Subiektywne podsumowanie targów MWC 2017 w Barcelonie

Nie ukrywam, że – chyba jak wszyscy zainteresowani tematem – nie mogłem doczekać się targów MWC 2017. W kalendarzu sporządziłem nawet listę producentów, którzy zapowiedzieli swoją obecność w Barcelonie. Trochę się ich uzbierało, więc tym bardziej oczekiwałem godziny zero, czyli dnia, w którym rozpocznie się impreza. Niestety, patrząc z perspektywy czasu, muszę stwierdzić, że czuję niedosyt. I to dość pokaźnych rozmiarów…

Targi MWC 2017 skończyły się, zanim zdążyły się porządnie rozkręcić

Choć impreza formalnie trwała od 27 lutego do 2 marca, to wszystko właściwie rozegrało się w dwa dni – 26 i 27 lutego. My mieliśmy wtedy pełne ręce roboty, a wy całą masę artykułów do czytania. Później nowości nie było już tak dużo i osobiście zacząłem się nawet nudzić.

Dla mnie więc targi MWC 2017 na dobrą sprawę skończyły się, zanim zdążyły się porządnie rozkręcić. Pamiętam, że w zeszłym roku „odczułem” je znacznie bardziej. Z perspektywy czasu zaczynam jednak sądzić, że to z uwagi na fakt, że w 2016 roku premiery nie były tak „skondensowane” i producenci „dawkowali” nam je sukcesywnie, a nie za jednym zamachem.

Plakat promujący targi MWC 2016 (z naszym małym akcentem :))

Targi MWC 2017 nie były jednak oczywiście nudne jak flaki z olejem. Do Barcelony przyjechały firmy z całego świata. Niektóre nawet – jak Lenovo – z walizkami wypchanymi nowościami po brzegi. Oceniając je jednak wszystkie „na chłodno” dochodzę do wniosku, że moje nadzieje nie zostały w pełni spełnione. Liczyłem na dużo więcej „emocji” i pozytywnych zaskoczeń.

Najważniejsze, czyli flagowce

Już to ostatnio mówiłem – w tym roku konsekwentnie zachowało się tylko LG. W 2016 roku zaprezentowało LG G5, natomiast rok później przywiozło do Barcelony LG G6Tegoroczny flagowiec Koreańczyków zapowiada się ciekawie, aczkolwiek producent łapie ogromnego minusa za to, że smartfon na poszczególnych rynkach będzie miał (lub nie) 32-bitowy przetwornik cyfrowo-analogowy Quad DAC oraz bezprzewodowe ładowanie.

LG tłumaczy się, że decyzja ta została bardzo dokładnie przeanalizowana. Pod uwagę wzięto wymagania oraz zwyczaje klientów w różnych krajach i na tej podstawie stwierdzono, że ktoś coś dostanie, bo tego potrzebuje, a ktoś inny nie, ponieważ i tak z tego nie będzie korzystać. I choć brzmi to logicznie i potrafię to zrozumieć, to i tak pewna część mnie uważa, że to nie fair.

Z drugiej strony, dzięki temu smartfon może być gdzieniegdzie tańszy. A jak wiadomo – cena czyni cuda. Kto wie, może się wiec uda i okaże się, że LG jednak lepiej wie, czego chcą klienci?

Do Barcelony swojego flagowca – P10 i P10 Plus – przywiózł również Huawei. Ja osobiście jestem jednak nim trochę rozczarowany. Bo choć producent „podkręcił” specyfikację w kluczowych miejscach (procesor, RAM, aparat, akumulator i oprogramowanie), to jednocześnie zdecydował się na zmiany stylistyczne, które w ogóle nie przypadły mi do gustu. Według mnie smartfony wyglądają po prostu brzydko. A od przodu są już wybitnie „iPhone’opodobne” w – delikatnie mówiąc – nie do końca pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Huawei P10

Nudne konferencje…

Ogromnym rozczarowaniem były też same konferencje. Jeżeli chodzi o LG, to w ogromnej większości skupiono się na wyświetlaczu i jego nowym formacie. I choć jest to nawet zrozumiałe, ponieważ rzeczywiście jest to nowość, to nie podobało mi się, że przemilczano wiele innych kwestii. Szczególnie tych, że nie na wszystkie rynki trafi smartfon wyposażony w 32-bitowy przetwornik cyfrowo-analogowy Quad DAC oraz bezprzewodowe ładowanie. Nieszczególnie chwalono się też zastosowaniem Snapdragona 821 (wspomniano o nim tylko raz i to „przy okazji”).

Konferencja LG była dla mnie tym większym rozczarowaniem, ponieważ zeszłoroczną, na której zaprezentowano LG G5 i dedykowane moduły oraz akcesoria (tzw. LG Friends), prowadzono z dużo większą „werwą” i rozmachem, dzięki czemu nawet przez minutę nie dało się nudzić.

