Recenzja Horizon Forbidden West Complete Edition na PC
fot. Wojciech Loranty / Tabletowo.pl

Recenzja Horizon Forbidden West na PC. Gra (niemal) 10/10!

Gra Horizon Forbidden West potrzebowała ponad dwa lata, aby dotrzeć z konsol PlayStation na komputery osobiste. Biorąc poprawkę na naprawdę wysokie noty, jakimi produkcja ta mogła (i wciąż może!) się pochwalić, aż chciałoby się pokusić o stwierdzenie, iż posiadacze PC mieli na co czekać. Jak więc działa kontynuacja Horizon Zero Dawn z 2017 roku, odpalona na średniej klasy komputerze gamingowym? Spoiler: jak złoto.

Horizon Forbidden West wreszcie na PC!

Przyznam się zupełnie szczerze, że gdy tylko dostrzegłem utworzoną stronę na Steam dla drugiej części gry o przygodach Aloy, to niemalże piałem z zachwytu. Wciąż bowiem pamiętam radość, która towarzyszyła mi podczas eksploracji świata przedstawionego w pierwszym Horizonie. Ciekawa fabuła, świetny system walki, zróżnicowane tereny… twór Guerrilla Games wciągnął i zachwycił mnie tak, jak jeszcze żadnej (no, może poza serią Mass Effect) grze się nie udało.

Później przypomniałem sobie natomiast, że pierwsza część w wersji na PC miała, oględnie rzecz ujmując, pewne problemy natury optymalizacyjnej. Czy wciąż występują nie jestem w stanie stwierdzić, aczkolwiek biorąc pod uwagę obecne noty tej produkcji na Steam, zaryzykuję tezę, że nawet, jeżeli występują, to nie wpływają one negatywnie na odbiór gry.

A jak to jest z tym Forbidden Westem na PC? Wystarczająco dobrze, żeby utrzymać ocenę 10/10 z wersji na PlayStation 5?

Przed wyruszeniem w drogę należy…

Nie, nie, nie, to nie ta gra. Chociaż faktycznie pewnie należałoby podać kilka podstawowych informacji zarówno o grze, jak i o platformie testowej. Prawdopodobnie pasowałoby mi również wspomnieć o wymaganiach tego tytułu, nawet pomimo faktu, iż nie należą one do najwyższych.

Dobrze, w pierwszej kolejności weźmy się za samą produkcję – otóż port Horizon Forbidden West na PC przygotowało Nixxes Software.

TytułHorizon Forbidden West Edycja Kompletna
Data wydania21 marca 2024
ProducentGuerrilla Games, Nixxes Software
WydawcaPlayStation PC LLC
PlatformaPC (Epic Games, Steam)
Cena259 złotych

Pod kątem wymagań sprzętowych, jak już zdążyłem wspomnieć, nie jest źle. Aby gra nam zadziałała na minimalnych ustawieniach, wystarczy, że będziemy dysponować komputerem operującym na Windows 10, z procesorem Intel Core i3-8100 lub AMD Ryzen 3 1300X, wspieranym przez 16 GB pamięci RAM.

Karta graficzna Nvidia GeForce GTX 1650 lub AMD Radeon RX5500XT z 4 GB pamięci też nie powinna spędzać nikomu snu z powiek, a najbardziej problematyczne może się okazać znalezienie wymaganych 150 GB dostępnego miejsca na dysku SSD (choć pliki gry ważą w sumie około 125 GB).

wymagania sprzętowe horizon forbidden west
Wydaje mi się, że w przypadku specyfikacji mojego sprzętu, osiągnięcie stałych 60 klatek nie powinno być problemem (źródło: informacja prasowa)

Rzucając okiem na powyższe, trudno mi odnieść wrażenie, by moja platforma testowa miała jakikolwiek problem z utrzymaniem stabilnych 60 klatek na sekundę na maksymalnych ustawieniach w rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli.

Mój PC operuje bowiem na Windows 11 Home 64-bit, a jego sercem jest procesor Intel Core i7-11700F, wspierany przez 32 GB pamięci RAM DDR4 o taktowaniu 3600 MHz w trybie dual-channel. Za grafikę odpowiada karta Gigabyte GeForce RTX 4070 Gaming OC 12G, a testowana gra wylądowała na dysku SSD WD Black SN750.

