Kolejne generacje smartfonów jednego producenta mają to do siebie, że potrafią być do siebie bardzo podobne. Nie ma w tym nic złego, dopóki z perspektywy czasu da się zauważyć progres w następujących po sobie modelach. Google Pixel 10 to ucieleśnienie tej filozofii. Czas przyjrzeć mu się bliżej.
Specyfikacja Google Pixel 10:
- wyświetlacz Actua o przekątnej 6,3 cala, format 20:9, OLED 2424 x 1080 pikseli, 422 ppi, 60–120 Hz, Corning Gorilla Glass Victus 2, jasność do 2000 nitów (HDR) i do 3000 nitów (szczytowa), współczynnik kontrastu > 2 000 000:1, obsługa HDR, 16 milionów kolorów,
- 12 GB RAM LPDDR5,
- pamięć wewnętrzna 128 GB / 256 GB UFS 3.1,
- procesor Google Tensor G5,
- procesor dodatkowy do obsługi zabezpieczeń Titan M2,
- tylny aparat:
– szerokokątny (82°) 48 Mpix Quad PD z przysłoną ƒ/1.70, rozmiarem czujnika obrazu 1/2 cala oraz optyczną i elektroniczną stabilizacja obrazu, czujnikiem widma i migotania, autofokusem z detekcją laserową, nagrywaniem filmów 4K przy 24/30/60 kl./s oraz 1080p przy 24/30/60 kl./s oraz opcją nagrywania w 10-bitowym HDR, w zwolnionym tempie do 240 kl./s, trybie poklatkowym w 4K ze stabilizacją, stabilizacją wideo w ujęciach panoramicznych (4K, 1080p), aktywną stabilizacją wideo w 1080p i w formatach HEVC (H.265) i AVC (H.264),
– ultraszerokokątny (120°) 13 Mpix z autofokusem, przysłoną ƒ/2.2, rozmiarem czujnika obrazu 1/3,1 cala
– teleobiektyw (23°) 10,8 Mpix Dual PD z optyczną i elektroniczną stabilizacją obrazu, przysłoną ƒ/3.1 rozmiarem czujnika 1/3,2 cala i 5-krotnym zoomem optycznym
– aparat do selfie ultraszerokokątny (95°) 10,5 Mpix Dual PD z autofokusem, przysłoną: ƒ/2.2, nagrywanie filmów 4K przy 30/60 kl./s, - WiFi 6E (802.11ax) 2,4 GHz + 5 GHz + 6 GHz, 2×2 MIMO,
- Bluetooth v6 z NFC,
- GPS, GLONASS, Galileo, Beidou, QZSS, NavIC,
- 5G Sub 6 GHz, model GK2MP,
- 3 mikrofony do nagrywania w stereo, z funkcją redukcji szumów, redukcji szumu wiatru i zwiększania głośności,
- akumulator o pojemności 4970 mAh z szybkim ładowaniem – do 55% w około 30 minut – przy użyciu ładowarki PPS USB-C o mocy 30 W lub wyższej (ładowarka sprzedawana oddzielnie), ładowanie bezprzewodowe (certyfikat Qi2), z mocą do 15 W,
- biometria: odblokowywanie odciskiem palca, rozpoznawanie twarzy,
- czujniki: zbliżeniowy, jasności otoczenia, akcelerometr, żyroskop, magnetometr, barometr,
- głośniki stereo,
- obudowa ze szkłem Corning Gorilla Glass Victus 2, z metalową ramką o satynowym wykończeniu, odporność na działanie pyłu i wody na poziomie IP68,
- wymiary: 152,8 x 72 x 8,6 mm,
- waga: 204 g.
Cena Google Pixel 10 w oficjalnym sklepie producenta wynosi 3949 złotych za wersję 128 GB oraz 4399 złotych za wersję 256 GB. Urządzenie dostępne jest w kolorach: indygo, jasnoliliowym, limonkowym i obsydianowym. Smartfon znajdziemy także w ofercie sklepów Media Expert, RTV Euro AGD czy x-kom. W każdym z tych miejsc sprzedawany jest wyraźnie taniej niż w sklepie Google – spokojnie znajdziemy oferty za około 3250-3350 złotych.
Google Pixel 10
W pudełku stylizowanym na wyprodukowane z papieru z odzysku, ze smartfonem dostajemy metrowy kabel USB-C oraz igłę do slotu karty SIM, a także obligatoryjną dokumentację. Ładowarki w zestawie nie uświadczymy.


Wzornictwo i wykonanie Pixela 10. To Pixel 9 Second Edition
Ponieważ zwycięskiego składu się nie zmienia, projektanci Google stwierdzili, że więcej czasu poświęcą ponownemu organizowaniu przestrzeni w środku smartfona, aniżeli kreśleniu nowych linii na jego obudowie. Dlatego Pixel 10 jest niemalże wizualną kopią Pixela 9, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Mamy tu więc satynową aluminiową ramkę, która elegancko rozdziela dwie tafle szkła Gorilla Glass Victus 2.
Plusem obudowy w kolorze innym niż czarny będzie to, że nie będzie zbierać odcisków palców, pyłu i paprochów jak oszalała. To znaczy – będzie, ale nie będą one aż tak widoczne jak na wersji obsydianowej. Ale że mamy do czynienia ze szkłem, to podczas użytkowania trzeba być ostrożnym. Co prawda plecki urządzenia lekko “kleją się” do dłoni, więc chwyt jest pewny, ale wystarczy tylko odłożyć go na krzesło czy kolano, by telefon zaczął się ześlizgiwać.
Wydawałoby się, że jakąś ochroną przed tym zjawiskiem jest wystająca wyspa aparatów, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Na tego kolegę naprawdę trzeba uważać. Lepiej go po prostu nie odkładać na niepewne powierzchnie (w Google musieli to przemyśleć: oni wszyscy chcą nas uzależnić od elektroniki – trzymaj telefon cały czas! ;)).


