Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy BX7 Pro Max
Jimmy BX7 Pro Max (fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl)

Recenzja Jimmy BX7 Pro Max. Z nim roztocza nie mają szans

Marka Jimmy ma już za sobą 30-letnie doświadczenie w produkowaniu wydajnych urządzeń czyszczących. Choć zdarzało się, że można było kupić sprzęty tego producenta w Polsce, ich oficjalna sprzedaż ruszyła dopiero w grudniu 2024 roku. Na polski rynek trafił wtedy m.in. Jimmy BX7 Pro Max, którego w ostatnim czasie miałam okazję dość solidnie przetestować.

Jimmy BX7 Pro Max to odkurzacz stworzony do wyższych celów

Warto na wstępie wiedzieć, że testowany przeze mnie Jimmy BX7 Pro Max jest urządzeniem specjalistycznym, które ma uzupełniać funkcjonalność tradycyjnego odkurzacza do podłóg i w żadnym wypadku go nie zastąpi.

Sprzęt ten nazywany jest „odkurzaczem antyroztoczowym”. Oznacza to, że może przydać się szczególnie w miejscu zamieszkania małych dzieci, alergików, osób z wrażliwą skórą czy astmą, ale oczywiście nie tylko. Jak sama nazwa wskazuje – zadaniem tego odkurzacza jest zwalczenie roztoczy gromadzących się w meblach tapicerowanych, materacach, poduszkach, kołdrach, dywanach czy nawet pluszowych zabawkach.

Odchody roztoczy kurzu domowego, zbierające się m.in. w materacach, mogą wywoływać reakcje alergiczne, w tym kichanie, kaszel, przyczyniać się do trudności z oddychaniem, a także wpływać na pogorszenie jakości snu. Sprzęt ten ma więc usuwać głęboko zalegające roztocza, których tradycyjny odkurzacz nie masz szans pokonać.

Jak jest w praktyce? Sprawdźmy!

Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy BX7 Pro Max
Jimmy BX7 Pro Max (fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl)

Czym jest Jimmy BX7 Pro Max?

Na początek dowiedzmy się z czego składa się ten sprzęt. Jimmy BX7 Pro Max został wyposażony w półlitrowy zbiornik na kurz z systemem podwójnego cyklonu, filtr, szczotkę w postaci wałka, dwie grafenowe płyty grzewcze, generator ultradźwięków, generator ciepłego powietrza oraz oświetlenie UV LED.

Sprzęt oferuje 700 W mocy (i moc ssania 16 kPa) i może pracować w trzech trybach:

  • jony ujemne + wibracje,
  • jony ujemne + UV (w tym przypadku wałek szczotki nie obraca się),
  • jony ujemne + UV + wibracje.

Zadaniem światła ultrafioletowego jest zwalczanie bakterii i drobnoustrojów zalegających głęboko w tkaninach i tapicerkach. Podgrzewanie powierzchni do temperatury 65 stopni Celsjusza odpowiedzialne jest z kolei za usunięcie wilgoci i mikroorganizmów, a także zapobieganie powstawaniu pleśni w materiałach.

Na uchwycie odkurzacza umieszczono przycisk zasilania, który aktywuje urządzenie, oraz przycisk Mode, zmieniający tryb pracy. Na górnej części szczotki ulokowano również wyświetlacz LED-owy, prezentujący poziom koncentracji kurzu w miejscu przyłożenia odkurzacza. Dzięki niemu użytkownik może na bieżąco monitorować stan obecnie czyszczonych powierzchni i zwrócić uwagę na te lokalizacje, które wymagają większej uwagi, czyli mówiąc wprost – kolejnego, spokojnego „przejechania” odkurzaczem. Jeśli na wyświetlaczu widoczne są paseczki w kolorze innym niż niebieski (np. żółte, pomarańczowe lub czerwone) oznacza to, że obecnie odkurzane miejsce nadal nie zostało w pełni oczyszczone z roztoczy.

Urządzenie zasilane jest sieciowo, jednak w domu nie jest to żaden rodzaj ograniczenia. Jimmy zastosowało przewód o długości 5 metrów, dzięki czemu nie jest konieczne podłączanie żadnego przedłużacza. W zestawie z odkurzaczem znalazł się też filtr oraz specjalna mini-szczotka, która pomaga po pracy wyczyścić urządzenie.

Warto wiedzieć, że BX7 Pro Max waży 2,7 kilograma – to ma swoje dobre i złe strony. Nie przepadam za ciężkimi, nieporęcznymi sprzętami. Ciężar ten ma jednak swoją zaletę. Sprzęt niejako samodzielnie (swoją masą) dociska wlot do odkurzanych powierzchni, dzięki czemu skuteczniej pochłania napotkane zanieczyszczenia.

Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy w praktyce

Gdy dostałam propozycję testowania tego odkurzacza w pierwszej chwili pomyślałam „oby to nie był kolejny przydatny sprzęt”. Już tłumaczę dlaczego. Uwielbiam gromadzić takie „pomocne” urządzenia, zarówno w kuchni, jak i te z kategorii czyszczących. Koniec końców na co dzień przydaje mi się zaledwie kilka z nich, a inne po prostu leżą i czekają… Dodatkowo powoli brakuje już na to wszystko miejsca, więc starałam się na wstępie być dość zdystansowana. Szybko jednak okazało się, że… ten sprzęt faktycznie może się przydać.

Nienawidzę sprzątać i, przyznam się szczerze, robot sprzątający (który robi większość codziennych rzeczy za mnie) to zbawienie, choć wiadomo, że niestety nie sprzątnie on wszystkiego. Jego uzupełnieniem jest u mnie pionowy odkurzacz ręczny, który – jak się w czasie testów okazało – nie jest w stanie porządnie wyczyścić mebli tapicerowanych lub dywanów. Poradzi sobie z okruszkami, włosami i innym brudem widocznym gołym okiem, ale – niestety – nie wyciągnie tego, co faktycznie nam zagraża, a mowa tutaj o roztoczach.

Podczas testów Jimmy BX7 Pro Max na pierwszy ogień wzięłam moje dwie kanapy. Przyznam, że dość rzadko porządnie odkurzane. Ilość kurzu i alergenów była naprawdę spora i zwykły odkurzacz (szczególnie słaby) nie miałby żadnych szans wyciągnąć nawet połowy tego kurzu i alergenów. Czerwone ikony koncentracji kurzu wyświetlały się szczególnie w miejscach trudnodostępnych, czyli w zagłębieniach pomiędzy oparciem a siedzeniem, ale oczywiście nie tylko. Cały proces „wyciągania” tychże zanieczyszczeń z konkretnych miejsc to dosłownie kilka sekund. Tutaj na pewno liczy się dokładność, precyzja i spokojne ruchy.

Jimmy BX7 Pro Max przetestowałam też na materacu, kilku niewielkich dywanikach i sporych rozmiarów pluszakach i poduchach, które w zasadzie były tylko wietrzone lub lekko trzepane z dość prostego powodu: do pralki nie mają szans się zmieścić. Oczywiście werdykt był jasny – w każdym przypadku odkurzacz wciągnął ogrom, naprawdę ogrom kurzu. Co mnie zaskoczyło to to, że czujnik na wyświetlaczu nie wskazywał zanieczyszczeń np. w materacu – może po prostu jakimś cudem był taki czysty, choć szczerze wątpię.

Na tapet wzięłam też niewielki dywan z krótkim włosiem z pokoju dziecięcego, którego robot sprzątający (niestety) nie odkurza, bo nie jest w stanie pokonać dolnej belki antresoli. Odkurzam więc go ja słabym odkurzaczem ręcznym. Również w tym przypadku sprzęt nie alarmował mnie o sporych zanieczyszczeniach, choć w jednym miejscu trochę ich wykrył. Dopiero w momencie skierowania odkurzacza na poduszkę na wyświetlaczu zrobiło się czerwono. Pomimo niewielkich powierzchni oraz braku reakcji czujników po kilku minutach sprzątania w zbiorniczku znalazło się naprawdę sporo kurzu.

Odkurzacz antyroztoczowy wypróbowałam też w samochodzie, a konkretnie na tylnej kanapie. Tutaj czujniki nie zawiodły – znalazłam wiele miejsc wymagających szczególnej dokładności i wielokrotnego przejechania odkurzaczem. Jest to o tyle ciekawe, że niecały miesiąc temu samochód był oddany do „profesjonalnego czyszczenia” – prania i odkurzania. I, tak, jestem świadoma, że „nabałaganiliśmy” przez ostatni czas, ale to właśnie udowadnia skuteczność i moc tego sprzętu oraz głębokość, z jakiej zasysane są zanieczyszczenia.

Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy BX7 Pro Max
Jimmy BX7 Pro Max po wyczyszczeniu samochodu (fot. Natalia Kania-Kuc | Tabletowo.pl)

Podczas czyszczenia samochodu pojawił się moment rozgoryczenia. Okazało się, że ten długi, 5-metrowy kabel, nie jest tak…długi jak na początku sądziłam. O ile w domu z pewnością wystarcza, o tyle do odkurzenia samochodu okazał się zbyt krótki. Choć w tym przypadku modele konkurencyjne przegrywają: dla porównania odkurzacz Deerma CM800 oferuje 4,5 metrowy przewód, a Dust Mite Vacuum Cleaner Pro tylko 3,5 metrowy… Logiczne jest to, że w samochodzie zdecydowanie lepiej sprawdziłby się sprzęt bezprzewodowy, ale – jak widać – i tak pod tym względem wypada lepiej na tle konkurencji.

