Z uwagi na charakter mojej pracy, dostęp do internetu jest mi niezbędny. Przez pół dnia byłem jednak od niego prawie odcięty. Frustracja wzrastała z minuty na minutę, szczególnie że „połączenie ratunkowe” nie zadziałało zgodnie z oczekiwaniami.
Wstaję rano i widzę, że internet nie działa. Nie zdziwiło mnie to
Kiedy dziś po godzinie szóstej wziąłem do ręki telefon (gdyby ktoś był ciekawy – Google Pixel 8 Pro, nie polecam), zauważyłem, że na górnej belce widnieje napis LTE, wskazujący, że transmisja danych odbywa się z wykorzystaniem sieci komórkowej, a nie – jak zwykle w domu – Wi-Fi. Nie przejąłem się tym jednak szczególnie, ponieważ zdarzają się momenty, że sygnał Wi-Fi nie dociera do pokoju, w którym śpię i pracuję (router znajduje się w salonie), ale trwa to zwykle chwilę. Zignorowałem to zatem, nie będąc świadomym, z czym przyjdzie mi się zmierzyć przez kolejne godziny.
Kiedy po godzinie siódmej włączyłem komputer (stacjonarny), zorientowałem się, że internet kablowy nie działa. Okazało się też, że nie działa telewizja, co wskazywało na znaczącą awarię. Od razu zatem odwiedziłem stronę downdetector.pl, która potwierdziła, że nie tylko ja miałem taki problem. Zwróciłem jednak uwagę, że zgłoszeń jest zbyt mało, aby domniemywać ogólnokrajową awarię – podejrzewałem, że jest ona raczej lokalna, aczkolwiek na mapie na czerwono świeciły się różne miasta, nie tylko moje.

Chciałem od razu zadzwonić na infolinię, ale okazało się, że Vectra odbiera połączenia dopiero od godziny 8:00. Jako że musiałem zacząć wypełniać swoje obowiązki zawodowe, musiałem działać, więc wyjąłem „awaryjną antenę Wi-Fi”. Kupiłem ją już dość dawno, ponieważ w przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że Vectra miała awarię i nie mogłem korzystać z internetu stacjonarnego.
Wcześniej w takich sytuacjach musiałem biegiem wyciągać laptopa z szafy, podczas gdy na co dzień pracuję na komputerze stacjonarnym (z przyzwyczajenia). I choć jest to skuteczne rozwiązanie, to o wiele wygodniejsze jest dla mnie sięgnięcie do szuflady, wyjęcie anteny podłączanej do USB-A i udostępnienie internetu z telefonu (abonament na telefon też mam w Vectrze, która korzysta z zasięgu Play). Dziś jednak to „wyjście awaryjne” mnie zawiodło.
Okazało się, że udostępniany z telefonu internet również działa bardzo powoli. Było to dla mnie zaskakujące z dwóch powodów. Po pierwsze, nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją – zawsze, gdy korzystałem z anteny Wi-Fi, dane przesyłane były szybko. Po drugie, test, wykonany na stronie speedtest.pl, pokazał, że prędkość wysyłania przekracza 200 Mbit/s, a pobierania 50 Mbit/s. Mimo to strony ładowały się długo.
Nie pozostało mi nic, jak zacisnąć zęby, ale gdy zaraz po godzinie 8:00 zadzwoniłem na infolinię, dowiedziałem się, że awaria w mojej lokalizacji zostanie usunięta do 10:30. Wyobrażacie sobie – ponad dwie godziny przymusu korzystania ze ślimaczącego się internetu, podczas gdy w mojej pracy szybkie połączenie to podstawa?! Moja cierpliwość została jednak wystawiona na większą próbę.
Zwykle awarie usuwane były albo natychmiast, albo znacznie wcześniej niż zapowiadano. Dziś godzina 10:30 minęła, a internet z Vectry dalej nie działał. Dopiero kilka minut przed 11:00 na ekranie telefonu zobaczyłem ikonę Wi-Fi. Ucieszyłem się i wyłączyłem „ratunkową antenę Wi-Fi”, ale moja radość nie trwała długo. Internet na komputerze, choć działał, to bardzo wolno. Zrobiłem więc test prędkości i uzyskałem takie wyniki:

W międzyczasie napisałem do biura prasowego Vectry z pytaniem, czy wystąpiła większa awaria, ponieważ – jak już wspomniałem – wskazywała na to mapa w serwisie downdetector.pl. Cały czas też czekałem, aż prędkość powróci do tej, jaką dysponuję na co dzień. Niestety, kolejne minuty mijały, a sytuacja nie ulegała zmianie.
