Po Godzinach: Zabójcze głośniki, nowoczesne protezy i wirtualne balkony

Witam serdecznie w kolejnym odcinku cyklu Po Godzinach, w którym jak co piątek robimy sobie krótką przerwę od pisania o tabletach i wspólnie przyglądamy się innym obliczom współczesnych technologii. Mimo iż miniony tydzień upłynął bez wątpienia pod znakiem firmy Microsoft, której udało się wreszcie wybrać następce Steve’a Ballmera, to jednak nie zabrakło w nim również innych, równie ciekawych wydarzeń związanych z nowoczesną technologią. W dzisiejszym odcinku znajdzie się wiec coś dla miłośników muzyki, fanów motoryzacji oraz osób, które marzą o technologiach rodem z filmów science fiction.

esa-acoustic-facility[1]

Gdy w roku 1984 amerykańska formacja Manowar pobiła rekord Guinessa w kategorii „Najgłośniejszy występ muzyczny”, wydawcy zdecydowali się na usunięcie tego osiągnięcia z przyszłych edycji książki, gdyż kolejne próby pobicia rekordu mogłyby zagrozić poważnym uszkodzeniem słuchu zarówno pretendentów, jak i przypadkowych słuchaczy. Nie powstrzymało to jednak muzyków i producentów sprzętu nagłaśniającego przed ustanawianiem kolejnych, nieoficjalnych już rekordów głośności. Wygląda jednak na to, że w tym roku padł w końcu ostateczny rekord, który najprawdopodobniej nigdy już nie zostanie pobity. Oto bowiem światło dzienne ujrzał LEAF – najpotężniejszy zestaw nagłośnieniowy w Europie, stworzony z myślą o testowaniu wpływu dźwięku rakiety nośnej na sztuczne satelity. Podczas testów wydobywa on z siebie dźwięk o natężeniu przekraczającym 154 decybeli, co nie tylko w zupełności wystarczy, by pozbawić kogoś słuchu, ale może prowadzić również do urazów organów wewnętrznych.

Nawet największy zestaw nagłośnieniowy nie przyda nam się jednak na nic, jeśli nie będziemy mieli pod ręką niczego, co mogłoby wytworzyć dźwięk, który zostanie nagłośniony. Tutaj z pomocą przychodzi Ototo, nietypowy syntezator, pozwalający nam wykorzystać rozmaite elementy otoczenia w roli instrumentów muzycznych. Urządzenie ma postać płytki PCB, do której możemy podłączać sensory wpływające na wysokość, tembr oraz natężenie dźwięku. Sensorem może być dowolny przewodnik elektryczny, dzięki czemu możliwe jest tworzenie instrumentów elektronicznych np. z warzyw, metalowych płytek lub misek z wodą. Zupełnym przeciwieństwem Ototo jest natomiast Aerodrums, czyli wirtualna perkusja na której gramy po prostu machając rękami w powietrzu. Komputer wyposażony w kamerę śledzi nasze ruchy, określając w jaki element zestawu perkusyjnego chcieliśmy akurat trafić i wydając odpowiedni dźwięk.

Osoby które wolą spędzać czas w ciszy ucieszy za to fakt, iż grupa naukowców z Teksasu opracowała nowy rodzaj izolatora akustycznego, który jest tak skuteczny, że aż podobno nagina prawa fizyki.

connected-cars-645x403[1]

A skoro już mowa o dźwiękach, wiele osób uważa, że najpiękniejsze są te, wydawane przez silniki ich samochodów. Wszystko wskazuje jednak na to, że już za jakiś czas wszyscy miłośnicy motoryzacji będą musieli przyzwyczaić się do kilku zupełnie nowych reguł panujących na drogach. Departament Transportu Stanów Zjednoczonych rozpoczął bowiem pracę nad ustawą, według której wszystkie nowe modele samochodów miałyby zostać wyposażone w moduł służący do komunikacji między sobą. Stworzona w ten sposób sieć umożliwiałaby kierowcom łatwiejsze analizowanie sytuacji na drodze (np. poprzez podawanie prędkości i pozycji innych samochodów lub informowanie o kursach kolizyjnych) co w efekcie miałoby doprowadzić do zwiększenia bezpieczeństwa. Niestety, projekt ten zakłada opracowanie jednego standardu do którego dostosują się wszyscy producenci samochodów, co na dzień dzisiejszy wydaje się być raczej mało realne.

