Recenzja Lenovo Tab P12 Pro – uniwersalny towarzysz

Z tabletami jest ciekawa historia. Gdy już wydawało się, że nadszedł ich kres, nagle nastąpił ich renesans. Jasne, pomogła im pandemia, ale fakt jest faktem – tablety wróciły do łask. A skoro tak, czas na kolejny test tego typu sprzętu. Dziś przed Wami recenzja Lenovo Tab P12 Pro, który na papierze wygląda na naprawdę solidnego zawodnika. A czy jest nim w rzeczywistości?

Specyfikacja Lenovo Tab P12 Pro:

Lenovo Tab P12 Pro w dniu publikacji recenzji w większości sklepów kosztuje ok. 3899 złotych. Do 10 lipca 2022 w RTV Euro AGD trwa jednak promocja, w ramach której wersję 8/256 można kupić za 2999 złotych – czyli za tą samą kwotę, co standardowo wersję 6/128. Podobna promocja obowiązuje w OleOle!, ale nie znalazłam informacji do kiedy konkretnie.

W zestawie znajduje się rysik Precision Pen 3 oraz ładowarka 30 W. W sprzedaży można znaleźć również zestaw z klawiaturą, ale z tego, co zauważyłam, w Polsce takowy nie jest dostępny.

Cienki, ale nie „cienias”

Patrząc na najnowszy tablet Lenovo w oczy od razu rzuca się jego grubość, choć chciałoby się powiedzieć od razu „cienkość”. Smukły jest niesamowicie – zaledwie 5,63 mm; to naprawdę robi wrażenie, podobnie zresztą, jak 5,5 mm w Samsungu Galaxy Tab S8 Ultra. Ale czy jest praktyczne? Z całą pewnością tak. Choć największym znakiem zapytania jest czas pracy, bowiem im cieńszy tablet, tym mniejszy akumulator. Tu jednak mamy ogniwo o pojemności 10200 mAh, więc w teorii nie ma się co martwić o czas działania. W praktyce, już od razu zdradzę, że jest równie dobrze.

Chcąc poświęcić się weekendowemu pożeraniu serialu prosto z łóżka, z ekranem na maksymalnej jasności, tablet umożliwi nam to przez ok. 15 godzin, co jest świetnym rezultatem. Korzystając z niego codziennie po ok. 2 godziny, o podładowanie poprosi dopiero po kilku dniach. A gdy już nadejdzie konieczność uzupełnienia energii, będziemy to mogli zrobić z pomocą dołączonej do zestawu ładowarki (niestety, tylko 30 W – choć tablet wspiera 45-Watowe ładowanie), a cały proces zajmie ok. godzinę i czterdzieści pięć minut.

Wracając jednak do samego wzornictwa, jest elegancko. Zdecydowanie nie jest wstyd pokazać się z Lenovo Tab P12 Pro gdzieś na mieście czy nawet spotkaniu biznesowym, jeśli sytuacja tego wymaga. Aluminiowa, dwukolorowa obudowa, aluminiowe krawędzie – pod względem jakości wykonania i zastosowanych materiałów nie mam się do czego przyczepić.

Nieprzemyślane jest moim zdaniem rozmieszczenie poszczególnych elementów na tablecie, biorąc pod uwagę, że kamerka nad ekranem znajduje się trzymając tablet w pozycji poziomej i wskazuje, że jest to domyślna pozycja. W takiej sytuacji spodziewałabym się przycisków regulacji na prawym boku, a włącznika ze zintegrowanym czytnikiem linii papilarnych – gdzieś na górnej krawędzi, nieopodal prawej.

A tu psikus. Włącznik jest na lewej krawędzi, przyciski regulacji głośności na górnej, ale tuż przy lewej. Co prawda jestem praworęczna i wolałabym, żeby skaner był po prawej stronie, to jednak nie widzę przeszkód, by korzystać z niego po lewej. Przy czym jest to dla mnie mniej intuicyjne, niż wspomniane przeze mnie wyżej rozmieszczenie, które wydaje się po prostu bardziej logiczne (i bardziej popularne, bo i stosowane częściej przez producentów).

Głośniki i wyświetlacz – multimedialna bestia?

Na lewym i prawym boku mamy po dwa głośniki. Ich jakość standardowo ocenił Kuba.

