Dwa lata temu Samsung Galaxy Tab S9 Ultra 5G podczas testów zrobił na mnie gigantyczne wrażenie – prawie tak samo duże, jak jego ponad 14-calowy ekran. Po ponad dwóch latach przerwy od tabletów Samsunga, kolejny model tego producenta wpada w moje ręce. Podstawowy Galaxy Tab S11 może i nie robi takiego wrażenia po wyjęciu z pudełka, jak wspomniany model „Ultra” sprzed dwóch lat, ale to wcale nie oznacza, że tablet ten nie zasługuje na naszą uwagę.
Jedenasta generacja tabletowych „esek” Samsunga zawitała na start w postaci dwóch modeli: recenzowanego tu Galaxy Tab S11, a także większego wariantu – Galaxy S11 Ultra, którego testuje dla Was Kordas (recenzja wkrótce). Oba te urządzenia łączy wiele, jeśli chodzi o specyfikację – znajdziemy w nich ten sam procesor, tę samą ilość pamięci RAM czy tę samą technologię wyświetlacza. Główne różnice to wielkość ekranu: 11 cali vs. 14,6 cala w modelu Ultra (tu dodatkowo jest zastosowana powłoka antyrefleksyjna), a także różna pojemność akumulatorów czy podwójny obiektyw w większym wariancie.
Jak już wiecie, do testów przypadł mi w udziale ten mniejszy model: Samsung Galaxy Tab S11. Czy tablet ten godnie reprezentuje tegoroczną odsłonę lubianych przez wielu flagowych tabletów Samsunga? Sprawdźmy to!
Specyfikacja Samsung Galaxy Tab S11:
- wyświetlacz Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 11 cala, rozdzielczości 2560 x 1600 pikseli, częstotliwości odświeżania 120 Hz oraz wsparciem HDR10+,
- ośmiordzeniowy procesor MediaTek Dimensity 9400+ o częstotliwości taktowania 3,73 GHz z grafiką Immortalis-G925,
- Android 16 z One UI 8,
- 12 GB RAM LPDDR5,
- 128, 256 lub 512 GB pamięci wbudowanej,
- aparat główny o rozdzielczości 13 Mpix, f/2.0,
- przedni aparat o rozdzielczości 12 Mpix, f/2.4,
- cztery głośniki,
- Bluetooth 5.4,
- WiFi 6,
- USB typu C 3.2 Gen 1,
- akumulator o pojemności 8400 mAh (ładowanie 45 W),
- wymiary: 253,8 x 165,3 x 5,5 mm,
- odporność: IP68,
- waga: 469 g.
Na zestaw sprzedażowy Samsunga Galaxy Tab S11 składa się: tablet, dwustronny kabel USB-C, rysik S-Pen, a także szpilka do wyjmowania karty SIM i/lub microSD. ”Jedenastka” dostępna jest w trzech wariantach pamięciowych: 128 GB, 256 GB lub 512 GB pamięci wewnętrznej (zawsze z 12 GB RAM), a także w dwóch kolorach: szarym i srebrnym. Oprócz tego, do wyboru jest również obsługiwana łączność – samo Wi-Fi albo w towarzystwie 5G.
Ceny tego modelu, w zależności od wybranej przez nas konfiguracji, rozpoczynają się od 3799 złotych, a kończą na 5099 złotych.
Samsunga Galaxy Tab S11
Do testów producent wypożyczył mi model ze 128 GB pamięci wewnętrznej w kolorze szarym bez modułu 5G. Dodatkowo otrzymałem również nieobecną w podstawowym zestawie sprzedażowym klawiaturę zintegrowaną z etui: Samsung Etui Book Cover Keyboard Slim. Koszt tego akcesorium to około 649 złotych – zatem recenzowany tu zestaw kosztuje około 4500 złotych.
Wzornictwo i jakość wykonania
Nuda. Trudno innym słowem opisać Galaxy Tab S11, patrząc na niego, jak i jego poprzedników. Bryła najnowszego urządzenia Samsunga jest praktycznie taka sama jak pozostałych tabletów z jego portfolio w ostatnich latach. Nie jestem w stanie dostrzec żadnych znaczących różnic w tegorocznym modelu. Czy to źle? O ile w świecie smartfonów cenię sobie czasem ich oryginalne podejście do wyglądu, tak w przypadku tabletów jest mi to już kompletnie obojętne – a nawet preferuję w przypadku tej kategorii urządzeń większy nacisk na praktyczność niż widowiskowy design.
To oczywiście nie oznacza, że „es jedenastka” ma się czego wstydzić, jeśli chodzi o swój wygląd. To ciągle minimalistyczna i bardzo elegancka bryła, która ma prawo się podobać. Ramki wokół ekranu są symetryczne, boki płaskie, a maskownice anten na aluminiowej obudowie układają się w mało rzucające się w oczy paski, pełniące funkcję nie tylko praktyczną, ale i dekoracyjną.
To, co robi wrażenie, to smukłość tego tabletu – zaledwie 5,5 milimetra, ale dzięki świetnemu wyprofilowaniu trzyma się go bardzo wygodnie. Waga całości również na plus – 469 gramów.