Postanowiłem więc zrobić to, co zwykle działa – wyłączyć i włączyć z powrotem router. Nie zadziałało. Potem to samo zrobiłem z komputerem. I to był błąd, ponieważ po włączeniu go nie chciały załadować się wybrane narzędzia, które wykorzystuję do pracy. Jakby tego było mało – niewiele później internet znów zniknął, co już całkowicie mnie rozjuszyło, bowiem znów musiałem podłączać „awaryjną antenę Wi-Fi” i udostępniać internet z telefonu, żeby mieć jakiekolwiek połączenie z siecią.
Wtedy na moją skrzynkę przyszła odpowiedź z biura prasowego Vectry, z której dowiedziałem się, że wystąpiła „czasowa niedostępność usług” na terenie mojego miasta i „większość awarii została już usunięta, a usługi są sukcesywnie przywracane”. Cóż, nie u mnie. Równocześnie zapewniono mnie, że zgłoszenia w innych miastach to jednostkowe przypadki, a awaria wystąpiła tylko w moim mieście.
Po kilkunastu minutach znów zauważyłem, że internet stacjonarny jest dostępny. Nauczony doświadczeniem, od razu zrobiłem test prędkości i okazało się, że prędkości są takie, do jakich przywykłem i które pozwalają pracować mi w komfortowy sposób. Niewiele później, o godzinie 12:30, biuro prasowe Vectry wysłało wiadomość z potwierdzeniem, że przywrócono wszystkie usługi.
Czy po tej awarii zrezygnuję z usług Vectry?
Prywatnie jestem klientem Vectry od… nawet nie pamiętam, ilu lat, ale na pewno około kilkunastu. Przez ten czas wystąpiła niejedna awaria, choć nie przypominam sobie, przynajmniej w ostatnim czasie, aż tak poważnej i długotrwałej. Ogólnie mogę się nazwać zadowolonym klientem, pomimo awarii, które w końcu zdarzają się u każdego operatora.
A nawet, gdybym chciał, to nie mogę wypowiedzieć umowy, gdyż jestem związany umową terminową, która kończy się dopiero w 2026 roku, więc musiałbym zapłacić karę umowną, co mi się nie uśmiecha. Wierzę jednak, mam nadzieję, nie naiwnie, że taka sytuacja się nie powtórzy.
Vectra kiedyś zaszła mi bardziej za skórę
Swoją drogą, w ramach ciekawostki, mogę powiedzieć Wam, że w przeszłości Vectra zaszła mi za skórę znacznie bardziej niż dzisiaj. Kilka lat temu otrzymałem telefonicznie propozycję przedłużenia umowy bezterminowej na nowych warunkach – bodajże za 5 czy 10 złotych więcej miałem mieć szybszy internet i taki sam pakiet telewizji jak do tej pory.
Tak się składało, że to był moment, kiedy operatorzy zaczęli wprowadzać do umów klauzule waloryzacyjne, na co zwróciłem uwagę konsultantce. Ta jednak zapewniła mnie, że mój rachunek na pewno nie wzrośnie (nie pamiętam już, jak to uzasadniała, ale przekonała i uspokoiła mnie). Wyobraźcie sobie moją reakcję, gdy niedługo po podpisaniu aneksu otrzymałem informację mejlem, że z uwagi na inflację mój rachunek wzrośnie o kilkanaście złotych.
Poczułem się oszukany, dlatego od razu złożyłem reklamację, pisząc w niej, że zostałem wprowadzony w błąd i takie postępowanie kwalifikuje się do zgłoszenia do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ostatecznie UOKiK postawił Vectrze zarzuty za klauzule waloryzacyjne, choć ja swojego donosu akurat nie wysłałem, gdyż moja reklamacja została uznana i przywrócono mi warunki umowy, obowiązujące przed podpisaniem aneksu.
Później zgodziłem się na nowy aneks, ponieważ otrzymałem atrakcyjną dla mnie ofertę na satysfakcjonujących dla mnie warunkach. I tak, po okresie zobowiązania rachunek wzrośnie i będzie rosnąć w kolejnych latach. Być może to będzie moment, żeby zmienić operatora?