Audio jest zaskakujące. Moje pierwsze spotkanie z tym sprzętem miało miejsce, gdy tablet miał kilka procent naładowania. I, nie powiem, moje stanowisko wobec tego sprzętu było krytyczne. Jednak po naładowaniu sprzętu i daniu mu drugiej szansy okazało się, że audio gra bardzo porządnie.

Zanim do tego przejdę, kilka słów o różnicach, które spotkały mnie na początku. Okazało się bowiem, że system nie jest w stanie utrzymać tego samego poziomu jakości dźwięku, jak gdy jest naładowany, co jest dla mnie zaskakujące.

Przy niskim poziomie baterii, akustyka dudni, w momencie, gdy na scenie pojawią się wiele dźwięków czy też wiele instrumentów, mamy do czynienia z dodatkowymi dźwiękamii i echem, które nie mają nic wspólnego z odtwarzanym dźwiękiem. Efekt ten nie występuje, gdy bateria jest naładowana – i to jest zagadka.

Tablet Lenovo mogę porównać do sprzętu Samsunga. Naprawdę dobra robota, jeśli chodzi o jakość, jednak brakuje mi tej samsungowej głębi. Tego przestrzennego dźwięku, kory otacza nas, gdy słuchamy muzyki czy oglądamy filmy – tu też to występuje, ale nie w aż tak dużym stopniu. Jest, mimo wszystko, bardzo dobrze.

3.5 mm jacka audio brak.

Bez dwóch zdań w tabletach największe znaczenie odgrywają wszelkiego rodzaju multimedia, co oznacza, że ważny jest zarówno zastosowany wyświetlacz, jak i głośniki. Pod oboma względami Lenovo Tab P12 Pro błyszczy. O głośnikach już wiecie – czas na ekran.

W testowanym urządzeniu znajdziemy 12,6-calową matrycę AMOLED o rozdzielczości 2560 x 1600 pikseli, która zapewnia doskonałą jakość obrazu. Świetna jasność (zarówno maksymalna, jak i minimalna), doskonałe kąty widzenia, bezproblemowa reakcja na dotyk – tu wszystko gra.

Dodajmy do tego wsparcie dla HDR10+ i częstotliwość odświeżania ekranu na poziomie 120 Hz (dostępne jest też ustawienie 60 Hz, ale nie widzę powodu, dla którego warto by było rezygnować z wyższego ustawienia) i mamy zestaw, który idealnie nadaje się nie tylko do pracy, ale również rozrywki – oglądania filmów czy grania (również w chmurze).

Domyślnie ekran tabletu ustawiony jest w tryb kolorów naturalnych, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, by zmienić je na domyślne lub jasne. Do naszej dyspozycji jest też możliwość zmiany temperatury barwowej, dzięki czemu możemy ustawić ekran maksymalnie pod własne preferencje.

Czy tablet może zastąpić komputer?

Odkąd dostałam do testów Samsunga Galaxy Tab S8 Ultra z prawie 15-calowym wyświetlaczem, postawiłam sobie za punkt honoru sprawdzenie, czy rzeczywiście praca biurowa na tablecie jest możliwa. Wtedy też postanowiłam, że jeśli w moje ręce będą trafiać kolejne tego typu sprzęty, będę przeprowadzać podobny tekst. I tak też się stało, mimo, że mamy tutaj sporo mniejszy, bo 12,6-calowy ekran.

Do Lenovo Tab P12 Pro podłączyłam zewnętrzną klawiaturę bezprzewodową oraz myszkę. Postawiłam na niezawodnej ładowarce indukcyjnej Xiaomi, która głównie służy mi jako podstawka na smartfony, i zaczęłam z korzystać z tabletu zupełnie tak, jakbym miała włączonego laptopa. Zatem bez większych szaleństw – praca typowo biurowa, poczta e-mail, Docsy, Wordy, Excele, PowerPointy, YouTube, Spotify, Twitter, Facebook, Feedly, no i oczywiście przeglądarka Chrome.

