Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini – zabawka do nauki latania (recenzja)

Jeszcze parę lat temu słowo dron rozpalało myśli wszystkich fanów technologii i sama myśl o tym, że możemy za pomocą smartfona sterować latającym urządzeniem wyposażonym w kamerę brzmiała jak spełnienie futurystycznych marzeń. W ciągu minionych miesięcy ten rynek rozwinął się na tyle, że drona można kupić w każdym elektromarkecie (a coraz częściej nawet w zwykłym supermarkecie), a zdobycie podbijającego przestworza urządzenia nie wymaga od nas wzięcia kredytu czy sprzedania nerki. W moje ręce wpadł Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini, znany w Państwie Środka po prostu jako Xiaomi MITU Drone, który za nieco ponad 250 złotych pozwala nam sprawdzić, czy rzeczywiście urządzenia latające aż tak nas kręcą.

Na samym początku warto byłoby powiedzieć, że Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini to tak naprawdę dron-zabawka, przeznaczony głównie do latania w pomieszczeniach. Mimo to można bez większego problemu wzlecieć nim nawet na 25 metrów czy oddalić się od smartfona sterującego na 50 metrów (a w każdym razie o takich wartościach mówi producent), więc jeśli tylko uda nam się znajdować w przestrzennym miejscu w bezwietrzny dzień, to możemy trochę bardziej rozwinąć skrzydła czy raczej rozkręcić wirniki. Jednak mimo swoich zabawkowych zastosowań, rozmiarów, wagi i ceny, testowany dron wyposażony jest w kamerę rejestrującą obraz w 720p, czym trochę bardziej zbliżamy się do dronów nieco poważniejszego kalibru.

Jeżeli miałbym wskazać grupę docelową, dla której przyszykowany jest Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini, to oprócz dzieci, którym na pewno latająca zabawka sprawi ogromną frajdę, są to także dorośli, którzy chcą sprawdzić czy „nadają się do kupienia drona”. Kto z nas nie marzy o tym, żeby na wakacjach wzbić się z kamerą w powietrze i zarejestrować piękny krajobraz? Jednak wielu osobom – w tym mi – zapał ostudza się natychmiastowo, kiedy widzi, że chociażby za zestaw DJI Spark Combo trzeba zapłacić ponad dwa i pół tysiąca złotych. Konieczność wydania czterocyfrowej kwoty z dwójką, trójką, a często nawet i czwórką z przodu, podczas gdy nie miało się żadnego poważnego kontaktu z dronami, nie wydaje się być całkiem dobrym pomysłem. Całkiem rozsądne wydaje mi się natomiast wydanie paru stówek na coś bardziej zabawkowego, zapoznanie się z tą technologią i zadecydowanie, czy i ile chcemy zainwestować w taką zabawę. Zresztą, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ograniczyć się do tej niewielkiej zabawki ;).

Specyfikacja techniczna

Oczywiście podsunięty przeze mnie wyżej pomysł ma jedną wadę, której trzeba być świadomym – skoro to jest zabawka, to jej możliwości także są zabawkowe. Już niewielkie podmuchy wiatru stanowią dla Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini zauważalne utrudnienie, o stosunkowo niewielkim zasięgu czy małym czasie pracy na baterii nie wspominając. Zresztą zerknijcie sami, jak wyglądają parametry techniczne tego drona.

  • oznaczenie modelu: YKFJ01FM
  • pamięć wbudowana: 4 GB
  • czujniki: ultradźwiękowy pozycjoner, czujnik wizyjny
  • rozdzielczość zdjęć: 1600 x 1200 px
  • rozdzielczość wideo: 720p
  • łączność: Wi-Fi IEEE 802.11 a 5 GHz lub Bluetooth
  • zakres temperatur: 0°C ~ 40°C
  • rodzaj ogniwa, czas pracy na baterii/czas ładowania: litowo-polimerowy, do 10 minut/do 60 minut
  • moc wejściowa: 5V / 1A
  • wysokość, szerokość, grubość, waga: 38 mm x 91 mm x 91 mm, 88 gramów
  • zawartość zestawu: dron, bateria, kabel microUSB, 4 ramy ochronne do śmigieł, 6 śmigieł, instrukcja obsługi
  • cena w dniu publikacji recenzji: 259 złotych