W praktyce pomaga etui: to, które sprzedaje Google w swoim sklepie, jest trwałe i spełnia swoje zadanie. Lekkie gumowanie pomaga utrzymać odłożony telefon w jednym miejscu, choć nie zapobiega ześlizgiwaniu się telefonu z nachylonych powierzchni – daleko mu do gekonowatego stylu przywierania charakterystycznego dla etui z miękkiego TPU. Ma jednak walory estetyczne, przyjemną w dotyku fakturę i nie kleją się do niego farfocle, więc zostawiam plusik. I, nie, etui z Pixela 9 nie będzie pasować na Pixela 10.
Wysepka z tyłu obudowy nadal wystaje i wciąż będzie zbierać kurz. Na szczęście wystarczy kilka ruchów szmatką do czyszczenia okularów i po problemie, więc powiedziałbym, że zadbanie o estetykę Pixela każdego dnia noszonego w kieszeni, nawet bez etui, nie jest specjalnie wymagające.
Krótka wycieczka po bryle urządzenia ujawnia też slot na kartę SIM na górnej części ramki oraz otwór jednego z mikrofonów, a na dole – gniazdo USB-C i głośnik. Druga maskownica skrywa główny mikrofon, więc na próżno szukać tam źródła dźwięku.


Google upiera się przy lokalizowaniu przycisku odblokowania ekranu NAD przyciskami służącymi do regulacji głośności. Lata użytkowania różnych modeli Pixeli, a ja nadal mam z tym problem. To jest po prostu tak niedomyślne dla mojego mózgu, że próbując “dać głośniej” bez patrzenia na urządzenie, notorycznie gniotę przycisk włączania smartfona. Nie ma na to rady, nie ma na to leku. Może w następnej generacji Google to zmieni, zobaczymy.
Front nowego Pixela to głównie ekran. Ramki są niewielkie – na tyle, żeby nie zwracać na nie przesadnej uwagi i na tyle duże, żeby przypadkowo nie wciskać niczego nawet przy bardziej pewnym, silniejszym chwycie. W górnej ramce ukryto głośnik do rozmów, który pełni też funkcję drugiego emitera dźwięku stereo.
Pył i kurz raczej nie będą się tam lokować w większych ilościach, jednak drobinki znajdą drogę do tej szczeliny. Na szczęście przez większość czasu użytkowania telefonu nie patrzymy na obudowę przez lupę, a odporność na pył i wodę IP68 może dodatkowo uspokajać tych, którzy byliby skłonni zamartwiać się, czy to czasem nie szkodzi urządzeniu.
Ogólne odczucia z trzymania Pixela 10 są jak najbardziej pozytywne. Mimo braku większych zaobleń i zagięć ekranu, lubię feeling tego urządzenia. Choć waży ciut powyżej 200 g, nie męczy dłoni ani nie sprawia wrażenia patelni. Jest w sam raz.







Wyświetlacz Pixela 10 – to jasne
Jeśli mieliśmy w dłoniach Pixela 9, poczujemy się tu jak w domu. Pixel 10 ma ekran o takiej samej przekątnej, co jego poprzednik. Mamy tu więc 6,3-calowy panel OLED z odźwieżaniem w 120 Hz. Można tę wartość obniżyć do 60 Hz, ale nie wiem, dlaczego ktoś chciałby to robić. Niby da się w ten sposób wydłużyć czas pracy telefonu, ale wychodzę z założenia, że to on ma służyć mi, a nie ja jemu, więc nie będę rezygnował z komfortu tylko po to, żeby na koniec dnia wskaźnik baterii informował o stanie baterii o kilka procent wyższym.
Google pokusiło się o jeszcze wyższą jasność maksymalną w tym modelu. Korzystamy więc z 2000 nitów jasności maksymalnej, co przydaje się w słoneczne dni. Nawet, gdy promienie słońca padają bezpośrednio na ekran, człowiek nie odczuwa potrzeby podbijania tego parametru ręcznie, a to bardzo dobrze świadczy o zastosowanej technologii.


Przez okres użytkowania Pixela 10 nie miałem specjalnej potrzeby, żeby manualnie dostosowywać jasność ekranu do warunków, więc całkiem możliwe, że udało się usunąć niedociągnięcia związane z pracą czujnika światła, na które natykali się właściciele Pixeli 9. generacji.
Rozdzielczość 2424 x 1080 pikseli i 422 pikseli na cal to zadowalające wartości, jeśli chodzi o ostrość obrazu. Tu nie ma się czym nadmiernie przechwalać, bo producenci smartfonów już lata temu zawiesili wyścig na zagęszczanie pikseli, wychodząc (całkiem słusznie) z założenia, że konsumenci nie potrzebują ekranów 4K i 8K w kieszeniach, a godnych zaufania sprzętów do codziennego użytku o wysokiej kulturze pracy i rozsądnym czasie pracy na baterii.
Dla tych, którzy lubią obejrzeć coś na Netfliksie lub YouTube podczas dojazdu do pracy czy szkoły, dobrą wieścią będzie to, że Pixel 10 obsługuje HDR w treściach wideo na tych platformach.

