Prezentuj tablet, czeka Cię wojna na kłamstwa

Słowa ranią czasem bardziej niż kule. I generałowie stają się tego coraz bardziej świadomi. Dlatego też w armiach powstają nowe specjalistyczne oddziały – już nie tylko hakerzy strzegący cyberprzestrzeni, ale ludzie do walki na… Facebooku i Twitterze.

Co to jest “wojna propagandowa” lub “wojna psychologiczna’’? Mnie się akurat kojarzy z okresem pomiędzy 3 września 1939 r. a 10 maja 1940 r. – tzw. “dziwną wojną” pomiędzy Niemcami a Wielką Brytanią i Francją, która polegała na… zrzucaniu ulotek nawołujących Niemców do przerwania ognia i poddania się. Tymczasem niemiecka armia zwyciężała w Polsce… Jest to przykład wojny propagandowej, która po prostu była bez sensu. Natomiast przykładem takiej świetnie rozegranej są działania ZSRR do chwili ataku Niemców w 1942 roku – cały świat do dziś uważa, że Związek Radziecki był ofiarą napaści (tym, którzy są ciekawi tematu, polecam książkę “Lodołamacz” Wiktora Suworowa). My też mamy swoje sukcesy w tej materii – akcja “N” Armii Krajowej polegająca na przekonaniu niemieckiej opinii publicznej o silnej opozycji antywojennej w Niemczech, przekazywaniu sfałszowanych odezw do narodu niemieckiego i sianiu fermentu przyniosła przecież nadspodziewane efekty…

[quote text_size=”small” author=”Sun Tzu, Sztuka wojny”]

Spróbuj wprowadzić niezgodę między rządzącym, a jego ministrami, innym razem odseparuj od niego doradców. Spraw, żeby mu nie ufali i odsunęli się od niego.

[/quote]

Ale wróćmy do naszych czasów. Wojna propagandowa to przede wszystkim tkanie misternej sieci kłamstw i półprawd, która ma przekonać przeciwnika do czegoś. Tego, że walka nie ma sensu. Tego, że jest zły, jest agresorem, napastnikiem, okupantem, zatem tym “bad guy’em” i powinien się wstydzić. Ma go wprowadzić w błąd. Zdezorganizować jego szeregi. Spowodować konflikty, które spowolnią lub opóźnią jego działania. Ma też spowodować potępienie międzynarodowe i naciski ze strony polityków obcych mocarstw. Ma zamieszać ludziom w głowach.

A obecnie nic się do tego tak świetnie nie nadaje, jak media społecznościowe.

Jak przegrać wojnę o serca i umysły

[quote text_size=”small” author=”Sun Tzu, Sztuka wojny”]

Jeśli ktoś nie jest w stanie wywrzeć wpływu na armię wroga, nie zasługuje na miano dobrego stratega.

[/quote]

Jednym z pierwszych państw, które poważnie podeszły do wojny psychologicznej w mediach społecznościowych, był Izrael. Specyfiką położenia tego państwa jest fakt, iż jest otoczony ze wszystkich stron wrogami (w najlepszym razie – nie-przyjaciółmi), którzy podważają jego prawo do istnienia. Izrael boryka się z ciągłymi atakami partyzanckimi i terrorystycznymi i wychodząc z pozycji siły – odpowiada na nie odwetami. To powoduje ciągły spór na arenie międzynarodowej. Izrael w związku z zeszłoroczną operacją zwalczania terrorystów w Strefie Gazy postanowił “ocieplić swój wizerunek” i stworzyć pozytywny klimat, swoiste przyzwolenie w socjalmediach dla tych akcji odwetowych.

4337283720_d86dcda554_o

Wykorzystał do tego Twitter i Youtube. Siły Obronne Izraela (IDF) zastosowały klasyczny motyw – wskazanie na swą pokojowość i otwartość (obrazki współpracujących i uśmiechniętych Izraelczyków i Palestyńczyków, jak również ładnych pań w mundurach), absurdalność sytuacji dla zwykłych Izraelczyków (słynne filmiki pokazujące ile sekund mają mieszkańcy miast na ucieczkę do schronów podczas ostrzału palestyńskiego) oraz narastające poczucie zagrożenia przetykane stoickim spokojem tych, którzy mają moralne zwycięstwo w kieszeni (Izraelczyków oczywista). Wszystko po to, by uzasadnić naloty na Strefę Gazy, jako że takie akcje prewencyjne lub odwetowe są w kategoriach europejskich po prostu aktami agresji, atakami na inne państwa, a w najlepszym razie naruszaniem ich granic i praw. Na dodatek rzadko kiedy w ich trakcie nie giną cywile. Izrael postawił na wojnę socjalmediową, by przekonać zarówno własnych obywateli, ale przede wszystkim obywateli krajów zachodnich, że to wszystko jest uzasadnioną obroną. Hashtagi w stylu #IsraelUnderFire miały jednoczyć ludzi z całego świata podobnie, jak niedawno #jesuischarlie.