Warto nadmienić, że jeszcze jakiś czas temu cena urządzenia była wyższa i przez to Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini był bezpośrednim konkurentem dla DJI Ryze Tello o podobnych wymiarach i zastosowaniu, jednak teraz jest od niego znacznie tańszy (259 złotych vs. 399 złotych), więc nawet, jeżeli Xiaomi oferuje mniej, to za mniej więcej 2/3 ceny swojego popularnego konkurenta. Cóż, może kiedyś będę miał okazję to sprawdzić? ;)

Pierwsze uruchomienie

Choć dron, który do mnie trafił, przeszedł już przez czyjeś ręce, to musiałem przejść procedurę pierwszego uruchomienia. Ta jest bardzo prosta i sprowadza się do wciśnięcia baterii na swoje miejsce, założenia czterech śmigieł (te z pomarańczową kropką na miejsca oznaczone pomarańczową kropką, te bez niej na miejsca bez niej… czy mogło być prościej?) oraz czterech ram ochronnych dla śmigieł, które zdaje się, że się wyłącznie opcjonalne, ale nie miałem odwagi, żeby to sprawdzić samodzielnie.

Później należy pobrać aplikację, którą w sklepie można znaleźć pod nazwą Mi Drone Mini i połączyć się z Wi-Fi urządzenia. Warto zaznaczyć, że nasz smartfon musi oferować wsparcie dla częstotliwości 5 GHz, choć z tego, co mi wiadomo, ten problem można obejść modyfikacją oprogramowania. Warto w tym momencie nadmienić, że samego drona można kontrolować z poziomu gamepada na Bluetooth, ale do tego dojdziemy później. Teraz nie zaszkodzi jeszcze tylko sprawdzić, czy nasz dron nie wymaga aktualizacji oprogramowania, sprawdzić stan naładowania urządzenia i smartfona i… wzbić się w powietrze.

A potem uderzyć w ścianę.

I tak trzy albo cztery razy, zanim na dobre połapiemy się sterowaniu urządzenia. No, chyba, że ja jestem taki nieudolny. Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini (jaka ta nazwa jest długa i nieintuicyjna…) to pierwsze urządzenie latające tego typu, z jakim mam styczność i przyznam, że latanie na pierwszym ładowaniu było przepełnione kraksami. Cóż, może to nie jest powód do dumy, ale mogę powiedzieć, że dron nie ucierpiał, a jedyny widoczny ślad, który pozostał po mnie, to wycięcie śmigłem kreski na ramie ochronnej. Mogę z czystym sumieniem dodać, że dron znosi bardzo dużo, czemu dowodzą zarówno wypadki moje, jak i liczne drobne ryski i otarcia, z którymi zabawka dotarła do mnie po poprzednich testerach.

O oprogramowaniu słów kilka

Aplikacja Mi Drone Mini jest bardzo intuicyjna i wystarczy ją uruchomić i kliknąć Enter Device, aby połączyć się z dronem. Już wtedy pokazuje się nam panel sterowania, który składa się z wielu pozycji. Po pierwsze, w dolnej, centralnej części ekranu dostępne są przyciski do rozpoczęcia rejestracji wideo i zrobienia zdjęcia. Po obu stronach widoczne są joysticki – prawy służy do latania w określonym kierunku, zaś lewy do wznoszenia się, opadania i obracania się.

W prawym górnym rogu widoczny jest krótki pasek ze statusem, w tym stanem naładowania baterii, przejście do ekranu programowania oraz ustawień, ale o nich nieco później. Natomiast w prawym górnym rogu znajdują się przyciski umożliwiające wystartowanie z podłoża, start z ręki, rozpoczęcie gry-walki z innym dronem, włączenie trybu Headless, obrócenie ekranu, a także przycisk… nazwijmy to, akrobacji. Po jego kliknięciu pojawiają się cztery kolejne przyciski, a kliknięcie każdego z nich powoduje wykonanie przez drona automatycznego „salta” w jedną ze stron.

