7 lat Xbox One – 10 gier wartych poznania

Nowa generacja konsol już za rogiem, więc to dobry czas na podsumowanie obecnej. Co prawda pojawi się jeszcze kilka mocnych tytułów, zapowiedzianych już jakiś czas temu, jednak zdecydowana większość twórców skupia się już na tym, co nadejdzie. Xbox One przez siedem lat swojej obecności, pozwolił nam ograć wiele świetnych tytułów, a dziś chciałem Wam przedstawić dziesięć tych, które zasługują na największą uwagę.

Złośliwi powiedzą, że konsola Microsoftu i gry na wyłączność, to coś, co nie istnieje. A jednak – Xbox One dostał całą masę dobrych tytułów, w które nie zagracie na konkurencyjnych konsolach. Pojawiły się zarówno wielkie tytuły od gigantów branży, jak i mniejsze gry, jednak warte takiej samej uwagi, jak produkcje za miliony dolarów.

Na kolejność wymienionych tu gier, nie ma co zwracać uwagi. Każda jest warta poznania, każda oferuje coś, co warte jest zainteresowania się nią.

Partnerem wpisu jest Media Expert – sklep, w którym kupicie sporo z wymienionych poniżej gier

Mroczna przyszłość – Gears of War 4 i Gears 5

Seria Gears of War swój żywot zaczęła jeszcze na Xboxie 360. Gry, w których jako Marcus Fenix walczyliśmy z szarańczą, to coś, co każdy prawdziwy gracz powinien znać. Mroczna, brutalna i beznadziejna dla ludzkości przyszłość, to było coś, co głównie mnie w tej serii rozkochało. Genialny system ukrywania się przed ogniem za osłonami, charyzmatyczni bohaterowie, soczysta rozgrywka – to wszystko przesądziło o sukcesie marki.

Na Xbox One pojawiły się dwie odsłony gry, czwarta, w której wcielaliśmy się w syna protagonisty z poprzednich części, a także piąta – nazwana po prostu Gears 5. W tej pierwszej wojna z szarańczą była praktycznie wygrana, a świat mógł w końcu odetchnąć od wojennej zawieruchy. Pewne wydarzenia jednak spowodowały, że ludzkość znowu znalazła się w niebezpieczeństwie, a dawni, zapomnieni odrobinę bohaterowie, znowu musieli się zjednoczyć w walce.

Gra ukazała się jeszcze w 2016 roku, jednak do dziś imponuje oprawą i samą rozgrywką. W tej ostatniej co prawda nie ma jakichś wielkich zmian względem poprzedników, a jednak – gracze z całego świata pokochali ten tytuł. Sam zresztą ukończyłem go dwa razy, pewne sekwencje były tak niesamowicie zrealizowane, że aż dziw bierze, że gra ma na karku już cztery lata.

Piąta odsłona, nazwana Gears 5, kontynuowała opowieść z GoW4 – tym razem w roli głównej obsadzono Kate Diaz, kobietę, która była członkiem oddziału bohatera z części czwartej. Opowieść w tej odsłonie była bardziej osobista, a walka z szarańczą schodziła na boczny plan. Nowością w serii były półotwarte poziomy i… zadania poboczne. Tak, w Gears of War, brutalnej wizji przyszłości, w której życie polega na tym, żeby wybić jak najwięcej potworów, pojawiły się poboczne wątki rodem z gier RPG.

Przyznać trzeba, że to rozwiązanie się sprawdziło, a ja sam często zostawiałem główny wątek po to, żeby odkryć jak najwięcej sekretów i dopełnić opowieść. Same półotwarte poziomy to kolejna rzecz, którą twórcy dopieścili maksymalnie – mapy pełne sekretów, ukrytych smaczków i nawiązań do całej serii. Pojawił się też pojazd, który pozwalał na nam na szybkie przemieszczanie się po bezdrożach, coś na kształt deski surfingowej skrzyżowanej z… żaglówką.

Warto także wspomnieć o remasterze pierwszego Gears of War, który dla mnie osobiście jest przykładem tego, jak powinny wyglądać odświeżone wydania gier sprzed lat. Mocno usprawniona oprawa graficzna powodowała, że tytuł mógłby spokojnie konkurować z grami, które dopiero co miały premierę.