Nieco bardziej niepokojąco wygląda za to sytuacja na naszym własnym podwórku. Do sieci wyciekły bowiem informacje, jakoby Unia Europejska miała w planach projekt mający na celu umieszczanie zdalnych wyłączników we wszystkich nowych modelach aut. Umożliwiłoby to policji natychmiastowe zatrzymywanie podejrzanych samochodów, co w teorii wyeliminowałoby np. zagrożenia związane z pościgami. Nietrudno jednak wyobrazić sobie fatalne skutki uboczne wprowadzenia takiego systemu. Jeśli nawet pominiemy próby nadużycia władzy i krępujące pomyłki ze strony stróżów prawa, to nadal pozostaje nam motyw najzwyklejszego w świecie błędu komputera, który w tym przypadku może doprowadzić do poważnego wypadku. Na szczęście jak na razie mowa tu tylko o wycieku, a nie potwierdzonych informacjach.

image[1]

Porzućmy jednak czarne wizje przyszłości i skupmy się na tym, co dobrego może nam przynieść nieustanny rozwój technologii. W poprzednim odcinku wspominaliśmy o tym, że roboty mogą już niedługo stać się stałym elementem w procesie leczenia autyzmu u dzieci. Miniony tydzień dał nam jednak kolejne, równie interesujące przykłady sytuacji, w których medycyna miesza się z robotyką. Mowa tu oczywiście o nowoczesnych protezach, które z roku na rok coraz bardziej przypominają sztuczne kończyny znane chociażby z filmów science fiction. Idealnym przykładem jest proteza dłoni, którą otrzymał niedawno Dennis Sørensen, będąca pierwszą w historii protezą, symulującą zmysł dotyku w czasie rzeczywistym. W ciągu trwających miesiąc testów udało się ją skalibrować tak, że Dennis był w stanie z zamkniętymi oczami odgadnąć nie tylko kształt przedmiotu, ale też twardość materiału z jakiego został wykonany. Zastosowana tu technologia może już niedługo rozwiązać jeden z największych problemów związanych z protezami dłoni, polegający na niezdolności użytkowników do dozowania odpowiedniej siły nacisku.

Zupełnie inny problem udało się za to rozwiązać protezie dłoni wykonanej przez pewnego szesnastolatka z Kansas. Nie pozwala ona co prawda rozpoznawać kształtów, ba, nie posiada nawet żadnej wbudowanej elektroniki. Ma jednak jedną podstawową zaletę – jest ekstremalnie tania. Cała proteza została bowiem zaprojektowana w oparciu o darmowe wzory znalezione w internecie i wydrukowana na drukarce 3D będącej własnością lokalnej biblioteki publicznej. Wykonanie protezy kosztowało więc najwyżej kilka dolarów, co jest naprawdę dobrym wynikiem w porównaniu do „profesjonalnych” protez, mogących kosztować nieraz nawet kilkanaście tysięcy (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż proteza została wykonana z myślą o dziewięcioletnim chłopcu, który i tak niedługo z niej wyrośnie).

Sztuczne dłonie nie są na szczęście jedyną rzeczą, którą zajmuje się współczesna protetyka. Naukowcy z uniwersytetu w Michigan opracowali bowiem nowe bioniczne oko, pozwalające w pewnym stopniu przywrócić wzrok osobom, które utraciły go w wyniku choroby zwanej retinopatia barwnikowa. Podobnie jak wcześniejsze projekty tego typu, implant ten zakłada współpracę sztucznej siatkówki i specjalnych okularów, które razem pozwolą osobom niewidomym lub niedowidzącym przynajmniej częściowo odzyskać wzrok.

xstat[1]

Coraz bardziej zaawansowane implanty nie są jednak jedyną technologią wyjętą żywcem z powieści i filmów Science Fiction, która już niedługo może stać się rzeczywistością. Urządzenie, które widzicie na zdjęciu powyżej nazywa się XStat i zostało opracowane przez amerykańską firmę RevMedx. Pozwala ono zatamować krwawienie z rany postrzałowej już w 15 sekund, a przy tym jest lżejsze i dużo bardziej poręczne od tradycyjnych materiałów opatrunkowych (trzy niewielkie „strzykawki” stanowią ekwiwalent pięciu standardowych rolek bandaży). Zastosowana technologia jest zaskakująco prosta i polega na „wstrzykiwaniu” w ranę niewielkich gąbek wykonanych z biozgodnego materiału, które rozszerzają się tamując krwawienie. Co ciekawe, inspiracją do stworzenia XStat był… Fix-a-Flat, preparat służący do łatania opon.

