Recenzja Sennheiser Urbanite XL Wireless – miejski styl, klubowe brzmienia

Na ten moment nie znam osoby, która chociaż sporadycznie nie korzystałaby ze słuchawek, przy czym zdecydowana większość z mojego grona spędza sporo czasu w sprzęcie nausznym lub wokółusznym. Niektórzy zwracają uwagę na wygląd, inni na jakość dźwięku, a w obu tych kategoriach można traktować sprzęt w różnoraki sposób. Sennheiser Urbanite XL Wireless to słuchawki, które uderzają w miejski styl wizualny i klubowy styl muzyczny. Czy taki duet ma szansę bytu?

Specyfikacja techniczna

Jeżeli chodzi o specyfikację techniczną, to jak zwykle Sennheiser nas rozpieszcza. Na swojej stronie umieszcza kompletne informacje na temat swoich słuchawek i podobnie jest w przypadku Urbanite XL Wireless.

Przewodowe/bezprzewodowe Bezprzewodowe
Słuchawki/zestaw słuchawkowy Zestaw słuchawkowy
Rodzaj słuchawek Wokółuszne
Rodzaj przetwornika Dynamiczny
Pasmo przenoszenia 16 – 22000 Hz
Poziom ciśnienia akustycznego (SPL) 110 dB
Impedancja 18 Ω
Czas gotowości do 15 dni
Czas słuchania do 25 godzin
Redukcja szumów Pasywna
Kompatybilność Bluetooth® 4.0, aptX®, SBC Headset 1.2, Hands-free 1.6, GAVDP, A2DP 1.2, AVRCP 1.4
Ładowanie odbiornika ok. 2,5 godz.
Zniekształcenia < 0,5 % (1 kHz, 100 dB)
Magnesy Neodymowe
Kolor Czarny
Waga 299 gramów
Zasilanie Bateria litowo – polimerowa
Mikrofon Wbudowany
Czułość -42 dB V/Pa
Zasięg do 10 metrów

Cena w momencie publikacji recenzji: około 749 złotych

Testowane słuchawki możecie kupić m.in. w Media Expert.

Zestaw sprzedażowy

Jeżeli chodzi o zestaw sprzedażowy, to ten… całkiem mnie zaskoczył. Nie jest specjalnie obfity – standardowe, sennheiserowe pudełko wyłożone gąbką zawiera słuchawki, woreczek, przewód microUSB oraz kabel zakończony z obu stron wtykami jack – z tym, że z jednej strony ma on 2,5 milimetra, a z drugiej 3,5 milimetra. Co w tym dziwnego? Ano to, że ten ostatni jest płaski i ma masywnego pilota!

Nie uważam, żeby kabel do transmisji muzyki w przypadku słuchawek bezprzewodowych był wybitnie ważny, ale warto poświęcić mu kilka słów. Wtyk od strony słuchawek ma specjalne wycięcie, które umożliwia „wkręcenie” kabla w konstrukcję Sennheiser Urbanite XL Wireless, a prawdopodobnie gdzieś po drodze zahacza o przełącznik – wetknięcie kabla do prawej muszli powoduje wyłączenie Bluetooth, a jego wyjęcie – ponowne bezprzewodowe połączenie z urządzeniem.

Pilot jest aż zbyt masywny, choć ma tylko przycisk funkcyjny, suwak służący do zmieniania głośności (nawiasem mówiąc, nie lubię takiego rozwiązania – można zbyt łatwo coś zmienić na drodze przypadku) i niewielki mikrofon. Po stronie źródła wtyk jest kątowy – całość powoduje, że kabel jest nietypowy zarówno pod kątem użytkowania, jak i ewentualnej wymiany.

Jeżeli chodzi o przewód microUSB, to ten jest zupełnie normalny, więc nie ma co poświęcać mu zbyt wiele czasu. Woreczek zrobił natomiast na mnie pozytywne wrażenie. Jest wykonany ze stosunkowo cienkiego, rozciągliwego materiału i co prawda nie ma co liczyć, że uchroni nasze słuchawki przed zgnieceniem, ale przed zabrudzeniem lub porysowaniem na pewno. Jest przy tym całkiem poręczny i gdy z niego nie korzystamy, można go nawet wepchnąć do kieszeni, co nie było możliwie chociażby w przypadku sztywnego etui z Brainwavz HM5.

Wzornictwo i jakość wykonania

Jeżeli chodzi o wzornictwo, to to zdecydowanie odbiega od tego, jakie znam z innych słuchawek producenta. Sennheiser Urbanite XL Wireless są czarno-białe, pałąk pokryty jest materiałem przypominającym jeans, zaś okrągłe pady wykończono dziwnym, gumowanym tworzywem. Muszę powiedzieć to wprost – słuchawki mi się zwyczajnie nie podobają, choć ktoś miał na nie pomysł. Użyte materiały nie trafiają w moje oko, ale gusta użytkowe jak najbardziej – słuchawki są wygodne, przyjemnie się je nosi, a względny brak połyskliwych elementów na pewno przedłuży okres, kiedy wyglądają jak nowe.

Sama konstrukcja jest przemyślana – pałąk jest szeroki i masywny, co zgrywa się z równie dużymi i okrągłymi muszlami. Te elementy połączone są ze sobą przy użyciu znikającego w pałąku płaskiego kabla, a całość umieszczono na czymś w rodzaju prowadnicy. Na prawym elemencie, Sennheiser umieścił panel sterowania, który nie jest wyróżniony w żaden zauważalny sposób. Strony można rozpoznać albo po umieszczonych w środku znacznikach, albo po przycisku zlokalizowanym na prawej muszli. Sam przycisk służy do włączania słuchawek oraz połączenia bezprzewodowego i ma formę suwaka – pierwsza pozycja odpowiada za wyłączone Sennheiser Urbanite XL Wireless, druga – włączone, a trzecia umożliwia parowanie słuchawek, choć przycisk zaraz po puszczeniu z trójki wraca do dwójki.

Jeżeli chodzi o komfort użytkowania, to Sennheiser Urbanite XL Wireless mają w moim odczuciu jedną, zasadniczą wadę – niezbyt mocno trzymają się głowy. Nauszniki mają rozmiar, który sprawia, że są one raczej przerośniętymi słuchawkami nausznymi, aniżeli wokółusznymi, docisk jest niewielki, a i sam pałąk nie zapewnia specjalnego chwytu. Sprawia to, że dosyć łatwo gwałtownym ruchem głowy przesunąć urządzenie, a o jakimkolwiek schylaniu bez poprawiania pałąka nawet nie ma mowy. Mimo to, konstrukcja jest lekka i zaprojektowana tak, że nie dostarcza żadnych „doznań” bólowych nawet podczas długotrwałego użytkowania.

Konstrukcja pałąka sprawia na dodatek, że słuchawki niespecjalnie przylegają do głowy, przez co wyglądamy jakbyśmy mieli na głowie spore rusztowanie pod gniazdo ptaków albo coś w ten deseń. Być może należało tego spodziewać się po extra-large w nazwie Sennheiser Urbanite XL Wireless, ale moim zdaniem za rozmiarem nie idą żadne aspekty praktyczne – nauszniki są stosunkowo płytkie i okrągłe, więc nie mamy zapewnionej wygodnej i praktycznej konstrukcji wokółusznej z prawdziwego zdarzenia. Całość prezentuje się dla mnie podobnie, jak design – ktoś miał na to pomysł, ale odrobinę chybiony. Zostawmy jednak już te narzekania – o gustach się przecież nie dyskutuje ;).

Obsługa i codzienne użytkowanie

Obsługa Sennheiser Urbanite XL Wireless jest… prosta jak konstrukcja cepa. Wystarczy przesunąć włącznik w odpowiednią pozycję, ewentualnie chwilę go „przeciągnąć”, aby sparować słuchawki z nowym urządzeniem. Istotny jest fakt, że – w przeciwieństwie do testowanych ostatnio Sony h.ear on 2 – słuchawki obsługują dwa urządzenia naraz. W zamian nie obsługują kodeków, o których warto byłoby pamiętać w tej półce cenowej – aptX HD i LDAC – przez co głośność sterowana z poziomu smartfona i Sennków jest niezależna. Mimo wszystko, w tej cenie to niedopuszczalny brak.

Dotykowy panel ma taką samą funkcjonalność jak umieszczony na kablu pilot, więc ten drugi pełni jego rolę podczas pracy przewodowej. Z jego poziomu można wykonywać standardowe czynności, takie jak zmiana głośności, przewijanie piosenek, ich przełączanie czy też kontrola nad połączeniami głosowymi – wszystko osiągane poprzez odpowiednie miźnięcia i stuknięcia. Dotykowy panel jest całkiem wygodny, ale mimo wszystko, gdzieś z tyłu głowy, tęskniłem za rozwiązaniem ze wspomnianych już Sony h.ear on 2.

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i użytkowanie
  2. Jakość dźwięku i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie

Jakość dźwięku i stabilność połączenia

Jeżeli chodzi o stabilność połączenia, to ta nie sprawia większych problemów. Niestety, jak już wspomniałem, regulacja głośności słuchawek nie „zgrywa” się z tą smartfonową. Niemniej, jakość dźwięku jest naprawdę zadowalająca. Musimy mieć na względzie, że sam producent twierdzi, że Sennheiser Urbanite XL Wireless mają dostarczać masywny bas i czyste tony wysokie, dając wrażenie klubowego brzmienia w ruchu. Nie można więc oceniać ich pod kątem szczegółowości przekazu, a skupić się właśnie na tym klimacie – w końcu model sygnalizuje taki układ zarówno wyglądem, jak i opisem.