Jeśli posiadacie Xbox One, a jeszcze nie sprawdziliście najbardziej rozpoznawalnej serii z konsoli Microsoftu, to zróbcie to jak najszybciej. Wszystkie odsłony z Xboxa One działają też we wstecznej kompatybilności, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poznać całą historię świata opanowanego przez krwiożerczą szarańczę. Każdą z odsłon Gears of War można oczywiście także sprawdzić w abonamencie Game Pass. Warto zaznaczyć, że na nadchodzącym Xbox Series X, zagramy w Gears 5… nawet w 120 FPS!

Gears of War 5 w Media Expert

Odwiedź Szkocje – Forza Horizon 4

Setki kilometrów dróg, cała masa cudownie odwzorowanych modeli aut, wielka wolność i prawdziwe niebo dla fanów czterech kółek – Forza Horizon 4 to coś, w co po prostu trzeba zagrać. Szkockie bezdroża pełne wiosek, całkiem wiernie odwzorowany Edynburg, a po garaż pełen maszyn, które są mokrym snem ludzi, których pasją jest motoryzacja.

Przyznam szczerze że nie jest wielkim fanem szeroko pojętych „samochodówek”, jednak FH4 porwało mnie od samego początku. Uwielbiam gry, gdzie nic mnie nie ogranicza, gdzie w każdej chwili mogę udać się w dowolne miejsce, gdzie mapa aż zachęca do tego, żeby odkryć każdy jej zakątek.

https://www.youtube.com/watch?v=zJ477xAIlgU

Macie ochotę wsiąść do terenówki i lecieć przed siebie przez pola i lasy? Chcecie pędzić 400 kilometrów na godzinę autostradami? Forza Horizon 4 jest dla Was. To idealny tytuł do tego, żeby pościgać się z przyjaciółmi i pokazać, kto jest najlepszy. To także idealny tytuł do tego, żeby po prostu powłóczyć się autem bez celu, zwiedzać nowe miejsca i zachwycać się krajobrazami.

Jeśli chodzi o auta, to absolutnie każdy znajdzie tu coś odpowiedniego dla siebie. Potężne amerykańskie krążowniki, angielskie klasyki, kombi idealne dla rodziny z dziećmi czy potwory zwijające w miejscu asfalt. Znajdą się nawet maszyny które zadowoloną… kierowców ciężarówek. Jeśli do jakiejś gry pasuje określenie „do wyboru do koloru”, to FH4 jest tego idealnym przykładem.

Warto też zaznaczyć, że podobnie jak w przypadku Gears of War, także poprzednie odsłony Forzy są dostępne do ogrania we wstecznej kompatybilności. Mam tu na myśli zarówno serię Horizon, jak i tą bardziej realistyczną – Forzę Motorsport.

Forza Horizon 4 jest także dostępne w abonamencie Game Pass, którego oferta stale się rozrasta.

Forza Horizon 4 w Media Expert

Epickie opowieści – Halo: The Master Chief Collection i Halo 5

Nie ma chyba serii, która byłaby bardziej rozpoznawalna, jeśli chodzi o konsole Microsoftu. Halo, marka sięgająca roku 2001 (Czasy pierwszego Xboxa), ciągle dostaje kolejne odsłony, a najnowsza, o podtytule Infinite, zbliża się już wielkimi krokami.

Nie jest to może marka, którą w Polsce kojarzy każdy gracz, jednak z biegiem czasu i w naszym kraju rośnie w siłę. W Stanach Zjednoczonych to jedna z najlepiej sprzedających się serii, gdzie uzyskała już status kultowej.

The Master Chief Collection zawiera SZEŚĆ zremasterowanych gier – Halo Combat Evolved, Halo 2, Halo 3, Halo 3: ODST, Halo Reach oraz Halo 4. To prawdziwa gratka dla tych, którzy nie mieli jeszcze styczności z serią, a chcieliby ją nadrobić. Epickie przygody Master Chefa to coś, co wszyscy gracze powinni poznać na własnej skórze.

Warto dodać, że odświeżone edycje wspomnianych gier, to nie tylko lekko podbita rozdzielczość, jak to ostatnimi czasy z niektórymi grami bywa. Grafika w grze zostało odpowiednio dopieszczona do dzisiejszych standardów, zremasterowany został również dźwięk, a do tego… działają tryby sieciowe, więc jeśli był ktoś, kto tęsknił za graniem po sieci w starsze odsłony Halo, to teraz może do nich wygodnie powrócić.