Z obsługą dotykową nie ma żadnych problemów. Ponieważ kompletnie odzwyczaiłem się już od paska z systemowymi przyciskami nawigacyjnymi w Androidzie, poruszam się po systemie przy pomocy gestów. Ekran dobrze je wychwytuje, a sam Android zawsze wyświetla przy tym miłą oku płynną animację, więc obcowanie ze sprzętem jest przyjemne. W opcjach można znaleźć też zwiększenie czułości dotyku w przypadku korzystania z osłony ekranu.
Haptyka i gesty w Pixelu 10 – przyjemne wibrato
No właśnie, zacząłem już o gestach, więc należy się do tego odnieść. Może to kwestia subiektywnych odczuć, ale wydaje mi się, że Pixel 10 jeszcze lepiej “oddaje”, jeśli chodzi o wibracje podczas korzystania z systemu. Silniczki wykonują znakomitą robotę, dostarczając satysfakcjonujących odpowiedzi na poczynania użytkownika.
Niezależnie od tego, czy po prostu przechodzę między ekranami, włączam Circle to Search za pomocą dłuższego przyciśnięcia dolnej belki na ekranie, piszę wiadomości na klawiaturze, czy dostaję kolejny „płomień nauki” w Duolingo – poziom komfortu jest przez cały czas wysoki. Używanie Pixela jest po prostu satysfakcjonujące, ma się wrażenie, jakby telefon wręcz cieszył się, że mamy go w dłoni. Tak dobrze zaprojektowany system haptyczny dotąd wyczuwałem tylko w iPhone’ach.
Pewną nowością jest teraz opcja Wibracje adaptacyjne. To rzecz, która pojawiła się podczas jednego z ostatnich Pixel Dropów, czyli aktualizacji i paczek funkcji, które są zarezerwowane tylko dla smartfonów z tej serii. Dzięki niej siła wibracji (na przykład powiadomień czy podczas przychodzącego połączenia) będzie dynamicznie dobierana w zależności od tego, czy smartfon znajduje się w kieszeni, czy też wykryje, że jest w jakimś głośnym miejscu, gdzie mocniejsza wibracja będzie wręcz wskazana.
Do określania natężenia dźwięku używane są oczywiście mikrofony, więc trzeba liczyć się z tym, że smartfon będzie pod tym kątem analizował nasze otoczenie, by zapewnić odpowiedni poziom wibracji.
Gesty nie ograniczają się tylko do typowych, wbudowanych w Androida akcji. Pixele oferują kilka innych, przydatnych funkcji:
- dotknięcie dwukrotnie tylnego panelu, aby rozpocząć ustalone wcześniej działanie,
- wciśnięcie dwukrotnie przycisku zasilania, aby włączyć Aparat lub Portfel Google,
- naciśnięcie i przytrzymanie przycisku zasilania, by wywołać menu zasilania lub przywołać asystenta Gemini,
- odwracanie gestem telefonu, by podczas robienia zdjęcia przełączyć się na aparat do selfie,
- dotknięcie zablokowanego ekranu, by zobaczyć powiadomienia,
- podniesienie telefonu z wygaszonym ekranem, by zobaczyć powiadomienia,
- odwrócenie telefonu, by wyciszyć dzwonek lub budzik,
- tryb jednej ręki.
Do niektórych z tych funkcji można mieć pewne zastrzeżenia: na przykład telefon nie zawsze wychwyci podwójne tapnięcie w plecki urządzenia (bezpieczniej jest posługiwać się trzema tapnięciami). Poza tym nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego do gestu podwójnego naciśnięcia przycisku zasilania można przypisać tylko jedną z dwóch akcji: włączenia apki Aparatu lub Portfela Google. To przecież idealny skrót do – chociażby – włączenia latarki. Dziwne, że do gestu podwójnego tapnięcia da się przypisać niemal dowolną akcję, a tu nie.
Wydajność Pixela 10 – benchmarki i gry
Pixel 10 działa na nowym procesorze Google Tensor G5. Producent chwali się skokiem wydajności względem poprzedniej generacji, używanej w Pixelach 9, ale głównie pod kątem zadań stawianych AI. I nic dziwnego, bo surowe benchmarki są dla Tensorów bezlitosne. Pod względem czystej mocy obliczeniowej, Pixele nie są w stanie mierzyć się z innymi flagowymi smartfonami z tego roku. Nawet ubiegłoroczne konstrukcje nie pozostają w tyle.


Stress testy, badające wydajność pod obciążeniem, są już bardziej łaskawe. Pixel 10 nawet podczas długich 20-minutowych pętli zadań nie wykazywał skłonności do przeistoczenia się w przenośną patelnię do smażenia. Jasne – tył urządzenia, tuż pod wyspą aparatów, robił się wyraźnie cieplejszy, ale nie musiałem się obawiać, że zaraz coś się spali. Nie ma uczucia dyskomfortu podczas trzymania tak nagrzanego telefonu.





