Dzień z Moto Z Play

Teneryfa. Wita mnie piękny, słoneczny dzień. Wstaję z uśmiechem na ustach, bo wiem, że to będzie kolejny świetny dzień – pełen słońca i błąkania się po wyspie, a do tego łączenia przyjemnego z pożytecznym, bo przecież pracować też czasem trzeba. A że bycie samemu sobie szefem do łatwych nie należy (wiecie, moja szefowa to jednak jest s… strasznie wymagająca ;)), potrzeba czasem motywującego słońca, by wziąć się do roboty. Dziś towarzyszy mi Moto Z Play, bo wiem, że to będzie długi dzień.

Hello Moto, zaczynamy nowy dzień!

Moją pracę uwielbiam nie tylko za to, że robię w niej to, co lubię. Ostatnio coraz bardziej zaczynam doceniać fakt, że mogę ją wykonywać gdziekolwiek jestem i tym samym urozmaicać sobie życie, a Wam – zdjęcia w recenzjach produktów. Po dość późnej pobudce (9:30 rano to swego rodzaju luksus) i zjedzeniu śniadania na tarasie z widokiem na port w Los Gigantes, przyszła pora na sprawdzenie tego, co działo się w sieci w ciągu nocy.

9:54 – 97%

Moje towarzystwo szykowało się do wyjścia, ja natomiast w tym czasie z poziomu telefonu zdążyłam nadrobić mejle oraz przejrzeć Twittera i Facebooka, żeby być maksymalnie na bieżąco. Ale ileż można siedzieć z telefonem w ręce… Zwłaszcza mając do dokończenia recenzję zostawioną w WordPressie.

11:03 – 91%

Pora wyjąć laptopa (choć nie lubię go tak określać, bo 12,5-calowy sprzęt to raczej „laptopik”). Jako że w naszym apartamencie WiFi nie działa (tu ciekawostka, dostępne było wyłącznie przy recepcji, w dodatku w konkretnych godzinach (8-23; nocą – zapomnijcie), trzeba sobie pomóc tetheringiem, czyli udostępnić internet z telefonu – Moto Z Play w tym przypadku.

Telefon leży, ekran wygaszony, tethering włączony – w 72 minuty procent naładowania spada o zaledwie 6% – świetny wynik.

12:15 – 85%

Ze współtowarzyszami podróży ustalamy trasę, jaką mamy dziś do pokonania. Wyznaczamy ją na telefonie, sprawdzając odległości pomiędzy poszczególnymi punktami – GPS w nieznanym miejscu jest niezbędny.

Ostatecznie wszyscy przystają na trasę rozpoczynającą się na tarasie widokowym w Los Gigantes, a następnie prowadzącą przez wąską i krętą drogę do Maski – latarnię morską w Punta de Teno – Garachico – Drago Milenario (Icod de Los Vinos) – Puerto de La Cruz i z powrotem do Los Gigantes.

Trasa może nie jakoś strasznie wymagająca czy męcząca, ale nie znam jej na tyle (już nią wcześniej jechałam, ale aż takiej pamięci to ja nie mam… ;)), by jechać bez nawigacji. Zatem zadanie przed Moto Z Play bardzo ważne, a poprzeczka ustawiona wysoko – towarzyszyć przez cały dzień i nie zawieść.

Byłam przekonana, że spośród kilku smartfonów, które miałam, to właśnie ten konkretny model od Motoroli da radę z tak dużym obciążeniem (maksymalna jasność ekranu, ciągle działający GPS i dane komórkowe; sporo nawigacji, mejli, robienia zdjęć, etc.). I że nie rozładuje się w połowie dnia. Ale nie uprzedzajmy faktów.

12:37 – 82%

Jakoś wybitnie nie mogliśmy się dziś zebrać. No dobra, tak naprawdę przez to, że musiałam trochę popracować na komputerze, nasze wyjście opóźniło się. Ostatecznie ruszyliśmy chwilę po dwunastej w południe.

Procenty naładowania baterii znikają w oczach. Mija zaledwie 16 minut, a wskaźnik pokazuje o 16% mniej zapasu energii… Ale nie ma się co dziwić – działający GPS robi swoje, a ekran Moto Z Play świeci naprawdę jasno, zapewniając świetną widoczność w bardzo ostrym słońcu, które dziś grzeje osiągając temperaturę 27 stopni.

12:53 – 66%

Dłuższy postój w Punta de Teno, które dziś jest niesamowicie wietrzne. Podziwiamy latarnię morską i przepiękne widoki na klify i ocean. Szwagrowi zachciało się nawet zrobić trochę pompek (ile – nie pytajcie, nie liczyłam).