Podczas takiej pracy, Lenovo Tab P12 Pro spisywał się idealnie – sprawnie poruszał się pomiędzy aplikacjami, bezproblemowo dotrzymywał kroku niezależnie od tego, co potrzebowałam w danej chwili zrobić. A i też bardzo istotny jest fakt, że w tym wszystkim również bateria nie stanowiła wąskiego gardła – w pracy typowo biurowej, przy jasności ustawionej na ok. 75-80% skali, udawało mi się uzyskiwać 10-12 godzin działania. To solidny wynik!

Jasne, na tablecie z Androidem nie zdecyduję się na zaawansowaną obróbkę zdjęć czy montaż filmów, ale podstawową edycję multimediów też da się przeprowadzić, a zastosowane tu komponenty dają radę również i w tego typu zastosowaniach.

Ogólnie muszę bowiem stwierdzić, że Lenovo Tab P12 Pro jest wydajnym sprzętem, który trudno zagiąć. W teście obciążeniowym utrzymuje wynik na bardzo stabilnym poziomie od pierwszej do ostatniej (dwudziestej) testowej pętli. Nie nagrzewa się przy tym za nadto. Pod względem działania zdecydowanie spory plus.

Muszę przyznać, że dość mocno zaskoczyła mnie w ustawieniach obecność interfejsu pecetowego, bo Lenovo się nim jakoś głośno wcale nie chwali. „Tryb wysokiej wydajności”, bo taką nosi nazwę, upodabnia nieco Androida do Windowsa – wszystkie otwarte aplikacje trafiają na dolną belkę, a najważniejsze ustawienia, w tym połączenie internetowe czy Bluetooth, w prawy dolny róg. Co ciekawe, można ustawić tak, by tryb ten włączał się automatycznie po podłączeniu klawiatury – spodziewam się jednak, że chodzi tu o oryginalną klawiaturę Lenovo, podłączaną pod pogo pins (z moją klawiaturą bezprzewodową to nie działało).

Tym, co zaskoczyło mnie na minus, są zabezpieczenia datowane na 5 lutego 2022 – przypominam, mamy początek lipca!

Benchmarki:

Rysik

W zestawie z tabletem otrzymujemy rysik Precision Pen 3 – gdybyśmy chcieli kupić go osobno, wiązałoby się to z wydatkiem ok. 400 złotych. Wspiera 4096 poziomów nacisku i wyposażony jest w akumulator o pojemności 30 mAh, pozwalający na pracę do nawet kilkunastu godzin. A gdy się rozładuje, wystarczy magnetycznie połączyć go z obudową tabletu, by naładować bezprzewodowo. Pełny proces ładowania trwa ok. 40 minut.

Rysik można wykorzystać do notowania, rysowania, zaznaczania czy kopiowania tekstu, jak również, co oczywiste, sterowania tabletem zamiast palcem. Precision Pen 3 waży zaledwie 16 gramów, a w dłoni czuć, jakby się trzymało standardowy długopis. Przycisk, znajdujący się tuż nad końcówką rysika, można wykorzystać np. do włączania menu notatek, co uważam za całkiem sensowne rozwiązanie.

Nie jest to jednak tak zaawansowany rysik, jak S Pen współpracujący ze sprzętem Samsunga – tam opcji zastosowań jest dużo więcej, ale też nie ma się co dziwić – w końcu Samsung mocno stawiał na rozwój serii Galaxy Note, gdzie to właśnie rysik grał pierwsze skrzypce. A teraz czerpią z tego tablety firmy.

Pamięć wewnętrzną, której jest 256 GB w testowym wariancie, przetestowałam w Androbench (co ciekawe, CPDT nie chciało działać). Oto wyniki, jakie otrzymałam:

Zaplecze komunikacyjne

Połączenie Bluetooth działa stabilnie – zarówno ze słuchawkami bezprzewodowymi, jak i myszką czy klawiaturą. Tu jednak muszę od razu zaznaczyć, że – podobnie, jak w przypadku całej reszty tabletów z Androidem – ten również nie pozwala wprowadzać znaków diakrytycznych korzystając z Dokumentów Google (dlatego też na czas testów tabletów przesiadam się zawsze na Worda – tu wszystkie polskie znaki można bezproblemowo wprowadzać z użyciem klawiatury bezprzewodowej).