Poprzednie generacje Pixeli radziły sobie z temperaturami gorzej. Obciążenie, temperatury i szybkie ładowanie/ładowanie bezprzewodowe zwykle były dla nich wręcz zabójczą mieszanką. Pixel 10 zaczął przełączać się na tryb nocny i się zacinać dopiero, gdy zacząłem go męczyć wszystkimi powyższymi czynnikami naraz: upalny dzień, nagrzane, promieniujące ciepłem wnętrze samochodu i do tego ładowarka bezprzewodowa. To musiało dać w kość biednemu Tensorowi, skoro zaczął się jąkać. Nie mam żalu, bo były to rzadkie sytuacje.
Podczas codziennego użytkowania smartfon ani razu nie wykazał się bezpodstawnym podnoszeniem temperatury: dłuższe nagrywanie filmów czy granie nigdy nie wprowadziły go w stan nieużywalności. Ktoś najwyraźniej zadbał o dobrą wentylację i odprowadzanie ciepła w obudowie. Może właśnie temu służy ten dodatkowy otwór w dolnej części aluminiowej ramki, kto wie?
Do samozapłonu nie skłonią Pixela także wieczorne posiadówki w grach. Sprzęt nie traci na wydajności nawet po sesjach ~20 minut i dłuższych. Nawet Genshin Impact ładuje się względnie szybko i nie rozgrzewa telefonu do czerwoności, ale tłumaczyłbym to raczej tym, że twórcy Genshina musieli w końcu zoptymalizować swoją aplikację, a nie nagłym przyrostem mocy w Pixelach.
Koniec końców gra się przyjemnie i to chyba powinno wystarczyć, choć nadmienię, że gierka domyślnie ustawia poziom detali na średni, a nie wysoki. Aha, i bateria wtedy leci w oczach.




Tutaj wtrącę jedną rzecz przy okazji gier. Należy pochwalić jedną zmianę konstrukcyjną względem Pixela 9: otóż w starszym modelu maskownica głośnika była ułożona tak, że przy ustawieniu urządzenia horyzontalnie i trzymania go oburącz, prawa dłoń zasłaniała głośnik. W grach, gdzie domyślnym widokiem jest ten poziomy, użytkownik “zabijał” dźwięk. W Pixelu 10 nie ma tego problemu – głośnik przesunięto na drugą stronę obudowy i była to bardzo dobra decyzja. Nareszcie można grać wygodnie i bez ograbiania się z wrażeń słuchowych.
Typowe użytkowanie nowego Pixela nie pozostawia żadnego poczucia niedosytu. Tensor G5 działa lepiej niż ubiegłoroczny G4 i da się to wychwycić w codziennej pracy – podczas uruchamiania aplikacji czy szybkiego przełączania się między nimi nie ma większych chrupnięć czy zrywania animacji. Są za to inne kwiatki, związane nie tyle z pracą procesora, co zastosowaną pamięcią.
Google Pixel 10 – ktoś nie pamiętał o pamięci
Już w recenzji Pixela 9 zwracałem uwagę, że flagowy smartfon powinien mieć nowszą pamięć UFS 4.0. Tymczasem zarówno tam, jak i w Pixelu 10, mamy pamięć UFS 3.1 starszego typu. Wydaje się, że 12 GB to wystarczająca ilość przestrzeni do przechowywania plików podręcznych, ale praktyka pokazuje, że apki potrafią wyłączać się w tle i przeładowywać po ponownym “wygrzebaniu” ich z listy ostatnio uruchamianych programów. Szczerze powiedziawszy, nie tego oczekiwałem po nowym Pixelu.
Poza tym chciałbym zwrócić uwagę Google, że mamy 2025 rok i nawet takie Apple, do tej pory bardzo niechętne do oddawania użytkownikom podstawowych iPhone’ów w sensownej specyfikacji, zdecydowało, że bazowa “siedemnastka” będzie wyposażona w 256 GB pamięci wewnętrznej. A Pixel 10 w najbardziej korzystnej cenowo opcji ma zaledwie 128 GB. To ważne, gdyż samo AICore, czyli zestaw danych, potrzebnych do działania sztucznej inteligencji na urządzeniu, rozrasta się dość szybko. Na Pixelu 9 zajmował on około 5 GB, zaś Pixel 10 przywłaszczył sobie w tym celu już ponad 6 GB.
Do tego przecież nie jedna i nie dwie apki potrzebują więcej niż 500 MB miejsca, a niektóre operują na jeszcze większych zasobach – na przykład, jeśli zdecydujemy się pobrać niektóre nasze playlisty ze Spotify do odtwarzania offline. Wtedy szybko okazuje się, że 128 GB miejsca na dysku to na dzisiejsze standardy naprawdę za mało. Przypominam: rozmawiamy o urządzeniu za kilka tysięcy złotych. A spróbuj człowieku zainstalować Genshin Impact na telefonie, który już dźwiga twoje filmy z wakacji. Zapomnij.
Oprogramowanie i funkcje AI – taki ma być Android
Czasy instalowanych ze sklepu Google Play nakładek systemowych już przemijają. Ludzie nie korzystają już z Nova Launcher i innych tego typu programów, bo producenci smartfonów przez ostatnie lata nauczyli się lepiej dopracowywać własne funkcje dostarczane wraz z Androidem.
Pixel, jako że pochodzi wprost od Google, może cieszyć się dodatkami opracowywanymi bezpośrednio przez giganta z Mountain View. Po urządzeniach z tej serii spodziewamy się wręcz doskonałych wrażeń z obsługi i w gruncie rzeczy cieszę się, że Android 16 działa na Pixelu 10 jak ta lala.
Nowy system umożliwił jeszcze więcej funkcji personalizacji. Na belce z szybkimi skrótami możemy teraz dowolnie aranżować ikony, włącznie ze zmianą wielkości “pastylek” (wcześniej nie było to możliwe). Generator tapet nie tylko pomoże nam uzyskać dowolny wzór tła, ale też przerobi dowolne zdjęcie tak, by zyskało efekt głębi i nadawało się na “żywą tapetę”.