Na prawym boku, trzymając tablet wertykalnie, znajdziemy przyciski głośności, blokady, dwie dziurki mikrofonowe, a także tackę na kartę microSD i SIM (w przypadku wariantu z łącznością komórkową). Na dole, dwa głośniki i port USB-C, a na górze kolejne dwa głośniki i trzeci mikrofon.
Z tyłu, oprócz oczka aparatu, lampy błyskowej i logo producenta, znajdziemy 3 piny do komunikacji z dodatkowymi akcesoriami, takimi jak chociażby klawiatura. Co więcej, na wspomnianej już prawej krawędzi, znajdziemy magnetyczny zaczep na rysik S Pen, podobnie jak to ma miejsce w iPadach.
Całość konstrukcji można w pewnym sensie nazwać nudną, ale jest to nuda, której trudno zarzucić coś sensownego.
Nic złego nie mam też do powiedzenia na temat jakości wykonania. Metalowa obudowa jest bardzo przyjemna w dotyku i – bazując na poprzednich, tak samo wykonanych modelach – prawdopodobnie również wytrzymała, trudno zbierając chociażby rysy. Jedyne, co mi tu przeszkadza, to jak zawsze wystające nieco oczko aparatu, na którym opiera się tablet, kiedy położymy go na płasko na „pleckach” – nie lubię tego zarówno w smartfonach, jak i w tabletach.



Wyświetlacz
W świecie technologii niczego nie możemy być pewni. Gdybym miał jednak postawić na coś z największą szansą wystąpienia, to prawdopodobnie byłoby to zastosowanie świetnego wyświetlacza w kolejnym urządzeniu z rodziny Galaxy – a przynajmniej z tej średniej i wysokiej półki. Co jak co, ale Samsung „umie” w ekrany i nie inaczej jest z Galaxy Tab S11, w którym producent postawił na znaną i lubianą technologię Dynamic AMOLED 2X, dobrze sprawdzoną już w innych urządzeniach marki.
Podstawowa „jedenastka” ma ekran o przekątnej dokładnie 11 cali i rozdzielczości WQXGA, czyli 2560 na 1600 pikseli, co daje nam natężenie o wartości 274 ppi – w pełni wystarczające w tej klasie urządzeń. Matryca wspiera oczywiście wysoką częstotliwość odświeżania 120 Hz, a deklarowana przez producenta jasność maksymalna (szczytowa) to 1600 nitów. Podczas codziennego użytkowania liczyć jednak musimy na niższą jasność w okolicy 1000 nitów, co daje akceptowalną wartość, choć – wiadomo – zawsze chciałoby się więcej.
Cała reszta też nie zawodzi. Perfekcyjne czernie, bardzo dobre kąty widzenia i szeroki kontrast sprawiają, że zarówno praca, jak i rozrywka, to tutaj czysta przyjemność. Stosunek ekranu do obudowy to lekko ponad 83% – ramki wokół wyświetlacza nie są więc przesadnie grube.
Jedyne, co mnie zaskoczyło, to to, że pierwszy raz w przypadku tabletu czy smartfona Samsunga, musiałem wejść w zaawansowane opcje personalizacji obrazu i zwiększyć delikatnie kilka parametrów. Głównie podkręciłem balans bieli i nasycenie – w domyślnych wartościach mam wrażenie, że Galaxy Tab S11 był zaskakująco zimny i wyprany z kolorów.
Nie wiem, czy to kwestia zmiany moich prywatnych preferencji, czy może zmiana u samego Samsunga w porównaniu do poprzedników, ale po dostosowaniu tych kilku wartości byłem więcej niż zadowolony z wyświetlacza recenzowanej „jedenastki”.



Działanie i oprogramowanie
Już w poprzedniej generacji flagowych tabletów, Samsung porzucił procesory Qualcomma na rzecz MediaTeka. Decyzja ta, z racji nie najlepszej renomy tych drugich w przeszłości, była co najmniej kontrowersyjna dla wielu użytkowników. Ja sam nie jestem co prawda uprzedzony do procesorów z rodziny MediaTeka, w ostatnich latach testowałem kilka urządzeń z ich podzespołami, ale preferuję jednak Snapdragony, w szczególności w tej najwyższej półce cenowej. Choć to w moim przypadku już bardziej kwestia przyzwyczajenia i sentymentu, niż rzeczywistych mankamentów Mediateka, co udowadnia chociażby Galaxy Tab S11.
Zastosowany tu procesor Dimensity 9400+ radzi sobie naprawdę dobrze we wszystkich zadaniach, zarówno tych mniej wymagających, jak i w „chwilach próby” w benchmarkach i nowych grach wideo. W połączeniu z 12 GB pamięci RAM tablet ten nigdy, w żadnym ze scenariuszy testowych, nie zaciął się choćby na chwilę – nawet przy długotrwałym, ciągłym użytkowaniu.















Wydajność trudno nazwać inaczej niż po prostu flagową. Osoby obawiające się o kulturę pracy też uspokajam – urządzenie nie nagrzewa się jakoś nadmiernie, pozostając względnie zimnym przez większość pracy, choć mam pewne obawy odnośnie prądożerności tego CPU, ale o tym jeszcze później.
Benchmarki:
GeekBench 6:
- single core: 2703
- multi core: 8715
- GPU Vulkan: 21279
- GPU OpenCL: 20735
3DMark:
- Wild Life Extreme: 6461
- Solar Bay: 11147
- Solar Bay Stress Test: 9522 / 8013 / 84,2%
- Solar Bay Extreme: 790
- Steel Nomad Light: 2300
Średnia szybkość pamięci przetestowana w aplikacji Androbench:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 1280 MB/s
- szybkość ciągłego zapisu danych: 532,62 MB/s
- szybkość losowego odczytu danych: 22,63 MB/s
- szybkość losowego zapisu danych: 53,61 MB/s













Oprogramowanie Samsunga też dowozi, bez żadnych większych zaskoczeń. Mamy tu do czynienia z dobrze znanym fanom tej marki One UI w wersji 8.0 na Androidzie 16. Jest to nakładka dopracowana, bezbłędnie przetłumaczona (lubię o tym wspominać, po częstej opieszałości w tym temacie niektórych azjatyckich producentów – na ciebie patrzę, Blackview Tab 13!) i po prostu dobrze przemyślana, czego trudno nie docenić.
Wszystko jest na swoim miejscu, choć parę razy miałem wrażenie, że niektóre pomysły na interfejs nie są w 100% zaprojektowane pod większy ekran tabletu i lepiej sprawdzają się na smartfonach – ale takie sytuacje mogę policzyć na palcach jednej ręki i mogą trochę być spowodowane moimi przyzwyczajeniami z iPadOS.
Preinstalowanych aplikacji może i jest tu całkiem sporo, ale pochodzą one jednak od Samsunga i mają jakieś swoje uzasadnienie (i w większości możemy je szybko i bezproblemowo usunąć z urządzenia). Możliwości personalizacji wyglądu są bogate, choć pod tym względem znalazłbym kilka nieco bogatszych nakładek – ale mi to kompletnie nie przeszkadza, bo najczęściej większość rzeczy w wyglądzie systemu pozostawiam oryginalne.
Na pokładzie melduje się oczywiście od startu asystent głosowy Samsunga: Bixby, którego zastąpić możemy Gemini, jeśli preferujemy konkurencyjne rozwiązanie autorstwa Google. Jeśli zaś chodzi o wsparcie systemu, tu Samsung szaleje i gwarantuje aż 7 lat aktualizacji. I to nie tylko zabezpieczeń, ale także wersji systemu Android, a to oznacza, że Galaxy Tab S11 ma doczekać systemu Google z numerkiem 23 – jest to więcej niż imponujące!