Zapewne powinienem również zaznaczyć, że nie dostałem dostępu do tej produkcji przedpremierowo. Jak wszystkie osoby, które zdecydowały się nabyć tę grę w przedsprzedaży, mogłem rozpocząć pobieranie na dzień przed oficjalną premierą tytułu, która to miała miejsce 21 marca 2024 roku o godzinie 16:00 czasu polskiego. Jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy, bo gdyby nie opcja preloadu, czy jak kto woli pobierania wstępnego, recenzja ta pojawiłaby się duuuuużo później.

Grafika ma pazur, a optymalizacja jest niezła!

Pod kątem szaty graficznej oraz stabilności programu niemal nie mam się do czego przyczepić. Całość wygląda bowiem obłędnie, nie to, co najnowsza wtopa produkcja Capcomu, a płynność animacji wraz z wysoką liczbą klatek na sekundę jedynie dopełniają i tak już bardzo pozytywne wrażenie. Bardziej szczegółowo omówię to jednak nieco później, gdyż w tej chwili chciałbym się skupić na tym jednym, paskudnym słowie, które wkradło się do pierwszego zdania.

Pierwotnie bowiem nie było w nim „niemal”, lecz przez wzgląd na pewien grubszy mankament, zwyczajnie musiało się tam znaleźć. Okej, dwa grubsze mankamenty, ale ten drugi jest w moim odczuciu nieco mniej istotny, gdyż na ponad 40 godzin rozgrywki, zdarzył się jedynie raz. No, ale się zdarzył.

Nie ma co Was trzymać w niepewności, tym mniej istotnym aspektem był fakt, iż gra się po prostu wykrzaczyła. Wszystkie animacje się zamroziły, nie było żadnego odzewu aplikacji, a po paru chwilach program zwyczajnie się zamknął, ukazując mi mój pulpit.

Do tej pory nie wiem, dlaczego tak się stało, ale na całe szczęście po ponownym odpaleniu gry wróciłem do ostatniego punktu automatycznego zapisu. Czyli na kilka sekund przed chwilą wystąpienia błędu krytycznego, który jednak się już potem nie powtórzył.

Dużo gorzej było w przypadku pierwszego mankamentu, gdyż błąd ten, znany zresztą z wersji „plejstejszynowej”, polegał na wyłączeniu możliwości szybkiej podróży. Chyba nie muszę mówić, że w przypadku tak dużej i tak rozległej gry, jaką Horizon Forbidden West niewątpliwie jest, może to być lekko frustrujące…?

Próbowałem to naprawić tak, jak ponoć naprawiali to konsolowcy jeszcze w 2022 roku. Zrestartowałem grę – szybka podróż nie działa. Rozpocząłem i zakończyłem grę w napad maszyn (Horizonowa wersja szachów) – szybka podróż nie działa. Ukończyłem konkretny posterunek bandytów – szybka podróż dalej nie działa. Zrezygnowany skorzystałem więc z opcji sprawdzenia spójności plików gry, jaką oferuje Steam i po przeanalizowaniu blisko 125 GB danych odpaliłem grę, i wiecie co? Mechanika szybkiej podróży wciąż nie działała.

Jeśli spodziewaliście się czegoś innego, to z góry przepraszam, że Was rozczarowałem. Na całe szczęście po przejściu kilku kolejnych misji, tak pobocznych, jak i głównych, miałem na powrót możliwość skorzystania z ognisk oraz zestawów małego podróżnika, aby magicznie teleportować się w interesujące mnie miejsca. Gdyby nie ten robal, to przejście głównego wątku zajęłoby mi nie około 38 godzin, a prawdopodobnie okolice 35-37 godzin.

Spuśćmy jednak nieco z tonu i wróćmy do kwestii graficzno-wydajnościowych, gdyż to im ten fragment miał być poświęcony. Całość wygląda zniewalająco i to nawet bez technologii ray tracingu, która przecież nie została wykorzystana w grze, a najlepsze momenty pozwoli nam uchwycić zaimplementowany tryb fotograficzny.

