trine 5 a clockwork conspiracy grafika
Źródło: Epic Games Store

Recenzja Trine 5: A Clockwork Conspiracy. Komu łamigłówki, komu?

Czy można mieć większego pecha niż bohaterowie serii Trine? To już piąty raz, kiedy dzielne i heroiczne trio, zamiast wieść zwykłe życie stereotypowego przedstawiciela swojego fachu, musi połączyć siły, aby uratować królestwo przed złymi siłami. Czy przygoda w Trine 5: A Clockwork Conspiracy będzie jednak równie angażująca dla gracza jak dla naszych bohaterów?

Kluczowa kooperacja

Choć trudno uznać serię Trine za gry z głównego nurtu, które rozpalają dyskusje przez cztery pory roku, przed premierą i zaraz po niej, to gdybym został obudzony w środku nocy i poproszony o wymienienie na szybko kilku gier kooperacyjnych, to pewnie obok LittleBigPlanet, Overcooked czy wszelakich LEGO od Traveller’s Tales, wymieniłbym właśnie Trine’y

Wiadomo, można powiedzieć, że każda gra sieciowa, wymagająca współpracy, jest „kooperacyjna”, jednak takie Left 4 Dead, Minecraft czy Counter Strike można ogrywać, nie wchodząc w angażujące interakcje z towarzyszami – po prostu idę robić swoje i widzimy się na końcu mapy / po zebraniu diamentów / w następnej rundzie.

Tymczasem gry pokroju Trine, nomen omen, wiążą losy grających i od samego początku dają znać jasno do zrozumienia, że bez komunikacji i współpracy daleko nie zajedziemy.

Drzwi do nowej przygody lada chwila zostaną otwarte… (Źródło: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

Mechaniczne Machinacje w Trine 5

Tym razem, zamiast czarnoksiężnika na wolności czy księcia materializującego koszmary senne, mamy Lady Sunshine Crownsdale i Lorda Goderyka, którym nie w smak obecnie panujący ustrój w królestwie.

Powyższa dwójka jest święcie przekonana, że to oni najlepiej poradziliby sobie z zarządzaniem krainą, więc od dłuższego czasu knują sobie pewną intrygę, a kluczem do sukcesu jest pozbycie się Amadeusza, Poncjusza i Zoyi – trójki bohaterów, których gościmy na ekranach już od 14 lat.

W Trine 5 szczególnie czuć, że fabuła jest tylko pretekstem do przeczołgania nas ponownie po baśniowych lokacjach. Chcąc uniknąć spoilerów podam dla przykładu, że Akt II kończy się wydarzeniem kompletnie wymykającym się mojej logice („Czy to było naprawdę konieczne?” i „Jak można być tak naiwnym?”), antagoniści w ostatnich godzinach gry przechodzą metamorfozę i z geniuszy zła stają się trochę slapstickowymi pierdołami („Jak udało im się zajść tak daleko przy realizacji swojego planu?”), a nieco gorzkie zakończenie gryzło mi się z klimatem gry, gdzie wszystko powinno kończyć się lepiej niż „dobrze”.

Te trzy niecnoty to kłopoty. (Źródło: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

Baśniowy background

Suniemy więc przez 20 plansz walcząc pod drodze z szczuroludźmi, mechanicznymi rycerzami i nieumarłymi oraz trafiając na zagadki, do których rozwiązania przydadzą nam się umiejętności „bohaterów Trójni” – mamy więc generator skrzyń w postaci czarodzieja Amadeusza, złodziejkę Zoyę, mistrzynię lin i akrobacji oraz Poncjusza, wyposażonego w miecz, tarczę i praworządne serce paladyna.

Na szczęście gra nie odkrywa przed nami wszystkich kart od razu i wraz z kolejnymi aktami zyskujemy dodatkowe umiejętności (klonowanie się, teleportowanie się do kółek na liny czy odwracanie grawitacji). Nasza chęć do szperania po kątach prowadzi natomiast do powiększenia puli buteleczek z doświadczeniem, a każdy kolejny poziom pozwoli doprawić zdolności dodatkowymi atutami.