Z ciekawszych rzeczy warto wspomnieć o Samsung DeX. To moje drugie poważne podejście do tego pomysłu Koreańczyków. Po raz pierwszy miałem okazję przetestować DeXa mniej więcej dwa lata temu i wtedy trudno było mi go uznać za w pełni dopracowane i przemyślane rozwiązanie. Próba pogodzenia tabletu z „okienkami” aplikacji na dłuższą metę nie była tak wygodna jak w przypadku innych systemów operacyjnych.
Teraz mam wrażenie, że jest znacznie lepiej – choć być może wynika to również z faktu, że inni producenci również zaczęli rozwijać podobne funkcje, a co za tym idzie również ja sam patrzę na ten temat z nieco innej perspektywy.
Trzeba jednak przyznać, że Samsung rzeczywiście wprowadził kilka zmian w obsłudze DeXa – i to zdecydowanie na plus. Oczywiście raczej nikt nie porzuci dla niego całkowicie Windowsa czy macOS, ale w podróży, jako tymczasowe zastępstwo laptopa, DeX sprawdza się całkiem nieźle. Z jednym małym, ale bardzo ważnym zastrzeżeniem: bez myszki (lub gładzika) i klawiatury nie ma co się w to bawić.
Obsługa dotykowa jest co prawda możliwa, ale moim zdaniem skrajnie niewygodna. W momencie, gdy podłączymy klawiaturę – najlepiej w formie etui – oraz myszkę, sensowność takiej konfiguracji rośnie nieporównywalnie. A skoro już o zewnętrznych akcesoriach mowa…
Dodatkowe akcesoria
Do zestawu sprzedażowego, Samsung dorzuca za darmo rysik S Pen, kosztujący osobno nieco ponad 250 złotych. Nie jest to w mojej opinii akcesorium niezbędne każdemu, aczkolwiek ja sam używam Apple Pencil w swojej pracy prawie na co dzień, tak więc mogłem dość kompleksowo porównać rysik Samsunga z innymi rozwiązaniami na rynku.
Zacznijmy od tego, że S Pen dla Galaxy Tab S11 i Galaxy Tab S11 Ultra to kompletnie nowa konstrukcja (zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz), która znacząco różni się od innych rysików tego producenta i która – na ten moment – kompatybilna jest tylko z tymi konkretnymi urządzeniami.
Wszystko za sprawą tego, że pozbyto się z niego prawie całej… elektroniki. Rysik nie łączy się już teraz wcale z tabletem poprzez Bluetooth, prawdopodobnie nie ma żadnej baterii (a przynajmniej ja nie znalazłem na ten temat żadnych informacji w sieci) i większość komunikacji przerzucono teraz na tablet.


Efektem tego jest to, że rysik działa tylko wtedy, gdy zbliżymy go dość blisko do tabletu – nie ma teraz mowy o żadnych „powietrznych” gestach czy zdalnym robieniu zdjęć, używając stylusa jak pilota. O dziwo jednak samo pisanie jest bardzo dokładne i przyjemne, czego się nie spodziewałem, bo byłem przekonany, że jego odchudzenie z elektroniki spowoduje jednoczesne zmniejszenie precyzji. Nic się takiego jednak nie stało.
Ba, zachowano nawet wykrywanie siły nacisku, co ważne chociażby dla osób pracujących nad grafiką cyfrową, choć to nie jest akurat zbyt dokładne – pewnych rzeczy jednak przeskoczyć się nie da, ale i tak uważam, że rysik ten to miły bonus do podstawowego zestawu sprzedażowego.
Co więcej, na czas testów wypożyczono mi nie tylko sam tablet wraz z rysikiem, ale również zintegrowaną z etui klawiaturę – Samsung Book Cover Keyboard Slim, która kosztuje 649 złotych. Ta, nie będę ukrywał, przypadła mi do gustu dużo mniej niż testowana dwa lata temu klawiatura do Galaxy Tab S9 Ultra 5G. Ciągle jest to względnie szczupłe etui magnetyczne, które nie pogrubia aż tak bardzo całej konstrukcji, ale brakuje mu w mojej opinii kilku ważnych dla mnie funkcjonalności.