Nad wyraz zafascynowały mnie również przejścia pomiędzy grą a cutscenkami, gdyż były dobrze zrobione. W tym wypadku oznacza to, że różnicy graficznej pomiędzy sekwencjami wideo a samą grą, zwyczajnie nie było widać (nie to, co chociażby w Mass Effect 3…).

Same animacje także były nad wyraz płynne, niezależnie od tego, czy mowa o fizyce ubrań i włosów (chociaż uczciwie przyznam, że czasem zachowywały się dziwnie), czy walce. Zbieranie surowców, dosiadanie wierzchowców, obsługa broni czy likwidacje z ukrycia przy pomocy włóczni, każde z nich wygląda płynnie i po prostu dobrze. Wróć, prawie każde – z tym ostatnim bowiem Horizon zdaje się mieć duży problem, gdyż wspomniana płynność podczas cichych ataków występuje, ale niestety nie zawsze.

Zacznijmy od eliminowania przeciwników ludzkich – tutaj nie zauważyłem żadnych dziwnych rzeczy i całość jest tak „mięsista”, jak tylko się da. Gorzej się robi w przypadku maszyn, gdyż ataki z ukrycia lub całościowe eliminacje, o ile mamy odpowiednio wysoki poziom, w większości wypadków sprawiają, że Aloy się rusza, ale maszyna już nie. Modele robotycznych zwierzaków zwyczajnie stają w bezruchu i czekają, aż rudowłosa wyrzutek (a może wyrzutkini…?) klanu, Nora, skończy swoją sekwencję ataku.

Próbowałem tego na większości maszyn i jedynie Czujki oraz któreś ptakopodobne machiny aktywowały odpowiednią animację. W przypadku reszty skrypt się zwyczajnie nie uruchamiał, co niestety dość mocno wpływało na moje uczucia oraz doznania związane z rozgrywką. Rzecz jasna w sposób mający niewiele wspólnego z immersją oraz szeroko pojętym uznaniem dla świata gry.

Zdarzają się również okazjonalne wpadki graficzne, pokroju przenikania się niektórych tekstur, dziwnie zachowujących się shaderów albo obecności załadowanej broni na plecach postaci. W sensie łuk na plecach postaci NPC potrafi mieć nałożoną strzałę z efektem i to poza walką, co zasadniczo nie powinno mieć miejsca. Na całe szczęście sytuacji, w której to występuje, jest naprawdę niewiele i fakt ten odnotowuję tylko dla spokoju sumienia – nie wpływało to bowiem negatywnie na moje wrażenia z rozgrywki.

Do samej wydajności także nie mam specjalnych zastrzeżeń, gdyż na maksymalnie podciągniętych ustawieniach natywnych, płynność nie spadała poniżej 60 klatek na sekundę, a temperatura mojej karty graficznej nie przekroczyła progu 60 stopni. Średnio mogłem liczyć na 70 FPS, z peakami do około 90 klatek podczas rozgrywki, bo jak wiadomo, liczba klatek w menu głównym jest mało istotna. Udało mi się tę wartość jednak znacząco zwiększyć.

Ray tracingu brak, ale jest DLSS

Choć, jak zdążyłem już wspomnieć, Horizon Forbidden West nie obsługuje technologii śledzenia promieni świetlnych, Nvidia zatroszczyła się o posiadaczy tegoż tytułu oraz kart z serii RTX. Wraz z premierą gry doszło bowiem do wypuszczenia pakietu sterowników GeForce w wersji 551.86, który to pozwalał od pierwszego dnia na korzystanie z technologii DLSS 3, DLAA oraz Reflex. Jeśli interesuje Was ten temat, to więcej możecie przeczytać na oficjalnej stronie Nvidii, a ja pozwolę sobie przejść dalej.

