Recenzja Lenovo Moto Z Play – smartfona, który przekonał mnie do siebie bardziej od flagowego Moto Z

Kilka tygodni temu przez moje recenzenckie ręce przeszedł Lenovo Moto Z – nieprzyzwoicie smukły smartfon z innowacyjnym podejściem do modułów. Flagowiec. Najlepszy sprzęt w ofercie tego producenta. Tymczasem muszę Wam powiedzieć, że z dużo większym zainteresowaniem wypatrywałam testowego egzemplarza tańszej wersji modelu, mianowicie Moto Z Play. Powodów jest sporo, ale głównie dwa: rewelacyjny czas pracy oraz dużo niższa cena. Nie zawiodłam się.

Parametry Lenovo Moto Z Play:

Cena w momencie publikacji recenzji: 1999 złotych (w czasowych promocjach po 1799 złotych)

Wideorecenzja Lenovo Moto Z Play

Wzornictwo, jakość wykonania

Moto Z jest niesamowicie smukły. Tymczasem o Moto Z Play też wcale nie można powiedzieć, że jest jakoś strasznie gruby. Przyrost milimetrów w grubości smartfona spowodowana została umieszczeniem pod jego obudową dużo pojemniejszego ogniwa, a to z kolei – w połączeniu z niższą rozdzielczością ekranu – przełożyło się na dużo dłuższy czas pracy. A do tego wzrosła też poręczność telefonu, bo jednak Moto Z to ekstremalny cienias, którego wolałam używać w połączeniu z jednym z modsów – powerbankiem Incipio (wzrost grubości, ale i wydłużenie czasu pracy, dobre przełożenie na poręczność telefonu bez przesadnego wzrostu wagi).

W pudełku z Moto Z Play znajdziemy sam telefon wykonany z dwóch tafli szkła przedzielonych aluminiową ramką oraz plastikową, magnetyczną obudowę, która automatycznie zrównuje obiektyw aparatu z obudową – bez niej znacznie wystaje. Dzięki zastosowaniu mechanizmu magnetycznego, do obudowy telefonu można podpiąć nie tylko różne obudowy (plastikowe, kolorowe, bambusowe, etc.), ale również różne moduły, o których więcej rozpisałam się przy okazji testów Moto Z, kiedy to miałam okazję obcować z czterema z nich.

Sam smartfon wykonany jest z dbałością o szczegóły. Jak przystało na obudowę typu unibody, nie ma tu możliwości dostania się do baterii poprzez zdjęcie tylnej obudowy. Urządzenie nie trzeszczy, nie jest podatne na próby wyginania, a przyciski fizyczne są osadzone na odpowiedniej wysokości i są dobrze wyczuwalne pod palcami (zwłaszcza chropowaty włącznik), aczkolwiek są wyjątkowo małe. Trzymając w rękach Moto Z Play, podobnie zresztą jak Moto Z, czuć, że mamy do czynienia z produktem wysokiej klasy.

Choć jedna rzecz mi tu wybitnie nie pasuje – jest nią czytnik linii papilarnych. Znajduje się z przodu, tuż pod ekranem, i jest kwadratowy. Wygląda tak, jakby projektanci Lenovo na siłę chcieli wymyślić inny design skanera niż pozostali producenci – i im się to udało, ale wizualnie efekt tych prac niespecjalnie przypadł mi do gustu.

Zerknijmy na krawędzie. Zacznę od dolnej, bo ucieszył mnie fakt, że to właśnie tutaj znalazłam 3.5 mm jack audio (tak preferuję), a tuż obok – USB typu C. Na przeciwległej mamy gniazdo na dwie karty nanoSIM oraz microSD. Lewy bok jest niezagospodarowany, natomiast prawy skrywa w sobie trzy niewielkie przyciski – włącznik z chropowatą fakturą i dwa do regulacji głośności, te już w gładkie, żeby łatwo je było od siebie odróżnić wyczuwając pod palcami.

Z tyłu znajdziemy mocno wystający ponad obudowę obiektyw aparatu z podwójną diodą doświetlającą oraz, w dolnej części, magnetyczne piny służące do podłączania modułów oraz różnych obudów. Patrząc na front telefonu ujrzymy – nad 5,5-calowym ekranem – głośnik do rozmów telefonicznych, obiektyw kamerki przedniej, diodę doświetlającą oraz czujnik światła; pod ekranem jest czytnik linii papilarnych. Sam przedni panel Moto Z Play może nie porywa pod względem stylistycznym, ale przyznać trzeba, że ramki przy lewej i prawej krawędzi są relatywnie wąskie, ale już tego samego nie można powiedzieć o tych znajdujących się nad i pod ekranem.