Na samym początku słów kilka o trybie walki. Niestety, aby móc go wykorzystać, musimy mieć dwa drony, więc mogę opowiedzieć o nim tylko w teorii. Po jego włączeniu pojawia nam się celownik oraz zlokalizowany obustronnie przycisk strzału – z jego pomocą możemy strzelać z wirtualnych dział do drona naszego przeciwnika, a sterujący trafionym urządzeniem zostanie o tym poinformowany poprzez wibracje telefonu.

Cóż, więcej nie jestem w stanie powiedzieć, bo ten element znam tylko z teorii. Równie ważny jest tryb Headless, gdyż ten sprawia, że nasz dron od tego momentu jako przód orientuje nie miejsce, w którym ma umiejscowioną kamerkę w chwili wydania polecenia, ale w chwili uruchomienia omawianego trybu. Może to być szczególnie przydatne, gdy chcemy latać bez spoglądania na smartfona. Jeżeli chodzi o pozostałe opcje, to te tak naprawdę każdy musi sprawdzić na własną rękę (tryby sterowania, czułość joysticków czy nawet zarządzanie hasłem do sieci Wi-Fi drona), ale niezwykle istotne są jeszcze dwie funkcje. Po pierwsze, Height restriction, dzięki której możemy ustalić dowolną wysokość z zakresu 2,5-25 metrów względem podłoża, na jaką maksymalnie uniesie się dron.

Na początku zabawy warto, ze względów bezpieczeństwa, poruszać się w dolnym zakresie tej normy, ale w bezwietrzny dzień możecie się pokusić o zdjęcie widełek i próbę wzlecenia trochę wyżej. Polecam, ale brak wprawy i silny podmuch wiatru mogą sprawić, że będzie wyciągać drona z rynny przez okno dachowe przy użyciu grabi. To znaczy… kolega mi wspominał, że tak może być. Kolejną rzeczą godną uwagi jest możliwość programowania określonych akcji, która kiedyś była możliwa wyłącznie z poziomu DJI Tello. Opcji do wyboru są naprawdę dziesiątki i myślę, że każdy zainteresowany poradzi sobie z przygotowaniem gotowych akrobacji, a młodsi użytkownicy przy okazji poduczą się podstaw programowania.

Skoro oprogramowanie już mniej-więcej znamy to… czas przejść do latania. Dodam jeszcze tylko, że dronem można sterować także za pośrednictwem Bluetooth – wystarczy przytrzymać dłużej przycisk włączania, a później przeprowadzić przy użyciu kontrolera standardową procedurę parowania. Przyznam szczerze, że od kiedy sparowałem swojego pada od Xboxa z Xiaomi Mini Drone Mini, loty zdecydowanie wolałem odbywać w tej formie – podczas rozrywkowych, krótkich przelotów po pokoju, nie był potrzebny mi ekran z kamerki, a znacznie milej widziane były tutaj fizyczne przyciski, z pomocą których nieco łatwiej polatać po niewielkiej przestrzeni.

Wzbijmy się w powietrze

Nie spodziewałem się, że Xiaomi Mini Drone Mini sprawi mi aż tyle zabawy. Faktem jest, że samo latanie małym dronem po niewielkich obszarach jest stosunkowo powtarzalną rozrywką i po czasie może się znudzić, ale to nadal coś nadającego naszej twarzy delikatny uśmiech. Dron z powodzeniem radzi sobie z niewielkimi podmuchami (to znaczy przesuwa się, ale nie odleci poza zasięg naszej kontroli i ani razu nie zdarzyło mi się doświadczyć z tego powodu awaryjnego lądowania), dosyć dobrze koryguje swoją pozycją – wraca na miejsce, kiedy złośliwie popchniemy go palcem i ogólnie… lata tak, jak powinien. Mimo wszystko, nieznacznie zawiódł mnie zasięg – w mieście, w otoczeniu różnych innych urządzeń radiowych, już po 10-15 metrach telefon sugerował mi, żebym zawrócił. Myślę jednak, że jeśli wybierzecie się gdzieś na otwartą przestrzeń, gdzie powietrze nie jest bombardowane falami o różnej częstotliwości z każdej strony, to z powodzeniem osiągniecie większe zasięgi – udało mi się to zrobić, choć nie odważyłem się sprawdzać deklarowanych 50 metrów. Jeśli chodzi o nieco bardziej ekscytujące loty, to muszę ze smutkiem przyznać, że trzeba mieć trochę szczęścia- podczas okresu testów niewiele było dni na tyle bezwietrznych, żebym nie obawiał się wzlecieć trochę wyżej niż 3-5 metrów.