Pierwszą z nich jest dość oczywisty brak gładzika. Oczywisty, bo sam tablet jest mniejszy, a i również etui zmieniło swoją formę, na czym mocno ucierpiało wolne miejsce na samej klawiaturze. I o ile samo nowe rozkładanie etui mi się podoba, tak brak touchpada – głównie z powodu wspomnianego już wyżej Samsung Dex – jest dla mnie ogromnym regresem.
Tak samo, jak pozbycie się podświetlenia klawiszy. Klawiatura ciągle jest całkiem wygodna w użytkowaniu (jak na tak małe wymiary), ale – niestety – wspomniane dwa braki mocno obniżają jej atrakcyjność podczas pracy biurowej.
Zaplecze komunikacyjne i audio
Samsung Galaxy Tab S11 obsługuje wszystkie najważniejsze moduły łączności, takie jak Bluetooth 5.4, Wi-Fi 6, GPS, Glonass, Beidou, Galileo, QZSS. Z żadną z tych podstawowych łączności nie miałem najmniejszych problemów. Oczywiście Samsung oferuje jeszcze wariant tabletu obsługujący łączność komórkową 5G – ja do testów dostałem wersję bez tego modułu.
Osoby używające Samsung Dex z pewnością ucieszy obecność w tablecie portu USB 3.2 Gen 1, do którego podłączyć możemy (poprzez specjalny dok/przejściówkę/kabel) zewnętrzny monitor, kilka portów USB, port Ethernet, a także zasilanie – wszystko to oczywiście jednocześnie. W moim przypadku tablet bezproblemowo obsługiwał dok Steam Decka, hub Greencella czy nawet tanią chińską przejściówkę.

W recenzowanym Samsungu znajdziemy 4 głośniki. Grają one dobrze, charakteryzują się czystą barwą i dobrą (jak na tę kategorię sprzętu) przestrzennością. Najbardziej brakuje mi w nich nieco większej głośności maksymalnej, ta mogłaby być o te 30% wyższa.
Z racji tego, że konstrukcja nie zmieniła się prawie wcale względem poprzedników, równie łatwo głośniki te zasłonić podczas trzymania tabletu w orientacji horyzontalnej, ale raczej nie ma możliwości zrobienia tego ze wszystkimi czterema głośnikami.
Szkoda też, że zabrakło w tym modelu (tak samo, jak i w kilku poprzednich generacjach) złącza mini jack. O ile w przypadku smartfonów w pełni pogodziłem się już z brakiem tego portu, tak w tabletach wciąż widziałbym na nie miejsce. Czy Samsung Galaxy Tab S11 to najlepszy tablet, jeśli chodzi o wbudowane głośniki? Raczej nie – i Lenovo Tab Plus może wciąż spać spokojnie ;)
Czas pracy Samsunga Galaxy Tab S11
Przez prawie trzy tygodnie testów, recenzowany tablet ładowałem zaledwie 6 razy, co było spowodowane moją mniejszą ilością czasu wolnego, jak i solidnym (choć nie rekordowo dobrym) czasem pracy na baterii Samsunga Galaxy Tab S11.
Mamy tu do czynienia z ogniwem o pojemności 8400 mAh i ładowaniem do maksymalnie 45 watów – w szczególności ta druga liczba nie jest jakoś bardzo imponująca na papierze, choć koniec końców tablet ładował się szybciej, niż się tego pierwotnie spodziewałem.
Baterię od 0 do 100%, przy pomocy ładowarki 100-watowej, zapełniałem w niespełna 90 minut – co może i nie plasuje tego tabletu w czołówce podobnych urządzeń, ale i tak jest całkiem niezłym wynikiem.
Jeśli już chodzi o czas pracy na jednym pełnym ładowaniu, to do zachwytów z recenzji Samsunga Galaxy Tab S9 Ultra 5G mi daleko, ale nadal trudno mówić o ogromnym rozczarowaniu. Średnio tablet ładowałem co około 3-4 dni, korzystając z niego po kilka godzin dziennie.