IDF na Twitterze i kanałach Youtube – łącznie 30 różnych społecznościówkach – publikował materiały pokazujące „piękniejszą twarz” oraz niezwykłą sprawność armii izraelskiej, jak również jej niezwykłą dbałość o to, by podczas ataków zminimalizować straty wśród ludności cywilnej. Z drugiej strony wciąż publikowano materiały wskazujące na to, że te ofiary są nieuniknione, gdyż terroryści wykorzystują cywilów jako żywe tarcze. Z trzeciej chwalono się odstrzeleniem każdego ważniejszego przywódcy palestyńskiego…

Ta socjalmediowa wojna psychologiczna Izraelowi zupełnie nie wyszła. O ile propaganda wskazująca naturalną chęć odpłaty za krzywdy i ukarania winnych działała w miarę dobrze, to materiały z “precyzyjnych bombardowań” już nie. Argument z “żywych tarcz” bladł w obliczu np. ostrzału plaży, na której bawiła się piątka dzieci – czworo zabitych, zdjęcia ciał, zdjęcia oszalałych z bólu matek i pytanie – do kogo strzela IDF? Nie powiodło się również dlatego, że Palestyńczycy w socjalmediach pokazywali makabryczne wyniki ostrzałów, a IDF udowadniał, że to było mimo wszystko słuszne. Tyle, że w internecie żadna agencja, żaden specjalista nie wygra z taką 16-letnią Palestynką Farah Baker, mieszkającą w Strefie Gazy i codziennie opisującą swoje życie pod ostrzałem.

Clipboard05

 

Clipboard03

IDF nie doceniło siły emocji i przekazu zwykłych ludzi, sądząc, że zaplanowane i specjalnie skonstruowane pod psychologię tłumu wpisy je pokonają. Suche wpisy, wskazujące na fakty (czy coś, co miało je odgrywać), stonowana komunikacja, długi czas reakcji nie dały rady emocjom – żałości i wściekłości. Izrael zbagatelizował siłę social media – zwykłych lub wyglądających na zwykłych ludzi, z konkretnym nazwiskiem, miejscem zamieszkania i własną, tragiczną historią. Czasem prawdziwe, a czasem spreparowane historie, zdjęcia, wideo pokazujące skutki sterylnych i politycznie poprawnych działań Izraelczyków. I dlatego tę socjalmediową wojnę przegrał. Wygrali ci, którzy zrozumieli media społecznościowe lepiej – Palestyna i organizacje, którym to było na rękę – bojownicy, partyzanci, terroryści. Wygrali rękoma zwyczajnych ludzi, którzy się zaangażowali.

Rosjanie odrobili lekcję?

Przykładem wojny prowadzonej z sukcesami są działania w sieci podejmowane w związku z konfliktem Ukraińsko – Rosyjskim, czyli nagły zalew prorosyjskiej, antyukraińskiej i antyamerykańskiej propagandy w komentarzach na forach internetowych, serwisach informacyjnych oraz na blogach. Od początku 2014 roku nie tylko w polskim internecie można zaobserwować prawdziwy wysyp różnego rodzaju “specjalistów”, którzy wszystko, co się da, tłumaczą i komentują jako kolejny dowód na spisek amerykański lub propagandę antyrosyjską. Czy to zestrzelony nad terenami separatystów Boeing malezyjski, czy ofiary ostrzału miasta, czy nawet sprawy wydawałoby się nie związane, jak terrorystyczny atak na redakcję Charlie Hebdo – wszędzie wskazuje się na związki z nacjonalizmem ukraińskim i oskarża… Amerykanów, Polaków, Brytyjczyków… Widziałem w prorosyjskich mediach mapy, na których pokazywano gdzie stacjonuje polski oddział artylerii, skrycie wysłany przez nasz kraj do pomocy Ukraińcom. Czytałem o polskich najemnikach i przebranych regularnych jednostkach armii amerykańskiej, strzelających do cywilów, by wzbudzić potępienie separatystów.

[quote text_size=”small” author=”Sun Tzu, Sztuka wojny”]

Nie pozwól, aby twoi wrogowie zjednoczyli się.

[/quote]

Jak mówi obiegowa opinia – kłamstwo musi być wielokrotnie i przez wielu powtarzane – tak, aby zyskiwało w umysłach znamiona prawdy. I tak właśnie działa widoczna w naszym internecie wojna socjalmediowa. Dyskretne zmiany wielu haseł w Wikipedii, pozycjonowanie SEO pożytecznych ideologicznie serwisów i wpisów oraz tysiące komentarzy, setki komentatorów – „przypadkowych” ludzi, niezwiązanych z żadną partią, organizacją, politykiem. Emocjonalnych, zacietrzewionych, sączących jad i siejących zwątpienie. I wszyscy mówią jednym głosem, jednako interpretują te same fakty i wskazują tych samych winnych. To jest to, czego nie potrafiła zrobić izraelska IDF. A ferment zasiany w głowach będzie w nich siedział długo.

