the last of us part II remastered screen
The Last of US Part II Remastered (źródło: tabletowo.pl)

Recenzja The Last of Us Part II Remastered. Momentami jest zbyt realistycznie…

Premiera The Last of Us Part II Remastered przewidziana została na 19 stycznia, więc przyszedł najwyższy czas na recenzję odświeżonej, drugiej części tej kultowej serii. Czy warto ulepszyć posiadaną przez nas podstawową edycję lub sięgnąć po tę produkcję po raz pierwszy, jeśli jeszcze nie mieliśmy okazji się z nią zapoznać?

The Last of Us Part II Remastered jest świetne, ale…

Naughty Dog w ostatnich miesiącach bardzo mocno pracowało nad tym, żeby wypuścić dopieszczone, rozwinięte i całkiem interesujące The Last of Us Part II Remastered. Czy ta misja się udała? O tym dowiecie się z tej recenzji, ponieważ w grze znajdziemy sporo świetnych rozwiązań, ale nie zabrakło także pewnej dziwnej decyzji. Jestem wręcz przekonany, że można było jej uniknąć i rozwiązać tę sytuację w zupełnie inny sposób. Zatem do lektury!

Na wstępie poruszę właśnie jedną z problematycznych kwestii. Pierwotnie chcieliśmy, żeby w tej znalazło się porównanie graficzne oryginału z remasterem. Wtedy czytelnicy mogliby gołym okiem zobaczyć, jak dobrą robotę zrobiło Naughty Dog pod kątem poprawy grafiki. Niestety nie było to możliwe, gdyż wraz z dodaniem do mojego konta kodu recenzenckiego do The Last of Us Part II Remastered zniknęła mi możliwość kupna/pobrania/zagrania w oryginał – w bibliotece oraz sklepie remaster zastąpił jego miejsce.

Oczywiście osoby posiadające oryginał i chętne do ogrania remastera mogą ulepszyć swoją wersję za 10 dolarów (około 40 złotych). Wiemy jednak, że nie wszyscy chcieliby mieć tylko jedną wersję w swojej bibliotece. O ile można jeszcze zrozumieć taką sytuację w przypadku cyfrowych wersji, chociaż i tak tego bardzo mocno nie pochwalam, to co w przypadku, gdy ktoś ma pudełkowe wydanie? Co się wtedy z nim dzieje? To pytanie należałoby zadać producentom, bo na żadnym etapie gracz nie jest o tym informowany.

Graficznie? Majstersztyk

Historia The Last of Us Part II Remastered dzieje się po wydarzeniach znanych nam z pierwszej części i skupia się na dokończeniu historii Ellie. Nie będziemy tutaj rozwijać tego wątku, ponieważ nie różni się on aż tak od oryginału, a poza tym nie chcemy spoilerować Wam dobrej zabawy.

Warto jednak jeszcze zaznaczyć, że w grze znajdą się nowe poziomy, które finalnie zostały wycięte z podstawowej wersji gry (z różnych powodów, w tym przez brak czasu na ich dokończenie). Podczas pierwszego przejścia remastera, wczytały mi się jako nieodłączna część historii. Dopiero po przejściu całej produkcji odkryłem, że można je także odpalić osobno w menu (wystarczy wejść w opcje „za kulisami”, a następnie wybrać usunięte poziomy). W tym samym miejscu da się również obejrzeć grafiki koncepcyjne, a także kulisy powstawania The Last of Us Part II, ale warto to zrobić dopiero po przejściu fabuły, ponieważ są tam informacje zdradzające historię przedstawioną w grze.

Teraz skupimy się na innym aspekcie, ponieważ ta produkcja na pewno wyróżnia się graficznie, co widać już od pierwszych minut. Trudno nie odnieść wrażenia, że to właśnie do tej dziedziny twórcy przyłożyli się najbardziej, dzięki czemu można przeżywać tę historię jeszcze mocniej.

Miejscami grafika jest bardzo realistyczna i mroczna, a w innych momentach pozwala zachwycać się panoramą miasta. Są też miejsca, które zdecydowanie nie wyglądają spektakularnie i potraktowano je po macoszemu. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, jednak warto podkreślić, że niektóre momenty są zbyt brutalne. Z tego też względu w tej recenzji, w trosce o naszych Czytelników (bo czytają nas różne grupy wiekowe), nie uwzględniliśmy niektórych ujęć.

Widać, że Naughty Dog mocno popracowało nad cieniami i oświetleniem, nadając otwartym terenom jeszcze więcej charakteru. Bardzo rzuca się to w oczy podczas eksploracji terenów zielonych, chociaż gra światłem w tunelach także jest fenomenalna.