Funkcje sztucznej inteligencji pojawiają się w wielu miejscach systemu: ze zdjęć można w prosty sposób usuwać niechciane przedmioty i osoby, a nawet przerobić fotografię, dodając do niej pożądany obiekt lub filtr, wpisując polecenie tekstowe. Opcja “Dodaj mnie” przydaje się, gdy robimy zdjęcie grupy osób, a nie chcemy, by nas na nim zabrakło – przewodnik poprowadzi nas krok po kroku jak wykonać dwie fotografie, które później smartfon złączy w jedną.
Z kolei “Najlepsze ujęcie” umożliwi wybranie spośród kilku zdjęć takiego, na którym wszyscy w ekipie będą uśmiechnięci, a jeśli nie – sprawnie podmieni twarze z poprzednich fotek. Przydatną rzecz znajdziemy w aplikacji Dyktafon, która przeprowadzi automatyczną transkrypcję nagrania oraz wskaże, ile osób brało udział w dyskusji.



Jest też Gemini, czyli wbudowany asystent AI, który już całkowicie wyparł “starego” Asystenta Google. Na szczęście w ciągu ostatniego roku możliwości Gemini na Pixelach wzrosły. Pomocnik ma już więcej uprawnień i może wykonywać polecenia, z którymi wcześniej sobie nie radził.
Oprócz tego można porozmawiać w języku naturalnym z Gemini Live. Przypominająca zwykłą konwersację rozmowa może nie jest tak płynna jak w przypadku ChatGPT, ale dzięki integracji z wyszukiwarką Google, łatwiej jest odszukać interesujące nas informacje.


Bardziej zaawansowane funkcje, takie jak tworzenie filmów przy pomocy Veo 3 Fast, możliwe jest już tylko z subskrypcją Google AI Pro, którą kupujący Pixele 10 Pro dostają na rok za darmo. Posiadacze Pixeli 10 traktowani są na równi z innymi, którzy mogą cieszyć się tymi możliwościami przez miesiąc bez opłat, ale później już za 97,99 złotych na miesiąc.
Cieszy, że Google gwarantuje aż 7 lat wsparcia dla modeli z serii Pixel 10. Po drodze dostaną one kilka nowych wersji Androida i dziesiątki nowych funkcji przy okazji udostępniania dodatków z serii Pixel Drop. Naprawdę pomagają one zachować świeżość jeśli chodzi o obsługę systemu. Bywa, że są na tyle dobre, że po aktualizacji mamy wrażenie obcowania z całkiem nowym telefonem.







Łączność: lepszy Bluetooth, gorsze Wi-Fi
Moduły łączności w nowym Pixelu to kategoria, do których działania nie mam żadnych zastrzeżeń. Stabilne połączenia 5G, konkretne, choć nie najnowsze Wi-Fi czy GPS na żadnym etapie testów mnie nie zawiodły. Poprzedni model miewał problemy ze sparowaniem się z niektórymi (zwłaszcza starszymi) urządzeniami audio przez Bluetooth. Pixel 10, być może ze względu na zastosowanie nowszego modułu szóstej generacji, nie miewa już takich kłopotów. Moje radio samochodowe z łącznością bezprzewodową do tej pory było pewnym wyzwaniem dla smartfonów, ale dla Pixela 10 najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych.
Wracając do Wi-Fi, nadmienię tylko, że producent z jakichś powodów postawił na moduł kategorii 6e zamiast 7. Dziwne to, tym bardziej, że już w poprzedniej generacji użytkownicy mogli korzystać z Wi-Fi 7. Najwyraźniej chodziło o to, żeby nieco grubszą kreską oddzielić podstawową “dziesiątkę” od Pixela 10 Pro, gdzie Wi-Fi 7 jest już obecne. Niezależnie od powodów, jest to krok w tył względem Pixela 9.
Połączenia głosowe, jako jedna z podstawowych funkcji urządzenia mobilnego, musiały być “ograne” przez Google wzorowo i tak w istocie jest. Rozmowy telefoniczne można prowadzić bez strachu o nagłe zerwanie sygnału, a nasz głos jest dla odbiorcy bardzo dobrze słyszalny, także dzięki opcji Połączenie z czystym dźwiękiem, redukującej szum tła (domyślnie włączonej).
Audio, czyli spory krok naprzód
O jednej ważnej zmianie w konstrukcji systemu audio powiedziałem już wcześniej – dolny głośnik zmienił lokalizację, przez co oglądanie filmów czy granie w gry podczas trzymania urządzenia w dłoni nie powoduje, że tracimy dźwięk z jednego z kanałów.
Druga rzecz to jakość dźwięku, która uległa poprawie. Moc samego stereo jest taka sama jak w Pixelu 9, gdyż głośniki generują dźwięk o natężeniu jakichś 85 do 90 decybeli. Przy bezpośrednim odsłuchu odczuwałem dużą różnicę między Pixelem 10 a starszym modelem, na korzyść nowszego.
W “dziesiątce” nawet przy maksymalnej głośności muzyka nie sprawia wrażenia, jakby gubiła się gdzieś po drodze do naszych uszu, jak gdyby ktoś ją puszczał z jakiegoś płaskiego głośniczka. Zyskała dodatkową głębię i celuje w nieco niższe tony.
Możliwe, że to dzięki nowej opcji Dźwięk przestrzenny, która teraz obejmuje także głośniki telefonu, a nie tylko kompatybilne słuchawki Bluetooth. Z drugiej strony zmiana położenia suwaka tej opcji w ustawieniach w mojej opinii nie zmienia praktycznie nic, więc… Jaka jest prawda? Efekt jest niepodważalny: Pixel 10 gra wyraźnie lepiej niż poprzednik.
Zabezpieczenia biometryczne – biorę to na gębę
W Pixelu 10 mamy dostęp do dwóch rodzajów zabezpieczeń biometrycznych: czytnika linii papilarnych oraz przedniej kamery. Google kompletnie przerzuciło się na ultradźwiękowe skanery odcisków palców zintegrowane z ekranem i chwała za to projektantom, bo odblokowywanie ekranu jest dzięki temu szybkie i celne.
Dla picu założyłem na chwilę nawet folię ochronną, by sprawdzić, czy czytnik poradzi sobie z dodatkową warstwą materiału i również w takich okolicznościach jest bardzo dobrze. Trzeba tylko pamiętać, żeby ciut mocniej dociskać palec do ekranu. Oczywiście odpowiednią funkcję dotyczącą zamontowania ochrony ekranu można przełączyć w panelu ustawień – wtedy ekran jest nieco bardziej czuły na dotyk, a i sam skaner zapewne bierze na to poprawkę.
Czasem bardziej praktyczne jest odblokowanie ekranu za pomocą przedniego aparatu i w moim wypadku odnotowuję progres. Pixel 9 z jakichś przyczyn potrafił błędnie rozpoznać cudzą twarz i udzielić dostępu do urządzenia. Nie wiem, może moje pospolite oblicze jest na tyle uniwersalne, że – parafrazując klasyka – z twarzy jestem podobny zupełnie do nikogo. W Pixelu 10 zabezpieczenia muszą działać nieco inaczej, skoro smartfon nie pozwala na takie dziwne akcje. Teraz ekran odblokuję ja i tylko ja, o ile nie owinę sobie twarzy szalikiem.


