Recenzja Lenovo IdeaPad 330-17ICH – zwykły plecak nie wystarczy

Mój zestaw do pracy zazwyczaj składa się z dwóch komputerów. W domu używam stacjonarnej maszyny z ekranem 27″ UHD, poza domem wspierając się starym, acz mocno zmodyfikowanym 13″ MacBookiem Pro z 2011 roku. A gdybym musiał zastąpić obie maszyny jedną? Do testów otrzymałem Lenovo IdeaPad 330-17ICH, mocną maszynę z ekranem 17″ FHD, mającą ambicję być zamiennikiem komputera stacjonarnego. Na miesiąc stała się ona moim podstawowym komputerem do pracy i zabawy. Poniżej możecie przeczytać o moich wrażeniach po tym miesiącu.

Specyfikacja techniczna

Cena na dzień pisania recenzji wynosi ~4099 zł. W pudełku poza skromną dokumentacją znajdziemy jedynie zasilacz o mocy 135 W.

Ideapad. Właściwie nie do odróżnienia od starszego modelu.

Konstrukcja i wzornictwo

Na pierwszy rzut oka ciężko odróżnić IdeaPad 330-17ICH od dowolnego innego Ideapada serii 3XX wyprodukowanego przez ostatnie dwa lata. Mógłbym w zasadzie również powtórzyć wszystko, co mówiłem o poprzednikach testowanego modelu – czyli mamy do czynienia z całkowicie plastikową konstrukcją, z matową matrycą, szerokimi ramkami ekranu i typową dla Lenovo wyspową klawiaturą z blokiem numerycznym, podświetlaną białym światłem. Spasowanie elementów jest poprawne, nic nie trzeszczy, nic się nadmiernie nie ugina.

Ekran o przekątnej 17″ zamocowany jest na pojedynczym zawiasie, pracuje z nieprzesadnie wielkim, lecz wystarczającym oporem. Przy sporych rozmiarach sztywność całości klapy należy ocenić jako wystarczającą – chciałoby się trochę więcej, ale jak na plastikowy element nie ma co specjalnie narzekać. Szczelina między ekranem, a resztą urządzenia kryje wyjście układu chłodzenia, nieprzesadnie rozbudowanego, jak na maszynę zbudowaną pod kątem wydajności – wloty umieszczone są na spodzie laptopa. Pod klawiaturą, asymetrycznie, jest firmowany przez ELAN touchpad bez wydzielonych przycisków (na nacisk reaguje cała powierzchnia), obsługujący typowy dla Windows 10 zestaw gestów.

Wszystkie porty skupione są po lewej stronie komputera, również tam znalazły miejsce czytnik kart, port zasilania oraz zagłębiony przycisk awaryjnego wywołania procedury Recovery. Na prawej ściance jest wyłącznie gniazdo blokady Kensington – mimo wystarczających rozmiarów, producent nie zdecydował się na montaż napędu optycznego. Trudno uznać to za znaczący brak, raczej za znak czasów, kto się bez napędu nie będzie potrafił obejść, może zawsze go podłączyć przez USB. Nie sądzę jednak, by często powstawała taka potrzeba.

Niezrozumiały jest dla mnie natomiast wybór miejsca na głośniki – Lenovo z jednej strony chwali się implementacją systemu Dolby w urządzeniu, zarazem wybierając dla nich miejsce najgorsze z możliwych, na dole maszyny, z przodu, skierowane wylotami w kierunku biurka. O ile na biurku jeszcze coś słychać (dźwięk ma się od czego odbić do odbiorcy), o tyle jeśli trzymamy komputer na kolanach, to z dźwiękiem jest zwyczajnie słabo. Naprawdę dziwny to wybór miejsca, gdyż nie brak wolnej przestrzeni na górnej części i spokojnie można byłoby coś wygospodarować dla głośników.

Krótko podsumowując, nie mam większych zastrzeżeń do jakości wykonania – po miesiącu użytkowania największym brakiem – poza słabym dźwiękiem – jest nie najszczęśliwsze położenie touchpada i jego niewielkie wymiary, czyniące go nieszczególnie wygodnym w użyciu.