Czapki z głów również dla osób odpowiedzialnych za efekty cząsteczkowe, ponieważ te są znakomite i dają jeszcze lepszy klimat. W niektórych miejscach trudno jednoznacznie określić, gdzie zarodniki są w powietrzu, ale wystarczy włączyć latarkę, by zobaczyć, jak się unoszą. Równie dobre wrażenia towarzyszą chodzeniu po kałużach, czy pływaniu w rzece.

W grze jest także dostępny tryb fotograficzny, który pozwala na zrobienie całkiem ciekawych ujęć. W menu do wyboru są różne opcje: można oddalać, przybliżać i obracać kamerę. W połączeniu z dobrą grafiką, wychodzi niezłe „combo”. Zresztą sami popatrzcie na te ujęcia:

Różne tryby wydajności

Jak przystało na 2024 rok, Naughty Dog przygotowało różne tryby wydajności dla The Last of Us Part II Remastered. Ja przez większość czasu bawiłem się w trybie „Fidelity”, z natywnym 4K oraz 30 klatkami na sekundę. Można jednak odpalić także tryb „Performance”, gdzie co prawda jest 60 klatek na sekundę, ale za to w rozdzielczości 1440p skalowanej do 4K. Czy to takie złe rozwiązanie?

W samej jakości grafiki praktycznie nie uświadczycie zmian, jednak przy ruchu postaci da się już zauważyć różnice pomiędzy 30 a 60 klatkami. The Last of Us Part II Remastered to jedna z tych produkcji, gdzie nawet w 30 kl./s da się dobrze bawić, chociaż osobiście uważam, że w 2024 roku w KAŻDYM trybie powinno być min. 60 klatek.

Co prawda sam nie grałem w The Last of Us Part II na PS4, ale w sieci da się znaleźć narzekania graczy na to, że często ekrany wczytywania trwają zbyt długo. Cóż, wydaje się, że w przypadku The Last of Us Part II Remastered możemy mówić o korzystaniu z wszystkich zasobów, jakie ma PlayStation 5, ponieważ teraz ekrany wczytywania są… bardzo krótkie. W zasadzie to nie miałem takiego, który trwałby dłużej niż 3-4 sekundy.

Naughty Dog znalazło zastosowanie dla Dual Sense

PlayStation 5 jest już na rynku od ponad 3 lat, a dalej nie wszyscy deweloperzy wydający gry na tę platformę potrafią znaleźć zastosowania dla wszystkich funkcji kontrolerów DualSense. Okazało się jednak, że Naughty Dog wie, jak fajnie urozmaicić rozgrywkę, dobrze dostosowując haptyczne wibracje i adaptacyjne triggery padów PS5.

Dzięki temu faktycznie ma się poczucie, że każda broń jest inna i „inaczej leży w rękach”. Do tego dochodzą wibracje w odpowiednich momentach, czy ciekawie wprowadzone wrażenia dotykowe w mini-aktywnościach, jak np. podczas odpalania silników generatorów lub gry na gitarze. Swoją drogą, pomysł z wykorzystaniem środkowego przycisku (tego, który wygląda jak panel) z DualSense do pociągania za struny jest świetny.

Gdyby tylko inni twórcy poszli śladem Naughty Dog, to faktycznie gry na PlayStation 5 byłyby ciekawsze niż na konkurencyjnych platformach – zamiast tego, wykorzystanie DualSense często jest „zapchajdziurą”. A szkoda, bo The Last of Us Part II Remastered pokazuje, że potencjał jest spory.

No Return to zabawa na kilkanaście godzin

Nie samą grafiką i trybami wydajności człowiek żyje. W The Last of Us Part II Remastered dostajemy do zabawy całkiem nowy tryb o wdzięcznej nazwie „No Return”. Zaleca się go jedynie osobom, które zakończyły fabułę. Na czym polega? Jest to swego rodzaju roguelike, gdzie najpierw wybieramy planszę, na której będziemy grać, a następnie przejmujemy kontrolę nad jedną z postaci z TLoU Part II. Zadanie? Najczęściej: po prostu przetrwać.

Misje różnią się od siebie, ale zazwyczaj trzeba albo wyeliminować trzy fale przeciwników, albo po prostu wytrwać minutę lub dwie. Po przejściu każdego poziomu dostajemy elementy do ulepszenia broni, a wraz z dalszymi postępami, odblokujemy kolejne postacie (zaczynamy jako Ellie), którymi możemy się sterować w tym trybie.

Bawiąc się w No Return dość szybko przyjdzie nam wymienić zwykły pistolet na karabinek. Wraz z tym upgradem zabawa jest jeszcze lepsza, ponieważ można władować w fale wrogów całą porcję pocisków. Czy ten tryb jest czymś przełomowym? No nie, to nic odkrywczego. Czy bawiłem się w nim dobrze? Oczywiście, że tak! Zresztą, dla osób, które już przeszły kiedyś The Last of Us Part II, może to być świetny powód, żeby ulepszyć tytuł do wersji Remastered.