Dalej, czyli do praktycznego aspektu tych udogodnień, w porównaniu do natywnych ustawień. Jak wspomniałem nieco wcześniej, gra działała mi średnio w 70 klatkach na sekundę, ale po włączeniu DLSS oraz technologii Reflex w trybie jakości, średnia znacząco podskoczyła. Płynność rozgrywki z wykorzystaniem powyższych technologii nie spadała bowiem poniżej 100 FPS, a temperatura mojej karty graficznej utrzymywała się przez niemal cały czas poniżej 50 stopni Celsjusza, okazjonalnie skacząc do 51 °C.

Innymi słowy, całość działa dokładnie tak, jak powinna. Nie to, co pewna czaszka z rozrzuconymi kośćmi, która miała być produkcją AAAA, a wyszedł kasztan. Dobrze, już dobrze, przestaję kopać leżącego – przejdźmy do innych kwestii Horizona.

GAIA byłaby dumna. W większości przypadków…

Czyli kilka akapitów poświęconych sztucznej inteligencji przeciwników, towarzyszy oraz innych NPC, na których natkniemy się w świecie gry. Zacznijmy może od negatywnych aspektów wykorzystanej AI – NPC potrafią się przyblokować podczas drogi do nas. Do tego nasi towarzysze znacznie lepiej sprawdzają się w roli wabika na przeciwników, co szczególnie można docenić podczas brutalnego tańca z kilkoma maszynami lub buntownikami naraz, niźli w charakterze wojowników. Podczas walki, jeśli skończą nam się strzały, towarzysze mogą nam rzucić dodatkowe, ale… niekoniecznie będą to te, które nam się akurat skończyły.

Ponadto niektórzy NPC podczas drogi do nas (tak, o Tobie myślę Morlund), potrafią się przyblokować i nie być w stanie do nas dotrzeć. Żeby nie było, w żaden sposób nas to nie blokuje, ale osoby chętne do wykonywania zadań opcjonalnych lub skore do wysłuchiwania dodatkowych linii dialogowych, mogą ten fakt odczuć. Jeśli zaś o przeciwników chodzi, to w większości wypadków można powiedzieć o naprawdę wymagających starciach oraz wrogach reagujących na nasze poczynania.

Tyczy się to zarówno bossów, jak i zwykłych przeciwników na wyższych poziomach – widma wciąż stanowią dla mnie pewne wyzwanie, pomimo przebicia 30. poziomu postaci. Ogniarze oraz Ślizgawce także potrafią dać w kość, nawet pomimo bycia zwykłymi przeciwnikami w świecie gry, że o tyranozaurowatych bossach w postaci Rzeźnikolców nie wspomnę. Zdarzyły się jednak etapy, podczas których cheesowanie potężnych przeciwników było na tyle łatwe, że grzechem byłoby z tego nie skorzystać.

Ogólnie jednak walka potrafi być wymagająca, a zwycięstwo po serii porażek smakuje lepiej, niż wołowina Kobe w zestawie z kawiorem ze złotych puszek, podana z herbatką Tieguanyin. Taki tam zestaw obiadowy za przynajmniej 120000 złotych – po więcej ciekawostek kulinarnych i nie tylko zapraszam do innych tekstów na Tabletowo.pl ;). Zasadniczo projektanci zachowań przeciwników mogą być z siebie dumni, a miłośnicy ekstremalnych wyzwań raczej się nie będą nudzić na najwyższych poziomach trudności.

Recenzja Horizon Forbidden West Complete Edition na PC

Angażująca warstwa narracyjna

Jeśli chodzi o historię, którą poznajemy w Horizon Forbidden West oraz ubiegłorocznym dodatku The Burning Shores (bo jest częścią pakietu na PC), muszę przyznać, iż są one fantastyczne.

Wiele aspektów jest przed nami odkrywanych od razu, aczkolwiek postaci, zdarzenia, a nawet miejsca czy wspominki nabierają dodatkowego znaczenia, jeżeli zainteresujemy się interakcjami z innymi postaciami oraz przeznaczymy chwilę na zapoznanie się ze znajdźkami tekstowymi lub dźwiękowymi. Mamy tu również wiele zwrotów akcji, ale nic więcej na ten temat nie chcę pisać, a to z dwóch całkiem konkretnych powodów.