Nie samymi remasterami jednak fan Halo żyje, więc na dokładkę mamy jeszcze cudowną piątą część. Jeśli ktoś dopiero przymierza się do tego, żeby poznać losy Master Chiefa, to ma do tego idealną okazję – w Game Pass oczywiście wszystko to co wyżej opisane, można bez problemu pobrać. Koniecznie trzeba się także zainteresować „pobocznymi” grami z serii, takimi jak Halo Wars czy Spartan Assault.

Bajeczna kraina – Ori and the Will of the Wisps

Odpocznijmy trochę od ratowania wszechświata, przenieśmy się do bajkowej krainy, którą od pierwszych sekund urzeknie Was swoim pięknem. Ori and the Will of the Wisps wcielamy się w tytułowego Oriego, młodego duszka mieszkającego w lesie. Los tak się ułożył, że musimy opuścić nasz dom, aby odkryć własne przeznaczenie.

Ten tytuł to coś, w czym zakochałem się od samego początku. Piękna, bajkowa wręcz grafika, świetny system umiejętności, gdzie całości dopełnia cudowny świat gry. Tytuł to coś z gatunku zwanego metroidvanią, a więc często, żeby gdzieś przejść, najpierw trzeba będzie odblokować odpowiednią zdolność.

Wiele razy będziemy tu wracać do wcześniej odwiedzonych lokacji, po to, żeby odkryć sekrety, jakich wcześniej odkryć nie byliśmy w stanie. W porównaniu do pierwszej odsłony gry (Ori and the Blind Forest), sequel został znacząco rozbudowany, pojawił się świetny model walki oraz wiele możliwości rozwoju naszego protagonisty.

Jeśli kochacie baśniowe opowieści, to Ori będzie idealnym wyborem. Gra jest momentami piekielnie trudna, nie wybacza błędów, jednak dla prześlicznej oprawy i wciągającej fabuły warto się z tą marką zapoznać. Obie części gry są oczywiście dostępne w Game Pass, jeśli odkładaliście w nieskończoność zagranie w Ori, to nie macie już żadnej wymówki.

Ori and the Will of the Wisps w Media Expert

Podróże w czasie – Quantum Break

Gry od Remedy to dla mnie świętość, Alan Wake, niedawno wydane Control czy Quantum Break – swoista hybryda gry i serialu. Wcielamy się w Jacka Joyce, w wyniku eksperymentów z czasoprzestrzenią, obdarowani zostajemy nadprzyrodzonymi mocami – możemy kontrolować czas.

Naszym zadaniem jest teraz powstrzymać anomalie związane z eksperymentem, przyjdzie nam się zmierzyć tutaj z własnym bratem, który podobnie jak my, dysponuje teraz mocami.

Gra przypomina serial głównie dlatego, że jest podzielona na dwie części. Ta pierwsza, to momenty, gdzie po prostu gramy – jako Jack strzelamy, rozwiązujemy zagadki, przemy przed siebie. Ta druga część gry to… serial. Ten skupia się na naszym bracie, czyli głównym antagoniście w Quantum Break. Przyznać trzeba, że to bardzo ciekawe połączenie, a losy obu postaci śledzi się z zapartym tchem.

W grze przyjdzie nam strzelać, wykorzystywać nabyte z biegiem czasu nowe umiejętności, rozwiązywać zagadki środowiskowe, a największe wrażenie robi tu oprawa. Walka to prawdziwy orgazm dla oczu, zatrzymywanie czasu, faszerowanie zamrożonych przeciwników ołowiem, warto zaznaczyć że gra nie jest prostą, głupią strzelanką.

Tutaj naprawdę trzeba planować swoje posunięcia i ciągle korzystać z naszych mocy, jeśli o tym zapomnimy, wiecznie będzie zaczynać grę od punktu kontrolnego. Pochwalić trzeba też dubbing, bo do ról w grze zatrudniono aktorów z doświadczeniem, przyjdzie nam tu usłyszeć na przykład Shawna Ashmore’a – znanego z serii X-Man czy The Following.

Nie muszę chyba też dodawać, że gra jest dostępna w… Game Pass. Tak, dopowiedzieć należy, że każdy tytuł na wyłączność, jeśli chodzi o Xboxa, jest dostępny w tym abonamencie.

Postrach mórz – Sea of Thieves

A gdyby tak zostać piratem? W Sea of Thieves możecie spełnić swoje marzenie! Tytuł cechuje się brakiem fabuły i tym, że nie oderwiecie się od niego nawet na moment, jeśli znajdziecie odpowiednią ekipę do grania. Poznacie tu świat, przepłyniecie setki mil morskich, splądrujecie wiele statków, a ciągle będzie Wam mało.