Widać, że The Last of Us Part II Remastered idzie z duchem czasu, ponieważ nawet taka produkcja oferuje nam skórki oraz nowe bronie. Te odblokowuje się oczywiście za postępy w trybie No Return. Czy to coś złego? Uważam, że nie i w osobnym trybie nie widzę w tym żadnego problemu, tak długo jak nie mamy tutaj postaci anime, czy kosmitów, którzy nagle wciągną Ellie na swój statek.

Warto odnotować także fakt, że w grze dostępny jest tryb Speedrun z licznikiem czasu. Najlepsze wyniki zostaną zapisane dla każdego poziomu trudności osobno i tyczy się to zarówno podstawowego przejścia, jak i „nowej gry plus”.

W The Last of Us Part II Remastered brak większych błędów, ale…

Jedną z rzeczy, na którą twórcy położyli nacisk przygotowując remaster, było wyeliminowanie błędów, o czym zresztą sami wspominali. No i tutaj muszę przyznać, że podczas ogrywania The Last of Us Part II Remastered nie doświadczyłem ani jednego glitcha, czy też dziwnie wczytanej tekstury. O dziwo, wszystko „śmiga”, jak należy. Co więcej, nie było także żadnego spadku klatek lub za długo wczytującego się ekranu ładowania.

screen z the last of us part II remastered
Podróże potrafią być urzekające (źródło: tabletowo.pl)

Jest jednak pewne „ale”, które mam do twórców. Skoro już włożyli tyle sił w opracowanie The Last of Us Part II Remastered, to dlaczego nie zdecydowali się na większą swobodę podczas eksploracji? W kilku momentach dochodzi do absurdu, ponieważ Ellie nie może wejść po kamieniach, które normalnie nie stanowiłyby dla niej problemu (przypomnijmy, że regularnie wspina się na wielkie skrzynie, ciężarówki, czy pociągi metra). Gdyby tylko odblokować takie miejscówki i pozwolić na inne obejście jakiegoś problemu, czy zdobycie przewagi nad grupą wrogów, to zabawa byłaby jeszcze lepsza! Chociaż i tak muszę docenić scenę w metrze, gdzie jednocześnie są trzy grupy – zarażeni, my i Wilki – tam konflikt można rozwiązać na kilka sposobów ;)

Czy warto zagrać w The Last of Us Part II Remastered?

Dla wielu kluczowym pytaniem będzie, czy warto zagrać w The Last of Us Part II Remastered. Tutaj sprawa nie jest zero-jedynkowa. Oczywiście, to świetna gra, bardzo udany remaster, który po prostu zasługuje na 8.5/10. Lista rzeczy, do jakich można się przyczepić jest bardzo krótka. Jeżeli jednak już ograłeś wcześniej The Last of Us Part II i uważasz ten tytuł za dobrą grę, ale nie pokochałeś tego uniwersum całym sercem, to poza No Return… nie będziesz miał czego tutaj szukać.

the last of us part II remastered screen z gry
Najbardziej niewdzięczny moment w grze (źródło: tabletowo.pl)

Oczywiście, za około 40 złotych dostajesz zremasterowaną wersję i możesz się pobawić w tym trybie, czy przejść kilka poziomów w fabule i podziwiać widoki, ale nie będziesz aż tak zachwycony, jak na pewno będą osoby odpalające ten tytuł po raz pierwszy. Wydaje mi się też, że to właśnie do nich głównie Naughty Dog kieruje remaster.

Z plusów można wymienić świetną grafike, dwa różne tryby wydajności, dostosowanie do Dual Sense, nowy tryb No Return, a także kilka nieznanych wcześniej poziomów. Z minusów to z kolei brak możliwości większej eksploracji terenu, a także zastępowanie w bibliotece oryginału z wersją Remastered – to nie powinno mieć miejsca.

The Last of Us Part II Remastered będzie dostępny jedynie na PlayStation 5. Jeżeli nie masz oryginału, to za grę musisz zapłacić 219 złotych. Z kolei osoby posiadające The Last of Us Part II w swojej bibliotece mogą ulepszyć grę do nowej wersji za około 40 złotych.

the last of us part II remastered screen
Recenzja The Last of Us Part II Remastered. Momentami jest zbyt realistycznie…
Zalety
Świetna, ciesząca oko grafika
Dobrze zaprojektowany tryb No Return
Prawidłowe wykorzystanie funkcji DualSense
Możliwość wyboru trybu: wydajność lub jakość
Wady
Zastąpienie w bibliotece oryginału wersją zremasterowaną
Brak dodatkowych możliwości swobodnej eksploracji
8.5
Ocena