Jeżeli zaś chodzi o Huawei, to pomijając tragiczną organizację, na skutek (braku) której Kasia nie weszła w ogóle na salę, ogólnie też było dość nudno. Ja ogólnie nie przepadam za konferencjami tego producenta (a raczej za sposobem, w jaki są prowadzone), ale tym razem Chińczycy przeszli samych siebie.

Z okazji wprowadzenia dwóch nowych wersji kolorystycznych zaprosili na scenę specjalistkę od kolorów, która przez kilkanaście minut rozpływała się nad zaletami zielonego, a potem niebieskiego. Huawei, serio? Później z kolei na zmianę mówiono o P10 i P10 Plus, nie zawsze wskazując, o którym modelu w danej chwili jest mowa. Można się więc było momentami pogubić.

Okej, a co z Sony?

Japończycy przywieźli do Barcelony cztery smartfony, jednak największą uwagę skupiła na sobie Xperia XZ Premium. Z kilku powodów. Jako pierwsza na rynku została bowiem wyposażona w ośmiordzeniowego Snapdragona 835 z Adreno 540. Prawdopodobnie jednak nie będzie jednocześnie pierwszym urządzeniem z tym procesorem, które trafi do sprzedaży, ponieważ całą pierwszą partię tego SoC „zaszachował” dla siebie Samsung i Japończycy zapewne trochę sobie na swoją kolej poczekają.

Xperia XZ Premium też jako pierwszy smartfon na rynku ma wyświetlacz 4K HDR. Można się zastanawiać nad sensem zastosowania takiej technologii w telefonie, jednak jestem pewien, że każdy, kto zobaczy, jakie efekty to zapewnia, zrobi wielkie oczy z wrażenia. Czy kupi – niekoniecznie. Wszakże urządzenie na pewno będzie bardzo drogie.

Sony Xperia XZ Premium

Xperia XZ Premium ma także wyjątkowy aparat, potrafiący m.in. nagrywać wideo przy 960 klatkach na sekundę. Ja jednak dość ostrożnie podchodzę do tematu możliwości fotograficznych tego smartfona, ponieważ Sony nieraz pokazało, że umie je skutecznie „zepsuć”. To niezwykle zabawne, że producent matryc nie potrafi „wycisnąć” z nich tyle, co konkurencja. Chociaż powinien, bo przecież (chyba?) zna je, jak nikt inny.

A jak jeszcze jesteśmy w temacie Xperii XZ Premium, to warto wspomnieć, że została ona wybrana przez GSMA najlepszym, zaprezentowanym podczas targów MWC 2017 smartfonem.

Średniaki

W Barcelonie zadebiutowało całe mnóstwo urządzeń z tzw. średniej półki oraz budżetowców. Według mnie na uwagę zasługują jednak szczególnie dwa: Wiko WIM oraz Lenovo Moto G5 Plus. Dlaczego? Już tłumaczę.

Do tej pory dość obojętnie przechodziłem obok smartfonów Wiko – po prostu do mnie jakoś specjalnie nie przemawiały, choć niektóre naprawdę miały potencjał (jak Wiko Robby). Dopiero Wiko WIM sprawił, że otworzyłem szeroko oczy i powiedziałem „łał”. Model ten ma bowiem świetną specyfikację: w jego wnętrzu „siedzi” m.in. Snapdragon 626, 4GB RAM, a do tego podwójny aparat główny, z jednym sensorem RGB i drugim monochromatycznym. Aż momentami trudno uwierzyć, że to prawda.

Wiko WIM wygląda też całkiem nieźle – ciekawostką jest, że dostępnych jest aż 9 wersji: trzy białe, trzy czarne i trzy złote. Osobiście nie spodziewałem się, że Wiko z czymś takim „wyskoczy”. Jestem bardzo miło zaskoczony i gdy tylko nadarzy się okazja, chętnie położę swoje ręce na Wiko WIM.

Wiko WIM

Jeżeli zaś chodzi o Moto G5 Plus to dużo osób wróży jej sukces. Jej ogromnymi zaletami są cieszący się bardzo dobrą opinią Snapdragon 625, jak również 12 Mpix aparat z f/1.7 i dual autofocus pixel oraz akumulator o pojemności 3000 mAh ze wsparciem dla technologii szybkiego ładowania. W dodatku użytkownicy dostaną do dyspozycji (przynajmniej w Europie, czyli też w Polsce) 3GB RAM i 32GB pamięci wewnętrznej (+microSD do 128GB). A to wszystko za około 1300 złotych.

Czyżby więc Moto G5 Plus miała być dla wielu smartfonem idealnym? Ja też uważam, że tak.