Osobiście nie przepadam za grami nastawionymi na tryb sieciowy, zdarzają się jednak takie tytuły, które mimo mojej niechęci, nie pozwalają mi się od siebie oderwać. Ba, nie wyobrażam sobie nawet tego, że miałbym grać w Sea of Thieves w pojedynkę, tylko ze zgraną ekipą będziemy czerpać frajdę.

Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie żeby zostać samotnym wilkiem morskim, jednak uważam, że cały miód obecny w tej grze, ujawnia się dopiero, gdy znajdziemy odpowiednich kompanów. Napadanie na inne statki, samo ogarnianie naszej łajby, wszędzie tu potrzeba rąk do pracy, a samemu może to być ciężkie zadanie.

Zaczniecie tutaj jako początkujący pirat, tylko do Was zależy to, czy staniecie się chłopcem do bicia czy postrachem mórz. Gra jest wręcz książkowym przykładem tego, jak powinny wyglądać tytuły nastawione na sieciową rozgrywkę. Jest też produkcją, która niejednego przeciwnika starć przez internet, przekona do takiej właśnie formy rozgrywki.

Piratem możecie zostać w tej chwili, gdyż w bezkres mórz i oceanów możecie wyruszyć już teraz, dzięki abonamentowi Game Pass.

Sea of Thieves w Media Expert

Energetyki szkodzą – Sunset Overdrive

Ludzkość została zniewolona przez… napoje energetyczne. Tak, nie mylą Was zmęczone oczy. W Sunset Ovedrive nasza rasa stała się stworami żądnymi krwi, tylko dlatego, że energetyki które spożywaliśmy, okazały się czymś innymi niż sądziliśmy.

Wcielamy się tutaj w… sprzątaczkę (albo sprzątacza!), jako jeden z niewielu nie mieliśmy ochoty na pobudzający napój, przez co teraz w naszych rękach spoczywają losy świata. Sama gra to połączenie trzecioosobowej strzelanki i gry w stylu… Tony Hawk? Myślę że to najlepszy przykład.

Przyjdzie nam tu toczyć boje z bezmyślnymi mutantami, korzystać z naprawdę wymyślnych broni (wyrzutnia vinyli!), a do tego śmigać ponad chodnikami na wszelkich przewodach, rynnach i torach tramwajowych. To chyba właśnie te chore pomysły, przykuły mnie do tego tytułu najbardziej.

Gra jest przesiąknięta humorem, wieloma nawiązaniami do popkultury, a do tego wyśmiewa wiele elementów dzisiejszego życia. W jednym z zadań na przykład, przyjdzie nam pomóc studentom jakiejś prestiżowej uczelni. Ci oczywiście zadzierają nosa, jednak potrzebujemy ich do pomocy, ze względu na ich umiejętności.

Jeden z tych studentów pomoże nam, ale tylko wtedy, gdy… przyniesiemy mu jakąś niewiarygodnie drogą wodę mineralną, która pochodzi z lodowca. Takich misji mamy w grze wiele więcej, jednak nie chcę tu nic zdradzać – warto to wszystko odkryć samemu po to, żeby tak jak ja, płakać momentami ze śmiechu.

To wszystko łączy się z przyjemną dla oka oprawą, aczkolwiek chciałbym przestrzec przed jedną rzeczą – grajcie w to tylko i wyłącznie po angielsku, polski dubbing jest bardzo… specyficzny. Sunset Overdrive jest dostępne w Game Pass.

Sunset Overdrive w Media Expert

Bij i siecz – Ryse: Son of Rome

Początki generacji zawsze obfitują w gry, które mają nam pokazać możliwości konsoli. Kto inny może to zrobić lepiej, jak nie Crytek – autorzy Crysisa, który do dziś jest stawiany za wzór w temacie oprawy graficznej. Ich Ryse to tytuł który wyszedł w 2013 roku, a do dziś naprawdę błyszczy i powoduje opad szczęki.

Marius Titus to rzymski centurion szukający zemsty, oprócz dążenia do tejże, przyjdzie nam jeszcze dowodzić naszymi podwładnymi. Walka to w większości efektowne ciosy, potoki krwi i czysta przyjemność dla oczu. Na ekranie nierzadko pojawia się do stu postaci, a w ruchu wygląda to wszystko wprost obłędnie.

