Google Pixel Watch 2 smartwatch
Google Pixel Watch 2 (źródło: Google)

To jest coś kompletnie nowego. Qualcomm i Google opracowują nowe „serce” dla smartwatchy

Firmy Qualcomm i Google ogłosiły rozpoczęcie strategicznej współpracy podczas opracowywania układów mobilnych nowego typu. To rękawica rzucona Arm.

Zamiast płacić Arm, zaprojektują procesory samodzielnie

RISC-V to bezpłatny zestaw instrukcji o charakterze otwartej licencji, umożliwiający firmom opracowywanie niestandardowych rdzeni procesorów. Można je później użyć w konstrukcjach własnego projektu, bez płacenia Arm za wykorzystanie kluczowych patentów.

W przypadku nowo ogłoszonej współpracy Google i Qualcomma, dotychczasowa formuła działań, polegająca na dostarczaniu układów Snapdragon Wear dla smartwatchy, wciąż działać będzie bez zakłóceń. Jednak jednocześnie, firmy będą rozmyślać nad potencjałem RISC-V, który może przynieść ogromne oszczędności w przypadku planowania konstrukcji rdzeni „we własnym garażu”.

Samodzielna praca w tym zakresie pozwala na uzyskanie dokładnie takich efektów, jakie architekt chciałby uzyskać. W ten sposób firmy nie muszą dostosowywać się do narzuconych z góry standardów, a nawet mogą tworzyć nowe.

Współpraca Qualcomma i Google - przyda się smartwatchom
(źródło: Qualcomm)

Smartwatche mogą czekać lepsze czasy

Dla Qualcomma RISC-V to nie pierwszyzna. Korzysta z tej architektury już od kilku lat, dostarczając układy tego typu do kamer, a także kart graficznych. Nie tylko projektuje własne rdzenie wykorzystując ten system, ale także płaci za licencje za gotowe rozwiązania innym firm. W 2021 roku koncern przejął startup Nuvia, specjalizujący się w budowaniu rdzeni RISC-V, wydając na to 1,4 miliarda dolarów.

Dla Google wspomniana współpraca to jak wygrana na loterii. Nie dość, że zyskuje silnego sojusznika podczas rozwijania zaplecza sprzętowego dla kolejnych urządzeń pokroju smartwatchy, to będzie mieć wpływ na jego kształt.

Z kolei Qualcomm sprytnie cementuje sobie pozycję jako firmy wspierającej rozwój systemu Wear OS od strony sprzętowej. Kto wie, co jeszcze „urodzi się” z umowy z Google?