Recenzja Dreame Z30 Station. Przyjemność odkurzania

Lokowanie produktu

Ostatnio miałam okazję testować Dreame Z30. Dziś nadszedł czas na Dreame Z30 Station. Jeśli myślicie, że oba produkty różni wyłącznie człon w nazwie, odpowiadający za obecność stacji opróżniającej w drugim z modeli, to… nic bardziej mylnego, bo różnic jest sporo więcej. Zaintrygowałam? Czas poznać szczegóły.

Jeśli śledzicie Tabletowo doskonale wiecie, że lubię sprzęt, który jak najwięcej rzeczy robi za mnie. Roboty sprzątające z automatycznym opróżnianiem nieczystości, dolewaniem wody czystej i praniem z suszeniem podkładek mopujących to dla mnie super sprawa. W przypadku odkurzaczy pionowych konieczność ręcznego opróżniania ich zbiornika na nieczystości nieszczególnie mi odpowiada. Na szczęście jest na to sposób, a jest nim stacja opróżniająca.

Od roku korzystam z Dreame Z10 Station. To świetny sprzęt, który ograniczył do minimum moje wędrówki z odkurzaczem do ubikacji w celu usunięcia nieczystości z pojemnika na brud. Po dwunastu miesiącach (i premierach Dreame z IFA 2024, które pokazały mi, co można zrobić lepiej) wiem, że nie jest idealny, ale w cenie, w której jest sprzedawany, uważam, że to świetny wybór. Do niego jednak jeszcze wrócimy później. Tymczasem…

Lokuję promocję na odkurzacz:

Do 23 grudnia Dreame Z30 Station dostępny jest w promocyjnej cenie! Jeszcze przed świętami można go kupić za 2699 złotych, czyli o 400 złotych taniej niż standardowo. Biorąc pod uwagę, że ten sprzęt pojawił się w Polsce dopiero co, jest to okazja, która może się szybko nie powtórzyć :)

Gdzie kupić?

Dreame Z30 Station

ok. 2699 zł
(Przybliżona cena z dnia: 20 grudnia 2024)
Zawiera linki afiliacyjne.
Korpusy Dreame Z30 Station, Dreame Z30 i Dreame Z10 Station

Dreame Z30 vs Dreame Z30 Station – jakie są różnice?

Skoro wywołałam wilka z lasu, trzeba stawić mu czoło. Żeby jednak nie było wątpliwości – oba odkurzacze są świetne i niezależnie, na który model się zdecydujecie, będziecie bardzo zadowoleni. Odnoszę jednak wrażenie, że grupy docelowe każdego z nich są nieco inne – podobnie jak ich ceny.

W Z30 Station mamy oczywiście stację bazową, która ma dwie ogromne zalety. Pierwsza to automatyczne opróżnianie nieczystości z odkurzacza do worka znajdującego się pod magnetyczną przykrywą wewnątrz stacji – w Z30 pojemnik należy opróżniać ręcznie.

Druga rzecz natomiast to ładowanie odkurzacza od razu po zadokowaniu, bo wtyczkę ładującą podpina się do stacji w Dreame Z30 Station, a nie bezpośrednio do korpusu, jak ma to miejsce w Dreame Z30.

Obie funkcje są tak samo ważne i, jeśli miałabym wskazać tą, która dla mnie jest bardziej istotna, to byłoby mi trudno. Obie w tak samo dużym stopniu wpływają na wygodę użytkowania wersji z dopiskiem Station i sprawiają, że jest to sprzęt praktycznie bezobsługowy (poza dbaniem o filtry oczywiście).

Wspomniałam jednak, że stacja to tylko jedna (choć niewątpliwie kluczowa) różnica pomiędzy tymi modelami. Drugą jest maksymalna siła ssania, wynosząca w Dreame Z30 28000 Pa, a w Dreame Z30 Station – 30000 Pa. Różnica jest właściwie marginalna, a podczas użytkowania praktycznie nieodczuwalna – oba odkurzacze doskonale radzą sobie z różnego rodzaju zabrudzeniami.

Trzecia rzecz wychodzi dopiero po uruchomieniu obu odkurzaczy. Choć Z30 jest cichy, to Z30 Station pod tym względem wręcz rozpieszcza – jest jeszcze cichszy.

I ostatnia kwestia – szczotki główne (wszystkie podświetlane, co warto zaznaczyć). W Dreame Z30 są takowe dwie – wielopowierzchniowa z dość sporym elementem plastiku na froncie, przez który trudno odkurza się przy krawędziach przed odkurzaczem, i miękka szczotka wałkowa, która pomaga tam, gdzie wcześniejsza nie domaga.