Grać? No jasne, że grać!

Ekran

Za wyświetlanie obrazu w IdeaPadzie 330-17ICH odpowiada matowa matryca LCD typu IPS (In-Plane Switching) o rozdzielczości 1920×1080 punktów. Jest ona coraz częściej spotykana dla tej przekątnej (jedynie najtańsze konstrukcje 17″ mają matryce 1600×900). Nie wymaga przy tym włączania systemowego skalowania interfejsu – tekst i elementy GUI wyświetlane na ekranie są wystarczająco duże bez niego, choć osoby o słabszym wzroku oczywiście mogą wybrać skalowanie 125% dla poprawy czytelności.

Matryca ma wg danych producenta jasność maksymalną 300 nitów, przy reprodukcji kolorów na poziomie 72% przestrzeni barwnej sRGB. Bez kolorymetru dość ciężko sprawdzić poprawność tych deklaracji – na bazie tablic kontrolnych mogę jedynie stwierdzić, że aby uzyskać możliwie optymalną reprodukcję koloru jasność powinna być ustawiona jeden poziom poniżej maksymalnego dostępnego.

Akceptowalny jest także poziom maksymalny i poziom poniżej optymalnego, natomiast obniżając jasność dalej kolory stają się mało wyraziste, zaczyna brakować kontrastu,  a przy dłuższej pracy daje się wyraźnie we znaki zmęczenie oczu. Odwzorowanie kolorów jest natomiast zupełnie przyzwoite – mimo braku pokrycia 100% przestrzeni barwnej sRGB. Warto skorzystać choćby z programowego kalibratora dostępnego w systemie, gdyż tablice wskazywały na odchyłki od optymalnego ustawienia gamy – nie udało się co prawda zupełnie ich zniwelować, ale poprawić co nieco jak najbardziej.

Sprawdzając różne poziomy jasności nie udało mi się wykryć migotania diod LED – albo producent zastosował podświetlenie stałe, albo modulację PWM na tyle szybką, żeby nie udało mi się jej wykryć nagraniem w przyspieszonym tempie – z punktu widzenia komfortu pracy nie ma to zresztą większego znaczenia.

Nieźle wyglądają kąty widzenia ekranu – Ideapad 330 nie dorównuje tu co prawda najlepszym, ale spadek kontrastu przy pracy pod kątem jest do zaakceptowania i na pewno przewyższa tanie urządzenia z matrycami typu TN.

Jak na wydajną maszynę portów wcale nie ma w nadmiarze

Porty

Lenovo IdeaPad 330-17ICH jest wyposażony w standardowy zestaw portów. Pełnowymiarowy port HDMI (niestety wyłącznie w wersji 1.4b), złącze Gigabit Ethernet, dwa typowe duże porty USB 3.0 oraz jeden port USB Typu C. Słuchawki i mikrofon podłączyć można za pomocą pojedynczego złącza jack 3,5 mm. Do tego czytnik kart i złącze zasilania, w postaci charakterystycznego dla Lenovo prostokątnego gniazda.

W typowych zastosowaniach z całą pewnością nie zabraknie żadnego potrzebnego gniazda, choć dziwi mnie nieco, że w tak dużej maszynie producent nie zdecydował się na użycie wolnej przestrzeni po prawej stronie na dodatkowe porty. Wymagający użytkownik bez problemu wykorzysta wszystko, co jest dostępne i niestety będzie musiał się rozejrzeć za przejściówką.

Wyspowa, podświetlana klawiatura.

Klawiatura i touchpad

Klawiatura jest typowa dla komputerów Ideapad. Wydzielony blok numeryczny ma nieco węższe klawisze niż reszta, choć miejsca nie brakuje – jest to niewątpliwie konsekwencja unifikacji tego elementu z mniejszymi członkami rodziny. Podświetlenie jest zrealizowane za pomocą białych diod LED, zapewniających w każdych warunkach należyty komfort pracy podczas pisania – szczerze mówiąc coraz mniej jestem w stanie sobie wyobrazić pisanie bez tego udogodnienia.

