Recenzja Lenovo Moto Z Play – smartfona, który przekonał mnie do siebie bardziej od flagowego Moto Z

Kilka tygodni temu przez moje recenzenckie ręce przeszedł Lenovo Moto Z – nieprzyzwoicie smukły smartfon z innowacyjnym podejściem do modułów. Flagowiec. Najlepszy sprzęt w ofercie tego producenta. Tymczasem muszę Wam powiedzieć, że z dużo większym zainteresowaniem wypatrywałam testowego egzemplarza tańszej wersji modelu, mianowicie Moto Z Play. Powodów jest sporo, ale głównie dwa: rewelacyjny czas pracy oraz dużo niższa cena. Nie zawiodłam się.

Parametry Lenovo Moto Z Play:

  • wyświetlacz Super AMOLED 5,5” o rozdzielczości 1920×1080 pikseli,
  • ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 625,
  • 3GB RAM,
  • 32GB pamięci wewnętrznej,
  • Android 6.0.1 Marshmallow,
  • aparat 16 Mpix,
  • kamerka 5 Mpix,
  • LTE,
  • dual SIM,
  • GPS,
  • NFC,
  • WiFi,
  • Bluetooth,
  • 3.5 mm jack audio,
  • port USB typu C,
  • akumulator o pojemności 3510 mAh,
  • czytnik linii papilarnych,
  • wymiary: 156,4 x 76,4 x 6,99 mm,
  • waga: 165 g.

Cena w momencie publikacji recenzji: 1999 złotych (w czasowych promocjach po 1799 złotych)

Wideorecenzja Lenovo Moto Z Play

Wzornictwo, jakość wykonania

Moto Z jest niesamowicie smukły. Tymczasem o Moto Z Play też wcale nie można powiedzieć, że jest jakoś strasznie gruby. Przyrost milimetrów w grubości smartfona spowodowana została umieszczeniem pod jego obudową dużo pojemniejszego ogniwa, a to z kolei – w połączeniu z niższą rozdzielczością ekranu – przełożyło się na dużo dłuższy czas pracy. A do tego wzrosła też poręczność telefonu, bo jednak Moto Z to ekstremalny cienias, którego wolałam używać w połączeniu z jednym z modsów – powerbankiem Incipio (wzrost grubości, ale i wydłużenie czasu pracy, dobre przełożenie na poręczność telefonu bez przesadnego wzrostu wagi).

W pudełku z Moto Z Play znajdziemy sam telefon wykonany z dwóch tafli szkła przedzielonych aluminiową ramką oraz plastikową, magnetyczną obudowę, która automatycznie zrównuje obiektyw aparatu z obudową – bez niej znacznie wystaje. Dzięki zastosowaniu mechanizmu magnetycznego, do obudowy telefonu można podpiąć nie tylko różne obudowy (plastikowe, kolorowe, bambusowe, etc.), ale również różne moduły, o których więcej rozpisałam się przy okazji testów Moto Z, kiedy to miałam okazję obcować z czterema z nich.

Sam smartfon wykonany jest z dbałością o szczegóły. Jak przystało na obudowę typu unibody, nie ma tu możliwości dostania się do baterii poprzez zdjęcie tylnej obudowy. Urządzenie nie trzeszczy, nie jest podatne na próby wyginania, a przyciski fizyczne są osadzone na odpowiedniej wysokości i są dobrze wyczuwalne pod palcami (zwłaszcza chropowaty włącznik), aczkolwiek są wyjątkowo małe. Trzymając w rękach Moto Z Play, podobnie zresztą jak Moto Z, czuć, że mamy do czynienia z produktem wysokiej klasy.

Choć jedna rzecz mi tu wybitnie nie pasuje – jest nią czytnik linii papilarnych. Znajduje się z przodu, tuż pod ekranem, i jest kwadratowy. Wygląda tak, jakby projektanci Lenovo na siłę chcieli wymyślić inny design skanera niż pozostali producenci – i im się to udało, ale wizualnie efekt tych prac niespecjalnie przypadł mi do gustu.

Zerknijmy na krawędzie. Zacznę od dolnej, bo ucieszył mnie fakt, że to właśnie tutaj znalazłam 3.5 mm jack audio (tak preferuję), a tuż obok – USB typu C. Na przeciwległej mamy gniazdo na dwie karty nanoSIM oraz microSD. Lewy bok jest niezagospodarowany, natomiast prawy skrywa w sobie trzy niewielkie przyciski – włącznik z chropowatą fakturą i dwa do regulacji głośności, te już w gładkie, żeby łatwo je było od siebie odróżnić wyczuwając pod palcami.

Z tyłu znajdziemy mocno wystający ponad obudowę obiektyw aparatu z podwójną diodą doświetlającą oraz, w dolnej części, magnetyczne piny służące do podłączania modułów oraz różnych obudów. Patrząc na front telefonu ujrzymy – nad 5,5-calowym ekranem – głośnik do rozmów telefonicznych, obiektyw kamerki przedniej, diodę doświetlającą oraz czujnik światła; pod ekranem jest czytnik linii papilarnych. Sam przedni panel Moto Z Play może nie porywa pod względem stylistycznym, ale przyznać trzeba, że ramki przy lewej i prawej krawędzi są relatywnie wąskie, ale już tego samego nie można powiedzieć o tych znajdujących się nad i pod ekranem.

Poręczność Moto Z Play jest kwestią indywidualną, zależącą głównie od wielkości dłoni, natomiast osobiście odniosłam wrażenie, że dobrze leży w dłoni, jest odpowiednio wyważony i można go używać jedną dłonią, odpowiednio manewrując telefonem.

Wyświetlacz

Matryca: Super AMOLED. Świetne odwzorowanie czerni oraz widoczność w słońcu – gwarantowana. I gorzej z bielą, która wpada w odcienie niebieskiego. Kąty widzenia – rewelacja, kontrast – nieskończony, reakcja ekranu na dotyk – bezproblemowa, podobnie jak sam ślizg palca po ekranie.

W Moto Z Play umieszczony został ekran o przekątnej 5,5” i rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli w przeciwieństwie do flagowego Moto Z, w którym to już mamy QHD. Czy to źle? Uważam, że nie, bo w połączeniu z akumulatorem o pojemności 3510 mAh, daje to świetne wyniki, jeśli pod uwagę bierzemy czas pracy. A do tego 403 ppi to bardzo dobra wartość jeśli chodzi o zagęszczenie pikseli na cal, co przekłada się na i tak komfortowe korzystanie z telefonu – czcionki są odpowiednio ostre i czytelne.

W ustawieniach znajdziemy tylko jedną opcje odpowiedzialną za dopasowanie parametrów ekranu pod siebie, a jest nią możliwość zmiany trybu ze standardowego, w którym wyświetlane barwy są naturalne, ale i lekko jakby sprane na jaskrawy, gdzie następuje podbicie nasycenia barw. I to wszystko, oczywiście poza możliwością włączenia/wyłączenia automatycznej regulacji jasności ekranu.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik
3. Skaner linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie