Recenzja Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT – lekki i kompaktowy towarzysz wokółuszny

Jakość dźwięku, NoiseGard i stabilność połączenia

Przyznam szczerze, że do tej sekcji przechodzę z duszą na ramieniu. Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT to słuchawki, których cena przekracza tak naprawdę wartość całego mojego stacjonarnego zestawu audio i czuję w tym momencie coś w rodzaju ogromnej odpowiedzialności. Nie ma jednak co marudzić, tylko przejdźmy do rzeczy ;). Jakość dźwięku należałoby tak naprawdę podzielić na dwie sekcje, z czego jedną z nich na dodatkowe dwie podgrupy. Mowa tutaj oczywiście o pracy bezprzewodowej, a także pracy przewodowej – zarówno przy włączonym zasilaniu, jak i bez niego.

Zacznę może od ciekawostki. Kojarzycie być może słynny test, w którym należało odróżnić dźwięk odtwarzany we FLAC od gorszej jakości empetrójek? Podczas testu przypadkiem trafiłem na tę stronę po raz kolejny. Sennheisery były akurat podłączone do Prodigy Cube’a, sprawdziłem czy zasilanie jest włączone, nieco zwiększyłem głośność i…. 6/6. Wiem, że wiele osób uważa, że różnica między tymi plikami jest nie do odróżnienia. Wiem, że to być może była kwestia jakiegoś szczęścia. Ale moim subiektywnym zdaniem, różnica była naprawdę odczuwalna – i to bez większego problemu.

Transmisja bezprzewodowa

Przy okazji tej sekcji pozwolę sobie omówić również stabilność połączenia, zaś o funkcji NoiseGard opowiem przy okazji połączenia przewodowego – jak się później okaże, nie bez powodu dokonałem podziału według właśnie takiego kryterium. Słuchawki podłączałem do swojego LG G5 i muzyki słuchałem przede wszystkim ze Spotify, jednak zdarzało mi się parować je również ze swoim laptopem. Niestety, zdążyłem już zapomnieć, że moduł Bluetooth w moim komputerze jest naprawdę kiepski, co skutkowało nie tylko przerywaniem dźwięku, lecz również… gorszym działaniem internetu ;). Jestem w stanie jednak z niemal całą pewnością stwierdzić, że cały ten kłopot jest spowodowany czynnikiem sprzętowym „po drugiej stronie”, a więc skupię się przede wszystkim na połączeniu z telefonem.

Jest na pewno bardzo dobrze. Słuchawki mają zaskakująco szeroką scenę, która bez żadnego problemu rozdziela każde źródło dźwięku, które nie zlewa się z innymi w jedną całość. Ogólnie brzmienie jest ciepłe, lecz powiedziałbym, że na swój sposób aksamitne i delikatne – żadne pasmo nie przebija się za bardzo, żadne nie „kłuje” w uszy, ani niespecjalnie dudni, a do tego jest wspaniale odseparowane. Powiedziałbym, że jakość odtwarzanego dźwięku ma coś w rodzaju charakteru, przez co do tych słuchawek naprawdę chce się wracać. Moją uwagę zwróciły na swój sposób „stłumione” soprany – nie jestem w stanie jednak opisać tego w odpowiedni sposób. Nie chodzi o to, że są one zniekształcone czy niedopieszczone przez producenta – to jedne z nielicznych słuchawek, w których nawet bardzo głośne słuchanie muzyki nie powoduje delikatnie skrzywionej miny przy nagłym wejściu wysokiego dźwięku. Wiadomym jest, że smartfon to nie najlepsze źródło dźwięku na świecie, a transmisja poprzez Bluetooth dokłada do tego swoją cegiełkę, ale wydaje mi się, że jak na te warunki pracy jest naprawdę bez zarzutu.