Wielu graczy zapomniało już o tym tytule, jednak ja sam chętnie do niego powracam. Świetny model walki, efektowne starcia, a do tego technikalia robiące wrażenie aż po dziś dzień. Fakt, rozgrywka była dość powtarzalna, jednak sekwencje wykańczania wrogów, ulepszenia postaci które na przykład dodawały nowy sposób… egzekucji to coś, co mnie kupiło.

Nie jest to tytuł dla ludzi, którzy od gier oczekują wielowątkowej fabuły, prawienia morałów i życiowego przekazu, jednak jeśli szukacie czegoś, co odstresuje Was po ciężkim dniu, ta pozycja będzie idealna. Gra oczywiście czeka w Game Passie, więc odstresowywać możecie się już teraz.

Przyjemna apokalipsa – State of Decay 2

Gier o zombie było na pęczki, ciągle też powstają nowe, jednak czasami zdarza się taka, która mimo dość oklepanego tematu, wciąga po same uszy. Jednym z takich tytułów jest State of Decay 2, gra z otwartym światem, zarządzaniem zasobami, także ludzkimi i masą aktywności.

Przyjdzie nam tu odbijać z rąk truposzy nowych członków społeczności, poszukiwać zapasów, nowych broni czy w końcu miejsc, w których możemy się osiedlić. Do dyspozycji mamy dziesiątki broni, od klucza francuskiego, przez rewolwery, aż po potężne dwuręczne młoty czy karabiny. Przyjdzie nam tu jeździć w poszukiwaniu rzeczy, które pomogą nam w przetrwaniu, ulepszać naszą osadę, produkować broń, zawartości jest cała masa.

Świetną rzeczą jest to, że gdy nasza postać zginie… kontynuujemy rozgrywkę dalej, jednak w skórze innego członka naszej ekipy. Jeśli jednak chcemy odzyskać stracone dobra, musimy odszukać truposza, który jeszcze niedawno był jednym z ocalałych.

Gra była krytykowana przez mnogość błędów, jednak twórcy stanęli na wysokości zadania, a State of Decay ciągle dostaje kolejne usprawnienia, a do tego dodawana jest nowa zawartość. Grę oczywiście sprawdzicie w usłudze Game Pass, a żeby było lepiej, jest tam także dostępna pierwsza część gry.

Powrót do przeszłości – Rare Replay

A teraz coś z zupełnie innej beczki – nie gra, a cały zestaw dobra, w skład którego wchodzi aż trzydzieści tytułów. Znajdą się tutaj takie perełki, jak Perfect Dark, Viva Pinata czy Banjo-Kazooie, a całość została wzbogacona o trofea, więc jeśli lubicie je wbijać, będziecie w siódmym niebie.

Znajdziecie tu produkcje zarówno baaardzo wiekowe (Jetpac z 1983 roku!), jak i dość świeże (Perfect Dark Zero z 2005 roku), więc każdy znajdzie tu coś dla siebie. Kolekcja tych gier to swoisty wehikuł czasu, zarówno dla graczy starszej daty, jak i tych młodszych. Wiele z tych tytułów, pomimo wielu lat na karku, nadal wciąga tak samo, jak wtedy kiedy się ukazały.

Rare Replay to prawdziwa gratka dla graczy, to kolekcja idealna do tego, aby przypomnieć sobie wiele prawdziwych hitów od weteranów branży. Całość możecie sprawdzić poprzez Game Pass, jednak ostrzegam – ja na początku potraktowałem to jako ciekawostkę, a potem żona budziła mnie po tym, jak przez kilka godzin grałem i padłem ze zmęczenia.

I wiele, wiele więcej!

Xbox One przez te wszystkie lata otrzymał wiele wspaniałych tytułów, jednak żeby je wszystkie wymienić, trzeba by napisać książkę, a nie artykuł. Wszystkie te wymienione wcześniej gry, to coś, przy czym spędziłem najwięcej czasu. 7 lat Xbox One, to 7 lat naprawdę wielu dobrych tytułów.

Chociaż ta generacja jeszcze się nie skończyła, to jednak wielkich tytułów na wyłączność, poza Halo Infinite, nie pojawi się już więcej. Przyznać trzeba, że naprawdę było w czym wybierać w trakcie trwania obecnej generacji, ciekawe czym twórcy gier zaskoczą nas przy kolejnej.