Po pierwsze, produkcja ta nie jest rynkową świeżynką, toteż każdy, kto chciał, już zapewne zna fabułę i czeka z utęsknieniem na trzecią część z serii Horizon. Po drugie, gdybym miał się rozpisywać bardziej na temat fabuły, tego, co mi w niej odpowiadało, a co niekoniecznie, to nie uniknąłbym nie tylko spoilerów. Musiałbym poruszyć kilka tematów, zahaczających o światopoglądowe, a zwyczajnie nie chcę tego robić.

Dość stwierdzić, że ten potencjalny wywód na kilkaset słów niewiele by do tej recenzji wniósł, szczególnie że wielu rzeczy mniej dociekliwi gracze (czytaj: niebędący skłonni wysłuchiwać opcjonalnych dialogów oraz niezainteresowani czytaniem wpisów w dzienniku) po prostu nie zauważą. I, nie, nie rozchodzi się tutaj o wątek miłosny protagonistki z dodatku, o czym zapewne większość z Was po przeczytaniu wcześniejszego wtrącenia pomyślała. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że jeżeli nie mieliście dotychczas okazji poznać dalszej historii Aloy, to warto ten brak nadrobić.

Na potwierdzenie mych słów niechaj działa wygrana tej produkcji w kategorii najlepsze prowadzenie historii (ang. Best Storytelling), podczas Golden Joystick Awards w 2022 roku.

Warto też zwrócić uwagę na udźwiękowienie gry, gdyż każdy krok postaci, każdy ryk machiny, każde wypuszczenie strzały z cięciwy i każde uderzenie metalu o metal lub skórę, jest niesamowicie satysfakcjonujące dźwiękowo. Naprawdę aż nie da się nie zwrócić na ten aspekt uwagi.

Na moich głośnikach za niecałe 100 złotych audio z gry brzmiało świetnie, ale po założeniu znacznie ambitniejszych słuchawek doznałem dźwiękowej ekstazy. Cudowna muzyka, świetne efekty, no po prostu nie mogę się przestać tym zachwycać! Nawet w tej chwili w tle leci mi ścieżka dźwiękowa gry w wysokiej jakości, która swoją drogą również jest częścią kupowanego przez nas zestawu. Ostatni raz takie wrażenie wywarł na mnie soundtrack ME3, a w szczególności utwór Leaving Eearth Clinta Mansella.

Zresztą, za udźwiękowienie też wystawione były prestiżowe wyróżnienia, w tym nagroda Ivora Novello, przyznawana przez Brytyjską Akademię Kompozytorów i Tekstopisarzy, czy nagroda Music + Sound Awards. Wiem, wiem, prawdopodobnie większości z Was niewiele te nazwy mówią, więc po prostu uwierzcie mi na słowo, że te trofea są w pełni zasłużone. A jeśli mi nie wierzycie, to odsyłam Was do Spotify, iTunes czy YouTube z zadaniem domowym, polegającym na odsłuchaniu ścieżki dźwiękowej.

Niespecjalnie warty uwagi jest natomiast system wyborów, ponieważ mamy z nim do czynienia zaledwie kilka razy i w żaden sposób nie przekłada się on na nasze dalsze poczynania. Kojarzę tylko jeden moment, w którym jego wykorzystanie było istotne, a był to wybór po pojedynku z jednym z bossów. Co prawda ostatecznie i tak się nie liczył, ale – hej – przynajmniej mieliśmy dodatkowego towarzysza, nawet jeśli przez chwilę.

Żywy, otwarty świat

Wspominałem bliżej początku recenzji, że mechanika szybkiej podróży niespodziewanie nawaliła, co w przypadku tak dużej gry, jak Horizon, może być problematyczne. Świat gry jest po prostu ogromny, ale zdecydowanie nie monotonny, gdyż zwiedzamy teren całych byłych Stanów Zjednoczonych, a to oznacza podróże od górskich szczytów pokrytych śniegiem, przez gęste dżungle, aż po przepełnione piaskiem pustynne tereny. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że wszędzie znajdziemy coś do roboty, od eliminowania kryjówek bandytów, po znane z Horizon Zero Dawn wspinanie się na Żyrafy.