O ile do klawiatury nie mam w zasadzie żadnych poważnych zarzutów (aczkolwiek blok numeryczny mógłby być jednak odsunięty nieco od głównego – zdarzyło mi się wciskać NumLock zamiast Backspace), o tyle dla touchpada nie będę tak wyrozumiały. Jest to również typowa dla Lenovo konstrukcja – gładka powierzchnia, brak wydzielonych przycisków, z dość sporą twardością podczas naciskania, która potrafi zmęczyć podczas dłuższej pracy. Poza twardością zarzuty mam dwa – po pierwsze, dlaczego w 17″ komputerze touchpad jest taki mały? Obok jest masa wolnej przestrzeni, zamontowanie większej płytki dotykowej zdecydowanie uprzyjemniłoby pracę.

Drugi problem pojawia się podczas gry – otóż kładąc rękę na klawiaturze, by skorzystać z typowego zestawu klawiszy WSAD, w losowych momentach dotykam dłonią touchpada w sposób interpretowany przez sterownik jako naciśnięcie lewego przycisku myszy. Podczas gry w World of Warships owocowało to niekontrolowanymi odpaleniami dział. Po wklejeniu całej salwy burtowej (12 x 406 mm) w sojusznika i otrzymaniu kary zmuszony byłem wyłączać touchpad na czas rozgrywki – a wystarczyłoby zamontować go nieco bardziej centralnie lub chociaż umożliwić automatyczne wyłączenie po podłączeniu myszy (nie znalazłem niestety takiej opcji w sterowniku).

Spis treści:

Wydajność

47 klatek na sekundę, całkiem nieźle.

Do niedawna mało kto był w stanie wyobrazić sobie w laptopie użycie sześciordzeniowego procesora – z tej prostej przyczyny, że takie CPU w ogóle nie były dostępne. Lenistwo Intela powodowało wypuszczanie kolejnych, wnoszących niewiele nowego mutacji tych samych procesorów. Dopiero pojawienie się zagrożenia ze strony Ryzenów od AMD zmusiło Intela do działania – dzięki temu pojawiły się wreszcie poważniejsze zmiany w linii procesorów.

Testowany laptop ma jedną z nowych jednostek 8. generacji – Intel i7-8750H – sześciordzeniową, dwunastowątkową, o podwyższonym taktowaniu. Przygotowując się do recenzji sprawdziłem wyniki testów syntetycznych – mogłem spodziewać się wydajności CPU wyższej o mniej więcej 50% w stosunku do mojego desktopa z procesorem i5-6600K. W połączeniu z dość wydajną grafiką GeForce 1050 4 GB czyniło to w teorii Ideapada idealną maszyną do pogrania i do pracy. Aby sprawdzić, jak to wygląda w praktyce, do testów zainstalowałem World of Warships, Wiedźmina 3 oraz Lightrooma CC Classic, którego używam do obróbki fotografii.

Lightroom CC Classic potrafi zarżnąć obliczeniami każdą maszynę.

W obu grach włączyłem najwyższy poziom detali, wygładzanie krawędzi etc. i sprawdziłem efekty, podłączając komputer do zasilacza i ustawiając dla zasilania sieciowego tryb najwyższej wydajności. W tych warunkach WoWS był w stanie utrzymać prędkość 40-70 fps w zależności od detaliczności sceny i efektów dodatkowych. Z Wiedźminem 3 komputer także dawał sobie radę świetnie – niezależnie od tego, co się działo na ekranie, rozgrywka była płynna. Kosztem był jednak wyraźny szum wentylatora pracującego na wysokich obrotach oraz znacznie miejscami podwyższona temperatura obudowy.

O wiele ciekawszy był test wykonany z pomocą Lightrooma CC Classic. Wykorzystałem do niego 188 zdjęć w formacie RAW. Wszystkie zdjęcia zostały wyeksportowane z formatu producenta aparatu wraz z recepturami obróbki do formatu DNG. Pliki te umieściłem na szybkim dysku SSD pracującym przez USB 3 i zaimportowałem bez kopiowania do biblioteki programu. Właściwy test polegał na pomiarze czasu eksportu całości na ten sam dysk w różnych warunkach. Punktem odniesienia był dla mnie test przeprowadzony na komputerze stacjonarnym.