Dodatkowo BX7 Pro Max nie jest na tyle kompaktowy, mobilny i poręczny, żeby dotrzeć we wszystkie zakamarki foteli w aucie. Obawiam się, że wpierw powinnam standardowo użyć odkurzacza warsztatowego, żeby usunąć okruszki, a dopiero później wziąć się za pozbywanie zalegających głęboko roztoczy w miejscach, do których uda się dotrzeć.

Odkurzacz wybrał się też ze mną w odwiedziny do siostry, gdzie wspólnie wyciągnęłyśmy roztocza z dwóch sporych rozmiarów rogówek. W tym przypadku walczyłyśmy również z sierścią labradora, warto jednak zaznaczyć, że psiak na kanapy nie wchodzi. Co ciekawe, ta starsza sofa (siłą rzeczy w nieco gorszym stanie) według czujników była „czysta”, a na nowszej czujniki wykryły mnóstwo miejsc wymagających szczególnej uwagi.

Konserwacja urządzenia w pigułce

Czego nienawidzę bardziej od sprzątania? Czyszczenia urządzeń – zbiorniczków, nakładek na mopy, filtrów, a już szczególnie szczotek z zaplątanych włosów. W przypadku Jimmy BX7 Pro Max wyjęcie zbiornika jest super-szybkie i banalnie proste. Wystarczy wcisnąć jeden przycisk i podnieść zbiornik do góry, następnie przekręcić pokrywę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i wyjąć cyklon. Zbiornik na kurz najlepiej opróżnić prosto do kosza. Trzeba w tym miejscu uważać, żeby nie zrobić tego za szybko i zapobiec powstaniu wielkiej chmury kurzu, która poleci użytkownikowi prosto w twarz… 

Sam zbiornik można też umyć pod bieżącą wodą i wytrzeć do sucha. Filtr umieszczony w cyklonie można natomiast lekko wytrzepać, najlepiej zrobić to na zewnątrz. Już po pierwszym krótkim użyciu został na nim ślad, więc podejrzewam, że będzie trzeba go dość często zmieniać – producent wskazuje w instrukcji, że należy to zrobić po 30-50 godzinach w zależności od intensywności użytkowania. Z kolei wałek szczotki wyjmuje się od spodu odkurzacza za pomocą dwóch blokad. Wystarczy przesunąć przyciski i wyjąć szczotkę, a następnie usunąć nawinięte włosy. Niestety pierwsze, krótkie testy sprawiły, że zgromadziło się ich sporo i to na dość trudno dostępnych brzegach wałka.

Krótkie podsumowanie

Samo odkurzanie z Jimmy BX7 Pro Max jest bardzo proste, szybkie i (o ile nie trwa zbyt długo) przyjemne, nawet dla kogoś, kto – tak jak ja – nienawidzi sprzątać. Nie warto jednak nastawiać się, że w jeden dzień wyczyścicie wszystkie dywany, meble tapicerowane, samochód, materace, pluszaki, poduszki i pufy, bo korzystanie z tego sprzętu przez dłuższy czas potrafi zmęczyć. Co ważne, na rynku trudno znaleźć zaawansowane odkurzacze typowo ukierunkowane na zwalczanie roztoczy inne niż te produkowane przez Jimmy, choć udało mi się natknąć na kilka propozycji.

BX7 Pro Max waży niecałe 3 kilogramy. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że to niewiele i – fakt – na płaskich powierzchniach np. przy odkurzaniu dywanów, materaców czy siedzeń jest w porządku. Problem pojawia się w momencie, gdy chcemy odkurzyć oparcia lub nieco mniejsze i nieforemne, niepłaskie rzeczy, takie jak pluszaki i poduszki. Odkurzacz trzeba wtedy przez dłuższy czas unosić, a drugą dłonią przekręcać czyszczony obiekt. Wtedy po krótkiej chwili naprawdę czuć te niecałe 3 kilogramy w dłoni. Konkurencja pod tym względem wypada lepiej. Dla porównania model odkurzacza Xiaomi Dust Mite Vacuum Cleaner Pro waży 2,06 kilograma, a Jigoo T600 2,3 kilograma i podejrzewam, że te na pozór niewielkie różnice mogą być znaczące podczas używania.