Jest też wiele osad, a w nich wiele zadań pobocznych – te zresztą również możemy znaleźć na trasie. Mało tego, w pewnym pięknym momencie dostajemy własną bazę, która zmienia się wraz z naszymi postępami w wątku głównym, a do tego umożliwi nam wykonywanie misji towarzyszy. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie dla zakończenia oraz szeroko pojętej fabuły, aczkolwiek zdecydowanie wzmacnia naszą immersję.

Przyłapałem się parę razy na tym, że zamiast pchać główny wątek do przodu, żeby odblokować jak najszybciej dostęp do dodatku The Burning Shores, baaaardzo zbaczałem z drogi, żeby zobaczyć, jak wygląda ten świat. Zdecydowanie jest tutaj co robić, a kampania zmusza nas do zwiedzenia jego sporej części, zostawiając rzecz jasna co nieco dla osób, które poznały cały wątek fabularny i chcą odkryć jeszcze coś nowego. Warto pewnie tutaj też wspomnieć o rozmieszczeniu ognisk.

Te bowiem służą nam za cel dla szybkiej podróży oraz punkty zapisu gry – są rozmieszczone całkiem gęsto, więc nie musimy obawiać się sytuacji, w której szybka podróż będzie wymagała jeszcze dodatkowego dystansu do pokonania. To jest, rzecz jasna, o ile mechanizm szybkiej podróży nam się nie wywróci, bo z tego, co widziałem podczas przegrzebywania Internetu, nie był to taki rzadki problem.

Poza tym mamy w nim do czynienia z bandytami (oraz ich obozami), różnymi maszynami, które możemy eliminować lub zdominować (po zdobyciu odpowiedniego Kotła), a także znajdźkami.

Różne umiejętności na różnych przeciwników

Jeśli chodzi o zróżnicowanie przeciwników w świecie gry, to jest ono naprawdę konkretne – o ile ludzie dzielą się w zasadzie na dwie kategorie („zwykły” lub „ciężki”), o tyle rodzajów maszyn znajdziemy tu co niemiara. Prawie każda z nich ma zresztą dodatkowe podklasy, z których każda może mieć odmienne słabości oraz odporności, w stosunku do „bazowego” modelu. To natomiast sprawia, że warto by było zwrócić uwagę na maksymalną różnorodność naszego ekwipunku.

Pod tym kątem Horizon Forbidden West również nas nie zawodzi, gdyż do dyspozycji mamy nie tylko włócznię i różnego rodzaju łuki, ale także wyrzutnie oszczepów, potykacze, hukproce, wyrzutnie lin czy grotomioty. Każde z nich może oferować korzystanie z amunicji różnego typu, która nakłada odmienne efekty – od standardów pokroju zamrożenia lub porażenia elektrycznością, aż po efekty od czyściwody, plazmy, a nawet… kleju! Pod kątem zbroi jest zresztą podobnie, gdyż różne pancerze zapewnią nam odporność na konkretne efekty, ale mogą również zwiększać naszą podatność na inne.

Na całe szczęście zarówno broń, jak i pancerz, możemy ulepszać w warsztatach, choć rzecz jasna będziemy do tego potrzebowali odpowiednich surowców. Te zdobywamy najczęściej poprzez walkę z konkretnymi maszynami, choć niektóre z nich jesteśmy również w stanie kupić od odpowiednich sklepikarzy. Możemy także ulepszyć torby, w których Aloy przechowuje swoją amunicję do broni, a także przedmioty lecznicze oraz wytworzyć odpowiednie wywary lub pułapki. Nic nie stoi także na przeszkodzie, aby w warsztatach tworzyć wspomnianą już amunicję, a z odpowiednim skillem kosztować nas to będzie znacznie mniej surowców niż podczas tworzenia jej „w dziczy”.

Skoro już przy umiejętnościach jesteśmy, to w Horizon Forbidden West rzecz jasna występują drzewka umiejętności oraz system levelowania postaci. Zresztą, nie może być inaczej, skoro mamy do czynienia z grą RPG i pewnie nie muszę nikomu mówić, że działa to tak, jak wszędzie.