Test czas wykonania zużycie baterii
Desktop – test odniesienia 06:41
Laptop, zasilanie sieciowe, maksymalna wydajność, zimny 09:52
Laptop, zasilanie sieciowe, maksymalna wydajność, gorący 12:07
Laptop, bateria, większe oszczędzanie 18:08 19%
Laptop, bateria, maksymalna wydajność 16:30 18%

Początkowo największym zaskoczeniem była wygrana desktopowego procesora, który powinien – wg testów syntetycznych – być sporo wolniejszy w zastosowaniach wielowątkowych niż jego mobilny odpowiednik. Tymczasem IdeaPad 330-17ICH pod zasilaniem sieciowym wykonał zadanie w czasie o ponad 3 minuty dłuższym.

Throttling.

Ponowne przeprowadzenie testu z włączonym podglądem obciążenia rdzeni przyniosło wyjaśnienie – o ile przez mniej więcej 2 minuty wykres wykazywał w miarę równomierne obciążenie logicznych rdzeni, o tyle później w miarę upływu czasu coraz bardziej przypominał piłę – rosnąca temperatura procesora powodowała załączanie się throttlingu, który w miarę upływu czasu coraz bardziej spowalniał przetwarzanie danych – co ciekawe, hałas wentylatora był niższy niż podczas gry, co oznacza, że układ chłodzenia miał wciąż rezerwy i można by było skuteczniej odprowadzać ciepło. Kolejny przebieg, „na gorąco”, natychmiast po poprzednim, wykonał się jeszcze wolniej, w czasie o ponad 5 minut dłuższym niż dla desktopowego i5-6600K, a wykres pokazywał nieustanne skoki obciążenia przy jednoczesnej ciągłej słyszalności wentylatora.

Następną ciekawostką okazał się test wychłodzonego wcześniej komputera na zasilaniu z baterii, przeprowadzony po ustawieniu trybu maksymalnej wydajności. 188 zdjęć renderowało się w czasie powyżej 16 minut, pochłaniając przy tym 18% baterii, przy skaczącym obciążeniu i taktowaniu (spadało miejscami do 1,2 GHz) – bateryjny tryb maksymalnej wydajności zdecydowanie nie przypominał, mimo nazwy, odpowiednika dla zasilania sieciowego, co potwierdzał zresztą mniejszy hałas wentylatora. W trybie oszczędnym test wykonał się w 18 minut – to jednak nie było zaskoczeniem, choć oszczędność baterii okazała się iluzoryczna – koszt energetyczny wyniósł 19%, czyli w granicach błędu, tyle samo, co w trybie maksymalnej wydajności.

Syntetyczny test PassMark potwierdza wysoką pozycję testowanej maszyny na drabince wydajności. Wynik testu SSD wymaga natomiast kilku słów komentarza. Pierwszy wykres wydajności wykazał zaskakująco niską prędkość zapisu w stosunku do odczytu – spodziewałbym się takiej raczej w przypadku dysku SATA, a nie NVMe. Ponieważ jednak przed testem komputer był intensywnie użytkowany, postanowiłem na wszelki wypadek wymusić procedurę TRIM, fizycznie czyszczącą pamięć flash i zapewniającą uzyskanie maksymalnej wydajności zapisu – drugi wykres wskazuje bardzo znaczny wzrost wydajności, niemniej wciąż uzyskana prędkość zapisu sekwencyjnego jedynie nieznacznie przekroczyła 800 MB/s. Użyty przez Lenovo jako pamięć masowa moduł firmy Hynix zdecydowanie nie należy do rekordzistów wydajności, będąc w w przypadku zapisu mniej więcej dwukrotnie wolniejszy od popularnego Samsugna 960 EVO NVMe.