W moim standardowym użytkowaniu, w którym przeważały takie aktywności, jak oglądanie filmów i seriali, a także przeglądanie internetu, „jedenastka” wytrzymywała około 5 godzin z włączonym ekranem. Warto jednak dodać, że nie korzystałem z żadnego trybu oszczędzania energii, a ekran włączony był ciągle w trybie 120 Hz i maksymalnej jasności.
Korzystając już z dobrodziejstw trybu oszczędzania energii i innych trików, tablet maksymalnie wytrzymał lekko ponad 9 godzin. Wynik ten można by prawdopodobnie jeszcze trochę poprawić, zmniejszając nieco bardziej jasność ekranu. Dociskając zaś tablet w grach i bardziej wymagających aplikacjach, udało mi się zejść do około 3,5 godziny SoT – w takim scenariuszu liczyłbym jednak na wyższy wynik.
Nie jestem też zadowolony z energooszczędności tabletu, gdy jego ekran jest wygaszony – mam wrażenie, że tutaj tablet tracił zaskakująco dużo procent baterii, tym bardziej jak na sprzęt Samsunga, który w tym temacie zazwyczaj radził sobie znacznie lepiej.

Zabezpieczenia biometryczne
Jeśli chodzi o zabezpieczenia biometryczne, głównym sposobem odblokowania tabletu jest zaszyty w ekranie czytnik linii papilarnych. Ten zbyt często mnie zawodził, w kwestii poprawnego rozpoznawania mojego palca, co częściowo zrzucić mogę na siebie i na to, że na co dzień nie korzystam z tego zabezpieczenia w prywatnym smartfonie i tablecie, przez co palec przykładałem dość niedokładnie.
Mam jednak wrażenie, że skanery tego typu znacznie lepiej sprawdzają się w smartfonach, gdzie stosunek obszaru czytnika do reszty ekranu jest znacznie korzystniejszy i łatwiej odnaleźć go kciukiem – wymaga to po prostu znacznie mniej „gimnastyki” palca.
Znacznie częściej korzystałem więc z odblokowania urządzenia przy pomocy przedniej kamery – nie ma tu oczywiście mowy o skanie przestrzennym. Rozpoznawanie twarzy, oparte wyłącznie na przedniej kamerce, radzi sobie z tym całkiem nieźle, nawet w gorszych warunkach oświetleniowych, gwarantując akceptowalne bezpieczeństwo naszych danych i szybkie odblokowanie.
Oprócz powyższych dwóch sposobów obecne są oczywiście również standardowe androidowe sposoby odblokowania tabletu – jak kod pin czy wzór.


Możliwości fotograficzne
O ile w smartfonach Samsung zawsze dba o jak najwyższą jakość wykonywanych zdjęć i filmów, co roku ścigając się z innymi firmami o miano „najlepszego foto smartfona”, tak w przypadku tabletów firma ta nieco „odpuszcza”. Ma to oczywiście sens, bo mało kto używa tabletów do poważnych celów fotograficznych, ale i tak trzeba oddać Samsungowi, że oferuje on całkiem przyzwoite aparaty jak na tę kategorię sprzętu. I nie inaczej jest z Samsungiem Galaxy Tab S11.
Przednie kamery
Oczko aparatu na przodzie może się pochwalić przede wszystkim bardzo szerokim kątem, co docenią osoby korzystające z tabletu podczas wideokonferencji. Sama jakość wykonywanych zdjęć i filmów z pewnością nie należy do flagowych, ale powinna zadowolić większość użytkowników we wspomnianych rozmowach wideo. Na duży plus jasność wykonywanych zdjęć – fotografie może tracą na szczegółowości w takim scenariuszu, ale w zamian dostajemy zaskakująco jasny obraz.





Tylne aparaty
W głównym obiektywie czuć tę wysoką jakość Samsunga, jeśli chodzi o aparaty. Kolory są żywe, szczegółowość jak najbardziej akceptowalna, a nawet i cyfrowy zoom (maksymalnie ośmiokrotny) – jak to u tego koreańskiego producenta – nie zawodzi. Jest tu oczywiście więcej szumu na zdjęciach niż w większości flagowych czy nawet średniopółkowych smartfonów, ale daleko mi do narzekania.

