Armia uzbrojona w tablety

Konflikty ostatnich lat pokazują nowe oblicze żołnierzy – już nie anonimowych nazwisk na tablicach pamięci, ale konkretnych osób, które za pomocą urządzeń mobilnych zdają relację z pola walki, opisują swoją codzienność. W ten sposób cała Ukraina żyła losem broniących lotniska w Doniecku tzw. „cyborgów”, w ten sposób poznajemy żołnierzy amerykańskich, brytyjskich, holenderskich, na misjach zagranicznych. Czasem Twitter, Facebook czy Instagram potrafi zdradzić przeciwnikowi położenie sił niefortunnego klikacza, czasem nawet ich zamiary. Ciekawe, jeszcze 20 lat temu trzeba było odpalać race czy dzwonić z budek telefonicznych by się zdradzić, dziś wystarczy wpis na Twitterze z włączoną geolokalizacją (takie błędy popełniają też islamiści – pisałem o tym tu: Terminale rewolucji, hashtagi buntu). To też pole walki socjalmedia – walki armii z naszymi przyzwyczajeniami, nawykami i chęcią, by pokazać ludziom, jak wygląda chałupa w Afganistanie, którą zaraz rozwalimy granatem.

Plakat 058

Ale pomimo to armia chce się uzbroić w urządzenia mobilne w sposób planowy. Wszystko po to, by toczyć wojny w socjalmedia.

[quote text_size=”small” author=”Sun Tzu, Sztuka wojny”]

Zbrojenie się zapowiada wojnę, a wojna jest kwestią wielkiej wagi. Ktoś, kto się w nią wplątał bez uprzedniego przygotowania, może być poczytywany za głupca.

[/quote]

W marcu br. brytyjska armia ma utworzyć pierwszy z prawdziwego zdarzenia oddział do działań w mediach społecznościowych – 77 brygadę wojny psychologicznej. Ten związek składający się z około 2000 ludzi (w tym cywilów) ma nie tylko analizować trendy i dostarczać informacje (np. o aktywistach Państwa Islamskiego na Twitterze), ale też działać aktywnie. Jak?

[quote text_size=”small” link=”http://www.defence24.pl/news_brytyjscy-zolnierze-beda-walczyc-na-twitterze-i-facebooku”]

(…) mówi się o działaniach ofensywnych, o aktywnym wpływaniu na opinię ludzi (w tym przede wszystkim przeciwnika), o próbie wykorzystania mediów społecznościowych w celu zmniejszenia lub zwiększenia poparcia ludności, czy spowodowania zmiany nastawienia społeczeństwa do własnych operacji. Przypuszcza się, że może to być nawet odpowiednie kierowanie dyskusjami pod szczególnie kontrowersyjnymi publikacjami (…)

[/quote]

I wydaje się, że jest to nieuniknione w obecnych czasach. Jak to w świecie bywa – jeśli jedno państwo wymyśli i użyje karabinu maszynowego czy czołgu – inne będą to miały za kilka czy kilkanaście miesięcy. Przykład zakończonych niepowodzeniem działań izraelskich lub bardzo sprawnych i przynoszących efekty rosyjskich czy islamskich wskazuje, że w dobie, gdy “zwalczanie siły żywej przeciwnika” jest nieekonomiczne i politycznie trudne do obronienia, wojna w mediach społecznościowych (w połączeniu np. z cyberwojną, czyli atakami hakerskimi) może być coraz częstszą formą ataków jednego kraju na drugi.

Cóż bowiem lepiej nie zdestabilizuje gospodarki jakiegoś kraju, jak seria mocno trendowych wpisów o zatrutych z winy rządu czy niewygodnego polityka jabłkach czy mięsie. Jak kilka niewygodnych dla rządzącego obozu zdjęć lub dokumentów, czy nagrań. Kraj, który walczy z problemem wewnętrznym, nie angażuje się już wówczas tak bardzo w politykę międzynarodową.

Przed tym mają chronić – i to mają wywoływać – jednostki wojny psychologicznej. Do których werbować się będzie obytych internautów, wyżeraczy socjalmediów. Którzy na linii frontu będą nie tylko w swej jednostce, od 8 do 16 za biurkiem przy komputerze PC, ale też i w drodze czy w domu, za pośrednictwem laptopów i tabletów.

Tylko czy to spowoduje, że mniej cywilów zginie w ostrzałach? Nie. Raczej jeszcze mniej będzie nam wolno pisać w internecie. Wszak gdy wojna przeniesie się na stałe do internetu, każdy z nas będzie brał tak, czy siak, w niej udział. Już nie tylko na hasła „bomba” przyjdą do nas na rozmowę smutni panowie w prochowcach, ale również na lajknięcie czy retweet nieodpowiedniego artykułu. Za posiadanie tabletu w strefie zakazanej. Za publiczną ocenę stanu uzbrojenia własnej armii czy wpis, że „w razie wu” dajemy nogi za pas do Norwegii.

Bo wojna… Wojna nigdy się nie zmienia.

 

6648140585_a26c249026_o