Za aktywności w grze otrzymujemy punkty doświadczenia, których odpowiednia liczba zapewni nam nowy poziom, a wraz z nim otrzymujemy konkretną liczbę punktów umiejętności. Za te ostatnie możemy kupić nowe aktywne lub pasywne skillsy, co pozwala nam robić trudniejsze aktywności, za które jest więcej punktów, czyli szybszy leveling i tak dalej, i tak dalej.

Innymi słowy, Horizon Forbidden West raczy nas ogólnie przyjętym standardzikiem. Nie ma tutaj nic rewolucyjnego, co absolutnie nie jest zarzutem, gdyż system ten po prostu dobrze się sprawdza i jest w pełni, przynajmniej dla mnie, wystarczający.

Mamy do czynienia z sześcioma rodzajami drzewek umiejętności, które oferują nam dodatki do różnych statystyk – moim ulubionym drzewkiem jest to związane z dominacją nad maszynami, a w połączeniu z niektórymi umiejętnościami infiltratorki oraz ocalałej, Aloy potrafi być mocno OP… o ile pozostaje niezauważona.

Horizon Forbidden West Complete Edition na PC jest tytułem wartym polecenia!

Na ten moment licznik na Steam pokazuje mi, że z Aloy spędziłem prawie 42 godziny, a wiem na pewno, że czas ten jeszcze się wydłuży. Fakt, można się czepiać momentami gapowatych NPC oraz pojawiających się błędów szybkiej podróży, aczkolwiek w moim wypadku nie popsuło mi to ogólnych wrażeń z gry. Horizon Forbidden West broni się bowiem innymi aspektami, które po prostu miażdżą wspomniane w tym tekście mankamenty i niedociągnięcia.

Specjalnie nie wchodziłem jednak w tematy związane z dubbingiem, gdyż sam korzystałem z ustawienia polskie napisy i angielski dubbing. Gdy usłyszałem bowiem polską wersję Sylensa, to prawie zrobiło mi się niedobrze, ale skoro gra pozwala nam na bezproblemową zmianę wersji językowej, to nie ma co po tym aspekcie „jechać”. Tak, jestem jednym z tych psycholi, którzy muszą grać z oryginalnym dubbingiem, bo inaczej czują się źle i nic na to nie poradzę.

Nie przedłużając – za 259 złotych otrzymujemy świetną grę, z równie dobrym dodatkiem, ścieżką dźwiękową, pakietem grafik koncepcyjnych oraz komiksem w wersji cyfrowej. Jak dla mnie już w podstawowej cenie jest to opcja warta zakupienia, a jeśli będzie na jakiejkolwiek promocji, to zwyczajnie nie wolno jej pominąć.

Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Horizon Forbidden West to najlepsza gra, w jaką przyszło mi zagrać w pierwszym kwartale 2024 roku!

Recenzja Horizon Forbidden West Complete Edition na PC
Recenzja Horizon Forbidden West na PC. Gra (niemal) 10/10!
Obowiązkowa podróż na Zakazany Zachód
Horizon Forbidden West Complete Edition w wersji na PC jest po prostu świetną produkcją, w świetnej cenie. Faktem jest, iż cierpi na kilka niedociągnięć, jednak całościowo dobre aspekty wręcz eliminują te mniej udane. Z czystym sumieniem mogę polecić tę grę każdemu, kto chciałby zapoznać się z kontynuacją przygód Aloy!
Zalety
Piękna grafika
Bardzo dobra optymalizacja
Obecność technologii Nvidia
AI (większości) przeciwników to złoto
Ciekawa fabuła ze zwrotami akcji
Efekty dźwiękowe oraz ścieżka dźwiękowa
Obecność trybu fotograficznego
Żywy, rozległy świat gry
Zróżnicowana broń i różne pancerze
Drzewka umiejętności przystosowane do różnych stylów gry
Wady
Problemy szybkiej podróży
Brak animacji podczas cichych ataków na większość maszyn
Okazjonalnie dziwna fizyka
AI sojuszników...
9
Ocena