Google Play będzie ujawniać adresy deweloperów

Firma Google zwykle dość głośno informuje wszystkich o większych zmianach zachodzących w ich internetowym sklepie z aplikacjami, zwłaszcza jeśli w jakikolwiek sposób działają one na korzyść konsumenta. Dwie ostatnie poprawki wprowadzone we wspomnianej aplikacji nagłośnione zostały jednak nie przez giganta z Mountain View, a przez niezadowolonych deweloperów.

Pierwsza nowość, widoczna na poniższym zdjęciu w prawym górnym rogu, to rozpiętość cen zakupów wewnątrz aplikacji. Nie da się ukryć, że jest to bardzo przydatna funkcja pozwalająca zaoszczędzić zarówno pieniądze jak i czas, który moglibyśmy zmarnować na grę przeładowaną mikropłatnościami. Jak łatwo się jednak domyślić to nie ten element odpowiedzialny jest za poruszenie wśród deweloperów gier i aplikacji na urządzenia mobilne (choć z pewnością wielu z nich nie przypadł on do gustu). Prawdziwy problem tkwi w informacjach znajdujących się w lewym dolnym rogu.
Zgodnie z nową polityką sklepu Google Play w informacjach o aplikacji wyświetlany jest od teraz pełen adres jej wydawcy. Dla dużych firm nie stanowi to oczywiście żadnego kłopotu (ich adresy i tak znajdują się przeważnie na stronach internetowych), jednak w przypadku niezależnych deweloperów siedzibę firmy stanowi przeważnie prywatne mieszkanie jednego z twórców. Obowiązek podania adresu wszedł w życie wraz z początkiem tego miesiąca i dotyczy on wszystkich wydawców posiadających w swojej ofercie płatne aplikacje (w tym darmowe ale zawierające mikropłatności).

By uświadomić sobie jak katastrofalne konsekwencje może przynieść taka sytuacja wystarczy przypomnieć sobie chociażby historię twórcy (nie)sławnej gry Flappy Bird, który po usunięciu swojego hitu ze sklepów z aplikacjami przez długi czas otrzymywał mailem pogróżki od rozwścieczonych „fanów”. Z frustracją internautów musiała też sobie radzić Zoe Quinn, niezależna deweloperka która znalazła się niedawno w centrum afery okrzykniętej przez media mianem GamerGate. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, co by się stało, gdyby wszyscy internauci mieli ich domowe adresy podane na tacy? Odpowiedź jest prosta: ktoś wysłałby do nich policję. Wśród znudzonych internautów panuje bowiem ostatnio moda na tak zwany „Swatting”, czyli napuszczanie służb mundurowych na osoby związane z branżą gier komputerowych (chociaż ofiarami padają też zwykli gracze), o czym ostatnio przekonał się dość dotkliwie Kootra – znany Youtuber z grupy The Creatures.

W takiej sytuacji nikogo nie powinno dziwić, że twórcy gier i aplikacji na urządzenia z systemem Android nie witają nowych wymogów Google Play z otwartymi ramionami, zalewając wszelkiej maści fora falą niepochlebnych komentarzy, zbierając podpisy pod rozmaite internetowe petycje lub najzwyczajniej w świecie wycofując swoje aplikacje ze sklepu. Niektórzy wpadli też na bardziej kreatywne rozwiązania problemu, takie jak wspólny wynajem niewielkiego biura przez kilku-kilkunastu niezależnych twórców lub korzystanie z usług firm zapewniających adres do korespondencji. Jak na razie nie wiadomo też dokładnie jakie konsekwencje grożą tym, którzy nie zechcą się podporządkować nowym wytycznym.

Użytkownikom tabletów z systemem Android pozostaje więc jedynie obserwować sytuację i cierpliwie czekać na to, kto pierwszy się ugnie – Google, czy deweloperzy. Miejmy jednak nadzieję, że gigant z Mountain View nie będzie chciał wciskać na siłę kolejnego argumentu w ręce osób twierdzących, że nie opłaca się tworzyć aplikacji na Androida.

Exit mobile version