Czas pracy

Bateria nie jest najmocniejszą stroną IdeaPada 330-17ICH. Niewymienny litowo-polimerowy akumulator o pojemności ~4000 mAh  (45,26 Wh) wg deklaracji producenta może utrzymać maszynę przy życiu do 8 godzin (wg Battery Mark 2014) – być może rzeczywiście istnieje taki zestaw ustawień zasilania, który umożliwia osiągnięcie takiego czasu. Stosując jednak domyślny plan zasilania i utrzymując niezbędną dla mnie do komfortowej pracy jasność ekranu o dwa oczka poniżej maksymalnej udało mi się podczas pisania tej recenzji osiągnąć czas pracy zaledwie 3:10 h. To niewiele, wziąwszy pod uwagę, że pisanie nie należy do najbardziej obciążających zadań.

Jeszcze gorzej jest podczas gry – w pełni naładowana bateria wystarczała mi mniej więcej na 45 minut gry z World of Warships, tu jednak taki wynik nie jest zaskoczeniem – ciągłe obciążenie grafiki i procesora nie pozwala specjalnie rozwinąć się mechanizmom oszczędzającym energię. Warto za to odnotować, że Lenovo uzbroiło maszynę w dwa tryby ładowania: zwykły i szybki. Ten ostatni przyspiesza ładowanie najbardziej na początku procesu, w całości skracając go o kilkanaście minut, co może być przydatne.

Narzekając jako tester na akumulator, nie powinienem jednak zapominać o jednym: ta maszyna nie powstała, by zapewnić długi czas pracy bez zasilacza sieciowego. Ona miała być wydajna i możliwie przy tym niedroga, stanowiąc przenośny odpowiednik komputera stacjonarnego, przez większą część blisko kontaktu. W końcu, kto potrzebuje maksymalnej mobilności i autonomii, raczej i tak nie wybierze komputera o rozmiarach i masie testowanego IdeaPada, kierując swoje myśli raczej w kierunku lekkich maszyn w rozmiarach 12-13″ mogących pracować cały dzień na jednym ładowaniu.

Ja sobie nie wyobrażam noszenia w plecaku takiego kloca, choćby z tej przyczyny, że się zwyczajnie do niego nie mieści, choć w sumie powinien – plecak miał mieć rozmiary wystarczające na maszyny z ekranem 17″. Gdybym nawet jednak mógł go tam wcisnąć, to i tak bym wolał zabrać starą maszynę 13″.

IdeaPad 330-17ICH od spodu. Widoczne wloty powietrza chłodzącego i szczeliny za którymi kryją się rachityczne głośniki.

Podsumowanie

Lenovo IdeaPad 330-17ICH to bardzo przyzwoity zamiennik komputera stacjonarnego dla średnio- i trochę bardziej wymagającego użytkownika, który nie ma kieszeni wypchanej banknotami. Bardzo przyzwoita wydajność, niezły ekran i wygodna klawiatura czynią go dobrym stanowiskiem pracy i narzędziem do zabawy. Nie bez znaczenia dla pozytywnej oceny jest także rozsądna cena.

Oczywiście testowany komputer nie jest bez wad: najbardziej wymagający użytkownicy powinni pamiętać o kompromisowym, niedostatecznie rozbudowanym systemie chłodzenia – zachowując niezłą kulturę pracy wymusza on podczas dłuższych obciążeń intensywny throttling obniżający dość mocno wydajność. Bez znacznego zwiększenia masy układu chłodzenia i/lub prędkości działania wentylatora jest to jednak raczej problem nie do obejścia.

Podczas mniej wymagających zadań maszyna pracuje jednak bez zacięć i, co ważne, również bez hałasu. Miłośnikom multimediów doradzam dokupienie zewnętrznych głośników lub słuchawek – wbudowane głośniki grają wprawdzie nawet dość głośno (jeśli ich nie zasłonimy), ale jakość dźwięku będzie wystarczająca jedynie dla osób z pierwszym stopniem umuzykalnienia (tzn. wiedzących, czy grają).

Spis treści:

Exit mobile version