Fitbit był kiedyś liderem, jeśli chodzi o urządzenia noszone. Wydawało się, że jest nie do pobicia, bo dystans pomiędzy tym producentem a innymi firmami był ogromny. A jednak – Xiaomi udało się przeskoczyć Fitbita i to teraz ono jest największym producentem wearables. Co zrobi Fitbit?
2017 rok nazywany jest już w Fitbitcie „rokiem przemian”. A to dlatego, że producent w ciągu roku mocno osłabł pod względem pozycji na rynku smartbandów. Ogólnie firma kojarzy się głównie z opaskami fitness, ale w tym roku firma chce zerwać z tym wizerunkiem, a przynajmniej nieco go zmodyfikować. Bo nie ma wyjścia.
Na początku tego roku Fitbit, żeby usprawnić funkcjonowanie, musiał zwolnić 6% swoich pracowników. Informacje z tego miesiąca dotyczące tego, że ludzie wolą kupować tanie smarbandy z Chin zamiast bardziej dopracowane i droższe opaski fitness ze Stanów Zjednoczonych, potwierdzają tylko jedno: firmie potrzebna jest przemiana i to szybko.
Właściciele spółki uważają, że to najlepsze, co mogą zrobić, by odzyskać pełną rentowność w 2018 roku. Prezes firmy, James Park, mówi o inteligentnym zegarku już od miesięcy, uspokajając inwestorów, że obiecany smartwatch jest tuż za rogiem. Jednocześnie firma próbuje jakoś pozbierać do kupy to, co zostało z przejętych niedawno startupów Pebble i Vector. Ewidentnie widać, że Fitbit uzależnia swój sukces od jednego produktu. A to brzmi jak prosta droga ku samozagładzie.
„Nie sądzę, żeby zwiększone inwestycje w smartwatch było mądrym posunięciem. Fitbit nigdy nie wyprzedzi Apple i drogi zegarek tego nie zmieni. Myślę, że firma powinna skupić się na funkcjach fitness i ulepszaniu profili różnych ćwiczeń, pomaganiu w zachowywaniu zdrowia na dłuższą metę oraz poszukiwaniu sposobu na szybki pomiar glukozy we krwi”.
– analityk Patrick Moorhead z firmy Moor Insights & Strategy
Co prawda James Park rozmawiał niedawno z inwestorami o długoterminowej strategii firmy, która zakłada badania nad lepszą analizą snu i sposobach reagowania na takie sytuacje jak nadciśnienie tętnicze krwi, arytmia czy bezdech senny, ale są to plany na przyszłość. Żeby je realizować potrzebne są badania, a jeśli nie będzie na nie pieniędzy…
Nie wiemy jeszcze, co będzie potrafił inteligentny zegarek od Fitbita, ale lepiej, żeby robił jajecznicę i wieszał pranie, bo z ceną 300 dolarów (a o takiej się mówi) ma marne szanse na przyjęcie się. Co z tego, że będzie konkurować jakościowo z Apple Watchem? Nawet jeśli będzie rzeczywiście idealnym urządzeniem do śledzenia aktywności fizycznej i wspaniałym smartwatchem, to kto wyda taki pieniądz na sprzęt nie od Apple?
Problem polega głównie na tym, że kto miał kupić Fitbita, ten już go ma, i polega na uaktualnieniach oprogramowania wypuszczanych przez producenta. Jak firma zamierza przekonać konsumentów do wymiany ich gadżetów na smartwatcha premium? Tego nie wiedzą najstarsi górale.
Czy jest jakiś plan „B”?
Teoretycznie tak – w razie fiaska smartwatcha, Fitbit przymierza się jeszcze do premiery modeli Charge 3 i Blaze 2 w 2018 roku, ale te będą musiały mieć nowe, atrakcyjne funkcje zdrowotne, żeby utrzymać sprzedaż na zadowalającym poziomie.
2017 rok rzeczywiście może okazać się dla Fitbita rokiem przemian. Firma nie jest w stanie konkurować z Xiaomi ceną, a w obecnej formie nie oferuje nic konkurencyjnego względem Apple. Jedynym ratunkiem dla producenta to drogi smartwatch, który pomógłby mu wyjść z dołka nijakości, w którym tkwi pomiędzy Xiaomi a Apple. Dlatego smartwatch premium to najgorsze, co Fitbit mógł wymyślić, ale jednocześnie chyba najlepsze, co może zrobić w tej chwili.
źródło: Wearables
na zdjęciu tytułowym: Fitbit Blaze