W Dreame Z30 Station mamy natomiast szczotkę OmniBrush, która jest na wskroś uniwersalna i, choć ma sporej wielkości plastik w przedniej części, jak ta wielopowierzchniowa z Z30, to – dzięki zastosowaniu opuszczanej całej krawędzi zamiast niewielkiego otworu – wciąga wszystko jak leci. Fajne jest to, że OmniBrush jest do wszystkiego – nie trzeba jej zmieniać chcąc odkurzać powierzchnie zarówno twarde, jak i miękkie.

Dreame Z10 Station vs Dreame Z30 Station – co się zmieniło?

Uważam, że to niesamowicie ciekawe móc porównać dwa urządzenia, które na rynku pojawiły się w odstępie dwunastu miesięcy. Tak wiele mogło się zmienić, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak szybko rozwija się gałąź odkurzaczy – czy to pionowych, czy robotów sprzątających.

Żeby nie przedłużać, pozwólcie, że wypunktuję najważniejsze różnice między Dreame Z10 Station a Dreame Z30 Station. Bo jest ich naprawdę dużo:

  • wzrosła siła ssania z 20000 Pa do 30000 Pa,
  • po odstawieniu na stację opróżnianie pojemnika zaczyna się automatycznie (zamiast klikać przycisk),
  • dostępny jest tryb inteligentny, który dopasowuje siłę ssania do poziomu zabrudzeń czyszczonych powierzchni (wcześniej trzeba było zmieniać tryby ręcznie – przyciskiem),
  • opróżnianie pojemnika na nieczystości jest cichsze,
  • zastosowano nowszy, skuteczniejszy filtr HEPA 14 (vs EPA E12),
  • korpus waży mniej – 2,2 kg (vs 2,8 kg),
  • akumulator ma większą pojemność – 3200 mAh (vs 2900 mAh),
  • szczotka główna jest inna,
  • w zestawie jest więcej akcesoriów – elastyczny adapter i wąż przedłużający, szczotka do wyczesywania zwierząt, obrotowa miękka szczotka dodatkowo w zestawie z Z30 Station,
  • zmieniono uchwyt na zapasowe końcówki,
  • działa znacznie ciszej (w trybie eco i środkowym o średnio 5 dB).

Czy, moim zdaniem, są to znaczące zmiany? Zdecydowanie tak. I muszę Wam powiedzieć, że gdy sięgnęłam po Dreame Z30 Station i zakończyłam pierwsze odkurzanie mieszkania, wiedziałam już, że do Dreame Z10 Station nie chcę wracać. Lżejszy, cichszy, z inteligentnym trybem odkurzania i z przemyślaną szczotką główną – to te aspekty, które przekonują mnie najbardziej.

A teraz już o samym Dreame Z30 Station, bo – choć przemyciłam na jego temat już sporo informacji, to zdecydowanie jeszcze nie wszystko, co musicie wiedzieć.

Dreame Z30 Station w praktyce – co trzeba wiedzieć?

Stacja bazowa jest super, ale ma pewien minus

Zacznijmy od stacji bazowej. Ta jest dość sporych rozmiarów, ale – biorąc pod uwagę jej możliwości – jestem w stanie to przełknąć. Nie wszystko jednak mi się podoba. Dreame postawiło na dość niezrozumiałą dla mnie decyzję projektową, przez którą, po włożeniu do stacji, odkurzacz nie przylega do niej. Problemy pierwszego świata? Trochę tak.

Biorąc jednak pod uwagę, że w Z10 Station mieliśmy do czynienia z prostą konstrukcją, po zadokowaniu odkurzacz wręcz zjednywał się ze stacją, tworząc fajną całość, tak tutaj… po włożeniu odkurzacza do stacji rura dość znacznie od niej odstaje! Wiem nawet dlaczego tak się dzieje.

Wszystko przez wspomnianą decyzję projektową. Korpus Z10 Station zbudowany jest pod kątem prostym, natomiast w Z30 Station zbiornik na nieczystości jest pod lekkim kątem względem uchwytu odkurzacza. To sprawia, że – wkładając odkurzacz do stacji równo, pionowo (inaczej się przecież nie da) – ten, zamiast wtopić się w wyżłobienie z tyłu stacji, odstaje. Piekło estetów.

Może z czasem do tego przywyknę, ale początkowo aż korciło mnie, żeby dociskać odkurzacz do stacji, by całość “wyprostować”. Tyle że się nie da tego zrobić – chyba, że łamiąc znajdujące się w środku piny. No nie, nie próbujcie, dobrze Wam radzę. Odstaje i tak ma być, choć tego nie popieram.

