Czy 21 lat po oryginalnej premierze dzieła Blizzard, to stwierdzenie ma dalej jakikolwiek sens?

Oko nieskalane oryginałem

Mój konsolowy rodowód całkowicie rozminął się z twórczością Blizzarda. Podczas gdy lud namiętnie walczył z Klanem Krwi, ja odkrywałem pierwsze tytuły na oryginalnym PlayStation. Piszę to, ponieważ beta Diablo II Resurrected to tak naprawdę mój pierwszy kontakt z opus magnum Blizzarda. Pomimo zerowego kontaktu z oryginałem, byłem jednak pełen nadziei… z jednego względu.

Studio odpowiedzialne za ten remaster – Vicarious Visions – ma już na swoim koncie fantastyczne odświeżenia serii Crash Bandicoot oraz Tony Hawk’s Pro Skater. Choć Diablo II jest dość niespodziewanym kierunkiem po dwóch wcześniejszych zmartchwywstaniach, to w oczekiwaniu na Diablo IV, będzie z pewnością miłą odskocznią dla fanów marki. Tylko za tym też kryje się pewien problem.

Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem...
Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem…

Techniczny zgrzyt

Jeszcze przed oficjalną betą zastanawialiśmy się z Kubą czy cross-play będzie dostępny na czas beta-testów. Mimo że polski komunikat Blizzarda nie był do końca jasny, okazało się iż nie możemy zagrać razem na PlayStation 5 i komputerze, przez co Kuba musiał na szybko pobrać betę na swojej konsoli.

Przed uruchomieniem gry konsola poprosiła jednak o synchronizację z Battle.net, dzięki czemu postacie, jakie Kuba utworzył na swoim komputerze, łatwo przeniosły się wraz z ich postępami na konsolę Sony. Tyle dobrego! Muszę jednak przyznać, że powoli przyzwyczajam się do wieloplatformowej rozgrywki, przez co jej brak w produkcjach większych studiów zdecydowanie zaczyna mi doskwierać.

Diablo II, czyli kontakt z legendą

Po kilku godzinach gry w Diablo II Resurrected odnoszę wrażenie, że największa siła tej gry zdecydowanie tkwi w kooperacji. Ja grałem czarodziejką, więc najbardziej skupiałem się na ulepszaniu ataków dystansowych, podczas gdy Kuba swoim paladynem ciosał bronią białą wszystkie zło, które się napatoczyło.

Walka jest niesamowicie prosta, ale przy tym niepokojąco satysfakcjonująca, nawet po 20 latach od premiery. Mi zdecydowanie bardziej przypadła do gustu walka dystansowa. Atakom z bliska brakuje lepszych efektów dźwiękowych, a wszystkie czary za to wyglądają w odświeżeniu fenomenalnie.

Najbardziej zaskakujące dla mnie było jednak tempo rozgrywki. To jest niesamowicie szybkie, nawet jak na grę hack&slash. Być może była to też częściowo zasługa dużej znajomości gry przez Kubę, ale osobiście ledwo nadążałem za tym, co dzieje się na ekranie. Łatwo się w tym wszystkim zatopić, zwłaszcza, jeśli gracz zagłębi się w fabułę.

Efekty czarów w Diablo II Resurrected wyglądają naprawdę solidnie
Krwawa Orlica upada po raz kolejny

Co jest jednak irytujące – ekwipunek gracza. Ten jest początkowo bardzo mały, a gracz może podnosić automatycznie tylko złoto. Po zabiciu każdego wroga trzeba stanąć i wciskać krzyżyk na wszystkich przedmiotach, które chce się zebrać. Potrafi być to denerwujące w momencie, gdy nawet w tak niedoskonałym Cyberpunk 2077 wystarczy kliknąć jeden przycisk, by umieścić wszystko w ekwipunku.

Gorzej jednak, jeśli kończy się w nim miejsce – wtedy należy albo coś upuścić, albo wrócić portalem do Obozowiska Łotrzyc, by posprzedawać część przedmiotów. Gra łatwo pozwala też na handel między graczami. Rozmiar ekwipunku jest jednak tak mały, że bardzo często brakuje miejsca, a to potrafi wybić z tempa rozgrywki.

Samo poruszanie się po ekwipunku jednak, jak i korzystanie z niego, jest bardzo intuicyjne, nawet na kontrolerze. Z łatwością można przypisać sobie akcje i mikstury do poszczególnych przycisków w taki sposób, aby rozwałka na ekranie była jedynym zmartwieniem gracza. Tylko znowu – gra na przykład nie potrafi dobrać automatycznie z ekwipunku nowej mikstury pod skrót, jeśli zużyjemy wcześniejszą. Takich głupot jest tutaj więcej, lecz wiemy doskonale dlaczego.