Bateria w Pixelu 10 – czuć te miliamperogodziny
Akumulator o pojemności 4970 mAh nie jest może najsilniejszym punktem specyfikacji, ale cieszy, że Google nie zakpiło z nabywców nowego Pixela i powiększyło nieco baterię względem Pixela 9.
Dzięki temu nie trzeba się obawiać, że wychodząc z domu rano, będziemy musieli zadbać o doładowanie urządzenia w ciągu dnia. Nie byłoby zresztą jakimś wielkim grzechem, gdyby nie to, że Pixel 10 nie jest już zaliczany do małych smartfonów – a od takich oczekujemy tego, żeby nas nie zawiodły gdzieś “po drodze”.








Patrząc na moje użytkowanie Pixela 10 osobiście nie wierzę, żeby po 300-400 cykli ładowania można było osiągać jakieś szczególnie długie czasy pracy, ale muszę przyznać, że testowany egzemplarz naprawdę mnie zaskoczył. Odpinałem go po nocnym ładowaniu do 100% gdzieś po 6:00 rano, by z satysfakcją stwierdzić, że smartfon wytrzymuje z powodzeniem do godziny 23:00 lub 24:00. I te wyniki były powtarzalne, więc dodatkowe miliamperogodziny pojemności baterii naprawdę zdziałały tutaj cuda – przynajmniej w porównaniu do mojego rocznego Pixela 9.
Szybkie ładowanie jest możliwe, choć trudno je takim nazwać – korzystałem z ładowarki 60 W i zwykle musiałem czekać ponad godzinę, by akumulator znów pokazał pełny stan. Żadna to szybkość.
Na szczęście jest też opcja ładowania bezprzewodowego 15 W, z czego korzystam często i chętnie – na przykład w samochodzie. Wystarczy, że przejeżdżam z jednego miejsca do drugiego dłużej niż 15 minut i właściwie mogę być pewny, że smartfon wytrzyma aż do powrotu do domu.
Istnieje też możliwość ładowania adaptacyjnego, o czym wspomniałem wcześniej: smartfon “zorientuje się”, że ustawiliśmy budzik na rano i podłączyliśmy urządzenie do ładowarki na noc i tak rozplanuje moc i czas ładowania, żeby nie nadwyrężać akumulatora. Doładuje go do 100% tuż przed budzikiem. Sprytne.


Jest jeszcze pewna nowość: otóż Pixele nowej generacji obsługują akcesoria magnetyczne. Więc jeśli lubimy takie gadżety, magnetyczny powerbank, etui z magnetycznym wyrównaniem do gimbala czy innych urządzeń peryferyjnych, to będą one współpracować z Pixelem 10. Przy czym tych oficjalnie sprzedawanych akcesoriów Pixelsnap (bo tak zostały nazwane) na stronie Google jest jak na lekarstwo.
Aparat i wideo w Pixelu 10 – coś za coś
Znakomita jakość zdjęć z Pixeli to już właściwie pewnik. Przynajmniej taką markę wyrobiło sobie Google od czasów Pixela 2 XL. Matryce i optyka może nigdy nie były top of the top, ale wiele dobrego zawsze można było powiedzieć na temat oprogramowania: algorytmy niemal nigdy nie podbijały agresywnie kontrastu czy kolorów. Nawet zdjęcia z iPhone’ów były bardziej cukierkowe, a Pixele, włącznie z 9. generacją, wykazywały się bardziej stonowanym podejściem. Właściwie tak samo jest w Pixelu 10.


Zdjęcia
W tym roku na pleckach podstawowego Pixela znajdziemy nie dwa, a trzy obiektywy. Trzecie oczko to 10,8-megapikselowy teleobiektyw, zapewniający 5-krotne przybliżenie optyczne. To coś, czego naprawdę brakowało w ubiegłorocznym modelu.
Zastosowanie kolejnego aparatu pociągnęło za sobą jednak pewne konsekwencje. W Pixelu 9 mieliśmy zestaw 50 Mpix (szerokokątny) + 48 Mpix (ultraszerokokątny). Pixel 10 zamienia je na dwa inne: 48 Mpix (szerokokątny) + 13 Mpix (ultraszerokokątny). Ten zestaw jest żywcem wyjęty z Pixela 9a i, szczerze powiedziawszy, miałem pewne obawy co do tego, czy flagowiec będzie w stanie wyciągnąć z tych matryc fotografie, które mogłyby konkurować jakością z tymi otrzymywanymi z innych smartfonów z wysokiej półki. Czy to się udało?