14:56 – 55%

Jedziemy dalej. Czas coś wreszcie zjeść. Lądujemy w Garachico, w restauracji, w której jadają lokalesi. Zamawiamy owoce morza – ośmiorniczki i kałamarnice. Zjadamy ze smakiem i apetytem, zapominając nawet zrobić zdjęcia przed spożyciem ;).

15:30 – 50%

Po obiedzie czas na spacer i… lody. Dobry znajomy mieszkający na Teneryfie od kilku lat, swego czasu polecił mi jedną wyśmienitą lodziarnię, którą postanowiliśmy sprawdzić. I to był strzał w dziesiątkę – lody faktycznie były przepyszne.

Wtedy bateria dała znać, że pół dnia za nią. Po sześciu godzinach intensywnego działania. Z czego na ekranie (tzw. SoT) – 3,5 godziny.

Nigdzie nam się nie śpieszy, nikt nas nie goni, jesteśmy panami sytuacji. Jedziemy do Drago Milenario, zobaczyć najstarsze drzewo z gatunku Dracaena draco. Faktycznie, robi wrażenie, ale jeśli się tam wybieracie – nie płaćcie za wejście. Można je zobaczyć z całkiem fajnej odległości z darmowego tarasu widokowego na placu Plaza de Lorenzo Caceres.

18:11 – 33%

Kolejne kilometry za nami. Wjeżdżamy do Puerta de La Cruz – pozwiedzać i poszukać dobrej kolacji. Trudności ze znalezieniem miejsca parkingowego są na tyle duże, że musimy skorzystać z parkingu podziemnego jednego z supermarketów (chyba Dino, jeśli mnie pamięć nie myli).

Na kolację trafiamy do dobrej knajpki, w której serwują przepyszną paellę. Kto nigdy nie jadł – niechaj spróbuje przy najbliższej okazji, warto.

20:10 – 19%

Wyjeżdżamy z parkingu. Plan na dziś zrealizowany. Teraz tylko trzeba wrócić do miejsca startu. Przed nami 60 kilometrów – ok. godzina i 10 minut dość krętej drogi (nawigacja wskazuje, że będziemy na miejscu o 21:20). Ekran ściemniam do wartości niższej niż połowa skali, bo jest już na tyle ciemno, że ta jasność spokojnie wystarcza. Jedziemy.

20:32 – 4%

Dwadzieścia dwie minuty później Moto Z Play sygnalizuje, że zaraz się rozładuje. Podłączam zatem do ładowarki samochodowej. Tym samym smartfon nie dotrzymał mi kroku do końca wycieczkowego dnia. Trochę żałowałam, że nie miałam ze sobą modułu Incipio offGRID Power Pack, który dodatkowo wydłużyłby czas pracy Moto Z Play.

Ale wiecie co? Gros smartfonów odmówiłoby współpracy przy takiej eksploatacji już ok. godz. 14-15. Wszystko przez to, że jasność maksymalna ekranu z każdego urządzenia wyciska siódme poty. Do tego ciągle aktywne połączenie transmisji danych (w roamingu, a jakże) oraz GPS – to robi swoje.

Motorola Moto Z Play zakończyła dzień z wynikiem 6,5 godziny na włączonym ekranie. Przy tak wymagającym użytkowaniu z mojej strony, uważam ten wynik za rewelacyjny. Zwłaszcza, że w tak zwanym międzyczasie smartfonem zrobiłam 90 zdjęć, ogarniałam mejle oraz, sporadycznie, ale jednak, sprawdzałam portale społecznościowe.

A pomyślcie sobie, że dzięki modułowi Incipio Power Pack, czyli zewnętrznej baterii podłączanej do obudowy Moto Z Play za pomocą magnetycznego złącza, spokojnie czas ten mogłabym wydłużyć o kolejnych kilka godzin.

Wspomnę jeszcze tylko, że z doświadczenia wiem, po testach Moto Z Play w Polsce, że jest w stanie działać podczas normalnego, takiego typowego użytkowania w moich rękach, nawet przez dwa dni, z czego na włączonym ekranie do 10 godzin (w trybie mieszanym – LTE/WiFi). Niewiele jest smartfonów, które osiągają taki czas działania.

Dla mnie Moto Z Play jest przykładem smartfona, który jest połączeniem innowacji (moduły) z długodystansowością. Wszyscy wiemy, że użytkownicy bardzo potrzebują telefonów ze świetnymi bateriami, a wciąż jednak rzadko możemy doświadczyć ich w smartfonach z tej półki cenowej.

Wpis powstał przy współpracy z Lenovo, ale wierzcie mi, że pisało mi się go z przyjemnością – Motorola Moto Z Play uważam za naprawdę świetny smartfon, a w roli towarzysza wszelkich podróży sprawdza się po prostu świetnie.