Poręczność Moto Z Play jest kwestią indywidualną, zależącą głównie od wielkości dłoni, natomiast osobiście odniosłam wrażenie, że dobrze leży w dłoni, jest odpowiednio wyważony i można go używać jedną dłonią, odpowiednio manewrując telefonem.

Wyświetlacz

Matryca: Super AMOLED. Świetne odwzorowanie czerni oraz widoczność w słońcu – gwarantowana. I gorzej z bielą, która wpada w odcienie niebieskiego. Kąty widzenia – rewelacja, kontrast – nieskończony, reakcja ekranu na dotyk – bezproblemowa, podobnie jak sam ślizg palca po ekranie.

W Moto Z Play umieszczony został ekran o przekątnej 5,5” i rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli w przeciwieństwie do flagowego Moto Z, w którym to już mamy QHD. Czy to źle? Uważam, że nie, bo w połączeniu z akumulatorem o pojemności 3510 mAh, daje to świetne wyniki, jeśli pod uwagę bierzemy czas pracy. A do tego 403 ppi to bardzo dobra wartość jeśli chodzi o zagęszczenie pikseli na cal, co przekłada się na i tak komfortowe korzystanie z telefonu – czcionki są odpowiednio ostre i czytelne.

W ustawieniach znajdziemy tylko jedną opcje odpowiedzialną za dopasowanie parametrów ekranu pod siebie, a jest nią możliwość zmiany trybu ze standardowego, w którym wyświetlane barwy są naturalne, ale i lekko jakby sprane na jaskrawy, gdzie następuje podbicie nasycenia barw. I to wszystko, oczywiście poza możliwością włączenia/wyłączenia automatycznej regulacji jasności ekranu.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik
3. Skaner linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Działanie, oprogramowanie

Zanim zaczniecie narzekać, że Moto Z Play działa dzięki Snapdragonowi 625 zamiast Snapdragona 820, jak ma to miejsce w Moto Z, muszę stwierdzić jedno: nie odczułam tego, że została tu zaimplementowana słabsza jednostka. Wszystko głównie za sprawą zastosowania ekranu o niższej rozdzielczości, z obsługą i prądożernością którego musi sobie poradzić procesor. A że dodatkowo mamy tu 3GB pamięci operacyjnej RAM i praktycznie czystego Androida 6.0.1 Marshmallow, całość działa naprawdę bez zająknięcia. Podstawa to świetna optymalizacja – i tu jest to widoczne gołym okiem.

Podczas codziennego użytkowania nie odczułam, by Moto Z Play działał w jakikolwiek sposób niezadowalająco – ze wszystkimi zadaniami radził sobie świetnie, działał płynnie i dosłownie bezproblemowo. Nie zdarzyła mi się żadna sytuacja, którą mogłabym przytoczyć, a byłaby negatywnym opisem doświadczeń związanych z pracą na testowanym urządzeniu. A przecież nie jestem mało wymagającym użytkownikiem, a takim, który często przełącza się pomiędzy wieloma aplikacjami – często się łapię na tym, że widok ostatnio otwartych zawiera po kilkanaście pozycji (oczywiście siłą rzeczy przełączenie się na używane najwcześniej powoduje przeładowanie). Kulturę pracy Moto Z Play oceniam pozytywnie.

Mimo, że wyniki uzyskane prze Moto Z Play w testach syntetycznych wcale do najwyższych nie należą. Spójrzmy na benchmarki:
AnTuTu: 63212
Quadrant: 34451
Geekbench 4:
single core: 755
multi core:2465
3DMark:
Ice Storm: 12450
Ice Storm Extreme: 8197
Ice Storm Unlimited: 13773

Gamingowe możliwości Moto Z Play nie zawodzą. Takie tytuły, jak Asphalt 8: Airborne, Dead Trigger 2 czy GTA: San Andreas automatycznie włączają się na najwyższych ustawieniach graficznych (w sumie nie spodziewałabym się, by w tej klasie sprzętowej było inaczej), a sama rozgrywka jest przyjemnością. Z kronikarskiego obowiązku muszę jednak lojalnie wspomnieć, że telefon podczas grania staje się ciepły.