To chyba też dobry moment, by wspomnieć, że wewnątrz stacji mamy worek na nieczystości o pojemności 3 l, który – w teorii, według producenta – będziemy wymieniać średnio co 100 dni. W Z10 Station w ciągu tego roku użytkowania, intensywnego użytkowania, wymieniłam worek chyba trzy czy cztery razy, więc szacunki zdają się znajdować potwierdzenie w rzeczywistości.

Worek znajduje się za magnetyczną pokrywą i to jest super rozwiązanie – wystarczy pociągnąć ją do siebie, by ją zdjąć. Jednocześnie magnes jest na tyle mocny, że nie ma mowy, by ta pokrywa odczepiła się sama z siebie.

Odłożenie odkurzacza na stację powoduje automatyczne uruchomienie opróżniania pojemnika na nieczystości, co stanowi nowość względem poprzednika. Dzieje się to jednak z nieznacznym opóźnieniem, co ma sens, bo – jeśli nie chcemy w danej chwili odsysać brudu – wystarczy kliknąć przycisk, w efekcie czego zatrzymamy opróżnianie zanim się zacznie.

Zresztą, można też przełączyć odkurzacz, by startował autoopróżnianie dopiero po wciśnięciu przycisku. Aby to zrobić, należy zdjąć odkurzacz z bazy (w instrukcji nazywana jest “centrum usuwania”) i przytrzymać przycisk zbierania kurzu przez 5 sekund – gdy mignie na zielono pięć razy, potwierdzi zmianę. Aby powrócić do automatycznego opróżniania, trzeba powtórzyć sekwencję. Drugi przycisk służy do ultraczyszczenia pojemnika.

Sam proces opróżniania pojemnika na brud jest dużo skuteczniejszy niż w Dreame Z10 Station – chyba tylko raz podczas kilku tygodni zdarzyło się, by sierść połączona z moimi włosami została owinięta wokół pojemnika, przy czym było jej wtedy naprawdę dużo. W poprzednika takie sytuacje zdarzały się nagminnie – wtedy albo trzeba było ponowić odsysanie, albo opróżnić pojemnik ręcznie.

Korpus odkurzacza

Najważniejszą częścią każdego odkurzacza jest jego korpus. Dla wielu osób ogromne znaczenie ma to, jak się prezentuje i z czego jest wykonany. Ten z Dreame Z30 Station został stworzony z tworzywa sztucznego bardzo dobrej jakości, ale – co mnie osobiście boli – w sporej części w błyszczącej wersji.

Na szczęście jednak sam uchwyt odkurzacza jest matowy – ma to wpływ zarówno na ergonomię i wygodę sprzątania, jak i walor estetyczny (wyobraźcie sobie, jak ufajdany byłby błyszczący uchwyt po dziesięciu minutach sprzątania… no nie, podziękuję – wystarczy, że uchwyt jest błyszczący od spodu).

W ramach ciekawostki dodam, że w górnej części korpusu jest zaślepka, sugerująca, gdzie w standardowym odkurzaczu byłoby wejście na gniazdo ładowania. Ciekawe, czy gdybym o tym nie napisała, to byście to wychwycili.

Na korpusie znajdują się dwa przyciski – prawy to włącznik, lewy natomiast służy do zmiany trybów. Nie ma żadnego dodatkowego przycisku, który trzeba by było trzymać, by odkurzacz działał – odkurza dopóki nie wciśniemy prawego klawisza. Nad nimi umieszczony jest niewielki, ale czytelny ekran LCD, który na bieżąco wyświetla procent naładowania baterii i tryb, z jakiego korzystamy (np. świeci się na czerwono, gdy jest uruchomiony tryb turbo), jak również – po zakończeniu odkurzania – ile i jakich brudów wciągnęliśmy podczas ostatniego cyklu sprzątania.

Oczywiście korpus można rozłożyć na części pierwsze. Oznacza to, że można wyjąć z niego akumulator, jak również wysunąć moduł z pojemnikiem na nieczystości. Tam również znajdują się filtry, które warto raz na jakiś czas przeczyścić, jak również wymienić.

Do korpusu oczywiście podłączamy dowolnie wybrane, potrzebne w danej chwili końcówki. Wystarczy wcisnąć przycisk na końcówce i zwolnić go, gdy znajduje się w odpowiedniej pozycji. Nie zdarzyło mi się, bym musiała z jakąś wyjątkowo dużą siłą wciskać te przyciski, by końcówki wypięły się z rury czy przedłużki, co jeszcze kilka lat temu zdarzało się w podobnych mocowaniach chińskich odkurzaczy pionowych.

Jak odkurza Dreame Z30 Station?

Zdążyłam już wspomnieć, że moje pierwsze wrażenie po pierwszej rundce wokół domu z Dreame Z30 Station było bardzo pozytywne. I, muszę przyznać, nie zmieniło się ono przez dalszy czas jego użytkowania. Jest kilka czynników, które za to odpowiadają.