W tej sekcji w gruncie rzeczy nie mam do powiedzenia wiele więcej. Dronem steruje się wygodnie i całkiem intuicyjnie, już na początku może dostarczyć nam wrażeń w postaci automatycznych salt i… zdecydowanie można się wiele na nim nauczyć. Cóż, pierwsze próby polatania kończyły się kraksami zdecydowanie częściej, niż bym sobie tego życzył, niemniej dron wyszedł z nich z mikroskopijnymi uszczerbkami – z dumą stwierdzam, że znacznie delikatniejszymi niż te, które zafundował mu poprzedni tester (lub testerzy). Jedyne, co mogę jeszcze dodać, to zapewnić Was, że umiejętność latania przychodzi bardzo szybko i sprawia dużo frajdy. A właśnie tak postrzegam toy drone’a – to ma być przyjemna w użytkowaniu zabawka.

Nagrywanie filmów i robienie zdjęć

Pierwszą rzeczą, o której muszę wspomnieć, jest wada, z jaką dotarł do mnie dron. Urządzenie wcześniej przeszło przez ręce innych testerów, więc nie wiem czy to wada fabryczna, czy uszkodzenie, ale na każdym obrazie zarejestrowanym przez Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini (ta długa nazwa zaczyna mnie powoli męczyć…) występuje dosyć duża plamka. Cóż, będziemy musieli potraktować to jako wadę mojego egzemplarza i przymknąć na to oko. Zerknijcie na kilka przykładowych zdjęć i krótkie wideo nagrane podczas lotu dronem.

Warto w tym momencie wspomnieć, że zarówno zdjęcia, jak i filmy, są rejestrowane na wbudowaną w urządzenie pamięć wewnętrzną o pojemności 4 GB (zupełnie wystarczającą, zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę czas pracy na jednym ładowaniu ;) – jedna sekunda nagrania waży około 2 megabajty), a zapisane w ten sposób materiały można później zgrać na smartfona przy użyciu aplikacji. Dzięki temu nawet, jeśli wasz dron straci połączenie z „bazą” podczas latania i widoczny na ekranie obraz zatnie się lub straci na jakości, to po przegraniu plików uzyskacie pełnoprawne nagranie. Teoretycznie, bo jak wygląda takie nagranie „pełnoprawne” możecie zobaczyć poniżej.

Jeżeli chodzi o jakość wykonywanych zdjęć i filmów… cóż, trudno wznieść mi się w tej kwestii ponad radosne odnotowanie, że takie w ogóle da się zarejestrować, bo ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Wszystkie wrzucone tutaj materiały wykonałem jednego słonecznego popołudnia, a jak widać, kolory chcą wskazywać uparcie na zimną jesień (choć czasem zdarzały się przebłyski ciepłych kolorów). O tym, jak różni się rzeczywistość od obrazu widzianego przez drona, dobrze świadczy poniższe zestawienie.

A co z wideo? Cóż, te też głównie „są”. Na pierwszym umieszczonym filmie widzicie pozostawionego w miejscu drona przez mniej więcej 30 sekund i obraz jest jako-tako przyjemny dla oka – zdarzają się oczywiście drgania spowodowane podmuchami wiatru, ale to należy urządzeniu wybaczyć (choć warto nadmienić w tym miejscu, że dzień był raczej bezwietrzny). Jeśli chodzi o filmy wykonane w ruchu… te na pewno będą lepiej wyglądać kiedy jasno zaplanujecie sobie trasę, którą chcecie przemierzyć, ale jeśli macie ochotę po prostu wzlecieć w górę i rozejrzeć się po okolicy, to z tym może być nieco trudniej – jak na pewno zauważyliście, momenty kiedy dron przemieszcza się w przód lub tył dają przechylenie skrajnie zmieniające kadr, zaś obroty są szybkie i dosyć chaotyczne. Oprócz tego, dron bardzo kiepsko łapie balans bieli, przez co statyczne ujęcie jest względnie przyjemne dla oka, a czasem nawet ciepłe, ale wystarczy nieco podlecieć do przodu, aby ujrzeć smutne i niebieskie oblicze rejestrowanego krajobrazu. Nie wspominając o artefaktach, których liczba i nasilenie są… wręcz porażające. Niemniej, to wyłącznie moje obserwacje – osobiście uważam, że w tej cenie sama obecność kamerki jest zadowalająca i daje wystarczająco frajdy, żeby potraktować to jako zaletę. Miejcie jednak na względzie, że to tylko symboliczna obecność tego typu multimediów ;). Warto w tym momencie nadmienić, że bardzo często i głośno mówi się, iż znacznie lepszą kamerką może pochwalić się amerykański konkurent recenzowanego urządzenia, DJI Ryze Tello, ale nie miałem okazji, żeby sprawdzić to osobiście.