Nasz drużynowy mag zyska możliwość odpychania od siebie przeciwników, złodziejka pośle „drona” z kółkiem do zawieszenia się, a rycerz wykorzysta tarczę do ślizgania się po powierzchni („Siri, włącz muzykę z Tony Hawk’s Pro Skater”).

Podobnie jak w poprzednich odsłonach Trine, dzięki szerokiemu wachlarzowi umiejętności postaci i otwartym umysłom programistów i programistek z Frozenbyte, kolejne zagadki środowiskowe nie sprowadzają się do szukania jedynego, słusznego rozwiązania. Jeżeli do wspinaczki użyjemy dwóch postawionych na sztorc skrzynek – spoko. A może wbijemy Poncjuszem miecz w skałę i wybijemy się w górę? Też git.

Z jednej strony prowadzi to do sytuacji, w której przerastające nas w danym momencie łamigłówki, zamiast wysilania naszego mózgu, sprowadzają się do cwaniakowania ze skrzyniami i linami tak, żeby niejako ominąć wyzwanie umysłowe.

Z drugiej strony przez całą rozgrywkę trafiły mi się ze 3 fragmenty, gdzie razem z partnerką przez kilka minut głowiliśmy się nad rozwiązaniem tylko po to, żeby na końcu stwierdzić „chrzanić to, weź tu podskocz, a ja ci potrzymam skrzynkę”.

Zakładam zatem, że raz na kilka etapów traficie na coś, co zahamuje Wasz „spacer po parku”. Nawet jeżeli niektóre przeszkody pokonujemy w ten sam sposób (przeciągnięcie liny pomiędzy punktami czy zamrożenie jednego elementu mechanizmu i odblokowanie go chwilę później), to twórcy nie próbują wyczerpać źródełka z pomysłami od razu, tylko wracają do tych rozwiązań kilka etapów później, dzięki czemu uczucie nudy nie pojawia się tak szybko.

Połączeniem części zagadkowej i bitewnej Trine’a są walki z bossami – oprócz ostatniego przeciwnika, wpisującego się w motyw „wal tam, gdzie się świeci”. Każdy stwór, czekający na nas pod koniec aktu, najpierw wymagał od nas ustalenia, jak dobrać mu się do głównego paska zdrowia.

Raz chodziło o odbijanie promieni tarczą, innym razem o spetryfikowanie główki sałaty. Choć przy każdej takiej walce powracał scenariusz „rozgryzanie problemu->rozwiązanie->śmierć->zbijanie o 1 fragment paska zdrowia więcej” to dobieranie się krok po kroku do czterech liter niemilców miło łechta ego w trakcie zabawy.

Grupowe granie

Grając na średnim poziomie trudności warto nauczyć się wykorzystywać część umiejętności bojowych. Niektóre miejsca zsypujące nam na głowę kilku przeciwników naraz potrafią napsuć krwi i, przy chwili nieuwagi, cofnąć nas do punktu kontrolnego. Te na szczęście są na tyle gęsto rozmieszczone, że nawet jeżeli nie uda Wam się skok nad przepaścią prowadzącą do kolejnego miejsca zapisu, stracicie maksymalnie kilka minut zabawy.

Przyjemnym „urozmaicaczem” rozgrywki w Trine 5, a zarazem nowinką w serii, są również znajdźki wpływające na wygląd sterowanego przez nas trio oraz kilka kompozycji kolorystycznych do wyboru.

Choć w zabawie z trzema graczami żaden bohater nie dubluje się, to możliwość ubrania Amadeusza w kolory kojarzące się z pierwszym Simon the Sorcerer i dorzucenie mi papierowej czapeczki zamiast szpiczastego kapelusza stanowi zawsze jakąś wartość dodaną i może skończyć się drobnym plusikiem w podsumowaniu recenzji.

Ograniczona oprawa

Dwadzieścia (choć po prawdzie to dziewiętnaście) poziomów to zarazem dwadzieścia dobrych powodów, dla których warto sięgnąć po grę. Zakurzona biblioteka, skąpany w jesiennych barwach las, steampunkowy sterowiec – lokacje mają swoją unikalną tożsamość i czuć, że zespół pracujący nad Trine 5 włożył w nie sporo serca.