Najważniejsza rzecz, w mojej opinii, to przemyślania szczotka główna. Ta, zamiast niewielkiej szczeliny, ułatwiającej wciąganie rozsypanych większych zabrudzeń, ma wnękę na całą szerokość szczotki – nie ma zatem mowy, by niedokładnie posprzątać rozsypane płatki śniadaniowe czy koci żwirek. I, co ważne, nic się nie rozbryzguje dookoła – wszystko od razu wpada do odkurzacza.

Zastosowanie tak szerokiej wnęki, poparte bardzo wysoką siłą ssania, powoduje też brak problemów z odkurzaniem przestrzeni znajdujących się tuż przed szczotką – mimo, że może się wydawać, że te problemy być mogą, przez wzgląd na znajdujący się w przedniej jej części sporej grubości plastik. Tylko że on sam jest wewnątrz zaoblony, co – w połączeniu z wymienionymi cechami – sprawia, że sprzątanie jest niesamowicie skuteczne.

Sprzątając biuro z użyciem Dreame Z10 Station, wokół drapaka i krawędzi drzwi musiałam zawsze jeździć bokiem szczotki, bo przodem nie była w stanie zassać zebranego tam żwirku i kociej sierści. W przypadku Dreame Z30 Station ten problem zniknął – tak mocno zasysa w trybie turbo, że znajdujący się na podłodze brud nie jest się w stanie bronić.

Z kwestii typowo eksploatacyjnej muszę zaznaczyć, że jest jedno newralgiczne miejsce, na którym osadza się sierść i włosy – to oba końce rolki tuż przy elemencie odpowiedzialnym za poruszanie szczotką prawo-lewo, przód-tył. A gdy zamkniemy wlot powietrza od spodu, sierść potrafi się osadzać również w wewnętrznej części konstrukcji od strony przezroczystego plastiku. To jednak bardzo łatwo usunąć – wystarczy obrócić rolkę szczotki.

Szczotka OmniBrush ma podświetlenie CelesTect i, choć szkoda, że tylko z jednej strony, to jednak daje radę i skutecznie podświetla przestrzeń przed odkurzaczem pokazując, gdzie jeszcze powinniśmy dojechać.

I to właśnie ona eksploatowana jest przeze mnie w największym stopniu. Po szczotkę do wyczesywania sierści sięgam raczej sporadycznie, by – na sucho, bez włączonego odkurzania – chwilę poczesać koty, bo to lubią (ale wystarczy włączyć odkurzacz, by uciekły).

Czasem też sięgam po resztę końcówek, z tą do tapicerek na czele. Cieszę się jednocześnie bardzo z elastycznego adaptera i węża przedłużającego, bo to rzecz, której mi dotychczas po prostu brakowało.

Reszta końcówek jest przeze mnie używana po prostu mniej, ale to głównie dlatego, że ja nie lubię sprzątać ;) Chętnie przejadę podłogę odkurzaczem w walce z sierścią i żwirkiem, ale odświeżenie rolet / zasłon, półek, etc., to już sporadyczne zło konieczne ;)

Czas pracy Dreame Z30 Station

W trybie eco odkurzacz pracuje przez ok. 80 minut, co jest bliskie deklaracjom producenta, wynoszącym 90 minut. Mnie bardziej interesuje to, jak długo jestem w stanie sprzątać moje mieszkanie w trybie inteligentnym, czyli wtedy, gdy sprzęt sam dobiera siłę ssania do poziomu zabrudzeń.

I w takim trybie, dokładne odkurzenie dwóch pomieszczeń z dywanami i trzech z twardą podłogą, z wykorzystaniem trybu turbo przez ok. 75% trwania odkurzania, w 21 minut spowodowało spadek naładowania baterii z 100% do 25%.

Samo ładowanie odkurzacza trwa ok. cztery godziny. Akumulator, jak to standardowo w Dreame, jest wymienny, więc można kupić zapasowy.

Podsumowanie

Temat Dreame Z30 Station rozwinęłam do granic możliwości. Jednoznacznie z tego materiału powinien wybrzmieć jeden przekaz: to naprawdę świetny odkurzacz. Jasne, swoje kosztuje, ale po korzystaniu z niego nic już nie jest takie samo. Względem używanego przeze mnie przez rok poprzedniego modelu zmieniło się tak wiele, że nie jestem w stanie już do niego wrócić. A to najlepsza rekomendacja dla sprzętu kolejnej generacji.

_

Lojalnie informuję, że Dreame Z30 Station dostałam w barterze. Nie miało to jednak najmniejszego wpływu na moją opinię na temat odkurzacza. Jest świetny – po prostu.