Stara, poczciwa Nokia? Bynajmniej

Stoiska Nokii cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Choć trafniej byłoby powiedzieć „stoiska HMD Global”, które odpowiada za nowe smartfony Nokii. Jednak i tak – a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie – całe show skradła nowa Nokia 3310.

Niestety, według mnie jest to totalna porażka. Telefon w ogóle nie przypomina swojego pierwowzoru i osobiście uważam, że to niemal świętokradztwo nazywać to „cudo” Nokią 3310. Owszem, ucieszyłem się na wieść, że model ten zostanie „przywrócony do żywych”, jednak sądziłem, że producent doda jedynie kolorowy wyświetlacz, a resztę zostawi bez zmian.

HMD Global stworzyło jednak coś, co z Nokią 3310 ma wspólną tylko nazwę. Ja wiem, że teraz użytkownicy są bardziej wymagający, ale – umówmy się – w tym przypadku producent mógł „jechać” na samym sentymencie do tego modelu i nie musiał aż tak kombinować. Ciekawe, jak będzie się sprzedawać ten telefon. Ja osobiście wolałbym już starą, poczciwą Nokię 3310, a nie to „coś”.

Tablety

Na targach MWC 2017 nie mogło zabraknąć też premier nowych tabletów, choć nie było ich jakoś specjalnie dużo. Samsung pokazał Galaxy Tab S3 i Galaxy Booka, Alcatel model Plus 12, HP Pro x2 612 G2, a Lenovo Miix 320 oraz cztery urządzenia z serii Tab 4.

I moim zdaniem to właśnie te ostatnie zasługują na najwięcej uwagi. A w szczególności wersje z „Plusem” w nazwie, ponieważ oferują bardzo dobrą specyfikację techniczną (m.in. procesor Qualcomm Snapdragon 625, do 4GB RAM, do 64GB pamięci wewnętrznej, czytnik linii papilarnych i akumulator ze wsparciem dla technologii szybkiego ładowania Qualcomm Quick Charge 3.0), a do tego wyglądają świetnie (przód i tył pokrywa tafla szkła).

Ceny też wyglądają zachęcająco, aczkolwiek trzeba poczekać na te w złotówkach – wtedy będzie można wydać ostateczny werdykt, czy rzeczywiście opłaca się kupić te tablety.

Lenovo Tab 4

Wearable, akcesoria, nowe rozwiązania

Targi MWC 2017 to oczywiście nie tylko premiery smartfonów i tabletów. Producenci przywieźli również inne rzeczy. Huawei pochwalił się drugą generacją swojego smartwatcha oraz zapowiedział specjalną edycję Porsche Design, a Lenovo zaprezentowało kolejne MotoMods (mnie osobiście najbardziej spodobał się gamepad i plecki, dzięki którym można ładować telefon bezprzewodowo). Samsung pokazał też nowe Gear VR z kontrolerem.

Na uwagę zasługuje także innowacyjne rozwiązanie Oppo, umożliwiające zastosowanie pięciokrotnego zoomu optycznego w aparacie smartfona oraz ultraszybkie ładowanie od Meizu, pozwalające uzupełnić akumulator o pojemności 3000 mAh w zaledwie 20 minut.

Największe rozczarowanie

Jeżeli miałbym wybrać, na co najbardziej czekałem, to bez wahania powiedziałbym, że na nowy smartfon BlackBerry – KeyOne. Specyfikację znałem już od kilku miesięcy, więc oficjalna premierę traktowałem jako czystą formalność. Niestety, nie przewidziałem jednej rzeczy. Że urządzenie może kosztować ponad 2500 złotych – na taki wydatek nie byłem przygotowany.

BlackBerry KeyOne

Szkoda – szczególnie, że od dawna kiełkowało we mnie przeświadczenie, że będzie to mój kolejny smartfon. Nie ukrywam bowiem, że nie cierpię dotykowych (ekranowych) klawiatur i z sentymentem spoglądam na te fizyczne. Ale w życiu też nie wydam na telefon kilku tysięcy złotych. Cóż, BlackBerry zdecydowało więc za mnie.

Ostatnie słowo

Choć naprawdę się upisałem, to i tak nie są to wszystkie nowości, jakie zobaczyliśmy na targach MWC 2017 w Barcelonie. Zainteresowanych odsyłam do tego linku – tam znajdziecie artykuły na temat wszystkich premier (choć nie tylko). Zachęcam też do zajrzenia do relacji live.

Pamiętajcie też, że wszystko powyższe to mój subiektywny wybór i wiem, że nie każdy się ze mną zgodzi. Dlatego zachęcam Was do komentowania i pisania, co Waszym zdaniem było najciekawszą premierą tegorocznych targów MWC w Barcelonie.