Dźwięk w istocie jest nastawiony na rozrywkę i w tym zakresie sprawdza się znakomicie. Jeżeli nie przykładacie żadnej wagi do wierności przekazu i po prostu lubicie dobrze się bawić, słuchając swoich ulubionych kawałków, to Urbanite XL Wireless są właśnie dla Was. Soczyste niskie tony zdecydowanie dominują w pasmach, które docierają do naszego ucha, średnica jest nieco wycofana, a góra wystarczająco podbita i wyraźna, aby te Sennheisery grały jako klasyczne V-ki czy też, jak kto woli, uśmieszki. Warto jednak nadmienić, że wycofana średnica wciąż zaznacza swoją obecność, więc efekt ostateczny jest znacznie lepszy niż w przypadku sztucznego podbicia tonów equalizerem nieokreślonego pochodzenia.

Scena jest naprawdę przyzwoita, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę charakterystykę tych słuchawek, co przekłada się na wrażenie, iż część dźwięków pochodzi ze świata rzeczywistego, a nie muzycznego. Niejednokrotnie zdarzyło mi się obrócić, żeby sprawdzić kto zamknął mi drzwi do pokoju, po czym docierało do mnie, że tak naprawdę to uderzenie basu w odtwarzanej piosence. Myślę, że swoje pięć groszy dokłada do tego izolacja od otoczenia – ta stoi w idealnym kompromisie pomiędzy… jej brakiem, a całkowitym odcięciem od rzeczywistości. Jeżeli decydujemy się na brak aktywnej redukcji szumów, to właśnie taki układ powinien nas zadowolić – jesteśmy odcięci wystarczająco mocno, ale nie znajdujemy się w słuchawkowej głuszy.

Jeżeli chodzi o połączenie przewodowe, to Senneheiser Urbanite XL Wireless pokazują pazury. Domyślam się, że to efekt istnienia tych samych słuchawek w wariancie niebezprzewodowym i podejrzewam, że podłączenie kabla zbliża słuchawki właśnie do „klasycznego” brata. Ogólna charakterystyka słuchawek pozostaje taka sama, ale po podłączeniu do lepszego źródła (Prodigy Cube Black Edition + MUSES 8820) wszystkie zalety się uwydatniają. Niemniej, gdybym chciał od czasu do czasu traktować je jako słuchawki stacjonarne, to na pewno irytowałby mnie płaski kabel z pilotem.

Bateria

Bateria w tych słuchawkach jest naprawdę potężna. Producent zapewnia, że jedno ładowanie wystarcza na 25 godzin słuchania muzyki i przyznam, że jestem w stanie to uwierzyć. Warto zaznaczyć, że zarówno iPhone’y (według informacji z pudełka), jak i Androidy (według doświadczenia z moim LG G6) pokazują stan naładowania słuchawek, co pozwoli na podłączenie ich do prądu wtedy, kiedy będzie to konieczne, a nie zorientowanie się o takiej potrzebie dopiero po fakcie.

Podsumowanie

Sennheiser Urbanite XL Wireless to słuchawki, które określiłbym jako poprawne z plusem. Słuchawki przyjemnie realizują swoją ideę brzmieniową, są całkiem wygodne i przemyślane, a jakość połączenia nie pozostawia pola do narzekania. Mimo wszystko, w tej cenie brakuje kilku drobnostek – w nieco wyżej kwocie śmiało możemy kupić nieco mniej stylowe, ale lepiej sprawdzające się w praktyce Sony h.ear on 2.

Niemniej, z Urbanite XL Wireless chyba jest jak z modą. Nie trzeba jej lubić, bo to nie o to w tym chodzi. One nie są dopasowane do potrzeb każdego. Ale ci, którzy dostrzegą w wyglądzie i pomyśle na urządzenie potencjał, przymkną oko na wady i mogą się zakochać.

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i użytkowanie
  2. Jakość dźwięku i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie
Recenzja Sennheiser Urbanite XL Wireless – miejski styl, klubowe brzmienia
Wnioski
Sennheiser Urbanite XL Wireless to przyzwoite słuchawki, którym zabrakło drobnego dopieszczenia. To nie są słuchawki dla każdego, ale świadomi ich wad i zalet powinni je pokochać, mimo wysokiej ceny.
Zalety
jakość dźwięku
panel sterowania
czas pracy na baterii
komfort użytkowania
intuicyjność obsługi
Wady
nieco zbyt słaby chwyt głowy
ogromne słuchawki nauszne, a nie okrągłe wokółuszne
konkurencja oferuje w tej cenie więcej kodeków
ten styl TRZEBA lubić ;)
6.5
OCENA
Exit mobile version