Transmisja przewodowa

W tym przypadku należy zróżnicować to, czy używamy funkcji NoiseGard, bowiem ta wyraźnie zmienia charakterystykę dźwiękową. Na pewno zdecydowanie powiększa scenę, dźwięk jest mniej głuchy, bas jest tłoczony nieco mocniej, jednak odtwarzane dźwięki nadal są przyjemne. Ale magia zaczyna się dopiero po wciśnięciu przycisku… Już przy okazji recenzji Bose QC30 przekonałem się, że moje marzenia dotyczące aktywnej redukcji szumów były wyolbrzymione. W tym przypadku jest jednak znacznie lepiej i hałasy otoczenia są naprawdę dobrze wyciszane, przy czym nadal słyszalne są bardziej interesujące nas dźwięki – krzyczący za nami znajomy czy przejeżdżający blisko samochód.

Jeżeli chodzi zaś o wrażenia dźwiękowe, to jest nieznacznie lepiej po kablu. Pozwolę sobie przypomnieć, że rolę źródła pełnił Audiotrak Prodigy Cube Black Edition z dołożonym OPAMP-em MUSES8820, wybrałem również ze swojej kolekcji kilkadziesiąt bezstratnych FLAC-ów. Powiedziałbym, że przewód po prostu uwydatnia wszystkie pozytywne cechy słuchawek, dzięki czemu zapominamy na chwilę o i tak słabo zauważalnych wadach. Jakość dźwięku jest na tyle satysfakcjonująca, że nie pamiętałem o niezbyt wygodnym pałąku, co skutkowało natychmiastowym zderzeniem z rzeczywistością zaraz po zdjęciu sennków. Zwyczajne ciepło, połączone z delikatnym wręcz charakterem, dawało naprawdę wrażenie rozkoszy. Wiem, że to brzmi jak wyolbrzymione „fandzolenie”, ale doznania dźwiękowe to coś, czym te słuchawki zdecydowanie mogą się pochwalić.

Na samym końcu chciałbym powiedzieć co nieco o grach – w końcu dla wielu z Was, ten aspekt może być ważny, bowiem niektórzy mogą chcieć wykorzystywać ten model jako produkt stacjonarny (choć sam raczej zdecydowałbym się na coś innego, ale o tym w podsumowaniu). Słuchawki bardzo dobrze oddają przestrzeń i nie miałem absolutnie żadnego problemu z rozpoznaniem kierunku, z którego nadchodzi przeciwnik. Niemniej charakterystyka dźwiękowa – moim zdaniem – nie jest typowo podkręcona pod soczyste dźwięki armat i karabinów, ale na pewno nie odbiera frajdy z gry. Słuchawki można z powodzeniem wykorzystywać też do transmisji dźwięku z gier mobilnych, co zresztą zdarzyło mi się kilka razy robić podczas podróży.

Sennheisery i World of Warships Blitz / Zdjęcie jest elementem kampanii Wargaming

Bateria

Czas dojść do punktu, w którym słuchawkom po prostu nie da się zwrócić uwagi. Deklarowany przez producenta czas wynosi do 22 godzin, jednak od razu powiem, że prawdopodobnie jest on przekłamany. Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT pracują po prostu znacznie dłużej! Czas ten stał się dla mnie wręcz niemożliwy do zmierzenia, w końcu przez dokładnie 10 dni używałem ich dziennie po dobre kilkadziesiąt minut. Oszacowałbym go zatem na mniej więcej trzydzieści, a może nawet czterdzieści godzin. A podkreślę, że mówimy tutaj o transmisji dźwięku przez Bluetooth. Dodam jeszcze, że mój smartfon nie odczytuje domyślnie poziomu naładowania tego modelu, przy czym nie ma takiego problemu z dokanałowymi Beyerdynamic Byron BT.

Jeżeli chodzi o działanie na kablu, to w przypadku microUSB tak naprawdę nie ma o czym mówić – w końcu stale dostarczane jest zasilanie. Jeżeli chodzi zaś o kabel 3,5 mm, to – zgodnie z tym, o czym wspomniałem we wcześniejszej części wpisu – słuchawki pracują również bez zasilania, a więc wtedy czas pracy jest również nieograniczony. Niemniej ich włączenie, powodujące zresztą włączenie NoiseGard i zmianę charakterystyki dźwięku, niewiele zmienia w tej kwestii – zdarzyło mi się przez trzy dni z rzędu włączyć słuchawki rano, zostawić je i wyłączyć dopiero wieczorem. A potem grały dalej jeszcze przez parę dni!