Bardzo dobrze radzi sobie również tryb nocny, dość naturalnie i bardzo skutecznie podkręcając czytelność zdjęć w gorszych warunkach oświetleniowych. Ogółem, w krytycznych sytuacjach tablet ten bez problemu mógłby zastąpić mi mój smartfon np. na jakimś wyjeździe, jeśli chodzi o jakość zdjęć z głównego obiektywu – wygoda robienia fotografii jest co prawda niższa, ale tablet ten nie ma się czego wstydzić na tle swoich konkurentów.
Wideo
W kwestii foto-wideo najbardziej rozczarowuje jakość nagrywanych filmów. Mamy tu co prawda możliwość rejestracji wideo w rozdzielczości 4K, ale o 60 klatkach na sekundę w każdym z trybów i obiektywów możemy tylko pomarzyć. Stabilizacja obrazu również jest daleka od tego, co prezentują flagowe czy nawet średniopółkowe smartfony Samsunga.
Jednak i tak w kategorii tabletów i wideokonferencji można być z Galaxy Tab S11 więcej niż zadowolonym – w szczególności z praktycznego szerokiego kąta przedniej kamery. Bardzo dobrze prezentują się również wbudowane mikrofony, oferujące wysoką jakość nagrywanego dźwięku.
Podsumowanie
Samsung Galaxy Tab S11 to dość nudny tablet, ale w ten przyjemny sposób. Jeśli znacie urządzenia tego producenta z ostatnich lat, zarówno tablety czy smartfony, to „jedenastka” raczej niczym Was nie zaskoczy. Wyświetlacz i jakość wykonania? Na wysokim poziomie – jak to zawsze w tej półce u Samsunga. Wydajność i system? Nie dają zbyt wiele miejsca do narzekania. Również bateria i aparaty są co najmniej tak dobre, jak być powinny w takim sprzęcie.
Jest tu co prawda wciąż kilka drobnych potknięć czy technologicznych „stagnacji” (naprawdę coraz trudniej znaleźć argumenty za kupnem nowego tabletu Samsunga, posiadając model z ostatnich kilku lat…), ale to wciąż bardzo dobry sprzęt, który wystarczy na lata. Nie wyobrażam sobie, żeby kupując to urządzenie, ktoś mógłby na nie jakoś bardzo narzekać, no może oprócz ceny, która z pewnością nie jest tak bardzo konkurencyjna, jak chociażby tabletów prosto z Chin.
No właśnie. Na sam koniec wypada odnieść się również do ceny recenzowanego przeze mnie zestawu, która wynosi około 4500 złotych. W kwocie tej dostajemy bardzo solidny tablet, wygodne etui z wbudowaną klawiaturą, a także funkcjonalny rysik. Do pełni szczęścia brakuje mi jedynie ciut większej ilości pamięci wewnętrznej (choć ten problem można rozwiązać później, dokupując kartę microSD lub na start dopłacając do wyższej wersji), a także modułu 5G – ten ostatni niestety wiąże się już z dość znaczącą dopłatą od 500 do nawet 850 złotych.

Zestawiając cenę Galaxy Tab S11 z konkurencyjnym – przynajmniej na papierze – iPadem Pro, ta wydaje się całkiem kusząca. Nie jestem jednak przekonany, czy Samsunga Galaxy Tab S11 możemy uczciwie zestawić obok siebie z iPadem Pro ostatniej generacji. Moim zdaniem „jedenastce” znacznie bliżej do najnowszego iPada Air, którego ceny zaczynają się już od 2999 złotych (za sam tablet, bez rysika i klawiatury) – a i tu pewnie znalazłoby się spore grono osób, wytykające Samsungowi MediaTeka Dimensity 9400+, który w starciu z M4 od Apple raczej nie ma zbyt dużych szans.
Inaczej wygląda to na rynku androidowym, gdzie testowany przeze mnie Samsung bez dwóch zdań prezentuje się znacznie lepiej od wielu swoich konkurentów, jeśli chodzi o wykonanie i specyfikację. Nie ma co ukrywać, koreański producent w przypadku swoich flagowych urządzeń przyzwyczaił nas do wysokiej jakości, co często oznacza również wyższe ceny. Nie powiedziałbym co prawda, że Samsung Galaxy Tab S11 to tablet bardzo źle i niekorzystnie wyceniony, ale nie jest to też taka cena, by ogłaszać zakup tego sprzętu okazją swojego życia.
Podsumowałbym to więc tak – podstawowy model Galaxy Tab S11 to tablet o standardowej dla Samsunga jakości i spodziewanej dla Samsunga cenie. Mało co tu zaskakuje, ale jestem przekonany, że wielu fanów tej marki oczekuje właśnie dokładnie tego – nudy, ale takiej dobrze znanej, bezpiecznej i lubianej.











