fot: Pixabay

Samsung Galaxy Note 8 – galaktyczna premiera, topowa specyfikacja i… kosmiczna cena

Samsung robi to dobrze. Samsung umie w marketing. Sztuką jest przekonać ludzi, że dany produkt jest im więcej niż potrzebny, aby ci wydali na niego swoje pieniądze. Zakładam, że gdzieś w historii każdej wielkiej firmy dochodzi się do pewnego rodzaju szklanego sufitu, kiedy – albo na skutek własnych błędów, albo zmęczenia odbiorcy – sprzedaż może zacząć się załamywać. I nie wiem, czy Samsung nie postawił właśnie w tym kierunku milowego kroku.

Widzieliście stream’a z konferencji? Jeśli nie, streszczę Wam, że ten odbywał się z wielką pompą, gdzie każdy wręcz szczegół zdawał się być dopięty na więcej niż ostatni guzik. Nie było wpadek, potknięć, a nawet doczekaliśmy się przeprosin za pechowego Note’a 7, który nie miał większej szansy, aby odcisnąć na rynku smartfonów swoje piętno. Jednak gdzieś między tymi wszystkimi wodotryskami, owacjami i pięknymi animacjami z idealnie dobraną muzyką, zaczęła także majaczyć cena. Cena, która niebezpiecznie zbliża się do pewnej psychologicznej granicy.

Wiem, że telefony drożeją. Tak samo jak inne dobra luksusowe, ale jednocześnie tak samo, jak tak zwane produkty pierwszej potrzeby. Trzeba też od razu wykazać, że spora część obywateli wielu państw powoli, acz sukcesywnie się bogaci. W wielu państwach klasa średnia jest już całkiem realnie ukształtowana, toteż spory odsetek osób może sobie pozwolić na zakup smartfona, który w przeliczeniu na złotówki kosztuje nieco ponad cztery tysiące.

Samsung Galaxy Note 8

Wydaje się jednak, że problemem dla Samsunga może być część rynków wschodzących, a pośród nich – czy tego chcemy, czy nie – także i nasz, polski. Koreański gigant stąpa tu po bardzo cienkim lodzie, zwłaszcza w kontekście swoich urządzeń flagowych, na których przecież generuje całkiem spore marże. Już wysoka cena początkowa Samsunga Galaxy S8, że nie wspomnę o S8+ nastawiała wiele osób do tego producenta dość sceptycznie. No bo trudno jest zachwalać produkt, na którego zakup nie można sobie pozwolić. To stara zasada wielokrotnie ukazująca w internecie swoją siłę, przykładowo w branży motoryzacyjnej, która zwłaszcza na początku XXI wieku miała dla wielu internautów status branży premium.

Świat poszedł do przodu, główny ciężar rywalizacji w branży technologicznej już dawno przeniósł się z segmentu PC/IT do świata smartfonów, bowiem wiele firm zdało sobie sprawę z tego, że telefon komórkowy to w obecnych czasach przedłużenie naszej dłoni, bez którego właściwie nie można się w życiu obejść. A jako że każdy z nas szuka swojej niszy, żeby czasem poczuć się lepiej, bardziej prestiżowo, to z wielkim zainteresowaniem patrzymy już nie tylko na logo, ale i na specyfikację i design interesujących nas urządzeń.

Problem, na jaki może natrafić Samsung z taką a nie inną wyceną ósmego Note’a polega jednak na tym, że przywołane wcześniej osoby, które nie mogą pozwolić sobie na jego zakup, mogą generować całkiem sporą falę negatywnych opinii. Można się śmiać, jednak nie trudno w internecie o negatywne opinie wyssane z palca czy zaniżane przez nieraz nawet i nie do końca świadomych swoich działań osoby, które dają urządzeniu najniższą ocenę tylko na złość. Bo tak.

Czy tego chcemy czy nie, nie wszyscy internauci zaczną zbieranie informacji od serwisów branżowych bądź blogerów technologicznych. Spora grupa osób przetrzepie fora dyskusyjne, sprawdzą w rankingach bądź na serwisach, gdzie niemal każdy może dodać opinię. Sieć powoli walczy z tym zjawiskiem, jednak na zadowalające efekty trzeba jeszcze czekać, a wszystkie tak wysoko wycenione urządzenia nie mają tego czasu zbyt wiele, zwłaszcza gdy mają jeszcze zejść na wysokiej marży dla producenta.

Samsung Galaxy Note 8

Drugą kwestią jest zjawisko, na którym dawno temu wypłynął sam Samsung. Trzeba tutaj cofnąć się w czasie i przypomnieć sobie, jak firma z Korei Południowej wojowała z Apple. Podpowiem, że walka szła nie tylko na reklamy i patenty, ale także i na cenę. Zwłaszcza pierwsze trzy flagowe „Eski” dość mocno odwoływały się do tej kwestii. Nie trudno mi sobie wyobrazić, że kilka smartfonów innych firm zaoferuje relatywnie zbliżony designem i parametrami produkt, jednak wyceni go tak atrakcyjnie, że sytuacji nie podratuje nawet Samsung DeX, którego dostajemy w gratisie.

A tych firm jest o wiele więcej, niż kilka lat temu. Mało tego, mają one coraz mocniejszą pozycję wyjściową, a jako że podzespoły do większości smartfonów na całym świecie i tak produkuje tylko i wyłącznie kilku monopolistów, sytuacja może zrobić się dla Samsunga dość niepokojąca. I nie wiem, czy stopień przywiązania do marki, na którym firma usiłuje oprzeć trzon swojej sprzedaży, zwyczajnie w świecie wystarczy.

Zakończę anegdotką z dzisiejszego wieczoru. Po konferencji Samsunga pojechałem do kolegi, który jest zagorzałym fanem marki i na pniu skupuje wszystkie ich nowości, wraz ze smartwatchami i telewizorami, żeby pogadać o Note 8 i o tym, czy zamierza go kupić. Powiedział że kupi, owszem. Ale też między wierszami rzucił, że wycena jest zaporowa i że jeśli ceny nowych flagowców firmy będą nadal tak szybko rosnąć, to kiedyś w końcu i on da sobie na wstrzymanie.

Jeśli tego typu klient, który jest tak silnie związany z marką, po raz pierwszy od dawna nie opowiada mi o tym, jakie to nie będą w tym smartfonie wspaniałe funkcje, tylko skupia się na cenie, to faktycznie skłaniam się ku stwierdzeniu, że Samsung zbliża się do swojego szklanego sufitu. Tyle, że gdy spróbuje go podnieść jeszcze bardziej, to może w końcu przeholować. Ostatecznie, są przecież w niektórych sklepach jakieś piękne, eleganckie i kosmicznie wycenione rzeczy. Mają one jeszcze jeden wspólny mianownik – zazwyczaj po prostu leżą i obrastają kurzem.

Samsungu, mam nadzieję, że wiesz co robisz, wołając w Polsce za smartfona 4300 złotych.

*zdjęcie główne pochodzi z Pixabay.com