Jeśli chodzi o samą warstwę oprogramowania testowanego urządzenia, tutaj zbyt wielu smaczków nie znajdziemy. W mojej ocenie jednak nie jest to wcale minus – wprost przeciwnie, interfejs jest przejrzysty i brakuje w nim zbędnych funkcji, z których i tak większa część z nas nie korzysta. Jest natomiast to, z czego smartfony Lenovo Moto słyną – ustawienia Moto, którym zdecydowanie warto poświęcić chwilę uwagi. Dzielą się na trzy warstwy: akcje gestów (stosowanie gestów jako skrótów w telefonie), polecenia głosowe (wybudzanie telefonu i uruchamianie Google Now po wypowiedzeniu słowa – komendy -> u mnie było nim TABLETOWO) oraz wyświetlacz (łatwy dostęp do powiadomień).

Dostępne gesty:

Polecenia głosowe – język polski znajduje się obecnie w fazie beta, zatem mogą występować błędy. Ale i tak najciekawsza funkcja „Mów do mnie” nie jest dostępna w naszym języku.

Energooszczędne powiadomienia pojawiają się i znikają na wyłączonym ekranie, przekazując bieżące informacje. Można ustawić aplikacje, z których powiadomienia nie będą się pokazywać, by ograniczyć je do niezbędnego minimum. Szkoda tylko, że wraz z tym rozwiązaniem w Moto Z Play nie ma diody powiadomień, bo jej brakuje mi tu do szczęścia – choćby do pokazywania czy telefon jest już naładowany czy jeszcze nie.

Zaplecze komunikacyjne:

Test pamięci systemowej – AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 237,36 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 141,43 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 72,71 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 67,18 MB/s.

Głośnik

Bardziej spostrzegawcze osoby zauważą – czy to w tekście, czy na zdjęciach – że w Moto Z Play jest tylko jeden głośnik, w dodatku pełniący rolę głośnika do połączeń telefonicznych oraz multimediów. A mowa o głośniku umieszczonym nad taflą ekranu urządzenia. Jeśli dla kogoś to za mało, Lenovo wychodzi naprzeciw w postaci modułu z głośnikiem JBL – Sound Boost (choć, przyznaję, nie jest to mały wydatek – jego cena to ok. 450 złotych).

Ale muszę stwierdzić, że ten może trochę niepozorny głośnik w Moto Z Play, naprawdę daje radę. Przede wszystkim zaskakuje głośnością odtwarzanego dźwięku – bardzo trudno jest przeoczyć powiadomienie o połączeniu przychodzącym, a wszelkie utwory spokojnie można słuchać na głośności w połowie skali. I to właśnie takie ustawienie jest najbardziej odpowiednim kompromisem pomiędzy głośnością a jakością – wtedy dźwięk wydobywający się z głośnika da się lubić; im później głośniej, tym gorzej.

W przeciwieństwie do Moto Z, wersja Play została wyposażona w 3.5 mm jacka audio na dolnej krawędzi (w wersji flagowej słuchanie na słuchawkach przewodowych jest możliwe wyłącznie przez podłączenie do USB C odpowiedniej przejściówki – jest w zestawie z telefonem). Dźwięk na słuchawkach da się lubić jeszcze bardziej niż na głośniku – wokal jest dużo bardziej wyeksponowany, scena dość szeroka, a i nie ma mowy o jakimkolwiek zniekształceniu dźwięku czy charczeniu.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik
3. Skaner linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Skaner linii papilarnych

Wspominałam już o tym, że czytnik linii papilarnych w Moto Z Play do najbardziej urodziwych nie należy – mówcie, co chcecie, ale mi jego wygląd do gustu po prostu nie przypadł. Ale ważniejsze jest to, jak działa. A pod tym względem nie mogę mu zupełnie nic zarzucić.

Wystarczy przyłożyć palec do skanera – nawet na wygaszonym ekranie – by już po chwili dokonał prawidłowego odczytu linii papilarnych i tym samym odblokował telefon. W ten sam sposób, a więc przykładając palec do czytnika, możemy zablokować telefon – przydatna sprawa, gdy nie chcemy sięgać w kierunku włącznika znajdującego się na górze prawej krawędzi.

Akumulator

Podczas testów śmiałam się, że Moto Z Play to smartfon, który jest strasznie trudno rozładować. Niby pojemność jego ogniwa nie jest porywająca, bo wynosi 3510 mAh, tak w rzeczywistości potrafi pokazać pazur. Osobiście nie spodziewałam się, że w tym akumulatorze tkwi aż taki potencjał… I choć wiele dobrego na temat czasu pracy Moto Z Play słyszałam, to jednak podchodziłam do tego z dystansem. Do momentu, w którym przyszło mi pierwszy raz rozładować ten smartfon. Wierzcie mi, łatwo nie jest.