Pod względem funkcjonowania bezprzewodowego połączenia internetowego nie mam najmniejszych zastrzeżeń – wszystko działa tak, jak powinno. W praktyce, na gigabitowym łączu, udaje się bez problemu uzyskiwać przy biurku, czyli jakiś metr od Funboksa, wyniki na poziomie 824 Mb/s pobierania i 308 Mb/s wysyłania. Nieźle.

Zabezpieczenia biometryczne

Wspominałam już o czytniku linii papilarnych, który umieszczony jest w górnej części lewego boku tabletu, ale nie dałam Wam jeszcze znać, jak działa. A działa w porządku, ale nie błyskawicznie. Jest aktywny, dzięki czemu wystarczy przyłożyć do niego palca, by dokonać autoryzacji, natomiast sam proces odblokowywania jest… nieco dłuższy niż w przypadku drugiego rodzaju zastosowanego zabezpieczenia, czyli rozpoznawania twarzy.

To jest wręcz błyskawiczne. Wystarczy podświetlić ekran i spojrzeć w kierunku górnej krawędzi tabletu, by odblokować dostęp do urządzenia. Dzieje się to wręcz natychmiastowo. Sęk jednak w tym, że jest to mniej bezpieczna metoda zabezpieczenia zawartości tabletu, bowiem nie ma tu przestrzennego skanu, a jest jedynie podstawowa kamera przednia. Mimo wszystko jednak nie udało mi się jej oszukać zdjęciem, o czym warto, byście wiedzieli.

Aparat

Wszyscy uważają, że aparaty w tabletach to właściwie rzecz zbędna (zresztą, Huawei też doszedł do takiego wniosku, bo w MatePad Paper nie ma żadnego – przy czym jego charakterystyka jest zupełnie inna). Ja jednak mam nieco inne zdanie w tym temacie, bo czasem ten aparat może się przydać i warto, by oferował co najmniej zadowalającą jakość. I dokładnie taką oferują te, zastosowane w Lenovo Tab P12 Pro.

Z tyłu mamy aparat główny o rozdzielczości 13 Mpix i ultraszerokokątny 5 Mpix, natomiast z przodu – 8 Mpix. Wszystkie jednostki spisują się zupełnie nieźle, gdy do dyspozycji mamy sporo światła. Gdy go brakuje, poziom szczegółowości spada, przez co zdjęcia znacznie tracą na jakości. A te nocne właściwie nie nadają się do niczego.

Pozwólcie jednak, że przykładowe zdjęcia przemówią same za siebie:

Podsumowanie

Lenovo Tab P12 Pro jest sprzętem, w przypadku którego właściwie trudno się o cokolwiek bardziej przyczepić. W mojej opinii największą wadą jest starsza wersja systemu – Android 11 (zamiast Androida 12) oraz ogromny poślizg z wprowadzaniem poprawek zabezpieczeń – mamy lipiec, a te datowane są na luty. To stawia też pod znakiem zapytania dalsze wsparcie w postaci kolejnych, w tym dużych, aktualizacji.

Oprócz tego nieco boli brak wersji z modemem sieci 5G (4G w ostateczności), co trudno jednak uznać za brak przekreślający ten sprzęt w oczach większości potencjalnych klientów, którzy będą z tabletu korzystać w domowym zaciszu. Szkoda też, że w zestawie jest wolniejsza ładowarka, skoro urządzenie wspiera szybsze ładowanie, ale znowu – konkurencja o ładowarkach w zestawach sprzedażowych potrafi zapomnieć.

Jeśli uda Wam się złapać Lenovo Tab P12 Pro w wersji 8/256 za 2999 złotych, uważam, że to dobry deal. Zwłaszcza, że taki 12,4-calowy Samsung Galaxy Tab S8+, który niewątpliwie jest też udanym sprzętem, kosztuje w tej samej konfiguracji sporo więcej – aż 4599 złotych.

Recenzja Lenovo Tab P12 Pro – uniwersalny towarzysz
Zalety
ekran
głośniki
rysik (w dodatku w zestawie)
czas pracy
tryb wydajności
wzornictwo
Wady
Android 11 i aktualizacje zabezpieczeń z lutego (mamy lipiec!)
brak wersji z 4G lub 5G
obsługiwane ładowanie 45 W, ale w zestawie ładowarka 30 W
8.7
Ocena
Exit mobile version