Większość z nas nie ma jednak na co dzień do czynienia z ranami postrzałowymi (i miejmy nadzieję, że tak pozostanie). Na szczęście akcesorium tamujące krwotoki nie jest jedynym narzędziem które może sprawić, że poczujemy się jak postać z filmu science fiction. Japońscy naukowcy rozpoczęli bowiem pracę nad windą, która będzie zdolna transportować ludzi i obiekty poza granicę ziemskiej atmosfery. Niestety, na rekreacyjne podróże na stacje kosmiczne przyjdzie nam jeszcze poczekać przynajmniej do roku 2050, kiedy to wspomniany projekt zostanie zakończony (oczywiście jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem).

GUTENBERG_2EXTRA_055SMALL_0[1]

Na koniec jak zwykle porcja dość nietypowych wynalazków, które w minionym tygodniu udało się wychwycić naszym radarom (które całkiem przypadkowo nastawiły się na wyszukiwanie produktów luksusowych).

To co widzicie na zdjęciu powyżej, to projekt nowoczesnego barku, będący wynikiem współpracy francuskiego koncernu alkoholowego Pernod Ricard z agencją kreatywną BIG. Projekt Guthenberg, bo taką nazwę nosi ten wynalazek, zakłada zastąpienie tradycyjnych butelek inteligentnymi pojemnikami w kształcie książek. Dzięki dedykowanej aplikacji urządzenie to nie tylko potrafi na bieżąco monitorować nasze „zapasy” (automatycznie uzupełniając braki za pośrednictwem sklepu internetowego), ale też szkolić nas w sztuce barmańskiej, proponując drinki, które możemy zmiksować z posiadanych przez nas alkoholi i odmierzając odpowiednie proporcje.

Kolejnym luksusowym produktem, który zapewne trafi jedynie w ręce małej grupy absurdalnie bogatych osób, jest 4.Ever Pininfarina Cambiano, narzędzie piśmiennicze łączące cechy ołówka i długopisu. Posiada ono bowiem końcówkę wykonaną ze specjalnego metalu, który pozostawia bardzo cienki, nieścieralny ślad na papierze. Co więcej, producent zapewnia, że materiał ten nigdy nie wymaga „ostrzenia”, a pozostawiany ślad jest na tyle cienki, że jeden „długopis” powinien wystarczyć nam do końca życia. Niestety, nie ujawniono jeszcze ceny tego akcesorium, jednak biorąc pod uwagę, że poprzednie przybory piśmiennicze firmy Pininfarina potrafiły kosztować ponad sześć tysięcy złotych, raczej ciężko spodziewać się, że będzie to produkt „na każdą kieszeń”.

Pieniądze które zaoszczędzimy zastępując wspomniany produkt kilkoma paczkami tanich długopisów możemy z powodzeniem wydać na ciekawsze rozrywki, takie jak chociażby rejs statkiem wycieczkowym. W takim przypadku warto zwrócić uwagę na pomysł wprowadzony przez firmę Royal Carribean, która postanowiła wyposażyć swoje statki w wirtualne balkony – 80-calowe ekrany HD wyposażone w barierki pozwalające udawać, że znajdujemy się w znacznie droższej kabinie. Dołączony pilot pozwala przełączać widok między dwiema kamerami, pokazującymi widok z rufy i dziobu statku. Co ciekawe, firma odpowiedzialna za projekt wirtualnych okien zapewnia, że zostały one opracowane tak, by niwelować ryzyko nudności powodowanych wyświetlaniem obrazu sprzecznego z prawdziwym kierunkiem ruchu. Pierwsza jednostka wyposażona w osiem wspomnianych balkonów wyruszyła w rejs dwa dni temu, co znaczy, że w chwili, gdy czytacie te słowa jakaś para najprawdopodobniej odtwarza pamiętną scenę z Titanica w zaciszu wynajętej kabiny.

I to by było tyle na dziś. Miłego weekendu i do zobaczenia za tydzień.