Gdy warunki do robienia zdjęć są dobre, fotki wykonywane przy pomocy smartfona są bardzo ładne. Jasne dni, golden hours, niebieskie niebo, zieleń traw czy ciepłe kolory zachodzącego słońca – w takich okolicznościach aż chce się korzystać z każdego z obiektywów Pixela, bo przynosi to naprawdę miłe oku efekty.




















Nawet, gdy niebo jest zachmurzone, a do oczek aparatów dociera mniej światła lub jest bardziej rozproszone, a obiekty nie tak dobrze oświetlone, zdjęcia wciąż wyglądają bardzo dobrze. Nie gubią po drodze szczegółów, sprawiają wrażenie naturalnych, a barwy nie są przekłamywane. Co mnie uderzyło, źródła światła (słońce, lampy uliczne) generują mocno zauważalne flary. Nie przypominam sobie, żeby podobne artefakty pojawiały się w zdjęciach z Pixela 9 – a przynajmniej nie w takim natężeniu.
Kiedy jest ciemnawo, zaczyna niedomagać aparat ultraszerokokątny. Widać, że detale zdjęć, zwłaszcza na skraju kadrów, gdzieś umykają. To raczej naturalne, ale zaczynają być zauważalne niedociągnięcia i fotki nie są już tak plastyczne – efekt nie zawsze cieszy oko.
Natomiast praca teleobiektywu może być oceniana na piątkę z plusem. Stabilizacja działa, więc ujęcia z ręki, ukazujące dalsze obiekty, to naprawdę coś nowego. Dodaje to fotografiom uroku, kiedy nie musimy znajdować się kilka metrów przed interesującą nas rzeczą. Aparat bez pudła ustawia ostrość na pożądanym celu. Dopiero maksymalne przybliżenie (optyczne + cyfrowe) potrafi zepsuć zdjęcie, ale trzeba założyć, że mało kto będzie próbował z Pixela robić lunetę.
















































































Co trzeba oddać Pixelowi 10 to to, że fotografie – i to niezależnie od wybranego obiektywu – są spójne kolorystycznie. Jako użytkownik nie czujemy momentu, w którym smartfon przełącza się między oczkami kamery, kompletnie nas to nie interesuje. Efekty są powtarzalne, spinają się ze sobą, a aplikacja nie “szarpie” za każdym razem, gdy zmieniamy przybliżenie.
Taka płynność sprawia, że człowiek nie czuje się karany, gdy chce nagle skorzystać z zooma. Jest odwrotnie: ten smartfon wręcz zachęca do robienia zdjęć. Aplikacja aparatu może nawet wyświetlać dodatkowe sugestie, które pomogą nam wykonać bardziej estetyczne fotki.
Zdjęcia nocne przenoszą w mrok wszystko to, co powiedzieliśmy sobie na temat zdjęć w dzień. Aparat Pixela nie zaskakuje – w pozytywnym aspekcie tego wyrażenia. Wiemy, czego się po nim spodziewać. Jest powtarzalny i można na nim polegać.














































W trybie nocnym aparat rozjaśni kadr i wyciągnie z cieni więcej szczegółów i to bez przekłamywania kolorów, choć szału też nie ma. W większości wypadków efekt będzie zbliżony do tego, co oferuje tryb auto. Najsłabszym ogniwem będzie w takich okolicznościach obiektyw ultraszerokokątny, który zgubi znacznie więcej szczegółów i wprowadzi do fotki więcej ziarna. Rzecz jasna przy maksymalnym zbliżeniu teleobiektywu 20x (5x optyczne i dodatkowo cyfrowe) krawędzie obiektów są już mocno poszarpane, a całość nie sprawia dobrego wrażenia.












































Astrofotografia zyskała na użyteczności głównie dlatego, że zmienił się nieco interfejs aplikacji aparatu. Już od dłuższego czasu Pixele nie są w tym aspekcie zdane na łaskę algorytmu, który swego czasu miał swoje humory: bywało, że po prostu nie wyświetlał skrótu do astrofotografii i nie dało się go wywołać manualnie.
Teraz wystarczy, że po przejściu do trybu nocnego dotkniemy dodatkowy przycisk i już możemy robić zdjęcia rozgwieżdżonego nieba. Warto na ten czas umieścić telefon w statywie lub po prostu zostawić go na parę minut na bruku lub jakimś kamieniu (maksymalnie 4 min.). Zabawa astrofotografią może być satysfakcjonująca – Pixel 10 naprawdę obniża próg wejścia do niej.
Jeszcze słowo o aparacie przednim, który pomaga zrobić całkiem dobrze wyglądające selfiaki. Twarz wygląda naturalnie – algorytmy nie wygładzą nam wszystkich zmarszczek ani nie nałożą wirtualnego samoopalacza, jeśli jesteśmy bladzi. Zresztą, siłę działania filtra z retuszem można określić w aplikacji.
Gdy robimy fotki sobie, warto korzystać z trybu portretowego, który sprawnie rozmyje za nami tło, nadając zdjęciu charakterystyczny styl. Jeśli robimy zdjęcia całej grupie “z rąsi”, przydatne jest przełączenie się na wykorzystanie całego dostępnego kąta obiektywu (przybliżenie 0,7x) – wtedy więcej osób zmieści się w kadrze.
Trzeba tylko pamiętać, że w takich okolicznościach kiepsko sprawdza się tryb portretowy: Pixel rozpozna maksymalnie dwie twarze ludzi stojących obok siebie (zwykle robiącego zdjęcie i kogoś obok), ale resztę pozujących do zdjęcia znajomych niestety rozmaże i zrobi z nich tło.




