„Męczy” nie tylko masa odkurzacza, ale swój udział ma również jego hałaśliwość. Zgodnie z informacją producenta poziom hałasu generowanego przez Jimmy BX7 Pro Max sięga 78 dB. Apple Watch Series 10 zmierzył jednak hałas na poziomie 82-84 dB. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nie jest to jednak nic dziwnego – konkurencyjne odkurzacze antyroztoczowe, takie jak Deerma CM800 czy Xiaomi Dust Mite Vacuum Cleaner Pro, również są głośne – producenci tych modeli także szacują hałas na poziomie 78 dB. Z kolei producent modelu Jigoo T600 twierdzi, że sprzęt ten emituje hałas poniżej 72 dB.

Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy BX7 Pro Max
Jimmy BX7 Pro Max: pomiar hałasu (fot. Natalia Kania-Kuc | Tabletowo.pl)

Jimmy twierdzi też, że sprzęt jest kompaktowy, a jego wymiary wynoszą 33 x 24 x 41 centymetrów, jednak według mnie zajmuje dość sporo miejsca. Dodatkowo trudno będzie nim sprzątnąć wszystkie „zakamarki” na kanapach, fotelach czy krzesłach, a już szczególnie w samochodzie. Konkurencyjny Xiaomi Dust Mite Vacuum Cleaner Pro jest nieco mniejszy – jego wymiary to 24,6 x 26,5 x 14,2 centymetra.

Czy warto kupić Jimmy BX7 Pro Max?

A teraz najważniejsze – czy warto kupić sobie taki sprzęt? To zależy. Jeśli w Twoim domu mieszkają alergicy, astmatycy lub osoby z wrażliwą skórą – zdecydowanie warto. Szczególnie że nie tylko pozbywamy się kurzu, ale też – dzięki UV i podgrzewaniu – zwalczamy drobnoustroje. Odkurzacz ten w kilka minut pokazuje, jak wiele roztoczy ukrywa się dosłownie pod naszym nosem i czyha na nas, gdy śpimy.

Z pewnością nie będziesz używać tego odkurzacza codziennie, choć model ten pomoże Ci zadbać o czystość i higienę nie tylko na sofach czy w łóżku, ale w całym domu. Wydaje mi się, że będzie to świetne rozwiązanie u osób, które w swoich domach mają wykładziny dywanowe. W takich materiałach roztocza, wilgoć i alergeny bardzo lubią się gromadzić. Jednocześnie trzeba nastawić się na odkurzanie na kolanach, bo nie ma tutaj żadnej rury, przedłużek czy innych tego typu akcesoriów, ułatwiających temat.

Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy BX7 Pro Max
Jimmy BX7 Pro Max (fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl)

W przypadku Jimmy brak mi dokładności czujników, choć nie mam możliwości porównania tej funkcji z konkurencyjnymi modelami. Ale jest tych minusów troszkę więcej: przede wszystkim spora masa, duży rozmiar i nieporęczność. A jeśli masz w domu małe dzieci lub zwierzęta – przez generowany hałas przed rozpoczęciem sprzątania raczej musisz je gdzieś oddelegować.

Wydaje mi się, że dla zdrowia i poprawy jakości snu warto zainwestować w Jimmy BX7 Pro Max (czy konkurencyjny sprzęt tego typu) i raz na jakiś czas z niego skorzystać, bo z pewnością ten efekt zasysania zanieczyszczeń jest ogromny. Mimo wszystko szkoda, że nie jest lższejszy, bardziej mobilny i nie hałasuje odczuwalnie mniej.

I cena – w mojej opinii kosztuje sporo, bo aktualnie ok. 599 złotych. Za podobne pieniądze kupimy też Jigoo T600, z kolei Xiaomi Dust Mite Vacuum Cleaner Pro jest tańszy mniej więcej o połowę: wyceniono go na 299 złotych, przy czym ma też sporo niższą moc (400 W) i niższą moc ssania (14 kPa). Sami zatem musicie wybrać który sprawdzi się u Was lepiej.

Gdzie kupić?

Jimmy BX7 Pro Max

ok. 599 zł
(Przybliżona cena z dnia: 31 maja 2025)
Zawiera linki afiliacyjne.
Odkurzacz antyroztoczowy Jimmy BX7 Pro Max
Recenzja Jimmy BX7 Pro Max. Z nim roztocza nie mają szans
Zalety
skuteczne pochłanianie roztoczy, kurzu i drobnoustrojów
dezynfekcja UV i ciepłem
automatyczne wykrywanie koncentracji kurzu
łatwe użytkowanie i czyszczenie
Wady
spora masa urządzenia
ograniczona funkcjonalność
wysoki poziom hałasu
niepraktyczny w samochodzie
7
Ocena