Jedyne, na co można narzekać, to prędkość przesyłu – zgranie kilku zdjęć i trzech filmów o łącznej długości 4 minut potrafi dłużyć się przez mniej więcej kwadrans. Tyle dobrego, że kiedy przesyłanie zostanie przerwane (na przykład dlatego, że bateria zdąży się w tym czasie wyładować), to przesyłanie jest kontynuowane od momentu, w którym je przerwaliście. Niestety, nawet jeśli chcielibyście temu zapobiec, to pojawia się dodatkowy problem – Xiaomi MITU Drone niechętnie łączy się ze smartfonem podczas ładowania, a więc… trzeba uzbroić się w cierpliwość. Teoretycznie nie jest to wybitnie uporczywe – w końcu ten dron nie służy do nagrywania profesjonalnych ujęć z powietrza, ale jeśli tylko ktoś pokusił się o zakup dodatkowych baterii i chciałby ponagrywać trochę więcej, to musi liczyć się z przedłużonymi interwałami na przegrywanie. Chociaż muszę przyznać, że nawet podczas chęci szybkiego przerzucenia wideo na telefon po krótkiej sesji latania, takie ułożenie spraw tańczy na cienkiej granicy spokoju użytkownika. Tyle dobrego, że wszystkie pliki przesyłają się jednocześnie, a nie w formie kolejki. Oczywiście jest na to rada – podłączyć drona do komputera i szybko zgrać wszystko po kablu ;).

Podsumowanie

Nadszedł czas finalnych podsumowań. Czy warto zainteresować się zakupem Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini? Zdecydowanie tak. To po prostu świetna zabawka w całkiem przystępnej cenie, która z powodzeniem zapewni trochę rozrywki zarówno starszym, jak i młodszym. Myślę też, że model ten może być dobrym wstępem do świata prawdziwych dronów i może być pierwszym krokiem w stronę zapisania się na kurs „prawa jazdy na drona”. W aspekcie użytkowym dronowi tak naprawdę nie można niczego zarzucić, a korzystna cena – wybaczcie, że powołuję się na nią po raz wtóry – łagodzi wszelkie niedogodności.

Z latania tym toy dronem jest po prostu dużo frajdy – bez względu na to, czy wybieracie się na otwartą przestrzeń i za pomocą smartfona spoglądacie z góry na znany sobie krajobraz, czy też macie ochotę w ramach rozerwania się pofruwać trochę wśród mebli w domu wykorzystując do tego celu kontroler bezprzewodowy.

Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini – zabawka do nauki latania (recenzja)
Wnioski
Xiaomi Mi Remote Control Drone Mini to co prawda zabawka, ale nie pamiętam kiedy ostatnio zabawka sprawiła mi aż tyle frajdy. To urządzenie z powodzeniem sprawdzi się zarówno w rękach młodszych osób poszukujących wrażeń, jak i starszych, którzy chcą oswoić się z podbijaniem przestworzy. W tych pieniądzach? Rewelacja!
Zalety
przede wszystkim - cena
wytrzymałość
gama oferowanych możliwości
oprogramowanie
wbudowana pamięć
wrażenia z użytkowania ;)
Wady
nagrania są wyłącznie symboliczne
przegrywanie danych na smartfona jest uciążliwe
czas lotu mógłby być dłuższy
8
OCENA