Wideo
Pixel 10 nie potrafi nagrywać wideo w 8K. Jeśli potrzebujemy takiej jakości, należy łaskawym okiem spojrzeć na któryś z modeli Pro. Inne ograniczenia występują, gdy chcemy skorzystać z funkcji dodatkowych, takich jak 10-bitowy HDR czy redukcja szumów (przydatna gdy nagrywamy film, w którym mówi jedna osoba i chcielibyśmy ograniczyć odgłosy tła).
10-bitowy HDR dostępny jest w każdej z opcji Full HD oraz przy nagrywaniu 4K, ale tylko w 30 kl./s. Podobnie będzie z redukcją szumów. Tensor nie przerobi też materiału wideo w Full HD i 60 kl./s oraz włączoną redukcją szumów – tej opcji wtedy nie włączymy. Jeśli mamy taki kaprys, możemy ustawić automatyczne przełączanie się między 60 FPS na 30 FPS, żeby zoptymalizować nagrywanie, ale nie jestem fanem tego rozwiązania.
Stabilizację da się ustawić w jednym z trzech trybów: Standardowy jest włączony domyślnie i niweluje pomniejsze drgania, takie jak te wywołane stąpnięciami podczas spaceru. Jeśli stoimy w miejscu i chcemy uchwycić szerszy kadr z obrazem wycentrowanym na jakimś obiekcie, warto przełączyć się w tryb Zablokowany. Z kolei opcja Aktywna stworzona jest na okazję, gdy kręcimy bardziej dynamiczne sceny, dajmy na to jakieś sportowe zmagania czy bieg. W moim odczuciu ten ostatni tryb w ogóle się nie sprawdza. Zresztą, stabilizacji Aktywnej nie użyjemy, gdy liczba klatek na sekundę ustawiona jest na 24 lub 60, więc może to mała strata.
W menu wyboru trybu nagrywania wideo mamy możliwość kręcenia filmowych ujęć panoramicznych oraz z rozmytym tłem, które nadadzą naszym klipom bardziej hollywoodzkiego charakteru. Jest też opcja nagrywania w zwolnionym tempie oraz w trybie poklatkowym – to rzeczy, z których korzysta się rzadziej, ale wciąż dobrze, że są.
Ogólnie klipy wydają się być ładne i całkiem dobrze stabilizowane, ale odniosłem wrażenie, że mój Pixel 9 produkuje nieco bardziej urodziwe wideo pod względem kolorystyki i zakresu tonów, choć brakuje mu mocy w trybie rozmycia. Coś za coś.
Werdykt na koniec tej sekcji brzmi: jest OK, ale szału nie ma. Okazjonalnie klipy z niewiadomych przyczyn „rwą się” lub pojawiają się jakieś artefakty, więc nie zawsze byłem z nich w 100% zadowolony. Nie mówiąc już o tym, że widać spore szarpnięcia podczas przełączania się między wartościami przybliżenia w trakcie nagrywania. Cóż, pod kątem kręcenia wideo iPhone to to nie jest.


Podsumowanie – jaki jest Pixel 10?
Pixel 10 wydaje się być dokładnie tym, czym powinien być… Pixel 9 rok temu. Jako podstawowa wersja flagowego mobilnego produktu Google ma właściwie wszystko, czego moglibyśmy się po nim spodziewać: jest znakomity ekran OLED 120 Hz, bardzo dobra wydajność lekko wsparta przez funkcje AI i wysoki poziom satysfakcji z użytkowania zapewniony przez sprytne rozwiązania w oprogramowaniu.
Co ważne, do tej samej obudowy wciśnięto większą baterię, pozwalającą na dłuższy czas pracy, a także postarano się o lepszy dźwięk i wyższy standard Bluetooth. Dostaliśmy też obsługę gadżetów magnetycznych oraz – co chyba najważniejsze – teleobiektyw.
Najpoważniejsze zarzuty w stronę Google to oddanie użytkownikom topowego urządzenia z pamięcią UFS 3.1 o pojemności zaledwie 128 GB. Tego nie wybaczą zwłaszcza fani Genshina. Dziwnym są też braki w zarządzaniu pamięcią podręczną – w Pixelach spodziewałbym się, że powracanie do wcześniej otworzonych aplikacji nie będzie skutkować przeładowaniem ich. Że niby dlaczego – 12 GB RAM to za mało?
Innych minusów trzeba doszukiwać się na siłę. Czy zdjęcia są naprawdę widocznie gorsze niż w Pixelu 9 tylko za sprawą matryc o mniejszej rozdzielczości? Specyfikacja mogłaby wskazywać, że tak, ale osobiście, nosząc na co dzień w kieszeni starszy model, mógłbym sklecić kilka słów narzekania tylko na aparat ultraszerokokątny i flary, które potrafią pojawiać się w kadrze niczym w filmie J. J. Abramsa. Zmniejszenia szybkości Wi-Fi nie odczułem, a ładowanie jak było wolne, tak jest nadal.
Wobec powyższych braków, Pixel 10 w oficjalnej cenie ze sklepu Google wydaje się być nie do przyjęcia. Blisko 4 tysiące złotych? Bardzo głęboko bym się zastanawiał. Wystarczy poczekać kilka miesięcy, by cena zdążyła ostygnąć. W cenie ~3 tys. złotych nowy podstawowy Pixel zacznie przemawiać do nabywcy całkiem innym głosem. Głosem dobrego wyboru.