Księga Identyfikacji oraz Księga Miejskiego Portalu to podstawowe zakupy u Akary

Odgrzewany kotlet w świeżym sosie

Głównym problemem wersji Resurrected jest to, że pod maską działa tutaj stare Diablo II. Bo choć sama gra wygląda tak, jak ludzie zapamiętali dzieło Blizzarda w swoich głowach, to często pojawiają się małe, niezrozumiałe z dzisiejszego punktu zgrzyty, tak jak opisane wyżej problemy z ekwipunkiem.

Aby móc na przykład powracać do świeżo odkrytej lokacji, trzeba się w niej najpierw „odbić” za pomocą lokalnego portalu. Bieganie zużywa wskaźnik wytrzymałości – całkiem logiczne. Ten jednak odnawia się zbyt wolno i nie ma żadnego sposobu w grze, aby ten współczynnik zwiekszyć. Jeżeli zginiemy, to wracamy do obozu, tracąc wszystkie środki i pieniądze, jakie zebraliśmy dotychczas. Niesamowicie irytujące, dlatego cieszę się, że chociaż można wrócić do lokacji śmierci i odzyskać przedmioty ze zwłok bohatera.

Jeżeli brakuje nam mięsa armatniego, zawsze można którąś z łotrzyc wynająć.

Zrozumieć fenomen Diablo II

Absolutnie wyobrażam sobie sytuację, w której odpalam Diablo II Resurrected jako tło do podcastu bądź jakiegoś audiobooka. Tak odprężającym doświadczeniem jest przemierzanie mapy w klasycznej grze Blizzarda. Gdy tylko wiemy, gdzie zmierzać oraz jakich przedmiotów potrzebuje nasza postać, łatwo wyłączyć mózg i skupić się na tym, co słychać w głośnikach. Gitarowe, demoniczne riffy, wprawiają w nastrój unikalnej melancholii, która może się kojarzyć tylko z upiorami i cmentarzyskami z Diablo II.

Widać też na pierwszy rzut oka ile głębi też skrywa w sobie gra Blizzarda. Diablo to nie tylko odhaczanie kolejnych misji, ale też budowanie własnej postaci, łączenie rzadkich przedmiotów i niesamowita sieczka, przez którą łatwo wpaść w trans. Jest to niestety też gra, która ma swój rodowód w przełomie wieków, co szukającym nowych wrażeń w tego typu produkcjach może się nie spodobać.

Gra świateł to zdecydowanie jedna z największych zalet wersji Resurrected
Gra świateł to zdecydowanie jedna z największych zalet wersji Resurrected

Fanom Diablo II nie ma co tej gry polecać. Vicarious Visions włożyło sporo wysiłku w to, by edycja Resurrected wyglądała tak, jak wszyscy zapamiętali oryginalną grę w swoich głowach. Używam tego stwierdzenia ponownie, lecz naprawdę nie ma innego sposobu, aby opisać wysiłek ekipy będącej pod skrzydłami Activision Blizzard.

Rzućcie tylko okiem na porównanie wersji Resurrected z oryginałem. Czasu – zwłaszcza w branży gier komputerowych – nikt nie oszuka. Piksele są widoczne gołym okiem, dlatego dopiero patrząc na wersję z roku 2000 można zrozumieć ile pracy Vicarious Visions włożyło, żeby Diablo II Resurrected wyglądało jak ze wspomnień. Można też o tym przekonać się w samej grze. Wystarczy wcisnąć przycisk G na klawiaturze (na konsolach lewy trigger + Create) żeby cofnąć się do starej wersji gry.

Chcecie tego czy nie, różnicę widać gołym okiem

Tu jeszcze warto wspomnieć, że grę możecie oglądać w dwóch trybach – na PlayStation 5 to było 1080p i 60 kl/s oraz 4K i 30kl/s. Małe rozczarowanie, ale z drugiej strony już w pełnym HD rozgrywka wygląda dobrze dzięki jej położeniu w rzucie izometrycznym.

Zdecydowanie bardziej boję się jednak o graczy, którzy z Diablo II nie mieli wcześniej styczności. Jest to gra pełna archaizmów, którym remake nie stara się rzucić żadnego wyzwania. Trudno powiedzieć, czy to z obawy przed linczem najbardziej zagorzałych fanów serii, czy też być może problemem są ograniczenia kodu źródłowego oryginalnej gry.

Osobiście jestem w stanie poradzić sobie z przestarzałymi mechanikami, lecz czy nowi gracze będą w stanie? Tego przekonamy się w dniu premiery, czyli 23 września.