Jeżeli chodzi więc o akumulator, to tutaj naprawdę jest idealnie. Zamontowane przez producenta ogniwo o pojemności 600 mAh to coś, co zdecydowanie przekroczyło moje wymagania. Możecie spokojnie nastawiać się na to, że słuchawki będą pracowały na jednym ładowaniu mniej więcej 20 godzin – a pokusiłbym się, że znacznie dłużej – choć wszystko zależy oczywiście od temperatury otoczenia czy głośności odtwarzanego dźwięku. Czas ładowania w moim przypadku był zbliżony do tego, którym pochwalił się Sennheiser (a stan jest sygnalizowany odpowiednim kolorem diody), przy czym szkoda, że mamy tutaj do czynienia z nieco starzejącym się standardem microUSB.

Podsumowanie

Przyznam szczerze, że w słuchawkach zwyczajnie się zakochałem. Trzeba jednak podkreślić, że nie traktowałbym ich jako sprzęt do użytku w pełni stacjonarnego. Na pewno radzą sobie doskonale outdoorowo (o czym zresztą miałem okazję się przekonać), nie przeszkadzają na głowie podczas wykonywania różnego rodzaju „obowiązków domowych”, są perfekcyjnym partnerem podróży. Mimo wszystko, na biurko zdecydowałbym się położyć coś innego – być może w ogóle przewodowego, ale zdecydowanie stawiającego na komfort. To niezbyt pochlebne, ale zdarza mi się siedzieć w słuchawkach nieprzerwanie dobrych kilka godzin, więc wymagam komfortu – cenię go niemal na równi z jakością odtwarzanego dźwięku. Jeśli jednak potrzebujecie słuchawek uniwersalnych, które sprawdzą się tak naprawdę w każdej sytuacji (przy czym stacjonarny użytek przy biurku nie będzie dominował), to Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT mogą być doskonałym wyborem. Wątpliwości nie ulega, że cena jest bardzo wysoka, niemniej oferowane możliwości są w stanie – moim zdaniem – wynagrodzić radykalne odchudzenie portfela. Wraz z publikacją tej recenzji nadchodzi czas, w którym będę musiał pożegnać się z sennkami i wrócić do użytku mieszanego wokółusznych HyperX Cloud i bezprzewodowych Beyerdynamic Byron BT i choć bardzo lubię swój prywatny sprzęt, to rozstanie z tak dobrym towarzyszem jest w jakiś sposób bolesne.

Tylko z tyłu głowy wciąż pozostaje mały szkopuł, który był jedynym powodem dla odjęcia punktu w ocenie końcowej…

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i użytkowanie
  2. Jakość dźwięku i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie
Recenzja Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT – lekki i kompaktowy towarzysz wokółuszny
Wnioski
Żadne urządzenie pozbawione wad nie jest, więc podobnie jest w przypadku modelu Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT. Jedynym uporczywym aspektem jest bardzo twardy pałąk, który jednak daje o sobie znać dopiero po długim czasie użytkowania, prawdopodobnie dzięki niskiej wadze słuchawek. Sama jakość dźwięku to coś, czego można spodziewać się w tej cenie - nie powinna zawieść nikogo.
Zalety
szerokie spektrum możliwości (Bluetooth, microUSB, jack 3,5mm)
czas pracy na baterii
niska waga
nauszniki
jakość odtwarzanego dźwięku
bogaty zestaw sprzedażowy
Wady
wysoka cena
twardy pałąk
nie zawsze spójna stylistyka
wykonanie mogłoby sprawiać wrażenie bardziej "premium"
problemy z parowaniem NFC
9
OCENA