Scenerie w tle aż prowokują do tego, żeby na chwilę się zatrzymać i zrobić sobie zrzut ekranu do zachwycania się nim później. Immersję potęgują wyjątkowe elementy otoczenia, zależne od miejsca – na otwartych przestrzeniach częściej spotkamy wybuchowe rośliny, a statek powietrzny to dobra okazja, aby skorzystać z platform unoszących się w powietrzu.

Niestety, odniosłem wrażenie, że graficznie od daty premiery poprzedniej części, w Trine nie zmieniło się nic. W trakcie przerywników, gdy kamera przybliżała się do postaci w grze, oświetlenie zupełnie nie pasowało mi do standardów graficznych, jakich mógłbym oczekiwać nie tylko od posiadanego PlayStation 5, ale również od PS4.

Gdybym miał szukać winowajcy, upatrywałbym go w obecności Nintendo Switch wśród platform, na które dostępna jest gra. Zamiast dopieszczać maksymalnie wersję na mocniejsze konsole, Frozenbyte zrównało moce przerobowe tak, aby gra wyglądała podobnie na każdej platformie.

Na szczęście nie trzeba było obniżać jakości muzyki. Ari Pulkkinen związany jest z serią od samego początku i doceniam jego umiejętność wpisania się w klimat gry. Spotkamy się więc głównie z kompozycjami, jakie możnaby usłyszeć w serialu fantasy skierowanym do nastolatków – może nie dodałbym albumu z soundtrackiem na usługach streamingowych do ulubionych, ale nie można mu odmówić budowania przyjemnego, bajkowego klimatu.

Problematyczne podsumowanie

Jest ładnie i zgodnie z duchem serii. Muzyczka przyjemnie przygrywa w tle, a ja właśnie kończę tytuł wspólnie z partnerką. Można dawać 8 na 10 i wrócić za jakiś czas po platynę, prawda? Za bardzo jednak lubię filozofować przy okazji takich gier, aby skończyć całość w tym miejscu.

Faktycznie, przy pierwszych godzinach z grą, patrząc na piękną mapę przedstawiającą postępy w fabule, słuchając przekomarzających się bohaterów i gratulując sobie bystrości po kolejnej rozwiązanej zagadce, mogłem szykować się do tego, aby wystawić Trine 5 „ósemkę”. Niestety, ponownie w głowie zakiełkowała mi pewna fraza, którą można odebrać dwojako.

Trine okazuje się bowiem trochę „łamigłówkową FIF…” przepraszam „łamigłówkowym EA Sports FC”. Jeżeli zagraliśmy w pierwszą część, to oprócz części trzeciej, która porzuciła 2,5D na pełne 3D, nic nie jest w stanie nas w nich zaskoczyć. W pierwszej części Poncjusz tnie każdego, kto stanie mu na drodze w czynieniu dobra, Zoya opuści dla nas platformę przywiązując się do niej, a Amadeusz będzie wkurzał Waszą drugą połówkę kolejną wyczarowaną i przeniesioną nie w te miejsce skrzynią.

Nie inaczej jest w Trine 5: A Clockwork Conspiracy. To dobrze zrealizowana produkcja, gdzie z pewnością znajdzie się garść nowinek względem poprzedniej części, jednak trzon zabawy pozostaje ten sam, co w 2009 roku.

Jeżeli ktoś ma już za sobą inne kooperacyjne perełki, jak It Takes Two, Portal 2 czy Overcooked, nowy Trine może być jak dobrze odgrzany kotlet schabowy z nową surówką i innym sosem – niby coś po staremu, niby coś nowego, ale grunt, że smakuje.

trine 5 a clockwork conspiracy grafika
Recenzja Trine 5: A Clockwork Conspiracy. Komu łamigłówki, komu?
Wnioski
Zalety
Przepiękne scenerie
Walki z bossami to głównie łamigłówki podzielone na etapy
Wpisująca się w klimat muzyka
Wady
Ciężko doszukać się tu gigantycznych zmian względem poprzednika
Nierówna grafika (patrz: przerywniki)
Nowości mogły pójść o krok dalej (większa personalizacja bohaterów)
7.5
Ocena