Żeby podziałać Wam na wyobraźnię, na jednym ładowaniu Moto Z Play spokojnie moglibyście odbyć podróż z Warszawy do Nowego Jorku i z powrotem, non stop oglądając wideo z pamięci wewnętrznej telefonu lub czytając e-booki. A jak jest podczas normalnego użytkowania?

Równie świetnie. Niech świadczy o tym fakt, że nie udało mi się rozładować tego sprzętu w dobę – przy żadnym scenariuszu typowego użytkowania, a to naprawdę rzadko się zdarza. Użytkując Moto Z Play na co dzień, spokojnie jestem w stanie z niego wyciągnąć 2-3 dni działania (jestem przekonana, że mniej intensywne użytkowanie wydłużyłoby ten czas do nawet 4 dni), z czego na włączonym ekranie (SoT) 6-10 godzin w zależności od jasności ekranu oraz włączonych modułów łączności.

Zdjęcie jest elementem kampanii Kiano

Ładowanie telefonu trwa godzinę i czterdzieści pięć minut.

Aparat

Z tyłu 16 Mpix z nagrywaniem wideo w 4K, z przodu – 5 Mpix z Full HD. W obu przypadkach mamy dostępną opcję doświetlenia zdjęć – z przodu jest pojedyncza dioda, z tyłu – podwójna, które nieźle daje o sobie znać w ciemniejszych sceneriach.

Sama aplikacja aparatu jest prosta do bólu. Po prawej stronie duży dotykowy spust migawki i dwa mniejsze – zmiana aparatu z głównego na frontowy i odwrotnie oraz trybu ze zwykłego zdjęcia na nagrywanie wideo, panoramę, zwolnione tempo lub tryb profesjonalny (fokus, balans bieli, przesłona, ISO i wartość ekspozycji). Po lewej stronie natomiast jest włącznik HDR, diody doświetlającej oraz timer – 3 lub 10 s. Po tapnięciu w ekran pojawia się dodatkowo opcja regulowania ostrości i ekspozycji oraz zwiększania/zmniejszania jasności.

Moto Z Play nie jest fotograficznym smartfonem sensu stricte, ale uzyskiwane rezultaty zadowolą sporą część użytkowników. Zasada generalnie jest uniwersalna – im mniej światła słonecznego, tym gorsza jakość zdjęcia – i tu również znajduje zastosowanie. Jedno trzeba przyznać: kolory są nieźle odwzorowane, a z łapaniem fokusa nie ma problemu (choć słyszałam, że u niektórych takowe występują).

Standardowo jakość aparatu testowanego smartfona możecie ocenić sami – wystarczy obejrzeć galerię zdjęć wykonanych Lenovo Moto Z Play (jak zawsze w oryginalnej rozdzielczości, wystarczy otworzyć w nowym oknie).

Podsumowanie

Jeśli zapytalibyście mnie, jakie duże smartfony (5,5”) polecam w cenie do 1800 złotych, Lenovo Moto Z Play byłby jeśli nie pierwszym, to drugim strzałem. Wokół niego krążyłyby takie propozycje, jak starszy już LG G4, a także Lenovo P2 czy Alcatel Idol 4S. Każdy z nich ma w sobie coś, co powoduje, że warto się nim zainteresować. Ale to właśnie Moto Z Play na ich tle wygląda najbardziej kompletnie – w dodatku oferuje opcję innowacyjnego rozbudowania swoich możliwości, dzięki zewnętrznym modułom, których liczba ma sukcesywnie rosnąć w kolejnych miesiącach.

Moto Z Play całkowicie kupiła mnie rewelacyjnym czasem pracy, wsparciem dla modułów, dual SIM oraz bezproblemowym działaniem, pomimo tylko Snapdragona 625 na pokładzie. Tak naprawdę wad tego modelu szukam na siłę. I znalazłam – brak diody powiadomień (bo system powiadomień Moto jest OK, ale jednak co dioda, to dioda) oraz niezbyt urodziwy skaner linii papilarnych. A do tego można jeszcze dodać głośnik mono oraz jakość zdjęć w słabym świetle.

Ogólnie jednak muszę przyznać, że dużo bardziej zadowolona jestem z Moto Z Play niż z flagowego Moto Z, który przecież jest sporo droższy. Ciekawe czy podzielacie moją opinię. Chętnie ją poznam w komentarzach!

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik
3. Skaner linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Exit mobile version